Tak jak już pisaliśmy, w październiku galeria Kolonie uczestniczyła po raz pierwszy w targach Frieze w Londynie i po raz pierwszy w targach w ogóle. Galeria pokazała „przearanżowane” przez Kasię Przezwańską stoisko targowe. O targach Frieze i wrażeniach „debiutanta” rozmawialiśmy z Jakubem Banasiakiem z Kolonii. Fotografie stoiska Kolonii na Frieze wykonał Paweł Sysiak, również artysta Kolonii.
Jaka była Twoja pierwsza myśl, gdy dowiedziałeś się, że dostaliście się do sekcji Frame na targach Frieze w Londynie? „Ale super!”? Czy „Skąd wezmę na to pieniądze?”. No właśnie – ile kosztuje udział w takich targach? I skąd wziąłeś pieniądze?
Ale super. Pieniądze odkładałem, więc byłem przygotowany – nie jestem aż takim ryzykantem, żeby aplikować w ciemno i stawiać wszystko na jedną kartę. Co do kosztów, to chyba nie ma sensu epatować konkretnymi kwotami, zresztą każdy może sobie sprawdzić ile to kosztuje. Tak czy siak, to jest konkretne finansowe tąpnięcie, szczególnie dla tak młodej galerii, jak Kolonie. Staraliśmy się o dofinansowanie z Instytutu Adama Mickiewicza, ale niestety się nie udało. Może następnym razem przychylniej spojrzą na młodych promujących kulturę polską za granicą...
Czy od razu mieliście pomysł, jak ma wyglądać stoisko z pracami Kasi Przezwańskiej?
Tak, bo przy Frame, czyli sekcji dla młodych galerii na Frieze, warunkiem jest przedstawienie bardzo spójnego projektu – prezentacji tylko jednego artysty. Aplikuje się więc z określonym projektem – w naszym wypadku było to kompletnie przeaaranżowanie targowego stoiska, wyznaczenie nowego podziału przestrzeni, w końcu uwypuklenie jego niektórych funkcji. Kasia chciała podkreślić „targowość” targów, jednocześnie je „humanizując”. Nasze stoisko miało być oazą pośrodku hałasu i pośpiechu. I było – ludzie siadali na fotelach, popijali wodę, zagryzali jabłkami i czytali nasz Rocznik. Potem oglądali półkę z pracami Kasi. Projekt z konieczności zakładał więc drobne przesunięcia, ale kuratorzy okazali się bardzo elastyczni, więc nie było z tym problemu – zresztą zdawali sobie sprawę z charakteru naszej prezentacji, wszak sami ją zaakceptowali. Z drugiej strony widzieliśmy, że wymagali od innych galerii, aby powiesiły prace dokładnie tak, jak było to zawarte we wniosku.
„Wystawiać” cały pokój, wielką instalację, to zupełnie niekomercyjne podejście, a w końcu Frieze to targi. Czy sprzedaliście prace Kasi?
Od początku zdawaliśmy sobie sprawę, że jedziemy tam głównie po zyski niewymierne, a nasza inwestycja jest raczej z tych długoterminowych. Oprócz skali pracy ważne są też materiały, z którymi pracuje Kasia – w tym wypadku były to liście, szyszki, a nawet martwa mucha... Kolekcjonerzy byli więc zachwyceni projektem, ale zaraz dodawali, że musieliby budować dla niego komory próżniowe. Oczywiście to nieprawda – utopione w gęstej farbie liście zachowują zaskakującą trwałość – ale naturalnie nie próbowałem nawet przekonywać ostrożnych przecież kolekcjonerów, że mogą bez obaw zaryzykować.
Praca była zresztą podzielona na segmenty odpowiadające wspomnianemu podziałowi przestrzeni na część dla gości, dla nas, czyli pracowników galerii, oraz część ekspozycyjną. Co istotne, Kasia wyobrażała sobie, że jak ktoś kupi powiedzmy stół i fotele, to będzie ich używał – i to też budziło od razu podejrzenia, że to coś dziwnego... Ludzie chcą kupić obiekt i postawić go lub – najlepiej – powiesić na ścianie. Ale używać? Sprzedaliśmy „najbezpieczniejsze” obiekty: przerobioną przez Kasię lampę-stolik i stojącą na niej misę na owoce – również przemalowaną.
Jak przyjęto projekt?
Świetnie, wiele osób mówiło, że to najlepsze stoisko na Frame i nie wyczuwałem w tym kurtuazji. Widzieliśmy, że jedne osoby polecają go następnym, ci zaś następnym... Co nas cieszy, projekt podobał się zarówno „zwykłym” gościom, którzy reagowali bardzo żywiołowo, jak i profesjonalistom, którzy doceniali jego rozmaite niuanse. Niesłychanie pozytywna była też rola kuratorów Frame, którzy bardzo angażowali się w swoją sekcję, intensywnie nas wspierali i promowali, ciągle przychodząc z kolejnymi gośćmi itp. Nie wiem, czy jest to standardem na innych targach i jak to wygląda np. na Liste, ale tutaj ta relacja była świetna i życzyłbym sobie, żeby nie okazało się to ewenementem. Co będzie dalej – zobaczymy, ale jestem dobrej myśli. Już zgłaszają się do nas kuratorzy, którzy pamiętają pracę Kasi, ale, jak mówiłem, to będzie raczej długotrwały proces. Na pewno Kasia ma teraz wspaniały okres – niemal całe pierwsze półrocze przyszłego roku spędzi za granicą. Zobaczymy.
Mogliście liczyć na pomoc polskich galerii biorących od lat udział w londyńskich targach?
Tak, i to na każdym poziomie: od pożyczenia drabiny, po kwestie merytoryczne. To wielkie ułatwienie – bo pierwsze wrażenie jest takie, że ten gigantyczny namiot to wielkie mrowisko – więc w tym miejscu raz jeszcze dziękuję.
Jak oceniasz targi Frieze i waszą sekcję?
Mam małe porównanie, bo byłem dotąd tylko na berlińskich targach Art Forum i to jako widz – pamiętam, że oceniałem je bardzo negatywnie. W Londynie byłem jednak mile zaskoczony. Przy oczywistym zastrzeżeniu, że targi to targi, a nie wystawa, wiele stoisk uważam za bardzo fajnych (bo „ciekawych” to chyba złe słowo), zgrabnie zaaranżowanych, było też wiele dobrych i bardzo dobrych prac. Ale być może to tylko zachwyty debiutanta.
Jakie targi sztuki to dla ciebie „target” – LISTE w Bazylei?
Dokładnie – chciałbym dostać się na LISTE, które, z tego co słyszałem, są nieco inne. Już to, że nie trzeba pokazywać prac tylko jednego artysty, jest olbrzymią różnicą.
Czy, jeśli dostaniecie się na LISTE, też pokażecie taki „zwarty” projekt jednego artysty?
No właśnie – nie, tym razem chciałbym pokazać prace trójki-czwórki artystów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz