08 marca, 2007

"Nie pcham się nigdzie, by być bardziej znanym" - rozmowa z Wilhelmem Sasnalem (część 1)

Jak się trafia do tych trzech wielkich kolekcji, do których trafiłeś: do nowojorskiej MOMA, do Tate Modern w Londynie i do Centrum Pompidou w Paryżu. Musieliście włożyć dużo wysiłku, Ty i Twoi galerzyści, żeby się tam znaleźć? Czy to tak przyszło po prostu wraz z Twoją popularnością?

Nie ma reguł. Wydaje mi się, że obrazy muszą się same obronić. No, może nie tylko obrazy, bo jest tylko wycinek pracy, ale cała twórczość. Nie patrzą na Ciebie poprzez poszczególne obrazy, nawet te najlepsze, tylko na to co robisz w całości. I dopiero wtedy podejmują decyzje.

Wiedziałeś ze twój obraz trafi do Tate Modern?

Tak. To było po wystawie w Camden Art Center w Londynie. Wiedziałem, że dwie moje prace trafią do Tate Modern właśnie z tamtej wystawy.

Oni sami wybierali prace.

Tak. Wspólnie z londyńską galerią Sadie Coles.

Utrzymujesz bliskie kontakty ze swoimi kolekcjonerami?

Tak. Zdarza się, że mamy wspólne tematy. Jest sporo takich osób. Rozmawiamy na temat obrazów. I fajnie, bo uważam, że jest to ważne. Oczywiście czasami jest to upierdliwe, ale generalnie mam szacunek, jeśli ktoś się pyta po raz piąty, dziesiąty o coś, co może być związane z daną pracą. I fajne też jest słuchanie tego, co ktoś ma do powiedzenia na temat moich prac.


Trochę o Twojej pracy… Jak często malujesz? Codziennie?

Kurcze staram się. Ale jest coraz gorzej z malowaniem… Może jest to związane z przeprowadzką do Krakowa, że Kacper poszedł do szkoły, że musimy go przywozić i odwozić, że wciąż borykamy się z takim 100% zagnieżdżeniem w Krakowie, że robię filmy, które są pracochłonne, szczególnie te na „szesnastce”.
Ale staram się. I jeśli jestem w domu, to staram się spędzać możliwie dużo czasu w pracowni. No nie wiem – trzy, cztery godziny dziennie – przeciętnie.

Systematycznie czy zrywami?

Systematycznie.

A tworzysz w cyklach czy pojedyńczo? Kiedyś chyba więcej malowałeś w cyklach…

Chyba wracam do cykli.

W Sadie Coles w Londynie pokazałeś znów cykl…

W Sadie, a teraz maluję też cykl na wystawę do Nowego Jorku.

Do Antona Kerna? Podobno świetne obrazy…

A kto tak mówił?

……

To są obrazy trochę związane z niemocą. Z pijaństwem, trochę z próbą pracy na kacu…trochę też ze wzrokiem…

Z nieostrym widzeniem?




Nie, nawet nie. Ze światłowstrętem, z faktem, że może Cię denerwować światło…Teraz przerabiam też taki polski film z 1960 roku, który nazywa się „Historia współczesna” i jest o tym, jak w zakładach chemicznych ktoś kradnie 15 litrów alkoholu metylowego do motoru, a inny znajduje ten baniak, rozlewa to do butelek i sprzedaje jako alkohol. Oczywiście nie wiedząc, że jest to metanol. No i później jest dramat. To jest takie polskie, a jeszcze krakowskie do bólu przez to, że tu można trafić wieczorem do knajpy i się ujebać w trupa. Dla mnie też było ważne, że w tym filmie jest to, że są tam ludzie, którzy tracą wzrok. Pamiętam z Tarnowa takiego faceta, który chodził z psem i wszyscy mówili: „To jest ten, który wypił spirytus metylowy. Niewidomy”. Dla mnie jest to o tyle ważne, że jest w tym utrata wzroku. Bo… może to jest moja obsesja …ale często myślę, że jeśli miałbym się czegoś bać, to byłaby to utrata wzroku.

Kiedyś, kiedy obsesyjnie słuchałem muzyki, to najbardziej bałem się utraty słuchu. Dziś to też chyba byłby wzrok…

Ale myślałeś o tym?

Tak. Pamiętam jak pierwszy raz wyszedłem na dwór z walkmanem, to było niesamowite wrażenie – przestrzeń, wiatr i ta muzyka…

To jest niesamowite. Ja też pamiętam, że największe odbieranie muzyki miałem, gdy byłem na zewnątrz z walkmanem. Dokładnie to samo.

Na ile proces malowania obrazu jest spontaniczny? Na ile wiesz, co chcesz namalować?

Jest bardzo spontaniczny… Kurcze, nawet dzisiaj, jak próbowałem namalować Kraków. Mały obraz wzorowany na bardzo „brudnym” obrazie Cybisa. Tak chciałem namalować ten Kraków jako totalnie abstrakcyjny obraz, ale nagle zacząłem malować kościół, wieżę kościelną i nie wyszło. Oczywiście to brzmi banalnie, ale starłem się z jednej strony namalować obraz, który będzie niechęć do miasta przemieszana z miłością do niego. Taki obraz zły-dobry, który tam jest bardzo nieprzyjemny, a z drugiej strony ma swoją energię. I z tym moim malowaniem nie ma żadnych reguł. Bardzo często zdarza się tak, że docieram do tego momentu, który sobie założyłem i okazuje się, że to nie to. Wtedy to przerabiam, drążę coraz głębiej. Może nawet schodzę na manowce, ale wiem, że to moje manowce. Ale też wiem, że tam gdzie byłem wcześniej, to nie było super.

Zamalowujesz, niszczysz obrazy?

Zwykle zdzieram farbę, czyszczę płótno, wylewam terpentynę i szmatą czyszczę płótno. Ono gdzieś tam jest…

Ten stary obraz w ten sposób gdzieś tam zostaje?

Mentalnie na pewno tak. To jest ważne, ale oczywiście to jest tylko i wyłącznie moja przyjemność, że wiem, że tam pod spodem coś kiedyś było. W końcu dla mnie obraz nie jest tylko przedmiotem, jest takim bytem mentalnym, taką moją cząstką.
Wracając do tych obrazów na wystawę do Antona Kerna, to są tam dwa takie obrazy o wzroku, o tym, że jak się czasami gapię na jakieś obrazy, to nie wiem, co mam już dalej z tym zrobić i zaczynam sobie wyobrażać. Jeden z nich jest szary i jest na nim zepchnięta farba tak na boki i jest to obraz o fizycznej sile wzroku, o tym, że wzrok to nie jest tylko i wyłącznie wyobrażenie. A drugi obraz, który rozrywa się gdzieś na środku i wychodzi spod niego inny rysunek, widać też blejtram tak chamsko namalowany i to jest obraz o tym, że coś jest pod spodem.

O wystawie w Zachęcie. Co spowodowało, że zgodziłeś się na tę wystawę?

Bo Zachęta to dobre miejsce. Po 2002 roku miałem propozycje wystaw w różnych miejscach na świecie. Polska nie była miejscem, gdzie najbardziej chciałem mieć wystawę. W pewnym momencie zacząłem się źle z tym czuć, że nie miałem żadnej wystawy w Polsce, że mówi się o mnie, o moich obrazach, w kontekście forsy. Chyba trochę unikałem tej wystawy, bo najtrudniej jest zrobić wystawę w miejscu, gdzie się mieszka. Jak mieszkałem w Tarnowie, to dla mnie zajebiste było to, że nikt nie wiedział, czym się zajmuję, tylko byłem gościem, który od lat tam mieszka.

Ale to się zmieniło, bo zajmujesz trzecie miejsce na stronie Tarnowa w rankingu na najważniejsze postacie świata kultury…

Na szczęście to się stało już po tym, jak się wyprowadziłem z Tarnowa.

Rusza Cię to, w jaki sposób jesteś odbierany? Nas denerwują wszystkie chamskie opinie o Tobie w Internecie. O tym, że „jelenie” kupują Twoje drogie, wypromowane obrazy. Jak na to reagujesz?

Przez jakiś czas było mi to obojętne i wydało mi się, że ścieknie to po mnie, jak po kaczce. Ale nie, kurwa, to jest bardzo, bardzo nieprzyjemne. Bardzo chujowe. To mnie ciągle spotyka. Oprócz głupich komentarzy jest też dużo nieprzyjemnych komentarzy. To trochę polskie piekło.

Odreagowujesz to?

Nie, później zapominam to, na szczęście. Chciałbym się wytłumaczyć z tego wszystkiego, ale to ponad moje siły. Odpisywać ludziom.


