04 lutego, 2008

Czy można porównać Modzelewskiego do U2?

Jako wielki fan Modzelewskiego poczułem się trochę wezwany do tablicy przez dzisiejszą recenzję wystawy Jarosława Modzelewskiego Kuby Banasiaka. Dlaczego Modzelewski jest ulubionym artystą kolekcjonerów? Najprościej rzecz ujmując, jego twórczość ucieleśnia wszystko to czego – my odbiorcy sztuki w niej szukamy.
Na sukces Modzelewskiego wpływa wiele czynników:

Jest to malarstwo zrozumiale dla przeciętnego odbiorcy – nie wymaga dużego przygotowania teoretycznego czy tez interpretacji krytycznej. Oczywiście posiada ono wiele poziomów interpretacji (i tzw. wchodzenie w obraz i w jego „smaczki” to sama rozkosz) ale w przypadku „przeciętnego” odbiorcy może być też odbierane na zasadzie wysiwyg (what you see is what you get) widzisz to co masz przed sobą i sam wiesz o co chodzi w danym obrazie.

Bardzo atrakcyjne wizualnie – dla wielu odbiorców sztuki to główna zaleta. Są to prace, które „można powiesić na ścianie” i z radością z nimi obcować.

Jest to malarstwo figuratywne – zdecydowanie bardziej cenione przez większość kolekcjonerów. Nie jest „onieśmielające” – bardzo często staje się pierwszym przejawem dyskusji o sztuce w rodzinie. Ja pamiętam pewną wizytę księdza z mojej parafii, który zachwycony pracą Modzelewskiego, jaką zobaczył u mnie w mieszkaniu, został dłużej (dużo dłużej) niż powinien dyskutując o sztuce.

Przestrzeń jednolitych kolorów tworzy jakąś pustkę i smutek, melancholię. Trochę jak w przypadku muzyki – zespoły mające najbardziej stabilna i wierną rzeszę fanów to nie te, które oferują muzykę skoczną i radosną, upraszczając przebojową tylko te tworzące muzykę z nutką melancholii i nastroju.

Czy można porównać Modzelewskiego do U2? Spróbujmy. Obaj artyści nie tworzą rzeczy nowych, na wskroś nowoczesnych, ich twórczość jest oparta na klasyce i tradycji gatunku, ich twórczość jest ceniona przez tzw. klasę średnią, zrozumiała i „przyjemna” w odbiorze, jest tu przestrzeń i ta „melancholia”. To coś o którym wiele osób mówi i często nie potrafi nazwać.

W obu przypadkach to znakomici artyści.

11 komentarzy:

Krytykant | Kuba Banasiak pisze...

nie przekonałeś mnie :)
ale za to dałeś kilka informacji więcej, które mogłoby znaleźć się w mojej "charakterystyce" ;-))

tak czy siak - niech się plecie!:-)

pozdrawiam!!
k

Anonimowy pisze...

Kuba ma rację, a porównanie do U2 bardzo trafne i w moim mniemaniu potwierdza recenzje na Krytykancie :)

Anonimowy pisze...

Czy na pewno jest konieczny ten ustawiczny wyścig w udowadnianiu, że czyjaś twórczość jest bardziej (pseudo)nowatorska i bardziej(pseudo)awangardowa od innych ?
Czy jest to jedyna podstawa do stwierdzenia, że coś jest wartością samą w sobie ?
PS. Zadaję sam sobie te pytania, słuchając płytki "The Joshua True" i kontemplując "wyciszony" obraz Modzelewskiego

Anonimowy pisze...

To jest właśnie ciekawe. Jak U2 nagra płytę "w starym dobrym stylu" to krytyka jak i publiczność jest zachwycona. Czego innego oczekujemy od artystów w sztukach wizualnych...

Anonimowy pisze...

Artyści to nie wynalazcy - nie jest najważniejsze, kto pierwszy opatentuje nowy pomysł. Naturalnie jest masa artystów, których wtórność i kompletna niewspółczesność jest b. rażąca. Ale awangarda nie jest jedynym wyznacznikiem tego, co z obecnej sztuki przetrwa. Ucząc się o historii sztuki dwudziestolecia międzywojennego obok awangardy (Kobro,Stażewski,Strzemiński) uczymy się o "Formistach" (Czyżewski, Pronaszkowie, Chwistek) członkach ugrupowania Rytm (m.in. Borowski, Zak, Stryjeńska, Skoczylas), przedwojennych kolorystach (np. Waliszewski, Cybis, Potworowski), "Ecole de Paris"(Makowski, Mela Muter) itd
Wszyscy weszli do historii sztuki, pisze się o nich książki i prace naukowe, robi wystawy w najważniejszych muzeach - nie tylko tym najbardziej nowatorskim.

Anonimowy pisze...

modzelewski moze w zestawieniu z polska kapela a nie U2..? jedzie na patencie o nazwie Wróblewski i tyle.

Anonimowy pisze...

ech, my tu w Polsce tak bardzo lubimy dokładać zdolnym ludziom, zamiast cieszyć się, że są.
A Wróblewskiego i Modzelewskiego to łączy chyba tylko to, że postacie malowali - przecież to kompletnie inna stylistyka.

Krytykant | Kuba Banasiak pisze...

nie wiem kogo ma Pan na myśli pisząc "lubimy dokładać" - cały naród być może, zważywszy na to "my w Polsce".
jednak jeśli o mnie chodzi, to jedynie zastanawiam się, dlaczego J.M. jest tak bardzo popularnym i cenionym malarzem.

Ale ja też lubię bawić się w uogólnienia, jednak w moim przekonaniu Polacy cierpią na coś wręcz odwrotnego: na niezdolność do autodystansu, a co za tym idzie, do merytorycznej polemiki z krytycznymi opiniami; są raczej skłonni do zacietrzewienia, bicia w bębny z byle okazji i błyskawicznej zamiany skierowanej weń krytyki w zatroskane oskarżenie całego narodu o zawiść i niecne intencje...

pozdrawiam!
K

Anonimowy pisze...

a nie to było a propos komentarza powyżej - nie Twojej recenzji. Co innego rzeczowa krytyka, co innego posty, z których wynika głównie to, że boli nas czyjś sukces.

Anonimowy pisze...

a co do uogólnień (faktycznie uwielbiam je) - rzeczywiście uważam, że to cecha niemal narodowa - nie lubimy lepszych od siebie / tych, którym się udało.
Zaczynamy już w podstawówce z zasady nie lubiąc prymusa, a potem wystarczy poczytać różne komentarze w internecie - znane modelki to pasztety, artyści, pisarze, aktorzy - bez talentu, zamożni - złodzieje itd. W większości krajów, które znam cudzy sukces nie boli, no i ludziom szkoda czasu na odreagowywanie frustracji.

Anonimowy pisze...

daj Boże żebyśmy mieli wiecej takich zdolnych jak Pan Mo