15 czerwca, 2012

Pożytki z wędrowania bez składu i ładu, czyli kolejna relacja z Art Basel

Są różne strategie "poruszania się" po targach, szczególnie tak dużych jak Art Basel. Jedni najpierw przez pół godziny studiują mapkę z rozkładem targów i miejscami poszczególnych galerii i później ruszają w ściśle określoną trasę. Inni przemierzają przestrzeń targową systematycznie według "południków" i "równoleżników", tak, by niczego nie przegapić. Jeszcze inni dają się ponieść oczom i wędrują od stoiska do stoiska bez specjalnego planu. Ta metoda ma dużą wadę, gdy masz mało czasu - zdarza się, że po jednej alejce wędrujesz trzy, cztery razy. Ale ma też dużą zaletę - wędrując za pierwszym razem możesz ominąć ciekawe i wartościowe rzeczy tylko dlatego, że akurat spojrzałeś w inną stronę, bądź też zaciekawiła cię bardziej kolorowa sztuka na sąsiednim stoisku. Ja stosuję metodę "mieszaną" - najpierw z mapką w ręku "zaliczam" obowiązkowe dla mnie galerie, a później daję się ponieść targom wędrując bez składu i ładu. Dzięki temu właśnie kolejnego dnia "odkrywam" stoiska galeryjne, które za pierwszym razem ominąłem. Dlaczego? Często nie wiem. Ale na pewno te odkrycia, ponowne odkrycia warte są uwagi. Tak też było wczoraj, podczas kolejnego dnia targów - w czasie "wędrówki" po parterze znalazłem dwa niewielkie, ale znakomite stoiska wiedeńskich galerii. Pierwsze z nich poniżej - to Krotbath, który pokazał prace Jirziego Kolara i Beli Kolarovej. Ciągle niedostatecznie wiele wiemy o wpływie tego artystycznego małżeństwa na sztukę czeską (czy raczej czechosłowacką), czy na sztukę Europy Środkowo-Wschodniej. Oboje lubili eksperymenty - Bela z fotografią (serie fotogramów), a Jirzi ze słowem (oklejanie przedmiotów codziennego użytku kolażami złożonymi ze słów). Mam prace Jirziego Kolara (Beli niestety nie), ale ich jakość nie jest tak dobra, jak tych, które przywiozła do Bazylei galeria Krobath. Ale w końcu to najważniejsze tagi sztuki w roku. Mistrzostwa świata rynku sztuki, jak napisał o Art Basel jeden z krytyków. Poniżej stoisko Krobath i prace Kolarów.



Drugie stoisko, które przegapiłem i które "odnalazłem" ponownie to galeria Hubert Winter. Galerzyści z Wiednia pokazali świetne fotografie Franceski Woodman i Birgit Jurgenssen - znakomitych artystek i równocześnie tragicznych, przedwcześnie zmarłych postaci.

 








Takie właśnie są pożytki z włóczenia się po stoiskach targowych. Zapraszam na kolejne relacje!

2 komentarze:

Dobrochna pisze...

Ale nikt nie wynalazł strategii na kogoś, kto dostaje zawrotu głowy i zamiast poruszać się wśród dzieł sztuki siada i płacze przed " swoim " obiektem.Serdecznie pozdrawiam.

karolinaimisiu pisze...

Ja jestem największym dziełem sztuki i życia !!!