06 grudnia, 2006

Rozmowa z Agnieszką Morawińską - część 2

Udział w takiej wystawie dla artysty, szczególnie młodego, jest dużą nobilitacją. Miała Pani naciski ze strony artystów, galerii komercyjnych? Wiadomo że udział w takiej wystawie ułatwia sprzedaż prac w przyszłości...

Ja myślę, że jest już cała grupa młodych artystów, którzy obrazy sprzedają zupełnie niezależnie od tej wystawy, od których wręcz trudno mi było uzyskać obrazy, gdyż albo były sprzedane, albo są na innych wystawach w całej Europie. Moim większym zmartwieniem s,a artyści średniego i starszego pokolenia, którzy skazani są na scenę krajowa i dla nich ta wystawa ma na pewno większe znaczenie. Wiem, że rozmaitym ludziom, którym nie chciałam zrobić krzywdy czy przykrości, zrobiłam ją – nie zapraszając do wystawy. Codziennie dostaję płyty z pracami, przypominające, że są artyści tacy czy inni, następują interwencje i indagacje. Nie chcę aby zaproszenie do tej wystawy było traktowane jako pasowanie na rycerza. Panowie pytają dlaczego aż tylu artystów a ja żyje w poczuciu krzywdy pominiętych. Nie da się więcej w Zachęcie zmieścić. Jest cały szereg artystów, których ja naprawdę bardzo wysoko cenię, ale z tych czy innych wzgledów nie znaleźli się na tej wystawie. Wystawa musi mieć swoją melodię i rytm, zapewniać dziełom stosowne sąsiedztwo a widzom optymalne warunki oglądania tymczasem sal w Zachęcie jest tylko dziewięć...

A jednak udział w takiej wystawie w Zachęcie nobilituje i tak będzie odebrane przez rynek...

To się zmienia. Ja z bólem muszę powiedzieć, że w tej chwili lepiej rokuje pokazanie się w galerii Raster czy w Fundacji Galerii Foksal , bo to się bezpośrednio przekłada na lans światowy, niż pokazanie w Zachęcie, bo my możliwości mamy zupełnie inne, dużo bardziej sztywne.

Ale też są pewne osoby czy środowiska, do których wystawa w Rastrze dotrze po dwóch czy trzech latach, a wystawa w Zachecie nadal coś znaczy.

W to, że Zachęta jest najważniejszym miejscem nie wątpie ani przez chwilę.Wierzę i traktuję misję Zachęty jako dalekosiężną: w długiej perspektywie z naszego systematycznego, nastawionego na publiczność działania wyniknie, pretensjonalnie to powiem, podniesienie kultury społeczeństwa. Natomiast jeśli chodzi o popularność artysty, przebicie się, sprzedaż, to mam wrażenie, że małe galerie, energicznych młodych kuratorów mają większą siłę przebicia. Galerie te nie mają takich zobowiązań wobec środowiska artystów, wobec odbiorców we wszystkich grupach wiekowych i nie są poddawane takiej presji, jak Zachęta Noblesse oblige….

Czy ktoś odmówił udziału w wystawie?

Nie. Takich problemów nie miałam.

A jaka część z prac na wystawie jest specjalnie przygotowywana na tę wystawę?

Tak, na przykład obrazy Agaty Bogackiej, poliptyk Krzysztofa Skarbka i cała kolekcja obrazów zgromadzonych przez Rafała Bujnowskiego w projekcie „Kolekcja dla córki” Na miejscu powstają prace przeznaczone tylko na te wystawę Leona Tarasewicza, Jarosława Flicińskiego, Roberta Maciejuka i mural Iwony Zając. Bezpośrednio w salach pracować będą vlepkarze.

Czy są prace z prywatnych kolekcji?

Będą prace z kilku galerii prywatnych albo bezpośrednio od artystów, z kilku galerii państwowych oraz z kilku fundacji. A także z naszych zbiorów.

