29 czerwca, 2007

Zapytaj Simona de Pury

Chcesz więcej wiedzieć o aukcjach, wycenie dzieł sztuki, co to jest „condition report”, co to jest cena rezerwowa i jak domy aukcyjne zdobywają prace na aukcje – zapytaj Simona de Pury, wieloletniego dealera sztuki współczesnej, założyciela jednego z największych domów aukcyjnych Phillips de Pury & Co.


Gdzie? Na specjalnejstronieinternetowej, którą stworzył dom aukcyjny, a którą firmuje swoim nazwiskiem właśnie Simon de Pury. Oprócz praktycznych informacji na temat funkcjonowania rynku sztuki i domów aukcyjnych, możemy też dowiedzieć się ciekawostek na temat najważniejszych dzieł takich artystów, jak: Sophie Calles, Cindy Sherman, Jeff Koons czy Matthew Barneys.
Rozpoczął też działalność blog, w najbliższym czasie mają też być dostępne gry komputerowe związane ze sztuką i rynkiem sztuki. W sam raz na wakacyjne wieczory.
Zapraszamy i polecamy.

Na zdjęciu: wnętrze galerii Phillips de Pury w Nowym Jorku

28 czerwca, 2007

Sezon letni w Artbazaar

Sezon letni powoli się rozpoczyna. Po emocjonującym sezonie wiosennym przychodzi zwolnienie tempa w pracowniach artystów, a przede wszystkim na rynku sztuki. Spodziewamy się mniejszej aktywności również na naszym blogu, a czasami pojawiania się tematów lżejszych, wakacyjnych.

Dzisiaj zapraszamy do zajrzenia na nasze „boczne strony”. W cyklu Świeżo Malowane (http://swiezomalowane.blogspot.com/) od dziś można zobaczyć prace Jakuba Ciężkiego, absolwenta UMCS w Lublinie. Cały czas są też dostępne prezentacje Jana Plater Zyberka, Wioli Głowackiej i Sławomira Pawszaka. W najbliższym czasie pokażemy też nowych artystów.



W Multimedialnej Historii Sztuki (http://historiasztuki.blogspot.com/) pojawiły się z kolei nowe filmy. Rafał Bujnowski „maluje” zmierzch na klasztorem Saint-Michel, są też relacje z Wenecji – prezentacja Sam Taylor-Wood z pawilonu ukraińskiego (tak, tak) oraz Tracey Emin z pawilonu brytyjskiego; dwie wystawy z Gagosian Galery (Marc Newson oraz Carsten Hoeller) oraz rozmowa z Damienem Hirstem na temat Francisa Bacona.

Zapraszamy do Świeżo Malowanego i Multimedialnej Historii Sztuki.


Na zdjęciu: Jakub Cięzki - "dwanaście", płótno - olej, 140x100cm, 2004r

27 czerwca, 2007

Nowy artysta Saatchiego - James Howard

Znany angielski kolekcjoner (a może inwestor) Charles Saatchi namaścił kolejną (przyszłą?) gwiazdę na światowym rynku sztuki. Został nim student Royal Academy James Howard. Jak podaje angielska prasa , Howard został wyrwany ze snu porannym telefonem od Saatchiego i całkowicie zaskoczony ofertą kupna wszystkich (46) jego prac z wystawy dyplomowej.


Prace Howarda to kolaże zdjęć przedstawione w sposób imitujący reklamy internetowe. Za całość Saatchi zapłacił kwotę 4,500 funtów (wychodzi to około 550 zł za sztukę).



Jak podkreślają komentatorzy, zakup całej kolekcji pozwoli Saatchiemu na kontrolę rynku sprzedaży prac artysty.

Na zdjęciach: James Howard wśród swoich prac; oraz jedna z prac zakupionych przez Saatchiego. ( za thisislondon.co.uk)

26 czerwca, 2007

Damien Hirst najdroższym żyjącym artystą sprzedanym na aukcji

Wczoraj pytaliśmy, jaka praca jest najdrożej sprzedaną na aukcji pracą żyjącego artysty? Otóż najnowsza odpowiedź brzmi: „Lullaby Spring” z 2002 roku Damiena Hirsta. Ta praca, przedstawiająca „szafkę” z 6136 ręcznie wykonanymi pastylkami, została sprzedana w domu aukcyjnym Sotheby’s za 9,7 miliona funtów, czyli 19,2 miliona dolarów. W ten sposób Hirst pobił dotychczasowy rekord, który dzierżył amerykański malarz Jasper Johns.
„Lullaby Spring” jest jedną z czterech instalacji wykonanych przez brytyjskiego artystę. Każda z nich odpowiada porze roku. Do tej pory na aukcje trafiła wcześniej wersja „zimowa”, ze wszystkimi szarymi pastylkami. W maju w nowojorskim Christie’s sprzedała się z niespełna 7,5 miliona dolarów. Nie wiemy, co zdecydowało, że anonimowy licytujący telefonicznie zdecydował się zapłacić aż tyle za pracę Hirsta – czy fakt, że jest ona bardzo kolorowa (choć ja wolę tę szarą), czy też ostatnie zamieszanie związane z diamentową czaszką wykonaną przez Hirsta, która ma stać się najdroższą rzeźbą świata. Fakt faktem – Hirst jest znów na czele wszelkich możliwych rankingów i można się spodziewać, że obrotny Brytyjczyk znów coś wymyśli w swojej fabryce, by się utrzymać na czele.
Na początku aukcji, kiedy licytowano prace na rzecz fundacji charytatywnej, pojawiła się inna wielka gwiazda brytyjskiej sceny – Tracey Emin – zachęcając do kupowania prac na cel charytatywny. I bynajmniej nie chodziło o prace „drugiej świeżości”, jak to często ma miejsce na tego typu aukcjach – słynny galerzysta Jay Jopling z White Cube kupił obraz Hirsta z motylami („Vanity Painting”) za ponad 1,1 miliona funtów (ponad 2,2 miliona dolarów).
Na aukcji Sotheby’s świetnie sprzedawało się malarstwo – właściciela zmienił między innymi znakomity obraz Gerharda Richtera „Teyde-Landschaft”, który był prezentowany w niemieckim pawilonie na Biennale w Wenecji w 1972 roku.
Nowy właściciel musiał zapłacić za ten nieostry wizerunek nieba prawie 2,6 miliona funtów (czyli prawie 5,2 miliona dolarów).
Z kolei gwiazdą odbywającej się dzień wcześniej aukcji w Christie’s był inny malarz – Brytyjczyk Lucien Freud. Przez jeden dzień (do aukcji w Sotheby’s i rekordu Hirsta) dzieżył on tytuł najdroższego „aukcyjnego” żyjącego artysty europejskiego.


Jego realistycznie namalowany portret Bruce Bernarda z 1992 roku sprzedał się w Christie’s za prawie 7,9 miliona funtów (czyli ponad 15,6 miliona dolarów). Bruce Bernard, sportretowany na obrazie Freuda, jest jego bliskim przyjacielem (również „do kieliszka”) od ponad 60 lat. Był też edytorem odpowiedzialnym za ilustracje, najpierw w Sunday Timesie, a następnie w The Independent.
Świetnie sprzedawały się w Christie’s prace innych wielkich malarzy – Andy Warhola („Trzy Marylin” za 5,6 miliona funtów) czy Francisa Bacona („Dwaj mężczyźni pracujący w polu” za 5,1 miliona funtów). Znów znakomity wynik osiągnął urodzony w Kanadzie malarz Peter Doig, którego nieduży obraz „Postacie wśród drzew” przekroczył granicę miliona funtów. Przypomnijmy, że słynne „Białe kanoe” Doiga sprzedało się kilka miesięcy temu za 5,7 miliona funtów (ponad 11 milionów dolarów), najprawdopodobniej do kolekcji rosyjskiej.
Podsumowując – zarówno dla Christie’s, jak i dla Sotheby’s, były to rekordowe aukcje sztuki najnowszej w Europie. Każdy z domów aukcyjnych sprzedał prace za ponad 70 milionów funtów (czyli ponad 140 milionów dolarów). Takiej wiosny w Londynie jeszcze nie było. Aż strach pomyśleć, gdzie rynek zawędruje na jesień – bo końca hossy nie widać. Ale tak jest z hossą i późniejszym załamaniem – spada się z konia wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewasz.

Na zdjęciach: Damien Hirst. Lullaby Spring, 2002; Gerhard Richter, Teyde-Landshaft, 1970, Lucien Freud, Portrait of Bruce Bernard, 1992.

25 czerwca, 2007

Świetna sprzedaż prac Sasnala i Bujnowskiego na aukcjach w Londynie

Znakomita passa polskiej młodej sztuki na międzynarodowych aukcjach trwa. Na aukcjach w trzech wielkich domach aukcyjnych w Londynie obrazy Wilhelma Sasnala sprzedały się przekraczając zdecydowanie górne granice estymacji, natomiast obraz Rafała Bujnowskiego prawie osiągnął górną granicę estymacji. To już ostatnie duże aukcje przed wakacjami. Czy w październiku rynek trochę ochłonie?
Obrazy Sasnala można było kupić na aukcjach w domach aukcyjnych Sotheby’s oraz Phillips de Pury&Co. W Sotheby’s do kupienia był obraz przedstawiający fragment Ziemi widoczny ze stacji kosmicznej, namalowany w 2001 roku – obraz kiedyś był w ofercie Rastra, ale ostatecznie został sprzedany we włoskiej galerii Laura Pecci.
Obraz o wymiarach 65x75 cm miał estymację 18-25 tysięcy funtów, a został sprzedany za 45 tysięcy funtów (ok. 253 tysiące PLN).
Z kolei w Phillps de Pury był nowszy obraz „Untitled (group of monkeys with white margin)” z 2002 roku.
Ten niewielki (27x27 cm) obraz miał estymację aż 30-40 tysięcy funtów, ale i tak ją przekroczył, osiągając ostatecznie poziom 48 tysięcy funtów (ok. 270 tysięcy PLN). Te coraz wyższe ceny na aukcjach prac Sasnala są odzwierciedleniem rosnących również w ostatnich miesiącach cen prac tego artysty na rynku pierwotnym.
Zdecydowanie niższe ceny osiągają na aukcjach prace Rafała Bujnowskiego, który na międzynarodowych aukcjach pojawił się dopiero jesienią ubiegłego roku (obraz z serii „Śnieg” w londyńskim Christie’s). Jednak prace Rafała również systematycznie drożeją i w londyńskim Christie’s praca z poszukiwanej bardzo serii „Bliźniaki” z 2003 roku (wymiary 51x74 cm) osiągnęła cenę 7,8 tysiąca funtów (ok. 44 tysięcy PLN), przy estymacji 6-8 tysięcy funtów.
To już trzeci obraz Bujnowskiego soferowany na międzynarodowych aukcjach w tym roku, a czwarty w ogóle. Wszystkie na razie się sprzedały.
Londyńskie aukcje pokazały, że rynek sztuki najnowszej jest rozgrzany, jak nigdy dotąd. Jakie inne ciekawe prace sprzedano na londyńskich aukcjach? Jaka praca jest najdrożej sprzedaną na aukcji pracą żyjącego artysty? O tym wszystkim już jutro w ArtBazaar. Zapraszamy!

22 czerwca, 2007

Wierzę w inteligencję i kreatywność widza - rozmowa z Pawłem Książkiem

Gdy wstajesz rano, wiesz co będziesz robił tego dnia? Co będziesz malował?

Tak. Od kilku lat maluję wyłącznie cyklami. Nie przypominam sobie, abym namalował obraz bez powodu, impulsywnie, bez kontekstu… raczej dominuje efekt domina. To powoduje, że pewne rzeczy mam z góry zaplanowane, projekty się zazębiają. Sporo czasu poświęcam na selekcję i wyszukiwanie materiału do projektów, nie tylko wizualnego. Inspiracją staje się np. wiersz Sylvii Plath "Ukłucia".


Dokładnie wiesz, co będziesz robił…

Tak, bo ja tym żyję. Jest tak od wielu lat. Miałem pewne trudniejsze momenty życiowe, które nie spowodowały, że przestałem pracować.



A miałeś już takie momenty, że byłeś blisko…

Kiedyś musiałem malować akrylami, bo garsonierka wykluczała użycie terpentyny. Na przykład niektóre prace z lat 2002-2003 powinny zostać namalowane olejami i byłyby trochę inne. Lepsze?

Miałeś taki moment ,że stawałeś przed alternatywą pójścia do pracy bądź malowania?

Na pewno. Macpraca na macintoshach po debiucie w Zderzaku. Na szczęście było to bardzo dawno temu i nieprawda. Kto wtedy żył ze sztuki?


Twoim debiutem była wystawa „Trzy fikcje” w Zderzaku w maju 1998 roku. Pamiętasz tę wystawę?

Tak oczywiście. Ja mile wspominam te prace i tak z perspektywy czasu, chyba były udane. Siłą rozpędu po studiach przez rok wyłącznie malowałem i trafiłem do Zderzaka. To był moment, kiedy musiałem zaprzeczyć temu, czego się nauczyłem na akademii, akademickiemu myśleniu itd. Dlatego też kontynuowałem pracę akrylami, które są takim niemalarskim czy też może opornym medium, są głuche lub krzykliwe. Wtedy pokazałem queerowy z perspektywy czasu obraz "Łezka DJane Mario".
Ale akryle bardzo pasowały do tego, co wtedy robiłeś..

Tak, tak. Ja po prostu rozlewałem farbę na płótnie i kontrolowałem kształt kleksów. Te obrazy były figuratywne i miały pewną anegdotę w sobie, było tam też trochę groteski, zderzenia czarnego humoru i elementów surrealizujących…

Psychodelicznych?

To potem się pojawiły takie obrazy. Ale może też…


Ja pamiętam, że tamta wystawa była bardzo „mocna”- kolory, tematyka - było to zupełnie inne niż to, co się wtedy u nas malowało…

Pewnie tak..

Czy czułeś to?

Na pewno czułem się outsiderem, z tym co robiłem wtedy. Nie czułem, że należę do jakiegoś pokoleniowego głosu. Taki mam charakter.

Pamiętasz jak była ta wystaw wtedy odbierana?

Nie bardzo. Słaby miałem kontakt z galerią.



Kolejnym istotnym krokiem w twojej karierze była następna wystawa w Zderzaku - „King Kong porwał mi muzę”, cztery lata później.

Ta wystawa była takim momentem, kiedy wystąpiło zmęczenie materiału. Przykrym doświadczenien był dla mnie folderek. Żałuję, że doszło do tej wystawy. 2003 rok to koniec współpracy z tą galerią.

W styczniu 2005 roku miałeś wystawę w Wiedniu - The last is the darkest, the last is Real. Tam pokazałeś kompletnie coś innego, cos nowego.

2003 i 2004 to moment redefinicji języka i metody twórczej. Zmieniłem mieszkanie, miałem pokój, w którym mogłem malować olejami. Powstawały wtedy obrazy z serii - Ściany. Łajtkiuby. W nich symulacje-projekty interwencji, murali, lub ich potencjalna dokumentacja. Kilka z tych obrazów i instalację pokazałem na wystawie „Piękno i Efekty Malarskie” w 2004 roku. Tam po raz pierwszy pokazałem coś, z czym mnie wcześniej nie kojarzono. Na wystawie w Kunstbuero pokazałem inne prace z tej serii. Wtedy też chyba zacząłem pracować projektami, kładąc nacisk na wystawę jako całościową narrację.

Później miałeś niesamowitą dla mnie wystawę w Psie w Poznaniu (Październik 2005).

Mając rozpoznanie przestrzeni, postanowiłem bardzo precyzyjnie dopasować projekt do tego miejsca. To była pierwsza wystawa, w której miejsce zadecydowało o doborze tematu, ale jeszcze precyzyjniej to ujawniło się później w przypadku galerii Potocka. Przypadkowo wpadłem na postać Edwardsa, zacząłem się nim interesować, a Pies wydawał się idealnym do pokazania serii prac poświęconych tej postaci. To było miejsce w jakim widziałbym Richey'a. Miejsce o specyficznej energii, fatalnej energii.



To był też twój powrót do Polski.

W pewnym sensie.

Jakie było przyjęcie?

Nie wiem (śmiech). Podobało mi się zaangażowanie Dawida Radziszewskiego…

Dla mnie było to coś zupełnie nowego..

Ale to wynikało z tych prac, nazwijmy to austriackich..

Które były w Polsce zupełnie nieznane…

No tak. Byłem poza obiegiem artystycznym czy środowiskowym na własne życzenie. Ja zresztą wierzę w coś takiego, jak praca artysty w oderwaniu od środowiska, jako artysty outsidera, który sobie coś tam tworzy "dla siebie" poza presją, otoczeniem, tendencjami...

Przez wiele osób jesteś uważany za artystę bardzo niedocenianego, chociaż nie wiem czy to dobre słowo, może lepszym stwierdzeniem byłoby nie tak popularnego rynkowo, jak na to zasługujesz. Jako powody podawane było - przytoczę - twoja postawa outsiderska, twoja praca w agencji reklamowej - jako powód braku koncentracji na malarstwie i po odejściu ze Zderzaka, brak wsparcia ze strony silnej galerii komercyjnej. Jak na to patrzysz?

Ten pierwszy pewnie tak, drugi niekoniecznie, a raczej ekonomiczny i epizodyczny, trzeci na pewno. Ja nie uważam się za artystę niedocenionego, ale nierozpoznanego w kontekście ostatnich czterech lat. Każdy ma swoją szansę. Miałem ją już w 1998 roku. To mogło się zupełnie inaczej potoczyć, historia to zweryfikuje. Widzę, że teraz jest duże ciśnienie na to, aby sukces artystyczny przekładał się na sukces rynkowy i to w sumie zrozumiałe. Od artysty zależy jakość pracy, jej wartość postrzegana. Jakość propozycji zależy od pracy innych osób, galerii w dużej mierze. Wiele osób ma chyba skojarzenia ze mną jeszcze z okresu Zderzaka.

Ale tak jest, jeśli poszukasz czegoś o sobie w Internecie, to odnośniki do wystaw w Zderzaku są tam w znakomitej większości.

Tak, ale ja tego nie zmienię. Może młodzi artyści wyciągną z tego jakąś lekcję? Czy warto robić wystawę czy odczekać? Czy jest to właściwe miejsce, czas? Brak działania bywa skuteczniejszym działaniem.


Twoja twórczość jest bardzo wdzięczna dla przyszłego biografa - malujesz cyklami, projektami. Widać wyraźne przejście od etapu psychodelicznego kolorowego , akrylowego) do, około roku 2004, do tego co dzisiaj robisz etapu, gubienia koloru… W jaki sposób straciłeś kolor?

Bardzo osobiste pytanie (śmiech). Może utraciłem radość życia… Mam wrażenie, że wyniknęło to głównie ze zmiany technologii, z przejścia na farby olejne, które dają bardziej akademicką i szlachetną paletę. Uważam, że nadal maluję "kolorowo", ale nie radośnie. Gram na subtelniejszych zestawieniach, zastanawiam się nad każdym dotknięciem pędzla, gdyż niesie ono emocje. Na pewno dojrzałem i wyciszyłem się. Mam większą świadomość pewnych rzeczy. Odkryłem że zamiast malować po prostu przyjemniej posłuchać muzyki,
naładować akumulator. Nie mam ciśnienia, aby malować 365 obrazów rocznie ale to przyjemne łączyć obie pasje.

Tak to są zupełnie inne emocje. Ja tego ostatnio doświadczyłem podczas koncertu Marillion w Krakowie…

Tak. Muzyka przekłada się na malarstwo. Słownictwo, którego używasz do opisywania muzyki czy dźwięku jest bardzo podobne do tego, jakim możesz opisywać obrazy.

Czy innej muzyki słuchałeś w roku 1998 i słuchasz teraz?

Tej samej (śmiech). Od czasów ogólniaka słucham jazzu i muzyki współczesnej i to się nie zmieniło, pojawiają się nowe płyty i odkrycia. Nie ma to przełożenia na to, co maluję. Może tylko jeśli chodzi o nastrój. Kiedyś się nad tym zastanawiałem. Nie malowałem black-metalowców z powodu fascynacji ich muzyką... ale wystawa w galerii Żak wynika z
fascynacji kulturą afro-amerykanów.


Znasz na pewno płyta Milesa Davis Bitches Brew…

Mam tę płytę na winylu…

Jeśli włączysz tę płytę i zapomnisz, że jej słuchasz, zamienia się ona w swojego rodzaju trans, silnie odziaływujący na emocje. Masz takie momenty podczas malowania?

Powiem wam, że tak. Potrafię sobie przypomnieć, czego słuchałem podczas malowania konkretnego obrazu. To zabawne, że o to pytasz. Słuchając „Bitches Brew” rysowałem rysunek, który sprzedano na aukcji charytatywnej (aukcja na rzecz fundacji „Mam marzenie”). Miewam taką pamięć, że obraz kojarzy mi się z konkretną płytą. Bardzo dobrze nastraja mnie do malowania muzyka Pawła Szymańskiego, bardzo niedocenianego? Jest taki moment, kiedy czuję, że "mam" już obraz, wizja została uchwycona, wtedy w tle może mi towarzyszyć Zorn, Braxton czy Ruins, ale jeśli szukam, waham się nad kolejnym rozstrzygnięciem malarskim potrzebuję muzyki pozwalającej na koncentrację, skupienie. Perfekcyjnie się sprawdza w tej roli np. muza Irene Schweizer, Satoko Fujii czy Susie Ibarra.

Czego słuchałeś malując obrazy o afrykańskich pszczołach?

No jazzu z AACM (śmiech). Nie mogło być inaczej (śmiech). Soundtracków z Coffy, Black Girl, Baadddasss, Don't Play Us Cheap itd. Rozpoznaję problem na wielu płaszczyznach. Przy tych pszczołach wpadałem na różne tropy. Winyl zastąpił szelak pochodzenia owadziego używany do produkcji płyt a stąd blisko do wosku. Wpisałem w google „waxed head” i poddałem się wyborom wyszukiwarki. Pojawiło się kilkanaście zdjęć z sesji przygotowującej głowę Tupaca do gabinetu figur woskowych. Uznałem, że Tupac poszerzy kontekst. Kolorystykę starałem się przenieść z okładki Assifa Tsahara "Hollow World", przedstawiającej marmurową twarz egipskiego faraona.

No właśnie proces gubienia koloru jest u ciebie zbieżny z procesem coraz większej złożoności interpretacyjnej twoich prac. Bez pewnej pomocy coraz trudniej jest je zinterpretować.

Magda Ujma pisząc tekst o Africanized Honey Bees zauważyła, że konstruowanie sensu w moim wypadku odbywa się poprzez kreowanie powiązań pomiędzy rzeczami wziętymi z odmiennych porządków, różnych poziomów rzeczywistości. W pewnym momencie odbiorca staje przed barierą sensu, „wchłania” je wtedy w inny sposób niż tylko przez rozumienie.
Bardzo często tytuły są u mnie kluczem do budowania znaczeń np. w przypadku dwóch prac „Home, Sweet Home” i „Sweet Home Alabama”. To prawda, że moje prace wymagają pewnej odporności i przejścia przez hermetyczny poziom. Myślę, że interpretacja widza z poziomu jego doświadczenia i wiedzy nie jest istotna dla mnie, i równoprawna do mojej z drugiej strony. Wierzę w inteligencję i kreatywność widza.
Czasem wydaje mi się, że moje śledztwo, łączenie znaczeń, kontekstualizacja materiału jest przedmiotem mojej twórczości a sam temat poruszony jedynie inspirującym pretekstem. Magda wspomniała, że poruszam w malarstwie problemy, które są zarezerwowane dla innego medium - video. Mnie to odpowiada. Poszukiwanie materiałów do tego projektu wiązało się z odkrywaniem rzeczy, co do których miałem pewne przeczucia.

Jak jest odbierana ta wystawa w Galerii Żak w Berlinie?

Podobno wzbudza duże emocje, miałem kilka miłych i ciekawych rozmów z ludźmi.

Kraków, Maj 2007

Na zdjęciach odpowiednio:
1. "Jean- Michael is sleeping" - akryl na płótnie, 1997
2. "Lezka DJ Mario" - akryl na płótnie; 1997
3. Fragment wystawy "Nazajutrz" z Centrum Kultury Zamek w Poznaniu, kurator P. Jędrowski; 2007
4. "Home Sweet Home" oraz "Sweet Home Alabama" - olej na płótnie, 2007
5. Kontrkompozycja nr 4. Cykl "de stijl vs. black metal"; 2006; Fragment wystawy "Nazajutrz" z Centrum Kultury Zamek w Poznaniu, kurator P. Jędrowski; 2007
6. Kontrkompozycja nr 3. Cykl "de stijl vs. black metal";; 2006; Fragment wystawy "Nazajutrz" z Centrum Kultury Zamek w Poznaniu, kurator P. Jędrowski; 2007
7. "Mimetyzm" - olej na płótnie; 2007, Galeria Żak, Berlin
8. Cykl "de stijl vs. black metal"; Prace - "kontrkompozycja nr 1" 2006, "black, metal chair"2007, "lampa" 2007, "drzewo" 2006; Fragment wystawy "Nazajutrz" z Centrum Kultury Zamek w Poznaniu, kurator P. Jędrowski; 2007
9. "Zgromadzenie" oraz "waxed Tupac" - olej na płótnie, 2007, Galeria Żak, Berlin

21 czerwca, 2007

Presja na ceny

Nie ma wątpliwości, że jesteśmy świadkami bardzo dobrej koniunktury na sztukę współczesną. Informacje o rekordowych wynikach domów aukcyjnych, o rekordach cenowych polskich artystów, bardzo udanych (pod względem finansowym) udziałach polskich galerii w targach sztuki po prostu nas zalewają w ostatnich miesiącach. Mam wrażenie, że powodują one również dużą presję cenową na wzrost cen na lokalnym rynku sztuki. Jest to bardzo niebezpieczna sytuacja.

Wbrew pojawiającym się w wielu mediach entuzjastycznych opinii na temat polskiego rynku sztuki, nie można przekładać koniunktury światowej na rynek polski. Zgoda, można zauważyć zwiększone zainteresowanie dziełami sztuki wśród kupujących, pojawiają się zakupy z tzw. „ulicy”, czy pierwsze zakupy osób, które wcześniej nie mogły sobie pozwolić na kupno sztuk. Ale, po pierwsze, dotyczy to cały czas małej grupy osób, a po drugie, dotyczy to głównie artystów znanych i uznanych ( którzy nie mieli problemów ze sprzedażą do tej pory czy wręcz na ich prace tworzone są listy oczekujących). A to nie „poszerza” znacząco rynku sztuki.

Czy naprawdę możemy mówić o tak dobrej koniunkturze w Polsce? Jako przykład przyjrzyjmy się ostatniej aukcji w Agra Art w Warszawie. Tak się akurat składa, że były tam oferowane prace trzech artystów, którzy wywarli znaczący wpływ na pokolenie dzisiejszych 20-30 latków. Jak się sprzedali? Niezbyt rewelacyjnie.

Praca Leona Tarasewicza nie została w ogóle sprzedana, a obrazy Jarosława Modzelewskiego i Pawła Susida osiągnęły tylko ceny wywoławcze, które (szczególnie w przypadku Susida) były wyjątkowo atrakcyjne.

Presja cenowa, wynikająca z bardzo dobrych wyników sprzedaży za granicą, sprawia, że istnieje bardzo trudna do opanowania chęć podniesienia cen na prace wiszące w krajowych galeriach czy oferowane na krajowych aukcjach. Oczywiście taki wzrost cen, w sytuacji braku ustabilizowanego rynku sztuki, musi spowodować brak odzewu czy też ponowne wycofanie się z kupna rzeszy potencjalnych kolekcjonerów. Bardzo niebezpieczne jest tłumaczenie, że skoro artysta X kosztuje w Nowym Jorku 10 tysięcy dolarów, to praca artysty Y powinna kosztować co najmniej połowę tego ( choć artysta Y nie miał nawet jednej poważnej wystawy w kraju). Groźne jest wyciąganie jako marchewki zachęt inwestycyjnych, (…na pewno na tym Pan/Pani nie straci…) gdyż, jaką minę będzie miał nasz inwestor, jeśli za dwa lata prace artysty po cichu znikną z oferty galerii, bo pojawił się nowy obiecujący (pewniak inwestycyjny) artysta.

Szczególnie silna presja cenowa jest zauważalna u artystów, jeszcze studentów Akademii Sztuk Pięknych. Nie ma u nich jeszcze „pokory” starszych kolegów i ich oczekiwania cenowe często znacznie przekraczają ceny prac ich profesorów. Czy oczekiwanie sumy ponad tysiąca złotych za niewielkie prace, często na papierze jest wiarygodne w sytuacji, kiedy w trwającej właśnie wystawie prac na papierze Wojciecha Fangora ceny na prace tego wybitnego artysty zaczynają się od 2 tysięcy złotych?

20 czerwca, 2007

Targi Art Basel dostępne online do 17 sierpnia


Dla tych, którzy nie dojechali na targi Art Basel, organizatorzy przygotowali niespodziankę. Do 17 sierpnia działa internetowa strona http://www.artbasel-artnet.com/ przygotowana wspólnie przez targi Art Basel oraz artnet – jedną z najważniejszych platform handlu sztuką i olbrzymią internetową bazę danych o sztuce.
Na specjalnej stronie znaleźć można informacje o wszystkich galeriach biorących udział w targach Art Basel, zdjęcie ich stoiska targowego, a także, o ile galeria przekazała organizatorom wersję elektroniczną, reprodukcje najciekawszych prac prezentowanych na targach. Można też zlokalizować galerię na planie targów.
Podobnie przedstawia się część dotycząca prezentacji artystów – jeśli galerie dostarczyły prace – to artysta znalazł się w bazie danych. Niestety wiele galerii reprezentujących polskich artystów tego nie zrobiło i dlatego nie ma w bazie danych ani np. Wilhelma Sasnala (FGF, Sadie Coles, Anton Kern), ani Rafała Bujnowskiego (Johnen+Schoettle), ani Romana Opałki (Starmach). Z polskich galerii najlepiej spisał się Raster, który przedstawił spore portfolio prac Anety Grzeszykowskiej z cyklu prezentowanego na Art Basel.
Mimo tych braków można się zorientować w ofercie poszczególnych galerii i zobaczyć, choć tylko wirtualnie, bardzo ciekawe prace. Zachęcam do surfowania po tej stronie. Jest darmowa, ale tylko do 17 sierpnia.

19 czerwca, 2007

Nowe miejsce – Galeria LETO w Warszawie

W tym tygodniu tytuł najmłodszej galerii w Warszawie przechodzi z Galerii m kwadrat na rzecz Galerii LETO. Jednocześnie, ulica Hoża w Warszawie staje się miejscem lokalizacji już trzeciej galerii sztuki, po Galerii Raster (Hoża 42) i Galerii Hoża (Hoża 39).



Zgodnie z planami Marty Kołakowskiej, LETO ma pokazywać i promować sztukę współczesną, prezentując artystów o wyrazistym stylu. Galeria ma charakter komercyjny i planuje stałą współpracę z wybranymi artystami. Jak mówi właścicielka galerii „Chciałabym dać szanse młodym kuratorom z pasją i zupełnie świeżym spojrzeniem. Będą mogli się sprawdzić, zanim ruszą na podbój statecznych instytucji”.


Na otwarcie zaplanowano zbiorową wystawę pod tytułem „Bliskość”. Przygotowana wystawa ma pomóc nam w znalezieniu odpowiedzi na pytanie - czym jest dla nas bliskość, w jaki sposób jej pragniemy, co w jej braku nas niepokoi. Do wystawy zostali zaproszeni: Marta Deskur, Marcin Chomicki, Ignacy Czwartos, Jacek Dłużewski, Stanisław Koba, Marcin Łukasiewicz, Maciej Stępiński, Radosław Szlaga, Grupa Twożywo oraz Iwo Rutkiewicz. "Sięgnęłam po moich ulubionych artystów - osobiście i poprzez sztukę mi bliską” - powiedziała Artbazaarowi Marta Kołakowska.


Wernisaż 22 czerwca (piątek), galeria LETO, ul. Hoża 9c, Warszawa, godz.18.00.


Wystawa czynna będzie od 23 czerwca do 17 sierpnia 2007


Na zdjęciach prace Radka Szlagi i Stanisława Koby dzięki uprzejmości Galerii LETO

18 czerwca, 2007

Parada młodości na targach LISTE w Bazylei

Przychodząc na targi LISTE do dawnego browaru z wielkiej hali targowej Messe, gdzie odbywały się główne targi Art Basel, wchodziło się do innego świata. W niewielkich salkach, w zakamarkach korytarzy, zaułkach, piwnicach, strychach i przybudówkach czaiły się na nas prace w 62 galeriach z 21 krajów.
Targi LISTE, to „targi młodej sztuki”, taki mają zresztą tytuł. Odbywają się już w Bazylei po raz 12. W tym roku znów „urosły” po ubiegłorocznej ekspansji. Żeby pokazać się na LISTE trzeba być artystą przed 40. Galeria może uczestniczyć w tych targach maksimum pięć razy i albo „upgradować” się na główne targi, albo przejść gdzie indziej. Oczywiście to wszystko założenia, bo częste są tu wyjątki od reguły.





Potrzeba chwili, żeby przyzwyczaić się do stylu pokazywania prac. Jednym „minotaurowski” system korytarzy pomaga we „wczuciu” się w atmosferę targów, które oprócz (znakomicie) sprzedającej się sztuki, są też spotkaniem towarzyskim. Innym jednak, a ja należę do tej grupy osób, taka ekspozycja przeszkadza – także dopiero przy drugiej wizycie zacząłem dostrzegać fajne rzeczy na stoiskach poszczególnych galerii. Oczywiście, im bardziej „cool” galeria, tym mniej informacji o pracach – na niektórych stoiskach jest jeszcze napis ołówkiem na ścianie, na innych nie ma nic.
Bardzo silnie na LISTE zaznaczyli swoją obecność Amerykanie – do browaru przyjechały takie galerie jak David Kordansky, Pers Project i Daniel Hug, z Los Angeles, Zack Feuer Gallery z Nowego Jorku (bardzo fajne obrazy niemieckiego malarza Christopha Ruckhaeberle, które wyglądają trochę jak obrazy postaci malowane przez Andrzeja Wróblewskiego – ciekawe czy Ruckhaeberle go zna? – szkoda, że nie sfotografowałem, ale nie wziąłem aparatu fotograficznego, gdy odwiedzałem to stoisko.
Obecni są też Brytyjczycy – londyński Hotel pokazał solową wystawę Alistara Mackinvena – malującego szare obrazy i tworzącego instalacje – odważny ruch, zważywszy, że ten artysta jest praktycznie nieznany na rynku sztuki (choć jest już w kolekcji Saatchiego). Jego prace, w cenie od 1500 do 8 tysięcy euro w większości się sprzedały. Laura Bartlett pokazała prace francuskiego artysty zafascynowanego blokami Cypriena Gaillarda. Pokazał on film o zburzeniu budynku mieszkalnego w Glasgow w 2005 roku w ramach „czyszczenia” przestrzeni miejskiej (skądś to znamy) oraz znakomitą serię stylizowanych na XVIII-wieczne litografii przedstawiających idylliczne pejzaże z blokami i biurowcami w tle.
Do stoiska rumuńskiego Planu b z Kluż już od początku targów walili kolekcjonerzy. Nic dziwnego, ta galeria stała się bardzo modna i właściwie może wybierać, komu sprzedać najatrakcyjniejsze prace. Obraz Adriana Ghenie sprzedał się od razu za 9,5 tysiąca euro. Natomiast na dwie instalacje Victora Mana (w cenie 3,5 i 18 tysięcy euro) galeria zbierała zapisy i po targach wspólnie z artystą zdecyduje, komu je sprzedać. Oprócz tego na stoisku Planu b można było zobaczyć prace Gabrieli Vangi, Serbana Savu, Cristi Pogacana i Cypriana Muresana.
Jeśli już jesteśmy przy galeriach z Europy Środkowej, to na LISTE zadebiutowała także galeria Hunt Kastner z Pragi, która przywiozła do Bazylei prace Tomasa Vanka.

To trochę podobna sztuka do tego, co kiedyś robił Rafał Bujnowski – obrazy rzeczywistych przedmiotów; gwoździ, haczyków, wyłączników, wieszaków malowane albo bezpośrednio na murze, albo na płótnie lub papierze. Od Rafała Vanka różni jeszcze technika – to przedstawiciel „sztuki ulicy” malujący swoje prace sprayem. Jego prace bez edycji kosztowały 100 euro, a większe prace w edycji 3 sztuk (na przykład praca składająca się z pięciu wieszaków – łącznie 15 części) – 2 tysiące euro.
Do Rafała Bujnowskiego w stylu myslenia podobny też jest meksykański malarz Raul Order reprezentowany przez galerię Myto z Meksyku. Malował on codziennie banalne pejzaże badając i zaznaczając na obrazie, ile spalił w tym czasie kalorii i tłuszczu. Badania wykazały, że malując ten sam morski pejzaż siódmego dnia spalił zdecydowanie mniej kalorii. Mniej kalorii wymaga także namalowanie tego samego obrazu czarno-białego niż w kolorze – dowodzi meksykański artysta.


O obecności warszawskiej galerii lokal_30 na targach LISTE już pisałem – teraz jeszcze przy okazji tego tekstu przypomnienie, że galeria pokazała obrazy Karoliny Zdunek, wideo i zdjęcia Zuzanny Janin, rzeźbę Macieja Kuraka i instalacje Janka Mioduszewskiego.
Największym powodzeniem cieszyły się wielkoformatowe obrazy Karoliny Zdunek.

16 czerwca, 2007

Sztuka (prawie) bez ograniczeń na Art Unlimited

Sekcja Art Unlimited to specyfika targów Art Basel. Jedynie tak bogate targi sztuki współczesnej jak te w Bazylei, mogą, dzięki wsparciu hojnego sponsora, jakim jest szwajcarski bank UBS, pozwolić sobie na taką ekstrawagancję.

Czym jest Art Unlimited? Dzięki praktycznemu zniesieniu ograniczeń – przestrzennych, finansowych, technicznych czy mentalnych – można na nich pokazać projekty, które nie zmieściłyby się w normalnej ofercie targów. Raz – ze względów finansowych, dwa – ze względów przestrzeni, jaką potrzebują, trzy – tematyki i na końcu – często ze względu na „niekomercyjność” niektórych prac.

Art Basel zapewnia artystom wszystko – wielką halę wystawową, zespół techników i kuratorów, którzy pomagają przygotować i umieścić w przestrzeni prace, a w końcu i pieniądze na ich przewiezienie i wybudowanie. Artyści często sami przyjeżdżają do Bazylei montować prace. W tym roku na Art Basel pokazane zostały prace 77 artystów z 30 krajów – i często były to prace do zobaczenia raczej w takich miejscach jak Documenta w Kassel czy Biennale w Wenecji niż na targach.
Już przy wejściu wszystkich intrygował wypełniony wodą BMW rocznik 1980, w którym dwa razy dziennie (pod koniec targów już tylko raz dziennie, bo zaczęło brakować tlenu – jednak jakieś ograniczenia na Art Unlimited były) angielski artysta William Hunt „śpiewał” piosenkę miłosną do specjalnie skomponowanej pięknej muzyki. Dźwięk wydostawał się poprzez ogromne kolumny. Bardzo wzruszająca i intrygująca zarazem praca zawsze wzbudzała duże zainteresowanie widzów.

Jeśli jesteśmy przy wodzie – to wspomnijmy o pracy dwójki Brazylijczyków – Helio Oiticicy i Nevilla d’Almeida, którzy zafascynowani „pseudo-kinem” stworzyli specjalne miejsce – olbrzymi basen oświetlony niebieskim światłem, a na ścianach pokazywano slajdy „Notations” Johna Cage’a (czasami prawie całkowicie przykryte „białym prochem”), a głośników wydobywała się muzyka tego kompozytora. Nie muszę dodawać, że nie była to ekspozycja w stylu Zachęty, więc można było się swobodnie „moczyć” (większość moczyła tylko stopy) w basenie.

Z tego boxu niedaleko było do miejsca, gdzie francuski artysta Pierre Hughye stworzył specyficzny „chillout” room, gdzie dzięki grze świateł, dymów i muzyki Czajkowskiego można było chwilę odpocząć od zgiełku targów.

Art Unlimited to nie tylko instalacje, ale także ciekawe projekcje filmowe. Turecki artysta Kutlug Ataman (nominowany do Nagrody Turnera w 2004 roku), w historii „Stefan’s Room” opowiada o człowieku, który w niewielkim mieszkaniu w Berlinie ma ponad 30 tysięcy egzotycznych motyli. To opowieść o fascynacji, która staje się obsesją – oczywiście to już w sztuce było, ale sposób tej opowieści – na kilku ekranach równocześnie, jest niesamowita.

Od Atamana już niedaleko do wielkiej graciarni Christoph Buechela. Szwajcarski artysta pokazał ten projekt w ubiegłym roku w londyńskiej galerii Hauser&Wirth Coppermill i wywołał on sensację. W wielkiej graciarni, wśród ułożonych z wielką precyzją śmieci XXI wieku stworzony został idealny męski świat. W Bazylei dodano jeszcze bar, gdzie serwowano tym, którzy odstali w kolejce do instalacji (a czekać trzeba było długo) piwo lub whisky.

Na zupełnie przeciwnym biegunie estetycznym była praca niemieckiego artysty Andreasa Słonimskiego „Wo sind die Skier?”. „O co chodzi? Gdzie jest tu dzieło sztuki” – pytali zwiedzający pusty wielki box i dopiero po dłuższej chwili zauważali odciśnięty w miękkim materiale ślad po jednym skrzydle helikoptera, który wprowadzono tu do sali, by odcisnął właśnie ten ślad (pilot też zostawił odcisk palca).

Wracając do wielkich instalacji – kubański artysta Carlos Garaicoa stworzył panoramę wielkiego miasta oglądanego z wielkiej góry.Praca robie niesamowite wrażenie swoją skalą i iluzjonistyczną grą.
I na koniec śmieszny projekt amerykańskiego artysty Jeffreya Vallance’a „Cultural Ties” – który w 1979 roku wysłał do 200 najważniejszych przywódców ówczesnego świata list wraz ze specjalnym krawatem.
Dostał około 50 odpowiedzi – część tylko w formie listów z podziękowaniem, część listów przyszła z innym podarunkiem (obrazek i medali od Jana Pawła II), a część przywódców przysłała też krawaty. W tym między innymi w imieniu ówczesnego PRL-owskiego premiera Piotra Jaroszewicza krawat z „bardzo znanej fabryki jedwabiu” w Milanówku wysłał minister Janusz Wieczorek.
To tylko niektóre z projektów z Art Unlimited – jest jeszcze szalony zimowy box belgijskiego artysty Hansa Op de Beecka, wielkoformatowe rysunki urodzonej w Polsce, a mieszkającej na Sycylii (wcześniej w Szwecji i USA) artystki Aleksandry Mir, słynny pokój Gregora Schneidera i wiele, wiele innych ciekawych projektów. Naprawdę na Art Unlimited sztuka nie ma (prawie) ograniczeń.

Polscy artyści na 38 Art Basel

Siłę polskiej sztuki w świecie sztuki współczesnej pokazuje nie tylko liczba galerii z naszego kraju na Art Basel, ale również liczba artystów reprezentowanych i pokazywanych przez europejskie i amerykańskiego galerie na targach w Bazylei.
Jeszcze sześć-siedem lat temu jedyne polskie nazwiska jakie znawcy sztuki byli w stanie wymienić (obok oczywiście tak historycznych nazwisk jak Kobro, Kantor czy Stażewski), to Abakanowicz i Bałka. Dziś ci artyści nadal są obecni w międzynarodowym obiegu sztuki, ale obok nich pojawiła się cała plejada młodszych artystów.
Oczywiście najbardziej poszukiwanym polskim artystą jest Wilhelm Sasnal – w tym roku obecny na stoiskach Sadie Coles z Londynu i Anton Kern Gallery z Nowego Jorku (obok oczywiście stoiska FGF).

Liczba osób pytających o możliwość kupna prac Sasnala zwykle przekraczała 10 na godzinę. Dlatego galerzyści Wilego mogli tak naprawdę wybrać, do jakiej kolekcji i jakiemu kolekcjonerowi sprzedać jego prace.
Podobnie jest z młodszym kolegą Wilhelma z FGF, Jakubem Julianem Ziółkowskim. Jego pojawienie się na ubiegłorocznych targach Art Basel w ofercie Hauser&Wirth z Londynu spowodowało wzrost zainteresowania tym artystą, które kontynuowane jest do dziś. I przekłada się na sprzedaż prac, o której już pisałem.
Trzeci malarz z Fundacji, Piotr Janas, był w Bazylei pokazywany również przez berlińską galerię Nourbakhsch, która zaprezentowała jego olbrzymi, robiący niesamowite wrażenie dyptyk.
Jak zwykle polską sztukę pokazuje kolońska galeria Johnen+Schoettle. W tym roku jest to obraz z serii „Negatywów” Rafała Bujnowskiego. Kosztuje 6800 euro.

W samym rogu stoiska kolońskiej galerii stoi także niepozorna fotografia, wyglądająca na „vintage” z XIX wieku – to znany projekt z Galerii Potocka Roberta Kuśmirowskiego. Przed kilkoma laty artysta stworzył m.in. dla ludności Krakowa stare atelier fotograficzne, gdzie można było się sfotografować w stroju z epoki.

Ta fotografia (unikatowa, w misternej ramce) kosztuje 3500 euro. Niedaleko, na stoisku berlińskiej galerii neuerriemschneider z kolei w oczy rzucało się czarne zaproszenie na performance „Wyprawa do lasu” Pawła Althamera z ubiegłego roku.
Po tegorocznym sukcesie wystawy Pauliny Ołowskiej w nowojorskiej Metro Pictures można było się spodziewać, że również w Bazylei jej prace spotkają się z dużym zainteresowaniem kolekcjonerów. Prace Ołowskiej wystawiły dwie galerie: właśnie Metro Pictures – neon „Dancing” (sprzedała się cała edycja do 3 sztuk po 12 tysięcy dolarów za sztukę, zdjęcie tego neonu z Nowego Światu w Warszawie można było ostatnio kupić na aukcji charytatywnej w CSW) oraz Bucholz Galerie, która za 30 tysięcy euro sprzedała obraz-kolaż Ołowskiej, również nawiązujący do neonu - ale innego - mianowicie słynnej, odnowionej dzięki własnie akcji Pauliny Ołowskiej i FGF "siatkarki" z Placu Konstytucji w Warszawie.
Galeria Lehman z Drezna codziennie zmieniała wystrój. Jeden z dni – piątek – był poświęcony pracom Sławomira Elsnera, który pokazał urocze rysunki ołówkiem pokazujące… „Untitled Film Stills” Cindy Sherman,

z których „wygumkowana” została postać artystki. Piękne rysunki i niesamowity zbieg okoliczności, że zupełnie niezależnie dwójka artystów związanych z Rastrem zainteresowała się pracą Sherman i pokazała ją na tych samych targach. Cena rysunków Elsnera to 3700 euro za sztukę i sprzedały się wszystkie.
Zbyszek Rogalski ma obecnie wystawę w paryskiej galerii Almie Rech i dlatego galeria sprzedawała jego prace, a dostępne są właściwie tylko fotografie, tylko z portfolio. Wideo Artura Żmijewskiego można oglądać w galerii Kilchmann z Zurychu. Można obejrzeć „Powtórzenie”, projekt na biennale weneckie sprzed dwóch lat, oraz cztery historie zwykłych ludzi z tegorocznego projektu, pokazanego w Neue Berliner Kunstverein: „Dieter”, „Aldo”, „Giuseppe” i „Salvatore”. Warto dodać, że swój najnowszy projekt Artur Żmijewski pokazał na otwartych właśnie Documenta w Kassel.
W Kassel pokazane są także prace innej polskiej, nieżyjącej już artystki, Aliny Szapocznikow, która ma równocześnie wystawę w galerii Capitain z Kolonii.

Galeria ta przywiozła też prace Szapocznikow do Bazylei i oczywiście wszystkie sprzedała. Rysunek został sprzedany za 8 tysięcy euro, a rzeźba z poliestru z niedopałkami papierosów oraz lampa z świecącym biustem po 45 tysięcy euro.

W galerii Nordenhake z Berlina, od lat reprezentującą Mirosława Bałkę, można zobaczyć instalację rzeźbiarską tego artysty zatytułowaną po prostu „115x205x80” z 2007 roku.
Performance Cezarego Bodzianowskiego pokazuje w ramach Art Premiere galeria Zero z Mediolanu. Bodzianowski przez cały czas trwania targów przebywa w oddalonym o kilkaset kilometrów luksusowym hotelu FAIRMON Le Montreux Palace i codziennie przesyła do Bazylei jeden polaroid dokumentujący swój pobyt.

Ten polaroid, codziennie zmieniany, jest jedyną dokumentacją performance artysty. Wczoraj wisiał „Bodzianowski w basenie”. Całość dokumentacji projektu – czyli siedem polaroidów, można kupić za 15 tysięcy euro. Do obejrzenia w całosci będzie ostatniego dnia targów - w niedzielę.
Przenosząc się na targi młodej sztuki LISTE możemy tam znaleźć na stoisku nowojorskiej galerii Broadway 1602 obrazy Agnieszki Brzeżańskiej.

Bardzo ładne prace warszawskiej malarki sprzedają się swietnie – galeria sprzedała już siedem obrazów w cenie od 5 do 8 tysięcy dolarów.
Na LISTE ma również swoje stoisko debiutująca tu (debiut wypadł bardzo dobrze) galeria lokal_30 z Warszawy, która do Bazylei przywiozła rzeźbę Macieja Kuraka z przewrotnym tytułem "Czy to ważne, kto stoi za tym obrazem?" (edycja do 3 sztuk),

obrazy Karoliny Zdunek i Jana Mioduszewskiego, a także wideo i fotografie z wideo (video-stills) Zuzanny Janin. Agnieszka Rayzacher z lokalu_30 podkreśla, że nie spodziewała się tak dobrego przyjęcia prac Karoliny Zdunek, której obrazy, w cenie od 4 tysięcy euro za niewielki obraz do 15 tysięcy euro za wielkoformatowy dyptyk sprzedają się znakomicie.

Sprzedała się również, do londyńskiej kolekcji prywatnej, wspomniana rzeźba Macieja Kuraka (za 9 tysięcy euro), oraz video-stills Zuzanny Janin (1600 euro za 4 video-stills z projektu "Just Before. Ideal Musem" i tyle samo za 2 video-stills z projektu "I LoveYouToo") natomiast nie znalazły nabywców prace Mioduszewskiego.