25 marca, 2008

Dominik Art Edition – pierwszy Dom Edycyjny na rynku polskim

W najbliższy piątek w Dominik Art Edition w Krakowie planowane jest otwarcie nowego projektu – wystawy albumu fotograficznego Krzysztofa Zielińskiego. Pomysłodawcą i sprawcą tego i kilku innych projektów jest Adam Dominik – właściciel wydawnictwa, kolekcjoner i miłośnik sztuki. Mieliśmy przyjemność spotkać się z Panem Adamem. Poniżej zapis naszej rozmowy:

Czy Dominik Art Edition to galeria czy dom wydawniczy?

Myślę, że dla określenia działalności Dominik Art Edition ani jedno ani drugie sformułowanie nie jest właściwe. Słowo “galeria” kojarzy mi się z miejscem skupionym bezpośrednio na promocji artystów, którzy są z nią związani i idące za tym wyzwania i ograniczenia. “Dom wydawniczy” to przede wszystkim działalność skupiona na realizacji wysokonakładowych publikacji mających na celu dotarcie do masowego odbiorcy. Tak więc ani jedno ani drugie określenie nie jest adekwatne do formuły Dominik Art Edition, ponieważ podstawą działalności jakiej się podjąłem jest stworzenie możliwości wypowiedzi artystycznej twórcom w sposób mniej konwencjonalny niż ten, do jakiego przyzwyczajono już odbiorców sztuki i kolekcjonerów. Moim zdaniem, najwłaściwszym określeniem jest “dom edycyjny”, gdyż moja aktywność skupiona jest na projektach edycyjnych realizowanych z zapraszanymi przeze mnie do współpracy artystami, których twórczość bardzo cenię.

Skąd pomysł na tworzenie edycji muzealnych tek prac artystów?

To bardzo ciekawe określenie z którym nigdy wcześniej się nie spotkałem. Ciekaw jestem jaka może być geneza powstania zwrotu “edycja muzealna”. Czy takie stwierdzenie bardziej wynika ze statusu artystów zapraszanych przez Dominik Art Edition do wspólnych projektów, czy też z pietyzmu i pieczołowitości położonej na jakość techniczną realizowanych edycji?

Chodzi o jakoś wykonania…

Określenie “edycja muzealna” jest dla mnie wielką zagadką, a zwrotu którego osobiście wolę używać to “edycja”, “teka autorska” bądź po prostu “projekt autorski”.

Co jest waszym głównym celem – promocja poszczególnych artystów czy umożliwienie kolekcjonerom dostępu do pewnych prac artysty?

Jako aktywny uczestnik rynku sztuki kładę akcent na umożliwienie dostępu do twórczości wybitnych artystów jak najszerszemu gronu kolekcjonerów, zarówno tych doświadczonych jak i początkujących. Dobrym przykładem mogą tu być Zofia Kulik i Grzegorz Sztwiertnia, których prace na rynku sztuki są niezmierną rzadkością, a dzięki powstaniu edycji autorskich ich dostępność znacząco wzrosła. Podobnie jest w przypadku Jarosława Modzelewskiego, którego obrazy obecnie uzyskują bardzo wysokie ceny powodując, że dla większości kolekcjonerów stają się one prawie nieosiągalne. A stworzona przez niego teka autorska dziesięciu grafik umożliwia, by w kwocie kilku tysięcy złotych można było cieszyć się jego pracami.

Swoją drogą uważam, że w promocję poszczególnych artystów jak i całej współczesnej sztuki polskiej powinni zaangażować się wszyscy uczestnicy tak zwanego "art world", by sztuki wizualne dla ogółu społeczeństwa nie były równie niezrozumiałe jak zasady gry w krykieta. Na pewno ze swojej strony zrobię wszystko, by poprzez działania Dominik Art Edition wnieść chociaż maleńką cegiełkę w proces popularyzacji artystów których cenię i z którymi pragnę współpracować.
Jakie edycje Pan wydał do tej pory?

Odpowiedź jest bardzo prosta, gdyż są to dopiero początki funkcjonowania Dominik Art Edition. Do tej pory ukazały się: teka dziesięciu grafik Jarosława Modzelewskiego w niewielkim nakładzie piętnastu egzemplarzy, edycja autorska Zofii Kulik złożona z dziewięciu fotografii w nakładzie tylko trzydziestu pięciu egzemplarzy, teka czternastu grafik Grzegorza Sztwiertni w skromnym nakładzie dwudziestu egzemplarzy oraz edycja autorska ośmiu serigrafii Marka Sobczyka w nakładzie trzydziestu egzemplarzy.


Jak słyszeliśmy jest też Pan kolekcjonerem sztuki. Jaką sztukę Pan zbiera?

