25 kwietnia, 2009

Nasza korespondencja o "The Generational: Younger than Jesus" odnotowana na blogu nowojorskiej wystawy

Jaku już pisaliśmy, wystawa „The Generational: Younger than Jesus”, jako prawdziwa wystawa „iGeneration”, ma swojego bloga. Rejestruje on wszystko, co dzieje się wokół wystawy. Od czasu do czasu odnotowuje również publikacje w różnych mediach na temat wystawy.
W ten sposób relacja nowojorska naszego korespondenta, Wojtka Wilczaka, została zauważona właśnie na tym blogu. Info o naszym tekście, jak również o innych ciekawych publikacjach na temat „Younger than Jesus”, możecie znaleźć tutaj.

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

i fajnie!gratulacye

Anonimowy pisze...

List otwarty do Stacha Szabłowskiego

Witam,
Jak pamiętasz, prawie rok temu zrealizowałem jedną pracę na organizowanej przez Ciebie wystawie Establiszment w Zamku Ujazdowskim.

Niedawno okazało się, że praca ma swój dalszy żywot. Parę dni temu zgłosiła się do mnie osoba proponująca mi jej kupno. W pierwszej chwili byłem mocno zaskoczony, ale przystałem na to. W dodatku już po krótkiej rozmowie okazało się, że wchodzi w grę pokaźna suma. Co prawda mówiłem o tej pracy w wywiadzie do Arteonu, ale nie pytałem, co go skłoniło do zakupu tego właśnie konkretnego dzieła i pierwsza rozmowa dotyczyła raczej ogólnych zasad transakcji.

Według mojej wiedzy praca w dalszym ciągu powinna znajdować się w CSW. Będąc wówczas w Warszawie nie poruszyłem tematu demontażu i zwrotu, za oczywiste założywszy, że jako poważna instytucja pewne nawyki macie we krwi i się ze mną w odpowiednim czasie skontaktujecie w tej sprawie. Musiałeś chyba uznać moją obecność za mało śmieszny żart, bo nic takiego się nie wydarzyło. Zresztą po moich kilku listach bez odpowiedzi od Ciebie w sprawie tłumaczenia, czułem się mocno upokorzony całym zdarzeniem i dałem za wygraną, z nadzieją, że szybko zapomnę o nieprzyjemnych side-effects pracy artysty. Na marginesie dodam, że zgodnie z moją wiedzą, moja praca była jedyną, która nie została zwrócona właścicielowi po zakończeniu wystawy.
Pewnie mógłbym pójść do Leroy Merlin, kupić niebieską linę polipropylenową i rozwiązać problem nawet z naddatkiem. Jednak traktuję siebie i innych poważnie i nie dopuszczam czegoś podobnego, chociażby ze względu na fakt, że poza oszukaniem kolekcjonera (co mu już nie grozi zważywszy na fakt, że umieściłem go na liście czytelników tego listu) byłby to przede wszystkim poniżający akt wobec samego siebie i zadaniem kłamu własnej postawie. Zakładam, i myślę, że słusznie, iż jeśli ktoś chce wydać sporą sumę za konkretną materialność dzieła, to robi to, ponieważ wieży, że jest on co najmniej tyle wart. Co ważniejsze - ufa mi, że to co mam jako artysta do powiedzenia może być dla niego w wystarczającym stopniu ważne, by chcieć posiąść tego jakiś namacalny dowód.
Pomimo tego, że sprawa dotyczy szczegółu z mojego życia, dotyka problemu, który jest w istocie publiczny. Źródło tkwi mocno we fragmencie sfery publicznej, do której niewątpliwie świat sztuki się zalicza, czy to w Polsce czy gdziekolwiek indziej. W moim konkretnym przypadku sytuacja w której się znalazłem jest konsekwencją nieco nieodpowiedzialnej praktyki pracownika państwowej instytucji kultury, którym przecież jesteś, i który jest tym bardziej nieodpowiedzialny, że prócz wypełniania funkcji urzędniczych pełni również rolę liczącego się poniekąd taste-makera.
Jak zaznaczyłem, sprawa ma szerszy zasięg niż mój osobisty problem, będący tylko pokłosiem tego, że od jakiegoś czasu w Polsce estetyka/sztuka nie jest przedmiotem demokratycznej negocjacji, w której nie reglamentuje się postaw wymykających się historycznym i żurnalowym definicjom. Co za tym idzie - przymyka się oczy na nadużycia w tej sferze, skazywanej na brak autentycznych znaczeń i automatyzm, a czego ofiarami są wszyscy - nie tylko artyści, ale głównie odbiorcy, którym to stara się wmówić, że wszystko co sztuka po ponad 5 wiekach swojego rozwoju i emancypacji ma społeczeństwu w Polsce do zaoferowania, to kiepski entertainment oraz brak intelektualnych i etycznych kompetencji do udźwignięcia swojego brzemienia.
Dlatego też z w/w powodów moją prośbę o odesłanie 115 metrów niebieskiej polipropylenowej liny wraz z oprawionym tekstem do pracy i jego tłumaczeniem na język angielski (również oprawionym) czynię listem otwartym.
Z wyrazami szacunku,

Przemek Sanecki

ps. Z racji otwartego charakteru listu, proszę jego wszystkich czytelnikow o przesłanie go dalej własnymi kanałami dystrybucji. Z góry serdecznie dziękuję

Anonimowy pisze...

Przemek Sanecki - nie pamiętam takiego nazwiska na Establishment,
ale mam wrazenie, ze przy tego typu pracach konceptualnych kupuje sie idee - pomysl - ktory potem kolekcjoner odtwarza - wiec faktycznie sznurek nie ma znaczenia.

Anonimowy pisze...

Stachu Szabłowski ty ignorancie!szanujmy sie!

Pawel Kubara pisze...

z polskich akcentow na Younger Than Jesus warto wspomniec udzial DIK Fagazine w Live Archive towarzyszacemu wystawie, wiecej szczegolow na: www.dik.blog.pl