Ale przechodząc do Polski. To tu ludzie patrzą na Ciebie analizując, gdzie wystawiałeś i za ile sprzedałeś. Niewiele jest krytycznej analizy Twojej twórczości i polemiki z tym co robisz. Bo moim zdaniem to jest potrzebne każdemu artyście.

Mam nadzieję, że ta wystawa w Zachęcie to zmieni. Zarówno ja, jak i ci, którzy piszą o sztuce, będą się musieli z tym zmierzyć. To będzie świetna okazja.

A jakiego Wilhelma Sasnala chcesz tam pokazać?

Wiesz co, nie wiem. Na pewno chcę zrobić projekt filmowy od początku do końca, żeby był w Zachęcie. Na pewno będzie on związany z muzyką.

Ludzie cię widzą poprzez takie trzy klisze. Pierwsza – obraz artysty jeszcze z czasów malowania w garażu w Tarnowie. Druga – gwiazdy pop-kultury, osoby reklamującej ubrania Marca Jacobsa, znającego ważnych ze świata show-biznesu. Trzecia – rewolucjonista związany z lewicą na barykadach. Która z nich jest prawdziwa?

Absolutnie żadna z nich. Już jakiś czas temu straciłem jaja rewolucjonisty. Świat show-biznesu znam naprawdę nie jakoś rewelacyjnie, a reklama dla Jacobsa to był ewenement, no i nie maluję już w garażu.
Nie chcę wchodzić w żadną z tych ról. Nie pcham się też nigdzie, by być bardziej znanym.

A co będzie, gdy nie będziesz mógł spokojnie przejść ulicą, bo będziesz naprawdę znany?

Nie, no coś ty, to nigdy nie nastąpi. Ale muszę Ci powiedzieć, że nieraz, ta „sława” jest bardzo przyjemna. Na razie się nie spotkałem z takim czymś, o czym mówiłeś, ale parę razy ktoś już mnie rozpoznał i to było bardzo łechcące.

Na dobre przeprowadziłeś się do Krakowa?

Nie chciałem się tu przeprowadzać. Chciałem się przeprowadzić do Warszawy. Ale teraz jest chyba OK. Ja nie chciałem wracać do tego, co tu zostawiłem. Teraz to jest dla mnie jak nowe miasto. Nie jest to już miasto z którego wyjechałem.

Turystyka chyba sporo zmieniła Kraków?

Chyba tak. Nawet jeśli jest to tylko turystyka kawiarniana, to siłą rzeczy coś się zmienia.

A dlaczego myślałeś o Warszawie, więcej rzeczy się dzieje?

Warszawa podoba mi się jako miasto. Pamiętam jak byliśmy przez 5 miesięcy rok temu w Paryżu, od styczna do maja, to jak wróciłem do Warszawy, to odetchnąłem. Chociaż może jakbym zamieszkał w Warszawie, to byłbym za blisko tego wszystkiego. W Krakowie jestem w odpowiedniej odległości od wszystkiego…

Co myślisz o nowym projekcie muzeum w Warszawie?

Uważam, że ten projekt który wygrał, jest ok. Pamiętam jak rok temu stałem na rogu Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej i sobie pomyślałem, że to jest takie fajne miejsce. Dobrze że tu żadnego gluta nie postawią. Fajnie, że muzeum które tu powstanie będzie szanować tą drugą przeciwległą pierzeję. Pod warunkiem, że projekt zostanie zrealizowany.

Zdjęcia zostały zrobione w krakowskiej pracowni Wilhelma Sasnala pod koniec lutego 2007 roku.

W drugiej (ale nie ostatniej) części rozmowy o byciu „mendą galeryjną”, współpracy z Krytyką Polityczną, lewicowości i sztuce zaangażowanej. Zapraszamy na początku przyszłego tygodnia.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

jeśli to jest nowy obraz Wilhelma to ja zaczynam wątpić..

Anonimowy pisze...

A CO TO? Jeden komentarz. A to nikt już nie czyta?...
Dla wątpiących proroctwo:
Nie zasmucajcie serc waszych i łzy osuszcie, albowiem bliski jest dzień, w którym Sasnal stanie przed wami w całej swojej wspaniałości i ujrzycie dzieło jego jako ciało jednego organizmu, z wszystkimi cząstkami do jednej całości przystającymi.
W dzień ów gwiazdy spadać będą, niemi mowę odzyskają, a niewidomi wzrok.
Amen.

Anonimowy pisze...

nic nie tuczy artysty jak dobra krytyka