30 kwietnia, 2010

ArtBazaar Records już wkrótce!

Powoli zbliżamy się do premiery naszego najnowszego projektu – ArtBazaar Records. Wchodzimy w wymiar audio. Już wkrótce za pomocą płyt winylowych będziemy mieli szansę poznać muzyczną stronę najnowszej sztuki polskiej. Zaproszeni przez nas artyści tym razem zaprezentują swoją muzykę. Muzyce towarzyszyć będzie, co jest bardzo ważne, autorska ręcznie wykonana okładka.

Szczegóły w nadchodzących tygodniach. Poznacie historię artystycznych płyt muzycznych, okładek tworzonych przez najlepszych polskich artystów oraz zapowiedzi ArtBazaar Records.
Przygotujcie gramofony!

29 kwietnia, 2010

"Nie Śpimy" w Zielonej Górze

Kolejna propozycja na majowy weekend. Zapraszamy w imieniu Galerii BWA w Zielonej Górze na wystawę "Nie śpimy!".

Wystawa NIE ŚPIMY! oraz plener i sympozjum IMPREZA DOBRA I RYZYKOWNA to propozycja wiosennego spotkania w twórczej i lekkiej atmosferze. Ważnym punktem odniesienia dla zielonogórskiej majówki jest wystawa NIE MA SORRY, która miała miejsce jesienią 2008 r. w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Inspiracją dla wystawy NIE ŚPIMY! stała się przestrzeń i artystyczna przeszłość Zielonej Góry, zachęcająca do reaktywacji idei plenerów, rozumianych nie tylko jako miejsce powstawania i wystawiania prac, ale przede wszystkim jako możliwość komunikacji, wymiany oraz spotkania i poznania się. Podstawową wartością na czas majowego pleneru stała się wspólnota i praca kolektywna, w której udział biorą zaproszone pracownie ASP oraz artyści, muzycy, teoretycy, kuratorzy i miłośnicy sztuki.

Szczegółowy plan pleneru znajduje się na stronach:

www.niespimy.pl

www.bwazg.pl

"Nie śpimy!" 1-23 maja 2010, otwarcie: 1 maja (sobota), godz. 19.00

"Impreza dobra i ryzykowna" 1-3 maja 2010, otwarcie: 1 maja (sobota), godz.
11.00

Zespół kuratorski: Katarzyna Karwańska, Magdalena Nowak, Stanisław Welbel

Współpraca: Karolina Spiak

Artyści: Wojciech Bąkowski, Tymek Borowski, Łukasz Jastrubczak, Wojciech
Kosma, Franciszek Orłowski, Sławomir Pawszak, Agnieszka Polska, Katarzyna
Przezwańska, Paweł Sysiak, Paweł Śliwiński, Rafał Wilk, Julia Zborowska,
Piotr Żyliński

28 kwietnia, 2010

Czas na Berlin, czyli "Gallery Weekend"


Już w czwartek, 29 kwietnia wieczorem, w ogrodach legendarnej restauracji “Clärchens Ballhaus“ przy nie mniej słynnej ulicy Auguststrasse w Berlinie rozpocznie się jedna z najciekawszych europejskich imprez organizowanych przez Galerie prywatne – „Gallery Weekend Berlin”. Właściwy start imprezy odbędzie się w piątek 30 kwietnia po południu pokazem dla VIP-ów we wszystkich 40 berlińskich galeriach biorących udział w „Gallery Weekend”. A wieczorem tego dnia będą wernisaże dostępne dla wszystkich chętnych. Biorąc pod uwagę frekwencję przed rokiem – tych chętnych będą tysiące.

Galerzyści szacują, że w imprezie trwającej łącznie 4 dni (do niedzieli wieczorem) weźmie udział ponad 20 tysięcy osób. Dla porównania, trwającą kilka miesięcy wystawę Wilhelma Sasnala w warszawskiej Zachęcie obejrzało jedynie dwa razy tyle widzów.
To pokazuje potęgę „Gallery Weekend Berlin” i siłę przyciągania tego miasta. A ta impreza rozpoczęła się niezwykle skromnie sześć lat temu. W 2004 roku niewielka grupa berlińskich galerzystów wpadła na pomysł zorganizowania ekskluzywnej imprezy opartej o koncepcję targów sztuki, tyle jednak, że odbywających się w siedzibach galerii rozsianych po całym mieście. W pierwszej edycji wzięło udział niewiele ponad 10 galerii, które odwiedziło ok 200 osób.

Dziś tych galerii będzie czterdzieści – wśród nich wszystkie najważniejsze w stolicy Niemiec. Każda szykuje na „Gallery Weekend Berlin” jedną z najważniejszych wystaw w roku. Oprócz otwartych galerii biorących udział w imprezie, samo miasto i jego muzea organizują specjalne wydarzenia. Można o nich przeczytać na stronie internetowej www.gallery-weekend-berlin.de.

Wśród artystek i artystów, którzy będą mieli wystaww w galeriach w ramach „Gallery Weekend” są m.in. Mark Wallinger (galeria carliergebauer), Cecily Brown (Contemporary Fine Arts), Martin Eder (Eigen+Art.), Pitero Roccasalva (Johnen Galerie), Ariel Schlesinger (Galerija Gregor Podnar), Elizabeth Peyton (neugerriemschneider). Jest też polski akcent. Galeria Żak/Branicka, która jako jedyna polska galeria bierze udział w „Gallery Weekend”, pokaże najnowszy projekt Pawła Książka „Poelzig vs. Poelzig”.
Na zdjęciach prace artystów, których wernisaże odbędą się w ramach „Gallery Weekend”: Glenna Browna, Andreasa Gursky’ego, Elizabeth Peyton i Pawła Książka.

27 kwietnia, 2010

"Co to jest program muzeum?" - pierwsza dyskusja w krakowskim MOCAK


Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie (MOCAK – skrót od angielskiej nazwy Museum of Contemporary Art in Krakow) jest jeszcze w organizacji. Nawet strona muzeum www.mocak.pl
jest jeszcze w budowie.
Ale już jutro, 28 kwietnia odbędzie się pierwsze wydarzenie organizowane przez MOCAK – panel „Co to jest program muzeum?”. Wezmą w nich udział obecni lub byli szefowie największych instytucji sztuki najnowszej w Polsce: Piotr Krajewski (WRO – Wrocław), Dorota Monkiewicz (muzeum sztuki współczesnej – Wrocław), Piotr Piotrowski (Muzeum Narodowe – Warszawa), Anda Rottenberg (b. dyrektor warszawskiej Zachęty), Jarosław Suchan (Muzeum Sztuki w Łodzi), Joanna Mytkowska (MSN – Warszawa), Marek Świca (Muzeum Narodowe – Kraków) oraz dyrektor MOCAK w organizacji, Maria Anna Potocka.
Sposób wyboru Marii Anny Potockiej na Dyrektor MOCAK w organizacji bez konkursu wywołał wiele emocji, zarówno w samym Krakowie, jak i w Polsce. Dobrze, że pierwszym wydarzeniem MOCAK jest właśnie dyskusja na temat programu Muzeum. Dodajmy, że po wystąpieniach zaproszonych gości – „otwarta dyskusja”, w której będzie mógł wziąć udział każdy z uczestników spotkania.
W dyskusji „Co to jest program muzeum?” będzie można wziąć udział 28 kwietnia o godzinie 16 w auli Centrum Studiów Humanistycznych UJ przy ulicy Grodzkiej 64. Oczywiście w Krakowie.

26 kwietnia, 2010

Z półki kolekcjonera: Łukasz Skąpski - Maszyny. "Samy" z Podhala

Na półkę kolekcjonera trafia kolejna niezwykła książka. Tym razem jest to zapis projektu Łukasza Skąpskiego „Maszyny. "Samy" z Podhala”, pięknie wydany przez Fundację Sztuk Wizualnych. Projekt „Maszyny”, Skąpskiego, współzałożyciela Supergrupy Azorro, jest znany bywalcom galerii. Był już pokazywany m.in. w Poznaniu (Galeria ON), Krakowie (Galeria Potocka), czy też miejscu najbardziej odpowiednim na taką wystawę – w Zakopanem (Galeria Marcina Rząsy). Był też wydany w formie kalendarza przez Galerię Raster.



Ale nigdy nie mogliśmy zobaczyć szalonych przeróbek traktorów z Podhala w książce. Teraz oto i jest. A przypomnijmy – o czym są „Maszyny”. To sto kilkadziesiąt fotografii traktorów własnoręcznie przerabianych w czasach komunizmu przez mieszkańców Podhala. Maszyny te konstruowane z wszelkich dostępnych w danej chwili materiałów, wciąż są intrygujące pod względem wizualnym i – co równie ważne – niezawodne pod względem technicznym.
Książka jest podsumowaniem kilkuletniego projektu dokumentującego przyczyny tak licznego powstawania podhalańskich ciągników w epoce realnego socjalizmu. Skąpski dotarł do pierwszych budowniczych tych specyficznych pojazdów. Zauważył, że pionierzy z każdą następną realizacją udoskonalali swój warsztat, tworząc coraz bardziej zaawansowane konstrukcje, doprowadzając do wypracowania formuły ciągnika doskonałego. Konstruowanie maszyn, jakkolwiek utylitarne, jest również bez wątpienia przejawem zaakcentowania swojej indywidualności. Projekt Skąpskiego ujawnia niezbadane obszary myśli twórczej w powojennej Polsce.
"Maszyny" są nie tylko bogato ilustrowane, ale również mają ciekawą warstwę tekstową.
Są tam teksty Dominika Kuryłka, Czesława Robotyckiego i Łukasza Skąpskiego. Wstęp napisał Andrzej Stasiuk.
Polecamy!

22 kwietnia, 2010

„Pełen relaks” już w sobotę w Warszawie na Hożartach

Zbliża się relaksujący weekend w Warszawie - spacerów po ulicy Hożej i okolicach, odwiedzin pobliskich galerii, księgarni i pubów. Szczególnie polecamy projekt „Pełen relaks” jaki w witrynie księgarni Odeon przygotował duet kuratorski Aleksander Hudzik i Piotr Sikora. "Pełen Relaks" to makieta mini galerii. W galerii tej pokazane zostaną miniaturowe prace m.in. Rafała Bujnowskiego, Maurycego Gomulickiego, Janka Simona i Grupy Azorro.

Jak to będzie wyglądać? Oddajmy głoś kuratorom – „Podczas wystawy chcemy prezentować pracę poddane miniaturyzacji według zasad mikrokart 1:10. Wypracowana przez Grupę Strupek napodstawie miniaturyzacji prac zastosowanej przez Marcela Duchampa metoda pozwoli nam na stworzenie makiety galerii (Bunkier Sztuki), w której znajdą się pracę w skali 1:10. Przygotowanie prac oparte jest na wykorzystaniu ich reprodukcji fotograficznych które są podmalowywane i sygnowane przez artystów. Przygotowane na wystawę pracę po wystawie trafią w ręce zaproszonych do wystawy artystów.”

Zapraszamy!

21 kwietnia, 2010

Jakub Julian Ziółkowski autorem plakatu 15. Festiwalu Beethovenowskiego w 2011 roku

Pisaliśmy już, że Jakub Julian Ziółkowski przygotował projekt przyszłorocznego, 15. Już Festiwalu Beethovenowskiego. Nie pokazaliśmy natomiast jeszcze projektu tego plakatu. Oto więc on.


Więcej informacji o festiwalu i kolekcji plakatów kolejnych edycji znajdziecie tutaj. Przypomnijmy tylko, że autorem tegorocznej edycji festiwalu był Marcin Maciejowski, w ubiegłym roku plakat stworzył Bartek Materka, a wcześniejsze projekty Wilhelm Sasnal, Twożywo i Marianna Sztyma.

20 kwietnia, 2010

„Abstrakcja negatywna” Jadwigi Sawickiej w Galerii Delikatesy w Krakowie

W krakowskich Delikatesach do końca kwietnia można obejrzeć wystawę Jadwigi Sawickiej „Abstrakcja negatywna”. Na wystawie można zobaczyć kolekcję dawno nie widzianych wypisów, cytatów i konstrukcji językowych charakterystycznych dla twórczości artystki.

Jest to kolejny projekt w Delikatesach, który w pewnym stopniu nawiązuje do literatury czy też słowa pisanego. Tym razem, jak można przeczytać w notatce towarzyszącej wystawie- „Wystawa Jadwigi Sawickiej jest jak specjalistyczna biblioteka – to intymny wybór tematów i treści. Artystka, której prace często zawdzięczają swoją proweniencję literaturze, wprowadza czytelnika/odbiorcę do swojego prywatnego zbioru wypisów z literatury. Jest to literatura, jaka interesuje artystkę, wybrana skojarzeniowo i intuicyjnie. Są tu tematy, które Jadwigę Sawicką zajmują osobiście. Emocjonalne poszukiwania w tekście, w sensie słów i znaków, są malarską ilustracją wewnętrznych historii języka i jego autonomii.”



Wystawa: „Abstrakcja negatywna” Jadwigi Sawickiej
Termin: 25.03.10-30.04.10 Galeria Delikatesy ul. Sarego 20/1, Kraków

Zdjęcia dzięki uprzejmości Galerii Delikatesy i artystki.

19 kwietnia, 2010

"Jak jsem potkal d'abla" - czyli debiut Wydawnictwa MORAVA

Z przyjemnością informujemy o powstaniu nowego wydawnictwa artystycznego. Z inicjatywy poznańskiego artysty Honzy Zamojskiego na początku roku powstało wydawnictwo MORAVA. Wydawnictwo chce wydawać książki autorskie i limitowane edycje prac, wykorzystując, jak pisze Honza, wszelkie atuty szlachetnego materiału jakim jest papier.

Na początek wydawnictwo MORAVA przygotowało dwie pozycje – jedną książkową oraz jedną edycję prac.

„Jak jsem potkal d’abla” to książka Honzy Zamojskiego, wydana wspólnie z Galerią Miejską Arsenał w Poznaniu. Książka powstała w wyniku podróży do Czech – drugiej ojczyzny autora. Fikcyjnym przewodnikiem po kraju bliskim, lecz nieznanym, był tragicznie zmarły czeski pisarz Ota Pavel i jego książki. Metodą odkrywania Czech był „przypadek”, czyli ukochany przyjaciel Pavla, jak i Zamojskiego. Teksty, kolejni bohaterowie, archiwalia, materiał fotograficzny gromadziły się w wyniku nieoczekiwanych spotkań. Ostatecznie, po skrupulatnej selekcji, skrystalizowały się w formie książki, której wartość zasadza się na byciu świadectwem podróży jak i pięknym, materialnym obiektem plastycznym. Jest to książka o miejscach, ich przeszłości, ludziach ale też o samym przypadku i o ślepym losie. O diable, który podstawia nogi dobrym ludziom. I jest to także książka o szaleństwie Oty Pavla i o poszukiwaniach źródeł tego szaleństwa. Książka "Jak jsem potkal ďábla" jest rezultatem pobytu stypendialnego autora w Czechach w 2009, w ramach Visegrad Artist Residency Programm. Książka została wydawana w nakładzie 300 egzemplarzy i kosztuje 75 złotych.


Z kolei edycja to druk przygotowany specjalnie na wystawę Miksa Mitrevicsa oraz Honzy Zamojskiego „Nie tam” w Galerii LETO w Warszawie. W druku zostały wykorzystane fragmenty prezentowanych na wystawie realizacji: u góry slajd z projekcji Honzy Zamojskiego, a na dole jedna z wielu fotografii z instalacji “Forgotten Moments” Miksa Mitrevicsa. Edycja jest w nakładzie 20 egzemplarzy i kosztuje 150 złotych.
Obie pozycje wydawnictwa MORAVA można znaleźć i zamówić na stronie wydawnictwa MORAVA – www.moravabooks.com.

11 kwietnia, 2010

09 kwietnia, 2010

Już we wtorek pokaz filmów Anny Molskiej w Tate Modern



Zagranicznych wystaw polskich artystów ciąg dalszy. Już w najbliższy wtorek 13 kwietnia w Tate Modern w Londynie odbędzie się pokaz filmów Anny Molskiej, a następnie dyskusja z artystką, którą poprowadzi Karol Sienkiewicz. Niezbyt często się zdarza, by filmy polskich artystów, szczególnie tych najmłodszych, były pokazywane w tak szacownej instytucji. Anna Molska pokaże wszystkie swoje najważniejsze filmy, poczynając od opartego na piosence Coco Rosie „Jesus Loves Me” z 2006 roku, poprzez najbardziej znany (pokazywany teraz w ramach wystawy„While Bodies Get Mirrored” w Migros Museum w Zurychu) „Tanagram” z 2007 roku do powstałych w ubiegłym roku „Tkaczy”. Pokaz filmów odbędzie się w ramach projektu „Kinoteka. Polish Film Festival”.
Natomiast najnowszy, tegoroczny film Anny Molskiej „Płaczki” (paradokumentalny zapis prób zespołu śpiewaczego "Jarzębina" ze wsi Kocudza na Zamojszczyźnie) będzie można obejrzeć podczas solowej wystawy artystki w Malmoe Konsthall. Ta wystawa będzie od 22 kwietnia.
Na zdjęciu: kadry z filmu Anny Molskiej „Tanagram” (2006/2007).

08 kwietnia, 2010

„To the Margin and Back" - Andrzej Wróblewski w Van Abbemuseum

W najbliższą sobotę (10 kwietnia) w Van Abbemuseum otwarta zostanie wystawa prac Andrzeja Wróblewskiego. Prace nad tym projektem trwały ponad trzy lata. To bardzo organizacyjnie złożone przedsięwzięcie to nie tylko zebranie w jednym miejscu wielu znanych i wybitnych prac artysty, to także pierwszy publiczny pokaz wielu nieznanych do tej pory prac Wróblewskiego oraz towarzysząca wystawie publikacja, z niepublikowanymi do tej pory pracami i tekstami Andrzeja Wróblewskiego. Za całym projektem stoi kurator wystawy Magdalena Ziółkowska. Na kilka dni przed otwarciem znalazła chwilkę na rozmowę z ArtBazaar.

Wystawa „To the Margin and Back. Andrzej Wróblewski“ jest częścią większego projektu „Play Van Abbe”. Na czym on polega?

„Play Van Abbe“ to półtoraroczny projekt łączący badania i wystawy, punktem wyjścia dla pracujących przy nim kuratorów jest międzynarodowa kolekcja Van Abbemuseum. Każda z czterech jego części to próba innego spojrzenia na prace w zbiorach muzeum. W ramach otwartej w listopadzie ubiegłego roku części pierwszej „The Game and the Players“, drobiazgowo zrekonstruowano wystawę, którą ćwierć wieku wcześniej przygotował Rudi Fuchs, poprzedni dyrektor muzeum. Tę odtworzoną, historyczną prezentację skonfrontowano z wystawą Charlesa Esche „Strange and Close“, pokazując prace kupowane do kolekcji po 2004 roku, artystów takich jak Wilhelm Sasnal, Artur Żmijewski, Nedko Solakov, Harun Farocki czy Dan Paterman. „Time Machines“, czyli część druga projektu „Play”, to próba szerszego spojrzenia na historię muzealnej kolekcji i tego, co zostało z niej wykluczone. Dla przykładu, nieobecności awangard przed 1945 rokiem przeciwstawiona zostanie postać László Moholy-Nagy’ego oraz polityka i pozycja, jaką wypracowało nowojorskie MoMA. Z drugiej strony, w pustce wynikającej z braku silnej reprezentacji artystów spoza Europy Zachodniej po roku 45., pojawi się wystawa Andrzeja Wróblewskiego, i to jest istotny kontekst wystawy. Poza tym jest też projekt duńskiej grupy Superflex, którego celem jest obnażenie wyraźnego ale nie dyskutowanego zwykle związku między produkcją przemysłową a minimalizmem, artyści zreprodukują jedną z prac Sol LeWitta, a następnie będą rozdawać ją za darmo.
Dlaczego to właśnie Van Abbemuseum organizuje pierwszą muzealną indywidualną wystawę Wróblewskiego, skoro nie ma żadnej jego pracy w kolekcji?
Bardziej i mniej oczywistych tropów jest sporo, ciekawym łącznikiem jest na przykład płótno Wilhelma Sasnala „Bez tytułu (Wróblewski)” (2005). To właśnie Van Abbe było pierwszym muzeum, które zdecydowało się pokazać prace Sasnala na indywidualnej wystawie, a w tutejszej kolekcji znajdują się jego cztery obrazy i instalacja „Warsaw“, którą za chwilę będzie można oglądać w bezpośrednim sąsiedztwie prac Wróblewskiego. Ta zmiana kursu instytucji i otwarcie na bliski i trochę mniej dosłownie bliski wschód, widoczne wyraźnie od 2004 roku, czyli od momentu, gdy po Janie Debbaucie stanowisko dyrektora objął Charles Esche, zostały zaakcentowane we wspomnianej prezentacji „Strange and Close“, która zainaugurowała cały cykl „Play Van Abbe“. Wystawa odwoływała się do koncepcji Homiego Bhabhy, zgodnie z którą żyjący ze sobą ludzie opierają się zarówno na poczuciu wzajemnej bliskości jak i obcości. Przygotowując wystawę Esche sięgnął po tę metaforę także po to, by opisać związek między odbiorcą a dziełem sztuki, oraz między samymi dziełami. To ciekawe w jaki sposób „Strange and Close” poszerzyło rozumienie geograficznych granic kolekcji zachodnioeuropejskich instytucji, jednocześnie problematyzując polityczną rolę muzeum. Punktem wyjścia był rok 1989, moment kluczowy, w którym zachodni modernizm stanął oko w oko z modernizmami postsocjalistycznej Europy i Bliskiego Wschodu.