Uważam, że użycie słowa "kolekcjoner" w moim przypadku jest trochę na wyrost, z uwagi na skromne zbiory jakie posiadam. Moja "kolekcja" skupiona jest na sztuce naszego regionu od lat osiemdziesiątych do dnia dzisiejszego, gdzie największe znaczenie ma kontekstowość dzieła danego artysty, a niekoniecznie sama jego estetyka. Czyli z jednej strony są to obrazy takie jak “Bieg Czerwonych Ludzi” Jarosława Modzelewskiego czy “Obraz publicystyczny” Marka Sobczyka, a z drugiej strony praca autorstwa Kristofa Kintery "Sleeper" niedawno prezentowana w Kunstmuseum w Bonn. Moje zainteresowania kolekcjonerskie na pewno mają i będą mieć w przyszłości odzwierciedlenie w projektach realizowanych przez dom edycyjny. Istnieje spora grupa artystów z Polski, Czech, Słowacji, Węgier, Rumunii których z wielką przyjemnością zaprosiłbym do podjęcia współpracy z Dominik Art Edition.
Wróćmy do edycji... Jakie są nakłady poszczególnych edycji? Od czego zależą?

Decyzje dotyczące wielkości nakładu są zawsze zgodne z indywidualnymi założeniami artysty realizującego swój pomysł. Nie mniej jednak, na pewno nie chciałbym by jakakolwiek edycja, kiedykolwiek przekroczyła nakład pięćdziesięciu czy sześćdziesięciu egzemplarzy, bez względu na nośność i znaczenie nazwiska danego artysty w sztuce. Według mnie, przekraczając wskazane wielkości nakładu, realizowany projekt przestaje mieć znamiona edycji autorskiej, a przybiera formę „masówki”.

A jak kształtują się ceny takich edycji? Co decyduje o takiej a nie innej cenie?

Cena każdego projektu jest kwestią uzależnioną od znaczenia artysty na rynku sztuki i całkowitego kosztu edycji. Jednocześnie przed ustaleniem ostatecznej kwoty spędzam wiele godzin z ołówkiem w ręku, by móc zaproponować naprawdę atrakcyjną cenę dla każdego konkretnego dzieła. Kwota ta zawsze jest konsultowana z samym artystą. Najczęściej spotyka się ze zrozumieniem z jego strony, z uwagi na fakt że jest formą umożliwiającą szerszą dostępność do jego twórczości.

Jak wasza propozycja została przyjęta przez kolekcjonerów?

Odpowiadając na to pytanie mam dość mieszane odczucia jeżeli chodzi o odbiór realizowanych przeze mnie projektów. Z jednej strony zostałem miło zaskoczony zainteresowaniem kolekcjonerów poza granicami kraju, którzy wykazują dużą chęć posiadania prac artystów z naszej części Europy. Z drugiej zaś strony, w naszym kraju mogę liczyć tylko na niewielkie grono osób oddanych polskiej sztuce współczesnej. Pomimo to, część z powstałych edycji jest dostępna w bardzo ograniczonej ilości. Przykładowo, z piętnastu egzemplarzy teki Jarosława Modzelewskiego możliwych do nabycia pozostało tylko sześć egzemplarzy.
Rynek sztuki najnowszej w Polsce jest dość płytki. Rozumiemy, że nastawia sie Pan na „długi marsz”?

To prawda, że na dzień dzisiejszy rynek sztuki najnowszej w Polsce dopiero się kształtuje i mam świadomość, że działalność której się podjąłem to praca obliczona na wiele lat. Poza tym nie ukrywam, że działalność domu edycyjnego nie jest tylko i wyłącznie skupiona na polskim rynku sztuki. Dlatego też współpracuję z wybitnymi artystami z innych krajów Europy środkowej i planuję uczestnictwo Dominik Art Edition w dwóch znaczących imprezach targowych poza granicami naszego kraju jesienią tego roku. Jednocześnie mam nadzieję, że dzięki incjatywom takim jak np. wasz blog zawiłości sztuki współczesnej i samego rynku sztuki staną się coraz bardziej zrozumiałe dla wszystkich którzy pragną mieć kontakt ze sztuką najnowszą w Polsce.



Dobór artystów sugeruje, iż w kręgach waszych zainteresowań są głównie artyści średniego pokolenia. Czy planujecie edycje prac artystów dopiero wchodzących na salony wystawowe sztuki polskiej?

Dobór artystów zapraszanych przeze mnie do współpracy nie ma nic wspólnego z podziałem pokoleniowym czy rodzajem uprawianej przez nich sztuki. Jest to raczej suma kilku czynników, z których podstawowy to chęć współpracy ze strony artysty. Nie ukrywam także, że istotne znaczenie przy doborze autorów edycji mają moje indywidualne gusta, jak i uczciwość i odpowiedzialność względem odbiorców. Dlatego też projekty realizowane przez dom edycyjny są skupione na artystach co do których jestem przekonany, że zawierucha jednej czy dwóch dekad nie zmiecie ich z piedestału sztuki. Nawet jeśli są to artyści “młodego pokolenia” tacy jak Grzegorz Sztwiertnia czy Krzysztof Zieliński, to ich dotychczasowa twórczość oraz sposób widzenia otaczającego ich świata daje mi pewność, że są to twórcy, którzy już dzisiaj są wymieniani wśród artystów ważnych dla sztuki polskiej i napewno pozostaną w niej przez kolejne dziesięciolecia.
Niech mi wybaczy grono osób uprawiających wyścig “kto kolejny po Sasnalu”, ale ja nie mam zamiaru w nim uczestniczyć i tą przyjemność pozostawiam innym. Znane są przykłady artystów, którzy w latach osiemdziesiątych czy dziewięćdziesiątych byli traktowani w Polsce jak gwiazdy a w dniu dzisiejszym ich twórczość jest praktycznie nieznana, a jeśli nawet, to tylko wąskiemu gronu specjalistów interesujących się sztuką danego okresu. Ponadto wiele osób obecnie inwestujących w początkujących artystów często oczekuje również znaczącego wzrostu wartości tych dzieł w najbliższych latach. Przy płytkości polskiego rynku sztuki jest to bardzo niebezpieczna gra, która może mieć konsekwencje wręcz nieodwracalne.
W moim przekonaniu sztuka powinna być przede wszystkim formą przekazu walorów twórczych i estetycznych, a uwarunkowania rynkowe i cenowe powinny być czynnikiem drugoplanowym. Obecnie obserwowane zjawisko wyścigu w poszukiwaniu nowych gwiazd przybiera niejednokrotnie karykaturalną formę, gdzie tematem rozmów o twórczości danego artysty nie jest co ciekawego i wartościowego ma do zaproponowania, a ile, za ile i gdzie sprzedają się jego prace. Mając na uwadze powyższe spostrzeżenia dotyczące rynku sztuki, działalność Dominik Art Edition może wydawać się pewnemu gronu osób konserwatywna i mało ambitna.


Mógłby Pan opowiedzieć jak powstaje taka edycja? Jak rozumiem są w to też włączeni artyści?

Zaczątkiem powstania każdego projektu jest zainteresowanie oraz wyrażona chęć przez artystę do wypowiedzenia się w formie edycji. W konsekwencji jest to w pełni dzieło danego twórcy. Dominik Art Edition sprawuje tylko i wyłącznie opiekę techniczną, mającą na celu zagwarantowanie wykorzystania jakościowo najlepszych materiałów dostępnych w Europie oraz by dany projekt edycyjny oddawał w pełni świat w którym porusza się twórca. Czyli cała koncepcja projektu, jej format, wykorzystana technika są efektem przemyśleń samego artysty, a dom edycyjny spełnia w tych działaniach rolę podobną do instytucji zapraszającej twórcę do zrealizowania w niej wystawy. Każda z edycji jest w jakimś sensie formą mikrowystawy, którą każdy może powiesić w swojej prywatnej przestrzeni.

Część z edycji jest produkowana za granicą. Nie ma w Polsce fachowców, którzy mogliby wykonać te prace?

Niestety w Polsce ciągle brakuje fachowców, którzy mogliby podołać tego typu przedsięwzięciom, a jeśli nawet kilka osób w kraju posiada odpowiednią wiedzę i umiejętności, to ich rzetelność i ceny pozostawiają wiele do życzenia. Dość absurdalną sytuacją jest fakt, że laboratoria fotograficzne w Niemczech są niejednokrotnie tańsze o kilkadziesiąt procent niż ich odpowiedniki w Polsce, nie wspominając już o różnicy w profesjonalnym podejściu do pracy. Podobnie wygląda sytuacja zaopatrzenia w materiały wykorzystywane przy realizacji projektów edycyjnych. W większości przypadków można je kupić bez większego problemu poza granicami kraju, a zaś lokalny rynek serwuje nam problemy związane z logistyką, dostępnością i terminowością realizacji zamówień. Wyjątkami w naszych “dadaistyczno-unijnych” realiach jest świetna współpraca z Cansonem Polska i introligatorką rozumiejącą specyfikę naszych potrzeb. Tak więc, by zaoszczędzić sobie stresu i nieprzespanych nocy z powodu szerzącej się u nas niekompetencji wolę spokojnie realizować projekty od strony technicznej w Niemczech, Czechach czy Austrii. