Jak rozumiem istnieje przekonanie, iż nadejdą lepsze czasy do sprzedaży sztuki współczesnej w momencie kiedy klasa średnia (bo w niej wszyscy upatrują zbawienia dla rynku) nasyci się dobrami doczesnymi. Argumentem jest tu często stwierdzenie -
Ile więcej można kupić telewizorów, samochodów?
Jakkolwiek uważam, że jest trochę słuszności w tym myśleniu to niestety też prawdziwe jest stwierdzenie, że niestety można mieć więcej i więcej dóbr doczesnych nie myśląc wcale o zakupach dzieł sztuki. Nie chodzi tu o kolejny telewizor plazmowy, ale o kolejną inwestycje w nieruchomość, motorówkę na Mazurach czy Forda Mustanga z 68 roku.
Moim zdaniem większe znaczenie w budowaniu rynku będzie miała kreacja pewnych zachowań (wzorców zachowań, prestiż, naśladownictwo) niż nadmiar wolnej gotówki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz