22 stycznia, 2007

Jak to jest - być artystką w Polsce. O to pytałeś? - rozmowa z Anną Okrasko (część 1)

Podobno znudziłaś się malarstwem?

A kto tak powiedział?

Tak słyszałem. Podobno zastanawiasz się, czy malarstwo jest najlepszą formą artystyczną...

Znudziłam się malarstwem? O matko! Nie. Oczywiście nie zajmuję się tylko malarstwem, teraz próbuję też robić video. Po prostu próbuję dobierać medium w zależności od sytuacji. Choć prawdą jest, że już dawno nie „namalowałam” obrazu. Mój ostatni projekt to było raczej rysowanie z efektem malarskim.

A kiedy wrócisz do tradycyjnego malarstwa? I czy w ogóle?

Czy w ogóle stanę kiedyś przed płótnem i namaluję obraz farbami olejnymi? O to wam chodzi?


Tak. Taki „tradycyjny” obraz.

Nie wiem. Zobaczymy. Ale ostatnio tego już dawno nie robiłam. Ostatni takie obrazy namalowałam na wystawę w galerii Pies w Poznaniu.

Czyli w 2005 roku?

Tak. Końcówka 2005 i początek 2006. Później siedziałam i robiłam jakieś tam rzeczy na komputerze, a potem moje najnowsze obrazy długopisowe.



Ten projekt zajął Ci rok....

Tak i nie. Rzeczywiście projekt rozpoczęłam rok temu. Ale to nie było tak, że przez dziesięć miesięcy rysowałam kreski po osiem godzin dziennie. Pierwsze obrazy zajęły mi bardzo dużo czasu, bo nie osiągnęłam jeszcze technologicznej sprawności. Potem już było dużo lepiej – w ciągu miesiąca powstawały na przykład po 3 obrazy.

A jak w praktyce wyglądał projekt „Nie ma dnia bez kreski”. Siedziałaś przed płótnem i mazałaś po nim długopisem?

Tak. Rozwijałam płótno tu na podłodze i zarysowywałam je. Od góry do dołu, jak sweter. Potem zwijałam zarysowany fragment.

Robiłaś coś przy tym? Oglądałaś telewizję?

Nie oglądałam telewizji. Słuchałam muzyki. Przy klasycznej rysowanie idzie wolno, a przy radiu Zet szybciej. Przy okazji zauważyłam, że ludzie strasznie dużo czasu spędzają nad tym, żeby wykonywać jakieś, zajmujące oczy i ręce czynności, takie jak na przykład zmywanie, sprzątanie czy jeżdżenie samochodem. Czy też malują obrazy. A nie mają czasu na czytanie. Dlatego mój kolejny projekt będzie do tego nawiązywał. W czasie takich mechanicznych czynności można słuchać muzyki albo na przykład słuchowisk. I właśnie myślałam ostatnio o takim moim słuchowisku. Ale więcej o tym projekcie nie będę na razie mówić. Także znów nie będzie obrazów.

„Nie ma dnia bez kreski” zebrało bardzo dobre recenzje...

Nie wiem. Nie czytałam wielu recenzji.

Ani jednej?

Czytałam na blogu Krytykant, ale to nie była dobra recenzja. Ale dużo się dowiedziałam od Kuby Banasiaka, więc jestem z tego zadowolona. Kiedyś byłam na spotkaniu z Pawłem Susidem i on powiedział, że od osób które nas krytykują, można się więcej dowiedzieć niż od takich, którym się podoba. I sobie z Kubą „pokorespondowałam”. Do paru rzeczy mnie przekonał. W ogóle lubię jego bloga. Jest bardzo ożywczy.

Jeżeli już jesteśmy przy blogach. Włączyłaś się do dyskusji przy wpisie na temat absolwentów warszawskiego ASP. To był też temat, który krótko poruszyliśmy podczas naszych poprzednich rozmów. Jakie jest Twoje zdanie na temat ludzi wychodzących z uczelni i ich oczekiwań. Jak uczelnia przygotowuje ich do życia.

Do życia, tak? Do życia ona nie przygotowuje zupełnie. Akademia nie przygotowuje do życia, tylko do tego, żeby być artystą.

No to do życia jako artysta.

Nie. Już o tym rozmawialiśmy. Sytuacja wygląda trochę inaczej w pracowni mojego profesora, czyli Leona Tarasewicza, a trochę inaczej to wygląda w innych pracowniach. Ale mówiliśmy także o tym, że Tarasewicz też nie jest osobą, która siada i mówi dobrze, to ja wam teraz o wszystkim opowiem i dam receptę na to, jak funkcjonować jako artysta. Tylko raczej jego działalność polega na tym, że on stara się pokazywać swoich uczniów na zewnątrz. Odbywa się to w ten sposób, że on pozwala robić wystawę na korytarzu ASP i wtedy zaprasza się różnych kuratorów, historyków sztuki i gości spoza akademii na wernisaż. I myślę, że to jest bardzo fajna rzecz. Wiele osób robiło wystawy na korytarzu. Ja na przykład miałam szczęście, bo po mojej wystawie kilka osób napisało o tym, co zrobiłam. I jakby od tego się wszystko zaczęło. Pisała Monika Branicka, Stach Szabłowski...



Po co są te wystawy? By zderzyć się z rzeczywistością? Aby mieć pierwszą zewnętrzną ocenę swoich prac? Czy też chodzi o pokazanie – oto są ciekawi artyści z mojej pracowni?

Trudno jest mi mówić za profesora, ale wydaje mi się, że Tarasewicz pozwala na takie wystawy tylko studentom, o których czuje, że pokażą coś mocnego. Nie wszyscy pokazują swoje rzeczy na korytarzu.

Po tej wystawie poczułaś się, że już jesteś.... malarką....

Właściwie to nie wiem. Bo ja bardzo długo nic na akademii nie robiłam i zastanawiałam się, po co w ogóle tam jestem. Ale ta wystawa bardzo dobrze mi zrobiła. Bo wtedy poczułam, że jest różnica między tym, co się ma w głowie, a zrealizowaniem swoich pomysłów. I to było super. Pamiętam, że to mi dało strasznego kopa. Ale ja mam też takie momenty, kiedy strasznie wątpię i myślę, że jeszcze muszę się dużo nauczyć. Tak. Także nie wiem, czy się wtedy poczułam malarką.


Teraz też wątpisz, czy to już minęło.

Zdarzają się takie momenty. Teraz na przykład, po ostatniej wystawie u Klimy Bocheńskiej, zaliczyłam potężnego doła. Tak jest zawsze po wystawach.

Czemu?

Dlatego, że strasznie się angażuję w projekty. Dodatkowo jeszcze ten projekt robiłam bardzo długo. Potem jest wernisaż, adrenalina schodzi i człowiek zostaje z niczym. I trzeba wszystko zaczynać od początku. Więc tak chyba wszyscy mają.

Zauważyłem, że chciałaś uciec bardzo szybko z tego wernisażu, po prostu zniknąć...

Ten wernisaż akurat mi się podobał, bo przyszło bardzo dużo moich znajomych i to było bardzo miłe. I jakoś było super przyjemnie. Ale są też takie wernisaże, na których źle się czuję. Bardzo się denerwuję.

Ale dlaczego? Bo jesteś w centrum uwagi?

Czuję się nieswojo ... gdy pokazuję swoje prace. Jestem wtedy przez zdenerwowanie, niezdolna do merytorycznej dyskusji. A powinnam być. Stąd też napięcie.

Ja bym jeszcze wrócił do tego wątku, który poruszaliśmy kilka razy. O byciu kobietą i malarką. Ja to nawet zauważyłem na wystawie w Zachęcie, że poza na przykład Jadwigą Sawicką, Agatą Bogacką czy Pauliną Ołowską, większość kobiet-malarek jest zgrupowana w jednej sali.

Szczerze mówiąc jeszcze nie byłam na tej wystawie, tak by ją spokojnie zobaczyć. Byłam na wernisażu i widziałam kilka prac....

Ale abstrahując od tej wystawy. To był tylko pewien przykład „ustawiania” kobiet w sztuce...

Jak to jest – być artystką w Polsce. O to pytałeś? Tak? O tym miałam powiedzieć. Gdy ostatnio rozmawialiśmy powiedziałam, że nie odczuwam, aby kuratorzy mnie dyskryminowali, nie szanowali mnie tylko dlatego, że jestem kobietą. Ale z drugiej strony rozmawialiśmy też o tym, że właśnie jest tak, że jest mniej artystek, niż artystów, którzy coś osiągnęli.

Dużo mniej, znacznie.

Pewnie tak jest.

Zwłaszcza w mainstreamie. Im wyżej, tym bardziej to widać, moim zdaniem. Przynajmniej w Polsce.

Tak jest, ale nie wiem, czy istnieje jakiś „układ”, który dyskryminuje artystki. Mój profesor, na pytanie, jak to jest, że na akademię zdaje tyle zdolnych dziewczyn i w ogóle, jest więcej dziewczyn niż facetów chętnych, aby zajmować się sztuką, a potem się to zmienia i jest na odwrót odpowiadał, że o tym decydują wybory życiowe – czy być artystką, czy urodzić dziecko, czy przygotować projekt czy wyjść za mąż. Że przecież ci artyści, którzy są w tzw. mainstreamie, muszą się całkowicie poświęcić pracy. Oni są pokazywani w coraz ważniejszych instytucjach, muszą się angażować w projekty i nie mają czasu na nic innego. Ja nie wiem, czy tak jest zawsze, uważam, że to są indywidualne wybory. Poza tym taka odpowiedź na to pytanie sugerowałaby, że winę za zaistniałą sytuację ponoszą same kobiety, które nie chcą się spełniać artystycznie, nie myślą o karierze, albo boją się ryzykować. A to nie jest prawda. A zresztą faceci-artyści też zakładają rodziny. Jest może trochę prawdy w tym, że kobiety są tak wychowywane, że więcej chyba myślą o bezpieczeństwie życiowym. To wcale nie musi oznaczać zakładania rodziny. Natomiast na pewno to nie prawda, że sobie nie radzą intelektualnie albo artystycznie, bo są tak samo zdolne jak faceci. Ale wy oczekujecie ode mnie chyba bardzo generalizującej wypowiedzi, a ja nie wiem, czy umiem ocenić jak to jest z tą dyskryminacją kobiet-artystek na całym świecie…

Chyba podobnie, bo przecież z tego powstała sztuka Guerilla Girls. Te wszystkie statystyki na temat dyskryminacji kobiet w sztuce.

I te statystyki przekonują, że to o czym mówię, wcale nie musi być jedynym powodem, dla którego kobiety robią często mniejsze kariery niż mężczyźni. Może rzeczywiście istnieje jakiś problem dotyczący kobiet-artystek - problem wśród kuratorów?
Problem dyskryminacji kobiet będzie obecny na pewno w Polsce jeszcze bardzo, bardzo długo. Dlatego, że tak wygląda nasze społeczeństwo. I artystki (a także artyści), będą o tym opowiadali. Ale z drugiej strony jest też mnóstwo artystek, które robią nieprawdopodobne kariery, jak na przykład Monika Sosnowska. I ona jest dla mnie przykładem tego, że kobieta może w sztuce osiągnąć wszystko.

Czy w polskiej sztuce współczesnej istnieje problem pokoleniowości? Na czyj obraz zbiera Ania? Czy Matecki nie jest zły? – na drugą część rozmowy z Anną Okrasko zapraszamy jeszcze w tym tygodniu.

Na zdjęciach:
1. obraz z cyklu "Mój profesor maluje w paski, a ja w groszki, bo to bardziej dziewczęce", 2004
2. zdjęcie z wystawy "Nie ma dnia bez kreski", Galeria Klimy Bocheńskiej, Warszawa 2006
3. praca na papierze z cyklu "Moje rysunki to taki mój pamiętnik", 2003
4. praca na papierze z cyklu "Moje rysunki to taki mój pamiętnik", 2003

Brak komentarzy: