31 lipca, 2007

Sztuka współczesna: coraz mniej kolekcjonerów,coraz więcej inwestorów

Na rynku sztuki na świecie, a w szczególności w USA i w szczególności na rynku sztuki współczesnej i najnowszej, pojawia się coraz więcej inwestorów, a coraz mniej kolekcjonerów – donosi amerykańska prasa. Z czym to jest związane? Według Los Angeles Times z tym, że sztukę najnowszą kolekcjonuje coraz więcej osób z branży finansowej, w tym w szczególności z funduszy hedżingowych. Niedawno opublikowaliśmy listę 10 największych kolekcjonerów sztuki według miesięcznika ARTnews. Znalazło się na niej aż trzech założycieli takich funduszy.
Dlatego właśnie, jak twierdzi Randall Willette, doradca na rynku sztuki z londyńskiego Fine Art. Wealth Management, sztuki nie kupuje się już tylko z kaprysu czy chęci kolekcjonowania. „Pojawiła się ona u wielu inwestorów na liście aktywów inwestycyjnych” - dodaje.
Oczywiście jeśli kupowanie sztuki traktować jako inwestycję, to pojawiają się dwa zasadnicze pytania: czy rynek sztuki jest „prawdziwym rynkiem”, takim jak rynek obligacji, czy akcji oraz drugie pytanie – czy to co się dzieje na rynku sztuki, to cykliczny wzrost (po którym zawsze następuje spadek) czy też długoterminowy trend. Oczywiście mówimy tu o rozwiniętych rynkach, a nie raczkujących, takich jak Polska.
Nie ma prostych odpowiedzi na te pytania (szczególnie na drugie) – jednak są one ważne, jeśli traktujemy sztukę (a jak widać, jest coraz więcej takich kolekcjonerów „inwestycyjnych”), jako inwestycję.
Na pewno rynek sztuki nie jest tak transparentny jak rynek akcji – potrafi być bardzo nieprzewidywalny i niestabilny. Lubi strącać w przepaść hołubionych artystów (przypomnijmy włoską nową falę). Nie ma możliwości wyceny opartej na twardych danych, bo dzieło sztuki kosztuje tyle, ile w danym momencie ktoś chce za nie zapłacić.


I oczywiście nie ma odpowiedzi drugie – podstawowe pytanie. Czy obecny boom, w szczególności na rynku sztuki najnowszej, jest do utrzymania. Niewątpliwie, co powtarza coraz więcej kolekcjonerów, ostatnio Eli Broad podczas targów Art Basel, rynek sztuki najnowszej jest przewartościowany. Wszyscy już co najmniej od roku, dwóch, oczekują przesilenia podobnego do tego, które dotknęło rynek sztuki impresjonistycznej na przełomie lat 80. i 90. Tymczasem prace sztuki współczesnej i najnowszej biją kolejne rekordy. Wszystko dlatego, że na rynku pojawili się nowi kupcy – z Chin, Rosji, Indii. Czy w dalszym ciągu będziemy obserwowali kolejne rekordy? Na razie chyba tak, bo kolejni sławni ludzie decydują się sprzedawać prace ze swoich kolekcji, a to zawsze napędza klientów. Najnowsza to informacja, że angielski aktor Hugh Grant chce sprzedać należący do niego portret Liz Taylor Andy’ego Warhola z 1963 roku. Kupił go w 2001 roku za 3,5 miliona dolarów. Teraz osiągnie przynajmniej kilkanaście milionów dolarów, a może nawet ponad dwadzieścia milionów. To na pewno spowoduje duży szum w mediach. Tylko czy tej pary wystarczy jeszcze na długo?

Na zdjęciu: Portret Liz Taylor Andy'ego Warhola należący do Hugha Granta

30 lipca, 2007

Świeżo malowane: Radosław Szlaga

Na naszej „podstronie” Świeżo Malowane przez ponad miesiąc była cisza. Dziś ponownie zapraszamy do Świeżo Malowanego, by obejrzeć najnowsze praca poznańskiego malarza Radosława Szlagi. W ostatnich miesiącach Radek wziął udział w kilku ciekawych wystawach (jakich, zobacz na stronie), ale nie przeszkodziło mu to w namalowaniu bardzo fajnych prac.


„Nad twórczością Radka Szlagi unosi się duch radosnej anarchistycznej kontestacji i zderzony z nią odmienny nastrój - gorycz porażki. Jej lekkość jest pozorna. Jak w tragifarsie, przegraną ponosi naiwny podmiot (nie odróżnia Dona Kinga od Marcina Lutra, ani bohatera od zbrodniarza), który nagle spostrzega, że w sposób gogolowski śmiejąc się ze świata śmieje się sam z siebie, a jego los to włóczyć się po rumowiskach obrazów” – napisał Michał Lasota w krótkim eseju na temat twórczości Radka Szlagi. Zapraszamy na http://swiezomalowane.blogspot.com/. Warto.

Na zdjęciu: Szczekaj Bert, 100 x 100 cm, olej na płótnie, 2007.

27 lipca, 2007

Saatchi zwiększa tempo zakupów (sztuki)

Tempo zakupów sztuki, jakie zostało narzucone przez Saatchiego sprawia, że informacje o nowych odkryciach tego kolekcjonera mogą się pojawiać u nas bardzo często. O następnych „wybrańcach” (czy jak niektórzy twierdzą, „skazańcach”) napiszemy w następnym tygodniu. W najbliższym „weekendowym” wydaniu Financial Times ukaże się wywiad Saatchiego na temat rynku sztuki współczesnej. Dzisiaj kilka słów o samym mechanizmie zakupów, który dla jednych może być imponujący, a dla drugich przerażający.
Z informacji, jakie zebraliśmy oprócz tradycyjnego zakupu z ulicy (wizyta w galerii i zakup pracy – taka „oldskulowa” metoda zakupu), kolekcjoner ten korzysta z możliwości, jakie daje mu założony przez niego portal Your Galery i kontaktów z marszandami na całym świecie. Przyjrzyjmy się bliżej każdej z nich.