Wspominała Pani o problemie pozyskania pewnych prac od artystów, którzy dużo sprzedają, głównie za granicą. Problem ten będzie narastał. Czy za kilka lat będziemy w stanie zrobić wystawy Moniki Sosnowskiej czy Wilhelma Sasnala?

W połowie przyszłego roku bedzie w Zachęcie wystawa Wilhelma Sasnala ... i zobaczymy (śmiech) czy jesteśmy w stanie to zrobić... To będzie tylko czasowa wystawa. Zbiory Zachęty powiększają się bardzo powoli i w sposób skrajnie przemyślany z dwóch względów: po pierwsze ograniczenia finansowe a po drugie i może jeszcze bardziej dyscyplinujące – ograniczenie powierzchni magazynowej Zachęty. Po moim wieloletnim doświadczeniu pracy w Muzeum Narodowym w Warszawie wiem, ze jednego nam zrobić nie wolno, nie wolno nam mianowicie dopuścić do tego, żeby magazyny pochłonęły choćby najmniejsza część powierzchni ekspozycyjnej. Staramy się natomiast współprodukować dzieła, bo to jest w tej chwili zasadnicze pole działania dla galerii nowej sztuki.

Z wystawą Wilhelma Sasnala to świetna wiadomość...

Kuratorem wystawy będzie pani Maria Brewińska. To oczywiście będzie bardziej wystawa międzynarodowa niż polska, bo dużą część prac trzeba będzie sprowadzić. Ale z tym musimy się zmierzyć, bo to świadczy o normalności. Galerie na Zachodzie z tym problemem zetknęły się w latach 70-80. Na przykład w Galerii Narodowej w Waszyngtonie do lat 80. kupowano się prace wyłącznie artystów, którzy nie żyli już od 25 lat. W pewnym momencie, kiedy ceny na sztukę współczesną zaczęły gwałtownie rosnąć i przekroczyły ceny starych mistrzów, zarząd Galerii zorientował się, że prowadząc taką politykę naraża Galerię na gigantyczne koszty uzupełniania kolekcji albo na brak w niej ważnych twórców. Zaczęto więc kupować sztukę „na bieżąco”.
Ale ponieważ nikt nie jest nieomylny,i muzea mają w statutach wpisane systemy korygowania kolekcji. W wielu muzeach co 15-20 lat, robi się ewaluację zbiorów i wyprzedaje się te prace, które zostały kupione w nadziei, że się „ucukrują” i potwierdza swa wartość, ale stało się inaczej i prace te zostają wystawione na sprzedaż. Tu leży tajemnica pojawiania się na rynku całych grup dzieł, jak w przypadku Musee Tarh w Genewie, które pozbyło się obrazów Meli Muter – na rzecz polskich kolekcjonerów, np. Bolesława Nawrockiego czy Wojciecha Fibaka.

W Polsce jest to niemożliwe..

W Polsce pod tym względem sytuacja jest chora. Nie ma szansy, aby pracę, która raz wejdzie do muzeum, sprzedać, by kształtować kolekcję tego muzeum. Nawzajem nie mamy do siebie zaufania, i gdyby ktoś usiłował coś takiego wykonać, byłby oskarżany o sprzeniewierzanie społecznych pieniędzy, o robienie prywatnych interesów. Zawsze powtarza się argument o zmieniających się gustach i możliwości wielkich pomyłek. Jednak w tej chwili wszyscy mają taką świadomość, że najbardziej kiepskie prace, które mają jakąś historyczną aurę, są w Polsce raczej przeceniane, a nie niedoceniane. My wszyscy trwamy w swojego rodzaju paraliżu – z jednej strony jest brak miejsca w muzeach, a z drugiej strony nie ma koncepcji jak te kolekcje mają wyglądać, jak je można wyostrzać, specjalizować i kształtować, jak tworzyć kontury, w jakich powinny się zmieścić.

Brak komentarzy: