Szerokim echem w prasie zachodniej odbiła się aukcja przygotowana i przeprowadzona przez malutki dom aukcyjny Ewbank ze środkowej Anglii. Wystawiono tam na sprzedaż prace Francisa Bacona. Normalnie o prawo do sprzedaży prac Bacona starałyby się największe domy aukcyjne a prace te wystawiono by na prestiżowych wieczornych aukcjach. Tak przecież było niedalej, jak wczoraj, kiedy to portret z serii papieskiej „Study from Innocent X” z 1962 roku został sprzedany w domu aukcyjnym Sotheby’s za rekordową sumę 52,6 miliona dolarów (o tym możesz przeczytać tutaj ).
W przypadku tej aukcji było inaczej ze względu na pochodzenie wystawionych prac. Prace te mianowicie zostały „uratowane” przez elektryka, który pracował w studio Bacona i w większości zostały wyjęte ze śmietnika artysty. Opinia publiczna podzieliła się na tych, którzy byli zdegustowani „grzebaniem w śmieciach artysty” i sprzedażą prac odrzuconych czy też zniszczonych przez artystę oraz na tych, którzy byli wdzięczni za uratowanie „pamiątek” po artyście.
W przypadku tej aukcji było inaczej ze względu na pochodzenie wystawionych prac. Prace te mianowicie zostały „uratowane” przez elektryka, który pracował w studio Bacona i w większości zostały wyjęte ze śmietnika artysty. Opinia publiczna podzieliła się na tych, którzy byli zdegustowani „grzebaniem w śmieciach artysty” i sprzedażą prac odrzuconych czy też zniszczonych przez artystę oraz na tych, którzy byli wdzięczni za uratowanie „pamiątek” po artyście.
Wydaje się, że żadnych wątpliwości nie mieli kupujący gdyż szacowany na 12 tysięcy funtów szkic do portretu został sprzedany za 400 tysięcy funtów, a całość oferty dwukrotnie przebiła najbardziej optymistyczne prognozy. Jak to ujął jeden z magazynów „Śmieci jednego są skarbem drugiego”.
Przy takich wydarzeniach coraz częściej wraca pytanie – czy powinniśmy prawnie regulować kwestie związane z obrotem i prezentacją prac odrzuconych przez artystów? Kilka miesięcy temu jeden z żyjących artystów amerykańskich nie wyraził zgody na prezentację jednej ze swoich wczesnych prac przy okazji dużej wystawy, jaką przygotowało muzeum, tłumacząc to niską jakością pracy. Trzeba tu zaznaczyć, iż praca ta była legalnie kupiona od artysty jakiś czas temu.
Może to dobry pomysł na turystykę ekstremalną – wypad do artystycznych śmietników Zielonej Góry czy też Krakowa….
Na zdjęciu „śmieciowy” szkic do portretu Francisa Bacona
5 komentarzy:
Kurcze, widac, ze ten Bacon slaby jest. :)
Brednie, to jest żalosne. A gowna artysty w torebke i nawóz do kwiatów produkujcie - 100 g za tysiac dolarow w sklepie na Manhatanie. I postuj potem kolego ze przyszedl ksiaze Wiliam i kupił kilogram gowna w proszku i ze Bjork tez przyleci specjalnie kupionym na tą okazje samolotem. Nie musze oczywiscie czytac tych bredni ale jesli i tak sie zdaża w chwili slabosci to jestem naprawde poirytowany. Jak glosi agent Moulder "The true is out there" i napewno nie jest to w biurach Helmutów zalepionych obrazami z aukcji czy ze smietnikow pod domami artystów.
zdarza pisze się przez "rz", tak gwoli info - Helmut
'the truth is out there' to raz.
Dwa - jeśli jest zgoda artysty(lub posiadającego prawa autorskie), na handel nieudanymi/nieskończonymi rzeczami, to czemu tego zabraniać.
No właśnie jest problem. W przypadku Bacona - wyrzucił on pewne prace na śmietnik, czyli nie uznał ich za pełnowartościowe, nie chciał aby były one dostępne dla publiczności no i przedmotem obrotu handlowego... W drugim przypadku artysta sprzedał swoją pracę (czyli uznał za "swoją") a potem po kilku czy też kilkunastu latach przestał się z nią identyfikować i zażądał jej wycofania...
Prześlij komentarz