W pierwszym przypadku, czyli zakup przy okazji wizyty w galerii, pozornie nie jest niczym nadzwyczajnym. Jednak nadzwyczajne jest to, że osoba tej miary co Saatchi, nadal bardzo często odwiedza wiele wystaw i galerii szukając dobrej sztuki. Tak jak często jest on krytykowany za instrumentalne podejście do sztuki i artystów, tak fakt, że sam nadal aktywnie uczestniczy w poszukiwaniu i wyszukiwaniu ciekawych artystów (zapominając na chwilę o jego intencjach), a nie na przykład korzysta z zespołu doradców, pozwala na „zmiękczenie” jego niekorzystnego wizerunku.
Portal Your Galery powstał z myślą o stworzeniu miejsca, gdzie artyści z całego świata będą zamieszczali swoje prace z nadzieją na to, że któregoś dnia zostaną przez kogoś zauważeni. Portal ten z czasem ma się stać artystycznym odpowiednikiem myspace.com czy YouTube. Trzeba przyznać, iż założenia te są całkiem realne. Podobno Saatchi skrupulatnie przegląda publikowane przez artystów prace i okazjonalnie dokonuje zakupów.
W końcu, według informacji, jakie od rzecznika Saatchiego, uzyskał brytyjski Independent, Saatchi ma umowę z marszandami z Los Angeles i Nowego Jorku, którzy wysyłają mu za pomocą poczty elektronicznej skany prac nowych, interesujących artystów. Jeśli któraś z prac spotka się z jego zainteresowaniem, wybrana praca jest wysłana do Londynu. Wtedy Saatchi ma równe 24 godziny na podjęcie decyzji, czy ją kupuje czy nie. W przypadku rezygnacji z pracy, następnego dnia jest ona zwracana marszandowi.
Te poszukiwania Saatchiego, w opinii wielu obserwatorów, służą realizacji starannie opracowanej strategii inwestycyjnej – wyszukiwania nieznanych artystów w celu ich promocji i późniejszej odsprzedaży za wielokrotnie wyższą cenę. Pytanie o ocenę tych działań, to pytanie o intencje jej autora – czy jest nią tylko czysty zysk, czy też kreowanie przyszłych gwiazd w sztuce.

Na zdjęciu: Charles Saatchi sfotografowany na wakacjach przez żonę, Nigelę Lawson

26 lipca, 2007

Kto nas inspiruje?

Trochę zaskoczyły nas wyniki ankiety wśród brytyjskiej młodzieży, jakie znaleźliśmy w Internecie (thisislondon.co. uk). W badaniach przeprowadzonych na grupie 6000 młodych (18 – 25 lat) ludzi z Wielkiej Brytanii, zadano pytanie - jaka postać jest dla nich inspirująca ze świata muzyki, tańca. literatury, filmu i sztuki?

Za najbardziej inspirującą osobę uznany został Walt Disney, za którym znalazł się niezmiernie popularny na Wyspach komik Peter Kay i artysta Banksy. Ciekawe jest miejsce czwarte – Leonardo da Vinci…


Nie wiem co jest bardziej dziwne tutaj – to że Banksy znalazł się przed Leonardo czy że Leonardo da Vinci udało dostać się na tę listę?

A oto cała dziesiątka

1. Walt Disney
2. Peter Kay
3. Banksy
4. Leonardo Da Vinci
5. Bob Marley
6. Jane Austen
7. Bob Dylan
8. Tim Burton
9. Marilyn Monroe
10. Will Smith



Na ilustracji pierwszy rysunek Myszki Miki (wyceniony 6 lat temu na kwotę 3,2 miliona dolarów).

24 lipca, 2007

Podział 50 na 50 czyli na co idą moje (kupującego) pieniądze - część 2

Kupując obraz w galerii, zazwyczaj jesteśmy świadomi tego, że w cenie jaką płacimy, ujęta jest marża dla galerii. Trudno jest oprzeć się pokusie ominięcia galerii i podjęcia próby kupna bezpośrednio od artysty. Bardzo trudno. Bardzo łatwo za to przychodzą nam do głowy istotne argumenty, dlaczego tak byłoby lepiej, oczywiście poza oczywistym, że tak będzie taniej. Myślimy ,że dzięki temu poznamy artystę, poznamy jego inne prace (może lepsze?), mamy wątpliwości, za co tak naprawdę płacimy galerii…

Płacimy za wiele rzeczy. O kosztach prowadzenia galerii pisaliśmy ostatnio. Pytanie jak koszty mają się do kupującego? Otóż tak - że gdyby nie galeria, nie mielibyśmy szansy poznania artysty i zobaczenia jego prac (oczywiście cały czas jako przykład mamy galerię sprzedającą młodą sztukę). Właściciel galerii robi za nas „czarną robotę” szukając, analizując, rozmawiając z różnymi artystami i wybierając tych, którzy, jego zdaniem, są warci pokazania szerszej widowni. To naprawdę kosztuje. To, co widzimy na wernisażu w galerii, jest efektem wielomiesięcznej żmudnej pracy kilku osób (pamiętajmy tu też o pracy intelektualnej marszanda czy kuratora). Jeśli miałbym wskazać na jedną rzecz, jaka jest warta tych 50% dla galerii, to zaufanie do marki galerii, że to co tam jest pokazywane (oferowane,) jest istotną i wartościową sztuką, jest głównym powodem dla którego powinniśmy zaakceptować marżę.

Pokazanie artysty w galerii to często początek pracy galerii z artystą. W dalszej kolejności idą prace (koszty) związane z promocją artysty, wyjazdy na targi, dokumentacji prac artysty itd. Nawet jak zadzwonimy do galerii z prośba o spotkanie w niedzielne popołudnie, gdyż nie mieliśmy czasu wpaść na wernisaż i spotkamy się z pozytywną reakcją, to pamiętajmy, że to wszystko kosztuje.

Płacąc marże, płacimy też za swobodę robienia zakupów. Śmielej niż w obecności artysty możemy powiedzieć, że szukamy trochę innej pracy, że podobały nam się wcześniejsze prace (może nam by znalazł?), śmielej możemy negocjować cenę czy nawet prosić o sprzedaż ratalną (w ten sposób powstała cała moja kolekcja).

W końcu istotna kwestia dla tych, którzy kupując sztukę, liczą na bonus finansowy w postaci przyrostu wartości prac artysty. To jak będzie się rozwijała kariera artysty, jak będzie postrzegany przez krytyków i kuratorów, do jakich kolekcji trafi zależy w bardzo dużym stopniu od pracy galerzysty. I to też jest warte „naszych” 50%.

20 lipca, 2007

Podział 50 na 50 czyli na co idą moje (artysty) pieniądze?

Jest to problem często wywołujący spore nieporozumienia pomiędzy marszandem, a kolekcjonerem czy marszandem, a artystą. W obu przypadkach, właściciel galerii jest postrzegany w najlepszym wypadku jako zło konieczne. Kupujący zadają sobie pytanie, czy nie lepiej (taniej) byłoby obejść galerię i nie kupić pracy bezpośrednio od artysty, artyści z kolei pytają, dlaczego muszą oddawać galerii 50% z ceny sprzedaży swojej pracy.

Przyjrzyjmy się zatem obiektywnie tej kwestii – zaczynając od samych tradycyjnych reguł podziału czyli 50 na 50. I tu może niespodzianka, ale poza zwyczajem i tradycją nie ma żadnych istotniejszych przesłanek stojących za tym podziałem. Równie dobrze podział mógłby wyglądać 60 na 40 czy 40 na 60. Reguła równego podziału przychodów ze sprzedaży ma sugerować równy nakład pracy (wysiłek) galerii i artysty. Zakładając równy podział przychodów ze sprzedaży za standardowy, trzeba podkreślić, że w przypadku artystów uznanych czy tych najbardziej pożądanych przez kolekcjonerów, udział artysty może osiągnąć nawet 90% ceny sprzedaży pracy. Są to oczywiście wyjątki. Moim zdaniem problematyczną wydaje się zmiana tego standardu w drugą stronę tzn. większego udziału galerii w zyskach ze sprzedaży prac. Oczywiście wszystko zależy od indywidualnych przypadków i można sobie wyobrazić taką sytuację w przypadku np. finansowania przez galerię stypendium dla artysty czy też kosztów przygotowania i wykonania pracy (jeśli są to znaczące kwoty).

Dlaczego więc artysta musi się podzielić z marszandem przychodami ze sprzedaży swojej pracy?
Z wielu powodów. Najprościej jest powiedzieć, że dlatego, bo sprzedanie pracy naprawdę drogo kosztuje i wymaga sporej pracy ze strony galerii. Można na to patrzeć jak na układ, w którym artysta wynajmuje galerię do wykonania pewnych czynności, których nie chce robić/nie lubi się zajmować i płaci za to określoną cenę.

Przyjrzyjmy się więc za co płaci artysta (czego może się spodziewać lub też wymagać od galerii). Po stronie usług (kosztów) galerii mamy więc – koszty wynajmu lokalu, w którym organizowana jest wystawa dla artysty, koszt przygotowania wernisażu, reklamy artysty, promocja artysty, koszty wydawnictw prezentujących artystę, transportu, ubezpieczenia i przechowywania prac, prowadzenie dokumentacji prac artysty, utrzymania i prowadzenia strony internetowej, koszt udziału w targach sztuki, koszty związane z utrzymaniem relacji z kolekcjonerami, etc. Pewnie o wielu i tak jeszcze zapomniałem. Kluczem jest tu zrozumienie, że właściciel galerii prowadzi normalny biznes i wszelkie wydatki pokrywane są z jego kieszeni, tak więc – jeśli nie będzie zarabiał pieniędzy na sprzedaży prac artysty (czyli potrącał owych 50%), to po prostu będzie zmuszony zamknąć interes. Często główne nieporozumienie wynika z tego, iż wiele osób patrzy na galerię jak na instytucję finansowaną przez Państwo czy bliżej nieokreślone źródła. To znaczy również, iż każde „nie-komercyjne” wydarzenie w komercyjnej galerii musi być finansowane z kieszeni właściciela galerii.

Aby lepiej zrozumieć logikę podziału 50 na 50 zobaczmy, dokładnie jak kształtują się koszty. Dla ilustracji weźmy galerię promującą młodą sztukę. Koszt przygotowania wystawy artyście to wydatek rzędu 10 tysięcy złotych (koszt lokalu 6 tysięcy zł + koszt materiałów promocyjnych 1 tysiąc zł + transport prac 1 tysiąc zł + wernisaż 500 zł + koszt katalogu (od 1500 zł). Jest to absolutne minimum - bez kosztów personelu w galerii, kosztów mediów przy bardzo prostym katalogu. Aby uzyskać 10 tysięcy złotych ze sprzedaży prac artysty, galeria musi zatem sprzedać za 20 tysięcy zlotych. To daje około 5- 7 prac w granicach trzech, czterech tysięcy złotych (przyjmijmy, że jest to początkujący artysta) - co nie jest łatwym osiągnięciem. Przypomnijmy, że nawet jeśli się to uda (sprzedać 6 prac) to galeria wyjdzie wtedy na zero (nic nie zarobi). Aby zarobić pieniądze musi sprzedać nie 6 prac, tylko 10 czy 14. Z tych przykładów widać, że kwestia podziału pieniędzy nie wynika z chciwości marszanda (wierzmy w to), tylko z logiki biznesowej.

Kończąc kwestie relacji biznesowych artysty i marszanda warto spojrzeć jeszcze na ryzyka jakie obie strony ponoszą. Ryzyko dla galerii jest oczywiste – inwestycja w artystę, który nie spotka się z „odzewem rynkowym”, może być ciekawą przygodą życiową czy też inwestycję w kulturę, ale znaczy też że ktoś musiał zapłacić za te poniesione koszty (czytaj właściciel musi wyłożyć z własnej kieszeni lub sprzedać w kolejnym miesiącu już 20 prac kolejnego artysty którego będzie wystawiał).

Ryzyko dla artysty jest trochę innego rodzaju. Nie ponosi on bowiem bezpośredniego ryzyka finansowego, ale konsekwencje złego wyboru galerii też mogą być bolesne. Po pierwsze, dlatego, że związanie się młodego (początkującego) artysty z galerią, która nie ma „dobrej” marki na rynku może „skierować” karierę artysty, w drastycznych przypadkach, na pobocza historii i rynku sztuki. Jeśli taka galeria jest poza zakresem zainteresowań kuratorów i kolekcjonerów, „przebicie” się do ich oczu może być bardzo trudne. Zła praca galerii z artystą może powodować, iż na przykład na rynku mogą pojawiać się prace bez selekcji jakościowej – co znowu może zniechęcić kuratorów, krytyków i kolekcjonerów. W końcu zła polityka cenowa przyjęta przez pierwszą galerię może zniechęcić do współpracy z artystą inne potencjalnie zainteresowane nim galerie.

W kolejnych dniach przyjrzymy się na tą kwestie z punktu widzenia kolekcjonera.

19 lipca, 2007

Aukcja prac Joanny Rajkowskiej w Galerii Nizio

W najbliższy lipcowy poniedziałek (23 lipca) warto zajrzeć do Galerii Nizio na warszawskiej Pradze. Odbędzie się tam licytacja prac oraz cegiełek artystycznych Joanny Rajkowskiej. Dochód ze sprzedaży zostanie przekazany na dofinansowanie projektu „Dotleniacz” jaki artystka przygotowuje na Placu Grzybowskim w Warszawie.


