28 lutego, 2012

Polskie projekty "Untitled Film Stills" (na marginiesie wystawy Cindy Sherman w MoMA)

W miniony weekend w nowojorskiej MoMA (Museum of Modern Art) otworzyła się jedna z najważniejszych wystaw tego roku – retrospektywa Cindy Sherman. Na nowojorskiej wystawie pokazanych jest blisko 170 fotografii z całego okresu twórczości tej już blisko 60-letniej artystki. Zwiedzający MoMA będą mieli rzadką okazję obejrzeć wszystkie fotografie z najsłynniejszego, wykonananego pod koniec lat 70. czarno-białego cyklu Sherman – „Untitled Film Stills”. Na tych zdjęciach artystka wciela się w postać „stereotypowej” kobiety hollywoodzkich i europejskich filmów klasy B. Piszę o tym, bo cykl ten doczekał się dwóch „kontynuacji” w polskiej sztuce najnowszej – Anety Grzeszykowskiej i Sławomira Elsnera. Warto przy okazji tej wielkiej wystawy przypomnieć projekty – jeden skończony i drugi , wciąż trwający.
Skończony projekt to „Untitled Film Stills” Anety Grzeszykowskiej, wykonany w 2006 roku, jest remakiem „Untitled Film Stills” Cindy Sherman, z tym zastrzeżeniem, że plenery do zdjęć znajdowały się w Warszawie, a nie w Nowym Jorku.

W przeciwieństwie do czarno-białych „oryginałów”, zdjęcia Grzeszykowskiej są kolorowe, a w plenerach można znaleźć wiele charakterystycznych punktów stolicy, takich jak Hotel Forum, brzeg Wisły, ulicę Karową, Dworzec Śródmieście, klatkę na Hożej, gdzie była siedziba Rastra i wiele innych miejsc. Pierwsze prace z tego projektu zostały pokazane pierwszy raz na Willi Warszawa w 2006 roku, a cały projekt – w ramach Art Statement na targach Art. Basel w 2007 roku. Cały projekt został wtedy właściwie sprzedany na pniu. Trafił do wielu ciekawych kolekcji: Verbund, Muzeum Winterthur, galerii Metro Pictures (galeria Cindy Sherman) Rubell Family Collectio, czy też ostatnio – Guggenheim Museum. Projekt ten został w całości pokazany na wystawie „Beg Borrow and Steal" w Rubell Family Collection w grudniu 2009 roku. W Polsce projekt pokazał Adam Mazur na wystawie „Efekt czerwonych oczu. Fotografia polska XXI wieku” w CSW Zamek Ujazdowski w 2008 roku. Mamy też nadzieję, że „Untitled” pojawi się w „dużej reprezentacji” w albumie Anety Grzeszykowskiej, który wkrótce ma wydać Galeria Raster.
Ten projekt trwający to rysunki ołówkiem Sławomira Elsnera, który bardzo powoli, acz systematycznie przerysowuje” sceny ze zdjęć Cindy Sherman. Niby wszystko się na nich zgadza z oryginałem, ale… po chwili orientujemy się, że brakuje na nich… właśnie…brakuje Cindy Sherman. Rysunki są bowiem „ujęciem” kadru chwilę przed, lub chwilę po (ja skłaniam się ku teorii, że po) „wizycie” na nim amerykańskiej artystki.

Ten projekt nie mógł być pokazany w całości, bo cały czas jest jeszcze rysowany. I pytanie, czy będzie, bo rysunki Sławka chętnie kupują kolekcjonerzy z całego świata, w szczególności zaś ci, którzy mają konkretne zdjęcie autorstwa Cindy Sherman. Kilka rysunków z tego cyklu też pokazał Adam Mazur na „Efekcie czerwonych oczu” i wisiały naprzeciwko zdjęć Anety Grzeszykowskiej. Później te prace były pokazywane m.in. na wystawach indywidualnych Sławka w Kunsthalle Krems Factory w Austrii i w Kasseler Kunstverein w niemieckim Kassel w 2010 roku. Może kiedyś, jak Sławek Elsner ukończy swój projekt, ktoś wpadnie na pomysł zorganizowania wystawy, na której będzie można obejrzeć „oryginały” Cindy Sherman oraz zdjęcia Anety Grzeszykowskiej i rysunki Sławomira Elsnera obok siebie. To byłaby ciekawa wystawa….
Na zdjęciach: wystawa Cindy Sherman w MoMA, Untitled Film Stills Anety Grzeszykowskiej na wystawie w Rubell Family Collection oraz rysunki Sławomira Elsnera w Kasseler Kusntverein.

27 lutego, 2012

Dużo komiksu w ostatnim numerze Ha!artu

Z lekkim opóźnieniem polecamy ostatni (34) numer krakowskiego Ha!artu. Prawie w całości poświęcony jest komiksowi i opowiadaniu obrazem. Numer przygotowany przez Kubę Wojnarowskiego zawiera min. alternatywną historię rozwoju tego medium w Polsce, rozmowy z Tomkiem Kozakiem i Łukaszem Rondudą oraz esej Maćka Sieńczyka o tym jak tworzy komiksy.



To co nie o komiksie też jest bardzo ciekawe – mamy tekst Piotrka Sikory o Penerstwie i Alka Hudzika o zinach i książkach artystycznych. Polecamy.

22 lutego, 2012

"Totalizator" Irenki Kalickiej w Galerii AS w Krakowie



W ubiegły weekend w krakowskiej galerii w krakowskiej Galerii AS (Art Space) miała miejsce pierwsza indywidualna wystawa studentki łódzkiej „filmówki”, Irenki Kalickiej, zatytułowana „Totalizator”. Irenka już wcześniej trafiła na nasz "radar" dzięki brawurowemu projektowi „Teatrzyk domowy”, pokazanemu na wystawach zbiorowych w łódzkim Atlasie Sztuki oraz we wrocławskim Muzeum Współczesnym.
Ciekawi byliśmy, jak wypadną prace tej artystki na wystawie solowej. Chwilę musieliśmy poczekać na zdjęcia, bo galerię, dosłownie, zalała woda z pękniętej rury na ulicy. Ale teraz już są. Na wystawie „Totalizator” Irenka pokazała slideshow w rytm makarony, dwie prace wideo oraz 24 zdjęcia oprawione w passe-partou.
Zapraszamy do obejrzenia zdjęć z krakowskiej wystawy autorstwa jej kuratora, Piotra Sikory.




19 lutego, 2012

Leszek Knaflewski w Leto i Piktogramie

Wczoraj w Leto i w Piktogramie miało miejsc otwarcie podwójnej wystawy poświęconej Leszkowi Knaflewskiemu i Grupie Koło Klipsa. Galeria Leto skupiła się na pracach plastycznych pokazując rysunki z końca lat 80tych. Piktogram oprócz instalacji pokazał, plakaty oraz dokumentację działań artystyczno – muzycznych (tak nam bliskich) Knaflewskiego. Znakomite podwójne uderzenie w przypomnieniu (dla niektórych) a może „wprowadzeniu” Knaflewskiego w obieg kolekcjonerski.

Te „wprowadzenie” cały czas gdzieś przewijało się podczas wczorajszego spotkania, przy wejściu do galerii stał Honza Zamojski, witał gości i przedstawiał Leszkowi. Wyglądało to jak wprowadzenie mistrza w panteon artystów galerii.

Wiele z przybyłych osób po raz pierwszy miało okazję zobaczyć prace Knaflewskiego, przekonać się że poznańskie Penerstwo nie wzięło się znikąd tylko ten wirus widać też u Knaflewskiego. Lata 80te odkrywają przed nami kolejną zapomnianą kartę.
















Zdjęcia ArtBazaar.

16 lutego, 2012

„Czerwona poprzeczka” już dzisiaj w galerii Salon ASP w Warszawie

„Czerwona poprzeczka” to gest, który Krzysztof M. Bednarski wykonał 39 lat temu, podczas egzaminu wstępnego na Wydział Rzeźby warszawskiej ASP. Jedną z prób, którym zostali poddani kandydaci na rzeźbiarzy było ćwiczenie praktyczne. Każdy dostał do ręki kij oraz zadanie "zakomponować go w przestrzeni przy użyciu dostępnych materiałów".
Dwudziestoletni Bednarski-kandydat został zmuszony, by na poczekaniu udowodnić swoją moc przekształcania materii (kija) w sztukę. Poddany egzaminacyjnej procedurze, zmuszony do gry o nieustalonych regułach, postawiony wobec wyboru „wóz albo przewóz” postanowił zagrać va banque. Pomalował swój kij na czerwono, a następnie zaklinował go poprzecznie we framudze drzwi, w której odbywał się egzamin. W ten sposób kij zmienił się w szlaban – czerwoną poprzeczkę. Bednarski umieścił ją nie za nisko – nie dało się przeleźć nad poprzeczką – i nie za wysoko; aby przejeść pod nią, członkowie komisji musieli zginać karki... (*)

W nawiązaniu do tego wydarzenia, Stach Szabłowski (kurator) przygotował wystawę, do której oprócz Krzysztofa Bednarskiego zaprosił Wojtka Bąkowskiego, Olafa Brzeskiego (już dawno nie widzianego w Warszawie), Normana Leto, Wojtka Pustołę oraz Izę Tarasewicz.

Zapowiada się naprawdę ciekawe wydarzenie. Serdecznie zapraszamy.


artyści:
Krzysztof M. Bednarski oraz
Wojciech Bąkowski, Olaf Brzeski, Norman Leto, Wojtek Pustoła, Iza Tarasewicz
kurator: Stach Szabłowski

Galeria Salon Akademii
Akademia Sztuk Pięknych w Warszawie, pałac Czapskich - Raczyńskich
Krakowskie Przedmieście 5 (wejście od ul. Traugutta)

Wernisaż: 16 lutego 2012, godz. 18
Wystawa czynna w dniach: 17 lutego - 6 marca 2012; pn. - pt., godz. 12-18

(*) tekst : Stach Szabłowski)

15 lutego, 2012

Szaleństwo jest jak grawitacja - wystawa Huberta Czerepoka w galerii Żak/Branicka

Czasami dla sztuki historię pisze życie. To przydarzyło się Hubertowi Czerepokowi w Norwegii. Jego praca nad nowym projektem zbiegła się w czasie z wydarzeniami na norweskiej wyspie Utøya, gdzie w lipcu 2011 prawicowy ekstremista Anders Breivik zamordował 77 osób. Później okazało się, że w trakcie masakry słuchał zapętlonego utworu „Lux Aeterna” Clinta Mansella (znanego z filmu "Requiem dla snu").
Tak oto powstał film, zatytułowany właśnie „Lux Aeterna”, w którym warstwę wizualną tworzą piękne krajobrazy norweskiej (nordyckiej?) przyrody, a jego bohater wygłasza monologi na podstawie poezji romantycznej, pism szaleńców, ekstremistów czy tyranów. Film o przemocy bez przemocy, o panowaniu nad światem i szaleństwie, o którym, dzięki dzisiejszym mediom, dowiadujemy się błyskawicznie.


Film ten stał się motywem przewodnim wystawy Huberta Czerepoka, którą możemy obejrzeć w Berlinie – w galerii Żak/Branicka. Wystawa trwa już od końca stycznia, ale zostało jeszcze sporo czasu, by ją obejrzeć – kończy się 21 kwietnia.


Po wejściu do galerii zostaniemy od razu powitani przez inną pracę Czerepoka – neon z kolorowym napisem „ Madness is Like Gravity”. To cytat z Jokera z filmu „Mroczny rycerz” z legendarnej serii z Batmanem. I to jest najlepszy komentarz do zainteresowania Huberta Czerepoka źródłami ludzkiego szaleństwa. Ono jest, jak mówi „czarny charakter” filmów z Batmanem, jak grawitacja, wystarczy ją tylko popchnąć. I to w sumie bardzo smutna konstatacja.


Zdjęcia z wystawy „Lux Aeterna” dzięki uprzejmości Galerii Żak/Branicka

14 lutego, 2012

Z półki kolekcjonera - "Rysumenty" Roberta Kuśmirowskiego


To książka pełna „falsyfikatów” – gazet, listów, dyplomów, legitymacji, zdjęć, ale też wielkiego wagonu, cmentarza, wojennego bunkra czy zniszczonej kamienicy. Kto wie, może i sama książka „Rysumenty” Roberta Kuśmirowskiego, jest jednym wielkim „falsyfikatem”?
Wydała ją legendarna lubelska Galeria Biała, której to szef, Jan Gryka, zorganizował przed 11 laty wystawę w Instytucie Sztuk Pięknych Wydziału Artystycznego UMCS w Lublinie, na której zawisły oprawione w ramki pierwsze „sfabrykowane” przez Roberta Kuśmirowskiego (wtedy studenta III roku) przedmioty - naklejka na list polecony, metka z hipermarketu, stary bilet MPK, karta egzaminacyjna czy dowód wpłaty.