Czy są plany kupna jakiejś pracy Andrzeja Wróblewskiego do kolekcji museum?
Bez wątpienia wystawa stanowi wyjątkową okazję do zakupu prac Wróblewskiego przez muzeum i myślę, że taką możliwość rozważy dyrekcja i osoby odpowiedzialne za budowanie kolekcji.

Jakie prace Wróblewskiego zostaną pokazane na wystawie?
Na pierwszej zagranicznej wystawie nie mogło zabraknąć najbardziej znanych płócien artysty takich jak „Szofer niebieski”, który wraz z monotypią „Ryba z literami“ z 1957 r. otwiera ekspozycję, dalej zobaczyć będzie można trzy oleje z serii „Rozstrzelania“, oraz płótna: „Ziemia“, „Niebo nad górami“, „Zatopione miasto“, „Ukrzesłowienie I”, „Kolejka trwa“ czy „Zakochani“. Znajdziemy też prace na papierze, również te wcześniej nie pokazywane m.in. akwarele „Na wiecu“ czy „Kompozycja abstrakcyjna (Trójkąty)“, lub mało znane, jak monotypia „Twarz“, tusze z serii „Nowa Huta“ i niezwykle ciekawa socrealistyczna praca artysty, olej na tekturze „Portret przodownika pracy“ z 1951 roku. Młodzieńcze drzeworyty „Taniec“, „Bal“ czy „Żongler“, które Wróblewski wykonał pod okiem matki, pokazane zostaną w Van Abbemuseum pośród pozostałych prac, z którymi korespondują.


I pokazują tematy jakie później będą poruszane przez Wróblewskiego…
Dokładnie, czego dobrym przykładem jest drzeworyt „Taniec”, przywodzący na myśl średniowieczny dance macabre, jednak obecny w nim motyw „umarłego za życia” w dość niesamowity sposób powraca w późniejszych przedstawieniach zakochanych. Motywem przewodnim wystawy jest poczucie „niezakorzenienia”, braku miejsca i jego poszukiwania, które Wróblewski prowadził na różnych poziomach. Tytuł można też rozumieć w odniesieniu do podróży, jakie artysta odbywał przez całe życie: najpierw, w 1947 roku, na zachód, gdzie odwiedził nie tylko Niemcy, Szwecję, Czechy, ale też Amsterdam, Lejdę i Nijmegen w Holandii, oraz późniejszej wyprawy do Jugosławii w roku 1956, pod wpływem której przeformułował własną postawę artystyczną. Pamiętajmy przy tym, że Wróblewski był repatriantem, u schyłku II Wojny Światowej wraz z matką i bratem przeniósł się z Wilna do Krakowa, później często przemierzał kraj pociągami i wyprawiał się w Tatry, które, jak miało się okazać, stały się miejscem jego ostatniej podróży. To poczucie nieustannego ruchu, podążania gdzieś bez wyraźnego celu, odnaleźć można w obrazach jak „Szofer niebieski”, czy w tuszu „Szofer i pasażerowie” z 1957.

Czy będzie jakieś wydawnictwo towarzyszące wystawie?
Tak, to dość obszerna publikacja w której, z jednej strony zamieszczamy wybór tekstów samego artysty związanych z trzema wątkami: I Wystawą Sztuki Nowoczesnej w Krakowie, zainteresowaniem sztuką skierowaną do mas robotniczych m.in. zjawiskiem Grupy Samokształceniowej, oraz ciała i fizyczności człowieka. Z drugiej strony, zderzają się dwa głosy krytyków: Andrzeja Kostołowskiego z 1968 i współczesny tekst Joanny Kordjak-Piotrowskiej, oraz wypowiedź Zbigniewa Dłubaka ze wspomnianej wystawy krakowskiej. Publikujemy także fragmenty nieznanego dziennika artysty z lat 1947-1948, które możemy odnieść jako komentarz do prac takich jak np. „Ziemia“ czy „Niebo nad miastem“. Z kolei na okładce znajduje się dość zaskakujące zdjęcie wykonane podczas podróży samolotem do Jugosławii w październiku 1956 roku. Takich zaskoczeń jest więcej.


Czekamy w takim razie na książkę i wystawę. Dziękuje bardzo za rozmowę.
Dziękuje bardzo.


Magdalena Ziółkowska jest kuratorem wystawy „To the Margin and Back. Andrzej Wróblewski“, pracuje jako gościnny kurator w Van Abbemuseum i kurator w Muzeum Sztuki w Łodzi.

Wszystkie zdjęcia z wieszania wystawy wykonała Magdalena Ziółkowska (prosimy nie kopiować zdjęć bez zgody muzeum).

06 kwietnia, 2010

Aleje Jerozolimskie

W krótkiej historii wszystkiego zaglądamy dzisiaj do Warszawy i trafiamy na jedną z głównych ulic stolicy. Najpierw trochę historii (za wikipedią) - Pierwotnie nazwa ulicy brzmiała aleja Jerozolimska. Pochodzi ona od istniejącego w XVIII wieku w okolicach obecnego pl. Zawiszy osiedla żydowskiego Nowa Jerozolima, założonego przez Augusta Sułkowskiego. Wzdłuż obecnej ulicy biegła droga z Warszawy do tego osiedla. Choć zlikwidowano je szybko, a Żydzi przeprowadzili się do miasta, nazwa pozostała.

Ulicę wytyczono ostatecznie w latach 1823-1824. Przy skrzyżowaniu z Marszałkowską wybudowano w 1845 roku Dworzec Wiedeński według projektu Henryka Marconiego. Ulica stała się później bardzo okazała, szczególnie ze względu na wiele dzieł secesyjnej i modernistycznej architektury. W latach 1904–1913 wybudowano wiadukt prowadzący do Mostu im. ks. Józefa Poniatowskiego. Nieco później, bo w latach 1921–32 wybudowano pod powierzchnią ulicy tunel kolei średnicowej.

Podczas okupacji niemieckiej Aleje nosiły nazwę "Reichstrasse". W czasie drugiej wojny światowej większość zabudowy została zniszczona, natomiast po wojnie postanowiono odbudować Warszawę nie odwołując się do przedwojennego charakteru miasta. Widać to w szczególności na środkowym odcinku, który jest zdominowany przez Pałac Kultury i Nauki, natomiast odcinek między Nowym Światem a Marszałkowską zabudowany jest głównie w stylu socrealistycznym.


Najsłynniejszym obiektem artystycznym związanym z Alejami jest popularna Palma Joanny Rajkowskiej. Projekt prawidłowo nazywa się „Pozdrowienia z Alej Jerozolimskich”. Jak można przeczytać na stronie artystki „Palma stanęła 12 grudnia 2002 roku po półtora roku przygotowań. Geneza projektu sięga podróży artystki do Izraela w roku 2001 i próby uświadomienia sobie i innym czym są dla Warszawy Aleje Jerozolimskie, ich historia i próżnia jaką stworzyła nieobecność społeczności żydowskiej. Miał to być również eksperyment społeczny badający jak dalece polskie społeczeństwo jest gotowe na przyjęcie tak obcego kulturowo elementu. Miejsce, na którym stanęła palma było przez rokiem 2002 wykorzystywane dla postawienia choinki bożonarodzeniowej.”

Projekt ten istnieje również w wersji „kolekcjonerskiej”. W 2007 roku, gdy nie była jasna przyszłość Palmy, Joanna Rajkowska postanowiła sama zebrać część pieniędzy na utrzymanie instalacji. W tym celu stworzyła serię 61 slajdów poświęconych Palmie, od zdjęć jerozolimskich palm, wykonanych przez Artura Żmijewskiego, poprzez slajdy przedstawiające makiety Palmy, kopie dokumentów, aż do zdjęć historycznych dla samej Palmy. Całość prezentacji kończą świetne panoramy Alej Jerozolimskich z Palmą w tle autorstwa Konrada Pustoły. Projekt ten został „opakowany” z estetyczne pudełka, dołączono do niego przeglądarkę do zdjęć. Praca istnieje w edycji 10 egzemplarzy.

Później, na akcję „Sztuka w nakładzie #1” pod koniec 2009 roku w krakowskiej galerii Delikatesy, Joanna Rajkowska przygotowała serię niewielkich zdjęć makiet Palmy w edycji 5 egzemplarzy.

Palma Joanny Rajkowskiej jest centralnym elementem wspaniałego zdjęcia Konrada Pustoty. Pochodzi ono z projektu pt. „Warszawa. Fotografia otworkowa” (2003). Zdjęcie Anety Grzeszykowskiej (z projektu „Untitled Film Stills” - będącego remakiem fotograficznych instalacji Cindy Sherman, z tym że wykonanym w warszawskich, a nie nowojorskich plenerach, no i w kolorze, a nie w czerni i bieli.) zrobione w Alejach Jerozolimskich na Rondzie Dmowskiego – na tle Hotelu Novotel Forum.

Kolejną pracą związaną z Alejami Jerozolimskimi jest zdjęcie Wilhelma Sasnala wykonane do projektu Polska przygotowanego przez galerię raster. Zdjęcie przedstawia widok na główne skrzyżowanie Warszawy Alej Jerozolimskich i ulicy Marszałkowskiej (widok na Rotundę).
Wilhelm jest też autorem innej pracy związanej z budynkiem stojącym przy Alejach Jerozolimskich – dworcem Warszawa Śródmieście. Namalował on genialny obraz „Bez tytułu (Sawa Srod) z 2004 roku, pokazujący fragment neonowego napisu na budynku dworca. Praca ta była reprodukowana w „Art Now 2”.

Podziemia tego dworca posłużyły też Anecie Grzeszykowskiej do wykonania jednej z najlepszych fotografii z projektu „Untitled Film Stills”.
Posuwając się dalej na zachód Alejami dochodzimy do Dworca Centralnego. Czarno białe zdjęcie dworca techniką fotografii otworkowej wykonał Konrad Pustoła. Jest to zdjęcie z projektu pt. „Warszawa. Fotografia otworkowa” (2003).

Panorama zachodniej części Alej Jerozolimskich jest pokazana na pracy Janka Smagi. Jest to zestaw czterech pocztówek stanowiących jedną pracę. Zestaw ten został wydany przez galerię Raster.

Poszukujemy kolejnych obiektów sztuki związanych z Alejami Jerozolimskimi w Warszawie.

W następnym odcinku czaszka.
Na zdjęciach odpowiednio:
1,2 – widokówki ze zdjęciami Alej (wydawnictwo BW Ruch i KAW); 3 – zdjęcie Joanny Rajkowskiej; 4- praca Konrada Pustoły (edycja 10); 5 – zdjęcie Anety Grzeszykowskiej (edycja 7 plus AP), 6 – zdjęcie Wilhelma Sasnala (bez tytułu, edycja 30); 7- zdjęcie Anety Grzeszykowskiej (edycja 7 plus AP), 8 – zdjęcie Konrada Pustoły (edycja 10); 9 – pocztówki, praca Janka Smagi
Wszystkie zdjęcia dzięki uprzejmości artystów.

03 kwietnia, 2010

Na naszym radarze - Michał Chudzicki

W lutym w krakowskiej Galerii Nova miała miejsce debiutancka wystawa Michała Chudzickiego. Ten niezwykle ciekawy debiut przypomniał nam całkiem niedawną sytuację – wystawę „Człowiek bez właściwości” Tomasza Kowalskiego niespełna trzy lata temu. W Galerii Nova znów pojawiły się wytwory ze snów, nawiązanie do malarstwa dawnego, dziwne postaci, jakby żywcem wycięte z Bacona czy Wróblewskiego. Czy mamy do czynienia z nowym ciekawym artystą „zmęczonym rzeczywistością”? Chyba jeszcze za wcześnie, aby to przesądzać. My natomiast umieszczamy Michała Chudzickiego (rocznik 1983, obecnie na IV roku ASP w Krakowie) na „swoim radarze”. Będziemy się bacznie przyglądać jego dalszej twórczości. Tymczasem zapraszamy Was na krótki wywiad z Michałem.

Do liceum plastycznego chodziłeś w Zamościu… Studiujesz na ASP w Krakowie w pracowni prof. Leszka Misiaka (którą wcześniej ukończyli inni „zamojscy” malarze – Jakub Julian Ziółkowski i Tomasz Kowalski – przyp. AB)… I w końcu od początku 2009 roku zacząłeś tworzyć surrealistyczne prace. Chcesz dołączyć do „zmęczonych rzeczywistością”?
W Zamościu mieszkałem przez pięć lat w czasie nauki w liceum plastycznym, ale pochodzę z Urzędowa, na Lubelszczyźnie. Czuję się w jakiś szczególny sposób związany z tą częścią Polski. Miejsce, w którym się wychowałem dało mi możliwość bliskiego kontaktu z przyrodą, co w dużej mierze mnie ukształtowało, a także przez długi czas było inspiracją dla mojej sztuki. A jeśli chodzi o rzeczywistość… ona nas otacza, mamy ją na co dzień. Można się zmęczyć i znudzić… Naturalnie jednym ze sposobów ucieczki jest zanurzenie się w świat wyobraźni. Nie czuje potrzeby komentowania rzeczywistości. Oczywiście, rzeczywistość może być inspirująca, ale wolę ją przekształconą na swój własny język plastyczny. Pierwsze prace w duchu surrealistycznym powstawały jeszcze przed 2009, ale do szuflady. Ta zmiana nie nastąpiła nagle, trwało to jakiś czas. Najpierw musiałem się zmęczyć realizmem, który stopniowo poprzez coraz dalej idące deformacje przestawał być realizmem. W pewnym momencie twórczości przychodzi czas na pewne ‘samookreślenie się’ (co nie wyklucza dalszego rozwoju i zmian z niego wynikających). Wypisałem więc piętnastu najbardziej inspirujących mnie artystów z różnych dziedzin sztuki. Okazało się, że większość na liście stanowią artyści kojarzeni z surrealizmem i abstrakcją, m.in: Max Ernst, Pieter Breugel, Joan Miro, Pablo Picasso, Hieronimus Bosch czy Mark Rothko. Również znalazł się tam Jakub Julian Ziółkowski, który niewątpliwie miał większy wpływ na mnie, niż niektórzy z wyżej wymienionych. To wszechstronny artysta i myślę, że ograniczanie go przez wkładanie do szufladki pod nazwą ’surrealizm’ jest niewystarczające. Mimo tak młodego wieku ma już ogromny dorobek artystyczny, różnorodny i fascynujący.

