14 maja, 2007

Czy można robić zdjęcia w galeriach?

Najpierw historia z życia, co prawda z drugiej półkuli, ale prawdziwa (przytaczam ją za Jamesem Wagnerem z jego blogu).

Młody artysta bierze udział w wystawie zbiorowej. Miłośnik sztuki piszący bloga o sztuce jest na otwarciu wystawy i robi zdjęcie jednej z prac artysty. Zdjęcie to zamieszcza na swoim blogu. Kilka miesięcy później będąc w tej samej galerii dowiaduje się że „w żadnym przypadku nie można robić zdjęć w tej galerii”. Zgodnie z prośbą nie robi więcej zdjęć w tej instytucji. Dwa lata później, nasz blogger i fotograf otrzymał maila od dużego muzeum z pytaniem czy mogą wykorzystać jego zdjęcie sfotografowanej pracy do przygotowywanych materiałów (katalogu) jakie mają być wydane przy okazji pierwszej indywidualnej wystawy tego artysty. Jak się okazuje jest to prawdopodobnie jedyne zdjęcie tej pracy (praca prawdopodobnie zaginęła).
Jak powinien zachować się autor zdjęcia?

Zachował się przyzwoicie i wysłał zdjęcie do muzeum. Problem jednak istnieje. Także i na naszym podwórku. Miesiąc temu byłem w jednej z krakowskich galerii i chciałem zrobić zdjęcie interesującej mnie pracy. Dodam, że aparatem telefonicznym. Było mi to potrzebne (co wyjaśniłem) aby wieczorem spokojnie obejrzeć sobie jeszcze raz obraz i zastanowić się czy mniej interesuje, ewentualnie wysłać komuś, kto wiem że byłby zainteresowany tym artystą. Powiedziano mi, że właściciel nie życzy sobie robienia zdjęć w galerii.

Dlaczego?

Rozumiem, że mogą istnieć, w wyjątkowych przypadkach, ograniczenia w robieniu zdjęć pracom artysty np. gdy w pobliżu stoją ludzie którzy nie życzą sobie być fotografowanym. Tylko takie przychodzą mi do głowy…. Rozumiem, że istnieją prawa autorskie etc. ale czy naprawdę zdjęcie pracy artysty wykonane w galerii może w jakiś sposób niekorzystnie wpłynąć na prace czy prawa artysty lub galerii?

Jakieś pomysły, własne doświadczenia, opinie?

8 komentarzy:

robertkuta@o2.pl pisze...

W Polskich galeriach tak praktyka jest nagminna. I to szczególnie w tych "ważnych" instytucjach. Wydaje mi sie że galerie które prowadzą swoją działalność non-profit nie robią problemów z fotografowaniem prac artystów. Im nie ma sie co dziwić - promocja itd. Ale chce zwrócić uwage na problem "niedotykania" eksponatów. Od kiedy to "panie pilnowaczki" szczególne te "zachętowe" decydują o tym że nawet jesli jest to instalacja interaktywna, one nie pozwalają, broń boże sie do niej zbliżać? nie wspomne już o zdjęciach. człowiek nie może swobodnie oglądać dzieł , bo zza rogu - niespodziewanie - przyczepi sie taka i bedzie gadka. wkurzaja mnie taie instytucje i juz nigdy nie pojde do zachęty.

Anonimowy pisze...

O.... znowu o zniechętowych pilnowaczkach... ;/
Ostatnio na wystawie Metzgera nie pozwoliła mi zobaczyć "Zdjęcia do wczołgania się" ....
Pamiętam też, że na jednej wystawie prace były w dużej gablocie i.... nie mogłem zbliżyć się na metr od 'dzieła'- to było chyba na wystawie Wodiczki, więc dość dawno. Później nie zaglądałem do zniechęty przez jakiś czas. I teraz ten Metzger :/
W zachodnich galeriach pilnowanie wystaw jest zdecydowanie bardziej dyskretne.
Pamiętam, że w zachęcie na wystawie australijskich artystów babuleńka aż przybiegła z innej sali, żeby zapobiec mojemu
'wtargnięciu' na jedną z instalacji na podłodze. Ale czemu tu się dziwić. To przecież Polska, tutaj każdy może być potraktowany jako przestępca :///

Anonimowy pisze...

To trzeba wpuszczać w krawatach. Klient w krawacie jest mniej awanturujący się!

robertkuta@o2.pl pisze...

ale w "zniechęcie" to jest już poniekąd tradycja. już niebawem moje prace będą pokazywane w zniechęcie a panie pilnowaczki odeślijmy na zasłużony urlop! po co one tam są? straszyć ludzi???

Anonimowy pisze...

To nie tylko w Polsce tak jest! Rozumiem ze nie robi sie zdjec z flashem np. pastelom Degasa lub obrazom ktore sypia sie ze starosci (bo podobno ostre swiatlo im szkodzi - choc tak naprawde i w to nie wierze, podobno w przypadku farb olejnych jest wrecz na odwrot. Niewazne). Ale inne rzeczy? Nowe i odporne? To z prawami autorskimi to bzdura, przeciez nawet jak sobie skopiuje czyjes dzielo, artysta latwo mi udowodni ze to plagiat, bo ma udokumentowane ze byl pierwszy.
Ja z najbardziej absurdalna reakcja straznika spotkalam sie w Tate Modern. Byl tam korytarz, a w nim szereg automatycznie rozsuwajacych sie lustrzanych drzwi. Bylo to urzekajaco ladne, wiec postanowilysmy z siostra zrobic zdjecie. I natychmiast zostalysmy zbesztane :(((((
Ludzie, to tylko cholerne lustra!!!.....
Tak czy inaczej nie tylko w Polsce nadgorliwcy przesadzaja z cholubieniem ,,DZIEL SZTUKI''.

Anonimowy pisze...

Jako młoda malarka mogę tylko powiedzieć, że czasem zdarza się, że jakaś instytucja kupuje od artysty prawa autorskie do prac, które dalej można sprzedawać/wystawiać i reprodukować w galeriach. Jednak w grubej umowie (bo to zwykle banki są albo firmy ubezpieczeniowe itp)instytucje te gwarantują sobie prawo do zakupionych wizerunków, które wykorzystują np w kalendarzu czy reklamie i nie życzą sobie aby pojawiały sie gdzieś indziej. Może chodzić m.in. o to. Znam tez artystów, którzy nie życzą sobie reprodukowania prac, nawet w celu reklamowania ich wystawy w internecie (osobiście się z tym spotkałam). Więc galerzyści tylko dmuchają na zimne...

Anonimowy pisze...

dziwni są Ci Polscy artyści

Anonimowy pisze...

no dobra, a jak weźmiesz kalendarz z reprodukcją i sfotografujesz, albo zeskanujesz to niby co? bez przesady z tym fotografowaniem - teraz mnie wkurza nowy trend w muzeach i galeriach w polsce, czyli fotografuj ile chcesz tylko zaplac 25, 35 lub wiecej peelenow - przynajmniej wiadomo, ze o kase im chodzi a nie o sztuke i ochrone praw i artystow...