10 października, 2006

Bardzo słabo w Rempeksie

Środowa aukcja sztuki współczesnej w warszawskim Rempeksie pokazuje mierność polskiego rynku sztuki. Nie jest to bynajmniej zarzut do domu aukcyjnego, ale konstatacja stanu rzeczy. Poważna aukcja sztuki współczesnej w jednym z największych domów aukcyjnych w Polsce (pod względem liczby aukcji i obrotów chyba największym) i żadnej pozycji o charakterze muzealnym. Może za wcześnie Rempex zaczął przygotowywać aukcje sztuki współczesnej.
Nie ma żadnych naprawdę ekscytujących prac klasyków współczesności, bo przecież za taki nie może uchodzić jeden z wielu reliefów Henryka Stażewskiego z 1980 roku z ceną wywoławczą 20.000 PLN czy bardzo ładna zresztą, praca Jacka Siennickiego z 1963 roku z wywoławczą 12.000 PLN. Rzadkością, o którą będą się zabijali kolekcjonerzy nie jest też teka litografii Jana Lebesteina z 1966 roku wydana przez Galerię Gmurzynska, bo przecież jest w edycji do 80 sztuk. A reszta, to poza przyzwoitym obrazem Erny Rosenstein czy pracą na papierze Marka Chlandy, to naprawdę nic rewelacyjnego.
Równie słabo prezentuje się oferta sztuki współczesnej (contemporary art). Nic nie mówiące w większości nazwiska, słabe prace, ceny wywoławcze za kilkaset złotych... Czy tak ma wyglądać aukcja sztuki współczesnej w 38-milionowym kraju w środku Europy, jak mawiał o Polsce jeden z byłych ministrów finansów? Znane nazwiska też nie porażają – jeden z wielu „windowsowych” obrazów Laury Paweli, Agnieszka Sandomierz regularnie sprzedająca na aukcji w Rempeksie, grafika Zbigniewa Libery kupiona na Targach Taniej Sztuki w Rastrze dwa lata wcześniej za cenę sześciokrotnie niższą od dzisiejszej wywoławczej. Gdzież ci polscy artyści, którzy podbijają dziś rynek europejski? Bo na aukcji ich nie widać...
Jakość aukcji częsciowo ratują jedynie fotografie. Cztery Edwarda Hartwiga (ceny wywoławcze od 1.900 do 4.000 PLN) , w tym dwie z eksperymentalnego okresu kolorowego w latach 90., fotogram Zygmunta Rytki za 2.600 PLN (podobne już sprzedawano w Rempeksie) oraz wspaniały portret dziadka Zdzisława Beksińskiego (cena wywoławcza 4.500 PLN). Ale to zdecydowanie za mało, aby uratować złe wrażenie.
Aukcja jutro, w środę o godzinie 16.00 (trochę wcześnie dla ludu pracującego) w siedzibie Rempeksu przy Karowej 31 w Warszawie.Cała oferta aukcji Rempeksu tutaj: rempex11.X.2006

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

"najwiekszy" dom aukcyjny moze wkrotce przestac istniec. podobno ma spore klopoty finansowe. juz odeszli z niego najlepsi ludzie. aukcje tematyczne nie co miesiac, tylko co dwa. aukcje o 16 czyli juz ich nie stac na nadgodziny dla pracownikow. to nic dziwnego, ze ludzie boja sie wstawiac drogie rzeczy.

Anonimowy pisze...

Przy okazji Pana tekstu warto by poruszyć problem, czemu na aukcjach w Polsce pojawiają się prace przyjmowane bezpośrednio od artystów oraz namalowane w tym samym roku co aukcja (np. A. Sandomierz 2006).
Na świecie rynek pierwotny to rynek galeryjny. Na aukcje trafiają prace z drugiej ręki (zwykle jako pochodzenie podawana jest zresztą galeria, w której zostały wczesniej kupione). Istnieje też kryterium czasowe -
do niedawna na aukcje przyjmowano prace przynajmniej 10 letnie, jakiś czas temu w związku z olbrzymim boomem na szt. wsp. skrócono ten okres do trzech lat. W Polsce mam wrazenie, ze tych zasad przestrzega na swoich aukcjach współczesnych Agra (zobaczymy jak bedzie to funkcjonowac na startujących auk. Desy). Ale w innych domach aukcyjnych malarz moze przyniesc obrazek namalowany poprzedniej nocy i trafi on do katalogu. Tym samym udział w aukcji przestaje być nobilitujący dla artysty - nie jest zwieńczeniem pewnej drogi (współpraca z galerią, zakupy kolekcjonerów, zakupy do muzeów, aukcja) a często jej początkiem. Zdarza się, że artysta, który jeszcze studiuje, nigdzie nie wystawiał i nie sprzedał żadnej pracy trafia do katalogu aukcyjnego. Marszand promując złego czy zbyt łatwego artystę ponosi pewne ryzyko - traci markę (np. Napiorkowska). Polski dom auk. uznaje, że świetna orientacja w sztuce to obowiązek jego klienta.

Piotr Bazylko pisze...

To prawda, że jest to problem i rzeczywiście Agra zachowuje się tu zgodnie ze standardami. Desa, z tego co wiem, chyba podąży drogą wytyczoną przez pozostałe domy aukcyjne. Problem z nowymi obrazami nie jest tylko problemem naszym, pisałem o tym przy okazji aukcji sztuki indyjskiej. Niestety ten rynek również na Zachodzie coraz bardziej się wypacza, bo w grę wchodzą olbrzymie (i coraz większe) pieniądze. Myślę, że tylko podpisywanie umów na wyłączność przez galerie z młodymi artystami może ukrócić proceder pojawiania się "nowych" prac na aukcjach. A do tego przygotowane są tylko nieliczne galerie...

Anonimowy pisze...

z drugiej strony rempex podobno wykupił upadający art and biznes

Anonimowy pisze...

Bardzo interesujące. Pozdrawiam serdecznie.