Projekt "Dotleniacz", realizowany przez CSW Zamek Ujazdowski, prezentowany jest na skwerze na placu Grzybowskim od lipca i potrwa do września tego roku. Pośrodku zieleńca zaaranżowany jest staw o powierzchni ok. 140 m2 i głębokości 1m, obsadzony zielenią, krzewami ozdobnymi i nenufarami, zaopatrzony w specjalne urządzenia ozonujące powietrze i wytwarzające mgłę. Staw otaczają siedziska dla publiczności zaprojektowane przez Michała Kwasieborskiego, zrealizowane przez Fundację Bęc! Zmiana i Biuro Architektury Miasta St. Warszawy.

Podczas aukcji będzie można licytować cegiełki artystyczne czyli – powietrze z Placu Grzybowskiego, liście z Palmy z Ronda de Gaulle’a, pocztówki oraz znaczki „Pozdrowienia z Alej Jerozolimskich”. Licytowane też będą prace – slajdy „Pozdrowienia z Alej Jerozolimskich”, fototapety z miejsc realizacji projektów oraz obiekty z projektu „Literatura Patriotyczna”.


Galeria Nizio, ulica Inżynierska 3 lokal 4 w Warszawie
23 lipca godz. 19

Na zdjęciach „Dotleniacz” w budowie. Zdjęcia dzięki uprzejmości Galerii Nizio.

18 lipca, 2007

ARTnews opublikował listę 200 największych kolekcjonerów sztuki na świecie


Na świecie jest, według Forbesa, 946 miliarderów – nigdy dotąd nie było ich tak wielu. W ubiegłym roku sprzedano na aukcjach 810 prac powyżej sumy jednego miliona dolarów – to też rekord. Według specjalistów rynku sztuki kolejne ponad tysiąc prac zostało sprzedane za ponad milion dolarów każda w ramach prywatnych sprzedaży. O rekordowych wynikach na aukcjach dzieł Andy Warhola czy Marka Rothki w tym roku wspominać już nie będziemy.
W takich oto warunkach miesięcznik ARTnews publikuje swoją doroczną listę 200 największych kolekcjonerów sztuki na świecie. Jak zawsze robi to w numerze letnim (Summer issue). Wyróżnia również „dziesiątkę” największych kolekcjonerów. Kto na niej jest? Siódemka Amerykanów, jeden Izraelczyk urodzony w Rumunii, jeden Anglik i Francuz. Oto oni:
- Edythe i Eli Broad – znakomici kolekcjonerzy z Los Angeles, którzy przekazali ostatnio 60 milionów dolarów muzeum LACMA na specjalny projekt stworzenia galerii sztuki współczesnej, który zaprojektuje Renzo Piano;
- Steven Cohen – twórca i współwłaściciel jednego z największych funduszy hedżingowych - SAC Capital Partners, kolekcjoner sztuki współczesnej, właściciel właśnie wypożyczonego do nowojorskiego Met (Metropolitan Museum) rekina w formalinie Damiena Hirsta (tytuł pracy: The Physical Impossibility of Death in the Mind of Someone Living);
- Anne i Kenneth Griffin – Griffin również związany z funduszami hedżingowymi – zarządza funduszem Citadel Investment Group, żoną zbiera sztukę nowoczesną i współczesną – od Cezenne’a do Johnsa.
- Marie-Josee i Henry Kravis – to też świat funduszy hedżingowych – tym razem firma Kohlberg Kravis Roberts & Co. Henry Kravis jest członkiem rady domu aukcyjnego Sotheby’s, Marie-Josee i Henry Kravis to wielcy kolekcjonerzy sztuki impresjonistów;
- Jo Carole i Ronald S. Lauder – członkowie „kosmetycznej” rodziny Lauderów, założyciele Neue Galerie w Nowym Jorku, zajmującej się nowoczesną sztuką austriacką i niemiecką. Wielcy kolekcjonerzy Klimta i Schielego;
- Sammy Ofer – urodzony w Rumunii, a mieszkający w Izraelu jeden z najbogatszych ludzi tego kraju. Kolekcjonuje sztukę nowoczesną. Powszechnie uważa się, że Ofer ma jedną z największych kolekcji prac Marca Chagalla. Ofer znany też jest z innego wydarzenia. Cofnął dotację w wysokości 20 milionów dolarów dla muzeum sztuki w Tel Awiwie, gdy pozostali donatorzy nie zgodzili się, by muzeum dodało jego nazwisko do swojej nazwy;
- Francois Pinault – wielokrotnie o nim pisaliśmy – właściciel grupy inwestycyjnej PPR, właściciela m.in. takich marek jak Gucci, Samsonie, Converse, Puma czy domu aukcyjnego Christie’s. W weneckim Palazzo Grassi jest wystawiana jego kolekcja sztuki współczesnej;
- Mitchell Rales – od końca lat 70. prowadzi z bratem Stevenem firmę inwestycyjną. Jest jednym z głównych darczyńców waszyngtońskiej Galerii Narodowej. Zbudował własne muzeum Glenstone, które można zwiedzić tylko za zaproszeniem. W muzeum wiszą prace m.in. de Kooninga, Pollocka, Warhola i Matisse’a;
- Charles Saatchi – pisaliśmy o nim nie dalej jak wczoraj;
- Helen i Charles Schwab – założyciel i właściciel firmy inwestycyjnej Charles Schwanb Corporation. Związany z San Francisco Museum of Modern Art. (SFOMA), kolekcjoner sztuki współczesnej.
Oczywiście poza tą dziesiątką jest też pełna lista200 największych kolekcjonerów sztuki na świecie. W porównaniu z ubiegłoroczną zaszły na niej niewielkie zmiany. Dalej są kolekcjonerzy, którzy kolekcjonują polską sztukę najnowszą i z którymi mieliśmy przyjemność rozmowawiać: Don i Mera Rubel z Miami oraz Susan i Michael Hort z Nowego Jorku. Polecam przyjrzenie się tym listom. Może kiedyś (za 20 lat?) znajdzie się na niej kolekcjoner(ka) z Polski?

17 lipca, 2007

Londyńska Galeria Saatchiego będzie darmowa

Galeria Charlesa Saatchiego, która ma być otwarta w przyszłym roku w Chelsea w Londynie, będzie dostępna za darmo dzięki umowie z domem aukcyjnym Phillips de Pury. W ten sposób galeria Saatchiego, który na otwarcie planuje wystawę współczesnej sztuki chińskiej, dołączy do również „darmowych” londyńskich galerii sztuki współczesnej, takich jak Tate Modern oraz Modern Art Oxford. Jednak w przeciwieństwie do Tate Modern w galerii Saatchiego darmowe będą również wystawy tematyczne.

Saatchi spodziewa się, że dzięki temu zabiegowi galerię, położoną w południowo-zachodnim Londynie (niedaleko słynnej „zakupowej” ulicy King’s Road) odwiedzać będzie od 600 tysięcy do miliona turystów rocznie.
Poprzednia galeria, w której Saatchi prezentował prace sztuki współczesnej ze swojej kolekcji, mieściła się w samym centrum Londynu, w budynku dawnego ratusza nad Tamizą. Wstęp do niej był płatny – bilet kosztował 8,5 funta (prawie 50 złotych). W tej galerii Saatchi pokazał swoją kolekcję malarstwa pod chwytliwym tytułem „Triumph of Painting”. Niewątpliwie swoimi działaniami Charles Saatchi, założyciel słynnej agencji reklamowej Saatchi&Saatchi, wykreował zwiększenie zainteresowania malarstwem współczesnym na świecie. W drugiej odsłonie tej wystawy wziął udział polski malarz Wilhelm Sasnal. Strategią Saatchiego jest kreowanie nurtów i nazwisk w sztuce, a później sprzedawanie prac ze swojej kolekcji z zyskiem. Na wiosennej aukcji w Nowym Jorku obraz „Samoloty” Sasnala osiągnął cenę 396 tysięcy dolarów (ponad 1,1 miliona złotych).
Teraz tę strategię Saatchi będzie stosował wspólnie z domem aukcyjnym Phillips de Pury, który, w przeciwieństwie do dwóch największych domów aukcyjnych – Christie’s i Sotheby’s, stawia na bardzo młodą sztukę współczesną, w tym w szczególności na sztukę chińską, rosyjską i amerykańską, a także fotografię i design. W ramach umowy z Saatchim Phillips de Pury zapłaci nieujawnioną sumę pieniędzy brytyjskiemu kolekcjonerowi. W zamian Phillips będzie miał poczesne miejsce na stronie internetowej galerii Saatchiego, którą odwiedza dziennie 50 milionów osób. Prawdopodobnie dom aukcyjny i galeria będą też prowadziły wspólne akcje promocyjne.
Obecnie trwa, przedłużający się, remont galerii Saatchiego, ale kolekcjoner pokazuje swoje zasoby w innych miejscach. W październiku w londyńskiej Rogal Accademy of Arts, a petersburskim Ermitażu zostanie pokazana kolekcja młodej sztuki amerykańskiej pod tytułem „USA Today”. A na niej m.in. prace: Tala R, Marka Grotjahna, Dany Schulza Josha Smitha i innych.
Na zdjęciu: wizualizacja wnętrza nowej galerii Saatchiego w Londynie

16 lipca, 2007

Styl życia czy poważna opcja inwestycyjna?

Rynek sztuki, dzięki pobudzającym wyobraźnie sukcesom na rynku aukcyjnym, coraz częściej jest brany pod uwagę jako kolejna opcja lokowania pieniędzy. Czy tak jest naprawdę? Czy można go porównywać z rynkiem papierów wartościowych czy też nieruchomości? A może, jak zauważył jeden z partnerów zarządzających funduszem inwestycyjnym – jest to trochę styl życia, trochę możliwość lokowania pieniędzy.

Managerowie funduszy inwestycyjnych bardzo starają się, aby inwestowanie w sztukę miało bardzo elitarną otoczkę, w odróżnieniu od na przykład inwestowania w akcje i obligacje (co można uznać za dość techniczną i pozbawioną blichtru czynność). Klienci takich funduszy bardzo często są zapraszani na specjalne wydarzenia, gdzie w dość ekskluzywnym otoczeniu, omawiane są pojawiające się na aukcjach prace Andy’ego Warhola, Pabla Picassa czy też Matthiasa Weischera. Bardzo interesującym aspektem przyciągającym potencjalnych inwestorów jest tu dostęp do prac danego artysty. Czynnikiem decydującym o przystąpieniu do funduszu może być możliwość pierwokupu pracy z aktywów funduszu, czyli prac normalnie bardzo trudno dostępnych na rynku.

Z drugiej strony, jeśli patrzymy na rynek sztuki okiem inwestora, to od razu zauważalne są trzy problemy. Problem płynności rynku, czyli możliwości sprzedaży pracy w dogodnym przez nas momencie – nie jest to niestety tak proste jak zlecenie sprzedaży aukcji. Problem wyceny konkretnego obiektu (dwie bardzo podobne prace jednego artysty mogą uzyskać bardzo odmienne ceny na rynku aukcyjnym). I wreszcie problem monitorowania rynku prac konkretnego artysty.

W Polsce era funduszy inwestycyjnych w sztukę jest jeszcze daleko przed nami. W niektórych bankach, w ramach tzw. private bankingu, pojawiają się pierwsze usługi związane z doradztwem przy zakupie dzieł sztuki, a niektóre instytucje finansowe w swoich raportach czy też biuletynach analizujących różne opcje inwestycyjne, dołączyły rozdziały poświęcone rynkowi sztuki.

Największym problemem, rozpatrując rynek sztuki z punktu widzenia inwestora, w naszym kraju jest kwestia bardzo płytkiego rynku (mało osób kupujących) i z tym związanej ograniczonej płynności. Na rozwiniętych rynkach handlu sztuką, jeśli chcielibyśmy sprzedać jakiś obiekt sztuki z naszej kolekcji, mamy tak naprawdę trzy opcje – możemy powierzyć to domowi aukcyjnemu, skontaktować się z galerią, w której kupiliśmy pracę i spróbować sprzedać dany obiekt przez galerię oraz dokonać prywatnej sprzedaży poprzez pośrednictwo osób oferujących swoje usługi w doradztwie na tym rynku (art consultants). W Polsce dwie ostatnie opcje praktycznie nie istnieją (oczywiście istnieją pojedyncze czy okazjonalne przypadki sprzedaży, ale nie można ich rozpatrywać w kategorii dostępnych możliwości rynkowych) pozostaje nam tak naprawdę sprzedaż przez dom aukcyjny. Dość często możemy być świadkami prac wędrujących między domami aukcyjnymi, gdyż po nieudanej pierwszej sprzedający nie mają innej możliwości jak wstawić pracę gdzie indziej. Co więcej, przyjęcie pracy na aukcje przez dom aukcyjny nie jest końcem problemów. Pozostaje jeszcze kwestia ustalenia ceny. To może być kolejnym rozczarowaniem dla sprzedającego, gdyż w przypadku polskiej sztuki najnowszej bardzo często ceny osiągane na aukcjach cały czas są niższe od cen galeryjnych. A przecież jeszcze pozostaje 20 % prowizji dla domów aukcyjnych.

Dlatego kolejny raz powtarzamy – kupujmy sztukę, która nam się podoba i nas inspiruje. Jeśli z czasem zyska na wartości, potraktujemy to jako bonus od życia.

12 lipca, 2007

Holandia wyprzedaje swoje magazyny ze sztuki na eBay'u

Dzieła sztuki z narodowej kolekcji muzealnej do kupienia na eBay’u? Tak, to możliwe. Właśnie trwają pierwsze aukcje dzieł sztuki z Instytutu Narodowej Kolekcji Holandii, która zdecydowała się „wyostrzyć” swoją kolekcję i systematycznie wystawia na aukcji internetowej dzieła sztuki. Zamierza łącznie wystawić ich około tysiąca: obrazów, grafik, rzeźb i obiektów.
Prace obecnie wystawione można zobaczyć na holenderskiej stronie eBay.nl – tutaj. W chwili, gdy pisałem tę wiadomość wystawione łącznie było 91 prac, przede wszystkim współczesnych, ale są również dawne ryciny z narodowej kolekcji Holandii. Duża część prac ma kilkadziesiąt przebić (bidów) przebić, a ceny w większości oscylują w granicach kilkuset euro.
Jak na to reagują artyści – część jest zadowolonych, bo mają nadzieję, że kolekcjonerzy zainteresują się też innymi ich pracami – czy to z galerii, czy też bezpośrednio od artystów. Część jest oburzona pomysłem. „Nazywali mnie Picassem Amsterdamu. Nie malowałem chłamu” – media cytują wypowiedź malarza Roberta Kruzdlo dla holenderskiej gazety NRC Next. Na ebay.nl można licytować jego pracę, która obecnie kosztuje 360 euro.Do końca tej aukcji pozostał jeden dzień i 19 godzin.
W aukcji mogą wziąć udział wszyscy zarejestrowani na eBay, można płacić przez system płatności PayPal.
Prace z holdereskiej kolekcji narodowej mają być regularnie wystawiane na eBay.nl do października, z częstotliwością około 50 prac tygodniowo. Najlepsze prace, których pozbywa się kolekcja, będą licytowane na klasycznej aukcji w październiku.
Łącznie w holenderskiej kolekcji narodowej jest około 100 tysięcy prac. Skąd aż tyle? Po pierwsze, to przecież kraj o wielkich malarskich tradycjach. Po drugie, od lat 80. państwo kupowało od artystów ich prace, o czym mówili na przykład Susan i Michael Hort w wywiadzie dla „Artbazaar”, podając to jako jeden z powodów skostnienia sztuki współczesnej w Holandii.
A w Polsce? Czy ktokolwiek odważyłby się sprzedać na eBay.pl czy allegro.pl prace z kolekcji narodowej? Myślę, że wywołałoby to burzę w środowisku artystów, kuratorów i galerzystów w Polsce. Oczywiście w Polsce jest to niemożliwe, o czym z kolei mówiła w wywiadzie dla nas Agnieszka Morawińska, dyrektor warszawskiej Galerii Narodowej Zachęta. I tak zostaniemy z zatęchłymi magazynami i z muzeami oraz kolekcjami państwowymi, które będą przegrywały z kolekcjonerami. Na razie z zagranicznymi. Ale już wkrótce, kto wie, może z polskimi?

Na zdjęciu obraz Roberta Kruzdlo, Angst & onmacht v.d. 3e wereldoorlog.

11 lipca, 2007

Wakacje z Psem w Krakowie

Rok temu dostałem dwie złote porady od znajomej galerzystki. Po pierwsze „tak naprawdę od czerwca do początku września, jest martwy sezon” a po drugie „wernisaże najlepiej robić w czwartki”.

Tymczasem krakowska galeria Artpol, zamiast w lipcu zwolnić, przyspiesza i na wakacje zaprasza poznańską galerię Pies na gościnne prezentacje sztuki do Krakowa. Wbrew obowiązującej praktyce wernisaż pierwszej wystawy – pokaz Marcina Maciejowskiego „Będzie wielka burza” odbędzie się w sobotę. Wartym zauważenia jest tu „fenomen” Artpolu. Galeria, która jeszcze nie istniała pół roku temu – jest w stanie przygotować bardzo atrakcyjny program wystawienniczy i zainteresować swoją działalnością szerokie grono osób (na poprzednich wernisażach gromadziła blisko setkę gości). Najwidoczniej Kraków bardzo potrzebował nowego, prężnego miejsca prezentacji sztuki.



Wystawa Marcina Maciejowskiego to chyba pierwsza, po „Sporcie i Pielęgnacji” prezentowanej w Zderzaku, indywidualna wystawa artysty w rodzinnym mieście. Podczas tej poprzedniej, w 2000 roku, tłumy gości o mało nie zarwały schodów w kamienicy na Floriańskiej. Tym razem schody będą prowadziły w dół, ale można się spodziewać podobnej frekwencji. Warto dodać, że wcześniej wystawa była pokazana w Poznaniu.




Na przełomie lipca i sierpnia planowana jest wspólna wystawa Basi Bańdy i Seweryna Swachy. Pokażą oni specjalnie przygotowany dla Artpolu projekt "Piękni i Bogaci". Jeszcze później - premierowe pokazy w Krakowie dwójki nowych artystów Galerii Pies - Tomasza Mroza oraz Magdy Starskiej.



Jeśli tak wygląda martwy sezon w Artpolu, to czego możemy się spodziewać na jesieni?

Na zdjęciach prace Marcina Maciejowskiego i Seweryna Swachy.

10 lipca, 2007

W poszukiwaniu sztuki -781, 782

Mariusz Tarkawian przysłał nam swoje nowe prace z cyklu „W poszukiwaniu sztuki’. Zapraszamy tutaj do śledzenia całego projektu.

09 lipca, 2007

Lebenstein i Szapocznikow w Rempeksie

Mimo że wakacje już w pełni, cały czas kolekcjonerzy mają okazje do zakupów. W środę 11 lipca o godzinie 15 w warszawskim Rempeksie odbędzie się jeszcze ostatnia aukcja sztuki współczesnej. Po ostrej licytacji pracy Jana Lebensteina na ostatniej aukcji można się spodziewać ponownie dużego zainteresowania pracą tego artysty. Tym razem będzie to praca „Wzlot II” z 1965 roku, pochodząca z kolekcji francuskiego pisarza Romaina Gary.

Cena wywoławcza tej pracy to 80.000 PLN.
Coraz częściej pojawiają się ostatnio na aukcjach prace Leona Tarasewicza. Sprzedają się z różnych skutkiem. Tym razem do kupienia będzie nowa praca Tarasewicza z tego roku, z serii przygotowanej na wystawę artysty w Muzeum Górnośląskim w Bytomiu. Niewielką (34x34 cm) pracę flamastrem na płótnie wyceniono jednak aż na 14.000 PLN.
Jak zwykle w Rempeksie obecna jest fotografia – tym razem są to historyczne postacie naszej fotografii - wystawiono bardzo dobre zdjęcie Bolesława Gardulskiego (cena wywoławcza 2.200 PLN) oraz dwie fotografie Edwarda Hartwiga (ceny 3.000-3.500 PLN).
Jest też rysunek Aliny Szapocznikow z 1970 roku.


Praca z cyklu „Brzuchy”, z ceną wywoławczą 15.000 PLN, jest niewątpliwie okazją – w kolońskiej galerii Capitain podobne prace są wycenione dwukrotnie wyżej. Jest też biskwitowa „Poduszka erotyczna” Barbary Faledner (1973-2006). Ten sam odlew, tylko w brązie, był ostatnio pokazywany na wystawie kolekcji Grażyny Kulczyk. Cena wywoławcza wersji ceramicznej to 3.500 PLN.
To już ostatnia okazja do zakupów na aukcji w Rempeksie przed wyjazdem na urlop. Następna aukcja w tym domu aukcyjnym odbędzie się pod koniec sierpnia.

Na zdjęciach: Jan Lebenstein, Wzlot II, 1965; Alina Szapocznikow, z serii Brzuchy, ok.1070-1971.

07 lipca, 2007

Portret Rafaela sprzedany za 18,5 miliona funtów

W tym tygodniu przypomnieliśmy historię portretu Lorenza di Medici pędzla Rafaela, który należał do nowojorskiego dealera Iry Spaniermana. Przypomnijmy tylko, że Spanierman kupił go w 1968 roku na aukcji za 325 dolarów, odrestaurował go i wtedy okazało się, że jest to płótno samego mistrza włoskiego renesansu.W tym tygodniu dopisana została dalsza część do historii obrazu. Ten portret, pochodzący z 1518 roku, został sprzedany na aukcji w londyńskim Christie’s za 18,5 miliona funtów (czyli ponad 37 milionów dolarów). To najwyższa cena, jaką zapłacono za obraz renesansowy na aukcjach. Dodajmy, że aukcja tego obrazu była pierwszą od 40 lat okazją do obejrzenia tej pracy przez szeroką publiczność. My też możemy go oglądać, co prawda jedynie na naszych stronach, ale zawsze to coś.

06 lipca, 2007

Co wpływa na atrakcyjność (i cenę) dzieł sztuki?

Za oknami aura trochę melancholijna, sprzyjająca pozostaniu w domu i może krótkiej refleksji, ot choćby na temat czynników wpływających na atrakcyjność i cenę dzieł sztuki.

Poniżej przedstawiamy wnioski do jakich doszedł Tyler Cowen, autor przygotowywanej do wydania książki pt. Discover Your Inner Economist, na podstawie analizy sprzedawanych na aukcjach dzieł sztuki. Owen jest dziennikarzem Financial Times.

1. Krajobrazy z elementami postaci ludzkich lub koni mogą osiągnąć cenę trzykrotnie wyższą od ceny „zwykłych” krajobrazów. Natomiast te z elementami architektury przemysłowej są niżej cenione.
2. Martwe natury z kwiatami są bardziej poszukiwane niż te z owocami. Wśród kwiatów najbardziej cenione są róże a najmniej chryzantemy.
3. Jeśli chodzi o zwierzęta to tutaj też mamy te bardziej poszukiwane i te mniej atrakcyjne dla „klientów”. Na przykład konie wyścigowe są bardziej atrakcyjne niż pociągowe, spaniele bardziej cenione od collie. Wśród ptaków, obrazy na których strzela się do ptaków są najbardziej poszukiwane. Generalnie jest zasada im więcej ptaków tym lepiej.
4. Jeśli obraz przedstawia jakąś wodę to jest to bardzo poszukiwany element, ale tylko wtedy, gdy jest ona spokojna ( nie wzburzona).
5. Artysta powinien unikać owalnych lub okrągłych blejtramów gdyż są one niepopularne wśród klientów;
6. Akt kobiecy jest dziesięciokrotnie bardziej cenny niż akt męski.

Co Państwo zrobicie z tymi poradami zależy tylko od was. My proponujemy je wydrukować i mieć przy sobie jako ściągawkę podczas najbliższej wizyty w galerii.

05 lipca, 2007

Top Ten Pauliny Ołowskiej w letnim ARTFORUM

Dopiero teraz dostał się w nasze ręce „letni” numer magazynu ARTFORUM. A w nim niespodzianka – w rubryce „TopTEN” o swoich ulubionych wydarzeniach, osobach czy inspiracjach pisze Paulina Ołowska. Co znalazło się w dziesiątce wydarzeń, którymi chciała się podzielić polska artystka?
Na pierwszym miejscu są stare neony warszawskie, które od pewnego czasu są inspiracją dla Ołowskiej, zarówno malarską, jak i rzeźbiarską (wspomnijmy prace sprzedane na tegorocznych targach Art Basel, czy odnowienie neonu „Siatkarka” w ubiegłym roku).


Drugie miejsce okupuje film niemieckiego reżysera Volkera Schloendorffa „Strajk”, inspirowany historią Anny Walentynowicz i Sierpnia'80.
Na trzecim miejscu jest polski artysta konceptualny Edward Krasiński, którego pracownia w warszawskim Śródmieściu zostanie otwarta w październiku dla zwiedzających.

Na szóstym miejscu Paulina Ołowska umieściła „laboratorium dźwięku” Musica Genera ze Szczecina.
Na kolejnym, siódmym miejscu – znalazł się kultowy już (choć wciąż jeszcze czekający na wydanie) projekt Trasa W-Z przygotowany przez Roberta Jarosza. Planowane jest wydanie 25 płyt przedstawiających to, co najważniejsze w polskiej muzyce undergroundowej lat 80. Planowane jest wydanie płyty z zapisem Jarocina z lat 1980-1985 po tytułem „Nasza krew”, płyt Siekiery, Made In Poland, Izraela czy Dzieci Kapitana Klossa. Okładki do tych płyt przygotują znani polscy artyści: Zbyszek Libera (sam też grał w zespole Sternenhoch), Wilhelm Sasnal czy właśnie Paulina Ołowska.
Na dziewiątym miejscu jest Muzeach Techniki w PKiN w Warszawie potraktowane jako oldskulowa wersja muzeum technicznego, ze starymi, polskimi i sowieckimi komputerami czy kiczowatymi strojami rodem z „Solarisa”.

O dziesiątym miejscu nie napiszę, ze względu na zakaz reklamowania papierosów. O co chodzi? Zobaczcie w letnim numerze ARTFORUM.

Na zdjęciach: wnętrze pracowni Edwarda Krasińskiego sfotografowane przez Anetę Grzeszykowską i Jana Smagę; wnętrze Muzeum Techniki w Warszawie (dzięki ARTFORUM) oraz fotografia "Dancing" Pauliny Ołowskiej.

04 lipca, 2007

Na naszym radarze – Paweł Dunal

Na tegorocznej wystawie końcowo-rocznej na warszawskiej ASP można było odkryć kilkoro bardzo ciekawych artystów. Chcielibyśmy w najbliższym czasie ich pokazać i zaprosić do śledzenia dalszych ich losów.

Zaczynamy od pracowni profesora Jarosława Modzelewskiego i studenta 5 roku – Pawła Dunala, którego talent dostrzegła również właścicielka galerii m kwadrat, proponując mu współpracę.



Paweł w ciągu ostatniego roku z malarstwa figuratywnego „wszedł” w malarstwo „leśnego runa”. Zmienił formę i treść swoich prac. Zaczął eksperymentowanie z kolorem. W jego pracach pojawiły się treści kojarzone z „chemicznie zmienionym” postrzeganiem świata – grzyby, fantomy postaci z bajek, wszechobserwujące nas oczy.



Trochę jest tu nastroju z Twin Peaks. Chciałoby się powiedzieć -„Sowy nie są tym, czym się wydają”.



Bardzo ciekawy początek…


Zdjęcia prac dzięki uprzejmości galerii m kwadrat.

03 lipca, 2007

Rzecz o obrazie Rafaela

Ten temat niekoniecznie jest „z naszej bajki”. W końcu mamy w podtytule bloga „kolekcjonowanie sztuki najnowszej”. A tekst jest o Rafaelu – a właściwie o oku dealera i pasji, dzięki której może zarobić miliony.
Prawie 40 lat temu, w 1968 roku nowojorski dealer Ira Spanierman poszukiwał ciekawych prac do zakupu. W domu aukcyjnym Sotheby Park Berne (dziś Sotheby’s) spodobał mu się obraz ze szkoły włoskiej – portret brodatego mężczyzny w złotej szacie i malinowym płaszczu.
„To nie była super aukcja, obraz był bardzo brudny i w okropnej XIX wiecznej ramie. Ale mi się podobał i wierzyłem, że to dobre malarstwo” – mówi Spanierman w wywiadzie dla agencji Bloomberg. Spanierman wziął udział w aukcji i kupił obraz, który mu się spodobał, za 325 dolarów. Odrestaurował go. Wtedy ujawnił się podpis na płótnie.
Trzy lata później badacze malarstwa renesansowego potwierdzili identyfikację autora pracy – okazał się nim mistrz Rafael, a obraz zaginionym portretem Lorenzo de Medici z 1518 roku. Praca Rafaela pozostawała w zbiorach Spaniermana przez następne trzydzieści kilka lat, by w końcu trafić na aukcję.
Będzie do kupienia w Christie’s w Londynie 5 lipca jako ostatni obraz na aukcji sztuki dawnej. Górna granica estymacji pracy to 15 milionów funtów (30 milionów dolarów).
„Sprzedaję obraz, bo to ostatni moment. Długo już nie będę żył” – mówi Bloomergowi.
I to właściwie koniec historii o tym, że w kolekcjonowaniu sztuki ważne jest dobre oko, kupowanie tego, co się nam podoba (a niekoniecznie tylko nazwiska) i szukanie okazji, nawet tam, gdzie się tego nie spodziewamy.
I jeszcze obraz Rafaela. Oto on.

02 lipca, 2007

Twożywo, nie Tworzywo, ale wciąż dobre


Przez ostatnie aukcje Grupa Twożywo przeszła jak burza. Prace duetu: Krzysztof Sidorek i Mariusz Libel, sprzedawały się bardzo dobrze. I to zarówno na aukcjach charytatywnych, jak i na aukcjach organizowanych przez takie domy aukcyjne, jak Desa Unicum i Polswiss.
Dlatego gdy na artinfo.pl pojawiła się zapowiedź internetowej aukcji Twożywa, spodziewałem się dużego ruchu. Ale cóż – już są wakacje – i kolekcjonerom chyba nie w głowie kupowanie sztuki, nawet jeśli jest tak lekka jak prace Twożywa.
Tymczasem na aukcji można kupić takie historyczne prace jak „Emanacje słabości”, „Danger”, „Kiedy wreszcie będzie wojna” „Baw się i pracuj” w limitowanych edycjach na papierze (ceny od 300 do 1500 PLN), jak również unikatowe prace na blasze (jedna praca z „Telementarza” , a druga „W Boga czy bogaczy”). Tu już niestety cena jest dużo wyższa – bo aż 7500 PLN.
Na razie jednak kolekcjonerzy złożyli tylko dwie oferty. Może są zdezorientowani pomyłką aukcjonera, który zamiast „niepoprawnego” TWOŻYWA, zarówno w nazwie aukcji, jak i przy opisie poszczególnych prac, używa „poprawnej” nazwy TWORZYWO. Ale to przecież wciąż ta sama sztuka, choć „pod inną nazwą”.
A może jest jednak za gorąco na licytowanie sztuki?

Na zdjęciu: Twożywo (a właściwie jeszcze Pinokio), Obietnica, sitodruk na papierze z odzysku, bez edycji.