Może nasze pytanie zabrzmiało mocno. Ale wybacz – nurt surrealizujący jest dziś w młodej polskiej sztuce modny, więc u kolekcjonera pojawia się pytanie, czy to nie koniunkturalny wybór?
Właśnie, mówi się o modzie na surrealizm. Podobnie o wielkim powrocie abstrakcji. Myślę, że ta sztuka była ciągle. Oczywiście, z jakiegoś powodu mniej widoczna. To samo tyczy się hiperrealizmu, który co jakiś czas pojawia się w nowych odsłonach, ale ciągle jest. Nie mówi się o modzie na hiperrealizm. Teraz nie ma dominującego kierunku w sztuce. Przez to jest ona tak fascynująca. Wiesz, kiedyś jakaś grupa czy kierunek w pewnym sensie ukierunkowywała główny nurt sztuki. Teraz artysta skazany jest na jakiś wybór i niestety szybko zostaje zaszufladkowany. W muzyce jest tak, że zamiast szufladkować, wymyślane są nowe nazwy dla tego, co już dawno zostało wymyślone i nazwane. Według mnie żaden ze sposobów nie jest dobry, ale ludzie mają wrodzoną potrzebę nazywania wszystkiego, co się wokół nich dzieje.

Skąd czerpiesz inspiracje? Mam na myśli nie tylko sztuki plastyczne, bo o artystach juz mówiłeś, ale też muzykę czy literaturę…
Najbardziej z poza sztuk plastycznych inspiruje mnie film. W zasadzie to również ruchome obrazy… Od ekspresjonizmu niemieckiego, przez animacje po twórczość Tima Burtona, którego filmy, ich warstwa wizualna trafiają w moje plastyczne upodobania. Uważam, że kino to dobre medium do kreowania nadrealnych światów i historii. Muzyka jest dla mnie ważna, towarzyszy mi, mojej pracy, ale raczej nie jest tym, co mnie inspiruje, jest obok. Traktuję ją niekiedy jako możliwość oderwania się od pracy plastycznej, a chyba najbardziej dobitnie objawia się to w mojej bardzo amatorskiej grze na instrumentach.

Silnie obecny jest u Ciebie motyw przemijania, rozkładu. Niektóre z postaci, szczególnie te z kolaży, wręcz wydają się „wycięte” z Bacona. Skąd u Ciebie zainteresowanie tym tematem?
Myślę, że jest to oswajanie się ze świadomością przemijania i ze strachem przed kalectwem i starością. Ta tematyka pojawia się także w moich rysunkach, w których postacie zostają pozbawione kończyn. Pewnie jest to jakiś sposób na zmierzenie się z głębokimi lękami. Z drugiej strony fascynuje mnie przywracanie na nowo tego, co już przeminęło. Robert Kuśmirowski robi to w genialny, dobitny sposób. Ja staram się czerpać z dawnej sztuki cytując jej fragmenty lub zupełnie ją przekształcając. W tej dziedzinie mistrzem pozostaje Pablo Picasso.
Może Ciebie to zaskoczy, ale te kolaże też wydają mi się nieodległe od prac Andrzeja Wróblewskiego, szczególnie tych „anatomizujących” ciało (choćby Portret wewnętrzny, Rozdarte plecy i inne). Jaki wpływ na Ciebie ma (lub miał) Wróblewski?
Tak, tu mnie zaskoczyłeś. Artystą, który bardziej mnie inspirował w trakcie robienia kolaży był wyżej przez Ciebie wymieniony Bacon. Świadczy to tylko o tym, jak wybitnym był artystą Andrzej Wróblewski, którego twórczość była tak niejednoznaczna. Z prac Wróblewskiego najbardziej lubię abstrakcje z końca lat czterdziestych. Stał się on ważnym artystą dla paru pokoleń twórców, także tego najmłodszego.

Nie znalazłem żadnej Twojej pracy, na której pojawiłaby się więcej niż jedna postać. Czy samotność Ciebie interesuje od strony artystycznej, oczywiście?
Tak. Poprzez ostatnią serie prac, którą zrobiłem, chciałem przedstawić istotę jako jednostkę. Samotną, czasami śmieszną i odrażającą. Chciałem pokazać dziwność psychiczną i fizyczną istoty żywej, skomplikowaną maszynerię we wnętrzu jej organizmu. Sądzę, że samotność jest przypisana malarstwu, malarz jest sam przed obrazem. Inaczej niż we wszelkich działaniach, akcjach, happeningach, gdzie nierzadko konieczna jest obecność innych ludzi.
A życiowo – jesteś osobą towarzyską czy typem samotnika?
Chyba jestem typem samotnika.

Na zdjęciach: prace Michała Chudzickiego dzięki uprzejmości Galerii Nova.

01 kwietnia, 2010

Mirosław Bałka wygrał Kompas Sztuki 2009

Mirosław Bałka został zwycięzcą tegorocznego Kompasu Sztuki 2009. Twórca instalacji w Turbine Hall w londyńskiej Tate Modern wyprzedził tak znanych twórców, jak Tadeusz Kantor, Jerzy Nowosielski, Andrzej Wróblewski, Magdalena Abakanowicz, Henryk Stażewski, Alina Szapocznikow, Roman Opałka, Jan Tarasin i Wojciech Fangor (to pierwsza "10").
W ubiegłorocznym Kompasie Sztuki Bałka zajął 7. Miejsce. Zwyciężył wtedy Tadeusz Katnor,
W Kompasie Sztuki głosują przedstawiciele galerii komercyjnych i publicznych. Każdy uczestnik głosowania może wybrać 10 najważniejszych polskich artystów współczesnych. W tegorocznej edycji wybrano łącznie 314 artystek i artystów. Głosowały 82 galerie.
Wyniki można obejrzeć tutaj. Przedrukowała je również dzisiejsza „Rzeczpospolita”.