„Rysunki zostały oprawione i zawieszone na wystawie, zaś obok nich pojawiła się ulotka zawierająca tytuł wystawy, tytuł pracy, nazwisko autora, itd. Tuż przed otwarciem wystawy, Robert zawiesił przy niej drugą, taką samą, którą w nocy „podrobił”. Później ktoś zerwał ze ściany ten rysunek, uznając, że autor się pomylił przyklejając dwie takie same kartki” – pisze we wstępie do książki Jan Gryka. Dziś większość „drobnych” prac Roberta z tego okresu ma w swojej kolekcji właśnie Galeria Biała i możemy je obejrzeć w książce.

A obok nich i słynny wagon z kolekcji Boros, który zrobił furorę na 4. biennale w Berlinie, cmentarz pokazany w Warszawie i Berlinie, kamienicę z Blankenberge w Belgii czy bunkier z Londynu.


A okładka „Rysumentów” to po prostu okładka zeszytu z czasów „komuny”, który też „sfabrykował” Robert Kuśmirowski.

Robert Kuśmirowski, Rysumenty, s.84, wyd. Galeria Biała, Lublin, 2011 (teksty: Jan Gryka, Piotr Pękala; projekt graficzny: Jan Gryka, Piotr Wysocki)

10 lutego, 2012

Aukcje w Londynie, a tam do kupienia polska sztuka współczesna i najnowsza

Tymi aukcjami, w Londynie na dobre rozpoczyna się sezon aukcyjny 2012 na rynku sztuki współczesnej i najnowszej. Na lutowych aukcjach w stolicy Wielkiej Brytanii (i europejskiej sztuki) w trzech największych domach aukcyjnych jest wyjątkowo dużo będzie do kupienia prac polskich artystów. Niestety wszystkie na mniej prestiżowych „aukcjach dziennych”.
Najwcześniej swoje aukcje rozpocznie Christie’s, który swoją aukcję dzienną przeprowadzi 15 lutego. W tym domu aukcyjnym będzie do kupienia tylko jedna praca polskiej artystki. Będzie to praca mieszkające w Londynie Goshki Macugi, która ma właśnie teraz indywidualną wystawę w Zachęcie. Tusz na skórze zatytułowany „A Time to Live, a Time to Die” ma estymację 8-12 tysięcy funtów (40-60 tysięcy złotych).


Dużo więcej „polskich” prac będzie w Phillips de Pury. Tam aukcja dzienna odbędzie się 16 stycznia i będzie można na niej licytować m.in. gwasz Jakuba Juliana Ziółkowskiego, pochodzący z wystawy „Demi Volte” w krakowskiej galerii F.A.I.T w 2007 roku. Wcześniej ten gwasz był w ofercie sprzedaży domu aukcyjnego Agra Art, ale nie spotkał się z zainteresowaniem i trafił do Londynu. Tam ma estymację 6-8 tysięcy funtów (30-40 tysięcy złotych). Przypomnijmy, że w warszawskiej Fundacji Galerii Foksal trwa wystawa tego artysty.
Będzie też znany obraz „Kac” Wilhelma Sasnala z 2007 roku. Ten niewielki obraz (40x35 cm) ma niską, jak na tego artystę, estymację 10-15tysięcy funtów (50-75 tysięcy złotych). Z kolei Sasnal w lutym otworzył wystawę w monachijskim Haus der Kunst. Będą też dwie fotograficzne prace Piotra Uklańskiego, obie pochodzące z edycji 5 sztuk. „Kwiaty” wyceniono na 8-12 tysięcy funtów (40-60 tysięcy złotych), a „Smutek tropików” na 15-20 tysięcy funtów (75-100 tysięcy złotych). Uklański z kolei, będzie miał w tym roku dużą, retrospektywną wystawę w warszawskiej Zachęcie, pierwszą od „pocięcia” portretów Nazistów przez Daniela Olbrychskiego 12 lat temu.

Tego samego dnia będzie też aukcja dzienna w Sotheby’s A na niej m.in. prace Piotra Uklańskiego, Romana Opałki i Wojciecha Fangora. Z dorobku Uklańskiego do Sotheby’s trafiła witryna ze ścinkami z kredek świecowych z 2002 roku zatytułowana „Missy”. Ta olbrzymia praca (150x150 cm) ma estymację 50-70 tysięcy funtów (250-350 tysięcy złotych). Bardzo ciekawie zapowiada się licytacja prac zmarłego w ubiegłym roku Romana Opałki – będzie to pięć następujących po sobie „prac liczonych” na papierze. Pierwszą liczbą na pierwszej z prac z cyklu „1965/1 do nieskończoności” jest liczba 1 109 739. A ostatnia liczba na ostatniej pracy to 1 127 687. Estymacja tej pracy to 150-200 tysięcy funtów (750 tysięcy złotych do miliona). Dużo tańszy jest duży, wczesny obraz Wojciecha Fangora o okresu „op-artowskiego”. B 103 o wymiarach 130x130 cm ma estymację 25-35 tysięcy funtów (125-175 tysięcy złotych).
Na zdjęciach: prace Jakuba Juliana Ziółkowskiego, Wilhelma Sasnala i Piotra Uklańskiego (Smutek tropików) dzięki uprzejmości domu aukcyjnego Phillips de Pury

09 lutego, 2012

Kuba Dąbrowski żegna się z Przekrojem

Podobno czytelnicy Przekroju dzielą się na tych co zaczynają lekturę od Stopklatki i na tych którzy zaczynają od rysunków Raczkowskiego. Ja zaczynałem od Stopklatki (Raczkowski był na drugim miejscu). Po czterech latach przestanie się ukazywać Stopklatka prowadzona przez Kubę Dąbrowskiego. Szkoda. Niewiele osób umie w ten sposób co Kuba pisać o fotografii. Jego cotygodniowe felietony były ważnym elementem edukacji dla mnie i kilku znanych mi miłośników i kolekcjonerów fotografii. Za każdym ze zdjęć stała pasjonująca historia. Ta związana z Przekrojem właśnie się urywa.

08 lutego, 2012

Na naszym radarze - Irenka Kalicka

Pamiętam, jak przeżyłem szok „błąkając” się w ciemnościach z latarką na wystawie „Bruch Atlasa” w 2010 roku, przygotowanej przez Józefa Robakowskiego w łódzkim Atlasie Sztuki. Założeniem tej wystawy było, że pokazywana ona była w ciemnościach, a zwiedzający mogli sobie latarkami oświetlać jedynie pojedyncze prace. W pewnym momencie światło latarki padło na niewielkie zdjęcia, stylizowane na polaroid, przyczepione bezpośrednio na ścianie.
To był „Fototeatrzyk domowy” Ireny Kalickiej. Na ponad stu fotografiach kłębiły się postacie, półgołe, całkowicie nagie, ubrane w staromodne rajstopy, a to w jakieś szalone szaty. Przypominałoby to kadry z jakiejś pijackiej rodzinnej imprezy (na zdjęciach są też dzieci), gdyby nie fakt, że prawie wszyscy na tych zdjęciach nosili maski: konia, osła, Myszki Miki i innych niezidentyfikowanych postaci. Staliśmy jak zafascynowani tą humorystyczno-perwersyjną inscenizacją chyba przez pół godziny, oświetlając latarką każde zdjęcie z osobna. Długo nie mogłem o nich zapomnieć.


Ich autorką okazała się Irenka Kalicka – drobna, bardzo sympatyczna dziewczyna, studentka fotografii na łódzkiej „Filmówce”. Aż ciężko było mi uwierzyć, że to ona jest autorką tych perwersyjnych fotografii. Później te prace były jeszcze pokazywane we wrocławskim Muzeum Współczesnym na wystawie młodej polskiej fotografii „Fairy Tale Element”.
Od dłuższego czasu Irenka Kalicka była „Na naszym radarze”. Tym bardziej teraz, gdy teraz nadszedł dla niej czas indywidualnej wystawy – w krakowskiej Galerii AS (Art Space). Jej tytuł to „Totalizator”. Obok nowych zdjęć i slajd showu Irenka pokaże również dwie prace wideo. Bardzo jesteśmy ciekawi zarówno Waszego, jak i naszego odbioru tych prac.


Będzie się można o tym przekonać już w piątek 10 lutego od godziny 19 w galerii AS w Krakowie, ul. Św. Marka 22. Kuratorem wystawy jest Piotr Sikora. Zapraszamy!

Na zdjęciach najnowsze prace Irenki Kalickiej z projektu „Totalizator”.

07 lutego, 2012

VIP Art Fair "numer dwa" - do jutra możemy posurfować po wirtualnych targach

Jeszcze dziś i jutro (do 8 lutego) można sobie „posurfować” po wirtualnych galeriach, bo właśnie do środy trwa druga edycja targów VIP Art Fair. Tym razem do targów zgłosiło się 130 galerii z 36 krajów, w tym większość „grubych ryb” na rynku sztuki najnowszej. Nie zraziły ich ubiegłoroczne kłopoty, kiedy to software przygotowany na targi nie wytrzymał „naporu” internautów i praktycznie zablokował ruch na wirtualnych targach. A już w ogóle nie działała kluczowa dla galerii funkcja czatu dla kolekcjonerów z galerzystami.
Teraz organizatorzy zainwestowali w nowy software, zatrudnili nowych ludzi i trzeba przyznać, że strona targów (www.vipartfair.com) działa bez zarzutu.
Mimo że oferta dostępna jest tylko w Internecie, to galerie wystawiły na sprzedaż aż 11 prac kosztujących powyżej miliona dolarów – w tym na przykład świetny tryptyk Luca Tuymansa „Eyes” z 2001 na stoisku Zwirner Gallery z Nowego Jorku. Ale nie oszukujmy się, większość wielkich galerii zostawia sobie najlepsze prace na bezpośrednie spotkania z kolekcjonerami – podczas targów w Kolonii i Nowym Jorku wiosną oraz w Bazylei wczesnym latem. Dlatego aż 90 galerii wystawia prace wycenione poniżej 10 tysięcy dolarów. I tu – największe zaskoczenie – takie prace można kupić właśnie w galerii Gagosian. Są to edycje „kropek” Damiena Hirsta, które wiszą teraz we wszystkich galeriach Gagosiana na trzech kontynentach. Oczywiście w galeriach wiszą obrazy za setki tysięcy dolarów, a na VIP Art Fair można kupić serigrafie w cenie od 3 do 7 tysięcy dolarów.
Są też, choć wyjątkowo mało, polskie akcenty na targach. Od razu dodajmy, że w VIP Art Fair nie bierze udziału żadna polska galeria. Ale w kilku, dosłownie kilku galeriach, znaleźliśmy prace polskich artystów. Serigrafia Wilhelma Sasnala „Pieprzona młodość” (edycja 50 szt.) jest dostępna na stoisku Whitechapel Gallery. Kosztuje 495 funtów. Na stoisku berlińskiej galerii Johann Koenig można kupić bliźniacze Nissany Micra z cyklu Parallelwelt. Pokazywane na targach Art Basel w 2009 roku w części w przestrzeni publicznej „bliźniacze” (nawet rysa na karoserii jednego ma „odbicie” na karoserii drugiego) samochody kosztują 48 tysięcy EURO. Trzy lata temu samochody były „na chodzie”, bo artystka, jak sama nam mówiła, przyjechała nimi do Bazylei. Teraz pewnie też można nimi jeździć.
Na VIP Art Fair jest też „trójwymiarowy” (dzięki modelinie) obraz Jakuba Juliana Ziółkowskiego „Wyspa” z 2011 roku, o wymiarach 90x78 cm. Cena tej pracy jest w widełkach 10-25 tysięcy EURO (galerie mogą podać cenę pracy, mogą podać widełki i mogą zaznaczyć, że cena zostaje udzielona na życzenie klienta – większość dużych galerii na targach VIP podaje ceny „w przedziale”).
Są też prace izraelskiej artystki Yael Bartany, która reprezentowała Polskę na biennale w Wenecji w 2011 roku. Do kupienia są prace wokół jej „trylogii” polsko-żydowskiej – neon „Europe Will Be Stunned” (przedział 25-50 tysięcy EURO) oraz kadr z filmu „Mur i Wieża” (edycja 5, cena w przedziale 5-10 tysięcy EURO).
Zapraszamy do „surfowania” po targach VIP Art Fair. Tym, którzy nie zdążą – zostaje nam polecić kolejne tegoroczne edycje targów – poświęcone pracom na papierze (20-22 kwietnia) oraz fotografii (13-15 lipca).

06 lutego, 2012

Najnowsze prace Basi Bańdy

Z przyjemnością chcielibyśmy pokazać wam najnowsze, powstałe w ciągu ostatniego roku, prace Basi Bańdy. Dużo więcej znajdziecie na stronie artystki link. Jak zawsze polecamy.

















Wszystkie zdjęcia dzięki uprzejmości artystki.

02 lutego, 2012

Też chcemy sztuki, nie wojny....

Niedawno, w wyniku zapewne tekstów o działalności znanego nam już dobrze Abbey House pojawiła się na Facebooku grupa społecznościowa „Wspieraj Sztukę Nie Wojnę”. Możemy znaleźć informacje o działalności firmy Abbey House oraz odpowiedzi na krytyczne teksty o firmie. Co ciekawe, owa krytyka działalności Abbey House jest pozycjonowana jako krytyka i atak na rynek sztuki oraz niespotykaną na rynku strategię biznesową tej spółki. „Rynek sztuki” to my – chce powiedzieć o sobie Abbey House i próbuje do tej „obrony sztuki” wciągnąć również internautów.
Rozumiem, że dla prowadzącego taki biznes jak Abbey House, najważniejsza jest reputacja i te kilka tekstów, które się ukazały teraz, kilka które się ukazały wcześniej, mogą zaszkodzić w biznesie i mogą zniszczyć w dużym stopniu bardzo sprawnie prowadzoną do tej pory kampanię marketingową i PR-ową firmy. Ale zaraz wojna? Cały świat sztuki przeciwko Abbey House i ekspertom tej firmy? Nie wydaje mi się. Raczej świat sztuki zdziwiony działaniami firmy i jej aktywnością medialną, niespotykaną do tej pory w polskim art-worldzie.
A co ze sztuką? O jakie wspieranie chodzi? W tekstach poświęconych działalności Abbey House w magazynach, Internecie, tygodnikach i wszystkich innych możliwych periodykach stosunkowo niewiele jest na temat sztuki. Jest natomiast bardzo dużo o pieniądzach, inwestycjach, leasingu, nowatorskim podejściu do inwestowania w sztukę, przesunięciu alokacji z 6 na 8%, metodach podziału zysku ze wzrostu wartości prac artystów, udziałach w art-funduszach i tym podobnych tematach. Jest też bardzo dużo o sztuce w kontekście dóbr luksusowych – samochodów, biżuterii, nieruchomości, cygar czy zegarków. Z jednej więc strony sztuka została sprowadzona do roli dobra luksusowego, a z drugiej do produktu inwestycyjnego.
O samej sztuce jest niewiele, no bo o czym tu pisać? Artyści sprzedawani przez Abbey House są w większości bliżej nieznani. O gustach ciężko dyskutować, ale na pewno co można o nich powiedzieć, to fakt, że to sztuka dekoracyjnie w niektórych przypadkach przyzwoita (w niektórych nie), ale na pewno nie jest to żaden nowy trend, żadne odkrycie. Cały czas słyszymy, że obraz Agaty Kleczkowskiej, sprzedany za 160 tysięcy złotych, jest wyjątkowy, ale nie do końca ktokolwiek wyjaśnił, na czym polega jego wyjątkowość, nawet na tle pozostałej twórczości tej artystki. Co nowego zaproponowała artystka? Nie wiem. Czy jest to nowy głos pokolenia, jak było z pracami Grupy Ładnie czy „zmęczonych rzeczywistością”? Nie zauważyłem. Na jakich ważnych wystawach pokazywano ten obraz? Chyba na żadnej – do sprzedaży trafił od razu z pracowni. Więc gdzie jest ta wyjątkowość? Przykład (dość symboliczny) jelenia jest symptomatyczny. Przeciętny obraz został sprzedany za sumę, za którą można kupić w Polsce dzieła najwybitniejszych twórców z Andrzejem Wróblewskim, Tadeuszem Kantorem czy Wilhelmem Sasnalem na czele. I tu jest główne pole konfliktu. Abbey House powie, że to „zazdrość” środowiska, które nie może przeboleć, że można sprzedawać prace młodych artystów (ale także i artystów średniego pokolenia, do tej pory niedocenianych i sprzedawanych za frakcję tego, ile kosztują teraz w Abbey House). Ja powiedziałbym, że jest to raczej zaskoczenie i niedowierzanie, czy te transakcje mają miejsce, a jeśli mają, to czy nie chodzi o to, by w szybkim czasie zwiększyć wartość prac będących w posiadaniu firmy. A takie rzeczy zawsze źle się kończą na rynku sztuki. Dlatego też nawet najbardziej chciwi galerzyści nie podnoszą błyskawicznie cen, gdy na jakiegoś artystę bądź artystkę jest olbrzymi popyt i ceny na aukcjach są wielokrotnie wyższe od cen w galeriach. Co robią w takich wypadkach? Tworzą listę chętnych i eliminują z niej tych, których podejrzewają o spekulacyjne motywy zakupu. Nie zmieniają cen (już i teraz). Wzrost cen musi wynikać z pozycji galerii i artysty, jego/jej dorobku, a nie operacji finansowych i sztucznego kształtowania podaży i popytu. Sztuka jest bardzo czuła na tego typu operacje, bo przecież prawie całą wartość dzieła sztuki stanowi „wartość dodana”. Gdy nie wynika ona z długiego procesu, ale z szybkich operacji, na końcu zawsze rynek zweryfikuje to boleśnie.
A więc – wspierajmy sztukę, ale nie poprzez inwestycje, analizy finansowe, wskaźniki zwrotu. Tak kupione prace będą tym, czego oczekujecie – produktami, zapisami księgowymi, kosztami, jakie możecie odpisać od podatku. Nie miejcie złudzeń, że czymś więcej.
Dlatego kolejny raz powtarzamy – kupujmy sztukę, która nam się podoba i nas inspiruje, która jest ważna i ciekawa, a nie tylko dekoracyjna bądź modna. Jeśli z czasem te prace, które kupiliśmy zyskają na wartości, potraktujemy to jako bonus od życia.

01 lutego, 2012

"Died Moroz Convention minus 2" - w niedzielę w Lublinie


Nadeszły mrozy, a to oznacza, że Robert Kuśmirowski uruchamia znów ideę grania „w temperaturze minusowej”, czyli „Died Moroz Convention”. Impreza odbędzie się już po raz trzeci, czyli będzie to „konwencja” numer „minus 2”. Już w najbliższą niedzielę 5 lutego o godzinie 17 w muszli koncertowej Ogrodu Saskiego w Lublinie rozlegną się mocne dźwięki.
„Died Moroz Convention” odbywają się od dwóch lat z dużą regularnością na przełomie stycznia i lutego w mroźnej scenerii Lublina (co oznacza „stabilizację klimatu, bo do grania na „Died Moroz Convention” potrzebny jest mróz w okolicach 20 stopni poniżej zera). Dwa lata temu 22 stycznia, a w ubiegłym roku – 29 stycznia.
Jeśli prognozy pogody się sprawdzą, to tegoroczna edycja „minus 2” będzie najzimniejszą w historii. Będzie to więc test wytrzymałości dla artystów, jak i sprzętu grającego, o komputerach nie wspominając). Spektrum muzyczne Died Moroz Convention jest naprawdę bardzo szerokie: od tradycyjnych, pierwotnych brzmień po nowoczesną muzykę alternatywną". Swój udział potwierdzili między innymi Macio Moretti i Piotr Zabłocki, Mariusz Tarkawian, Robert Brylewski z Filipem Gałązką oraz zepół Pitz. Oczywiście z powodu mrozu każdy może liczyć na rozgrzewającą herbatę.
Zostaje nam tylko zaprosić Was, w imieniu Roberta Kuśmirowskiego, na niedzielę do mroźnego Lublina na „Died Moroz Convention minus 2”.
Na zdjęciu plakat DMC minus 2 produkcji Roberta Kuśmirowskiego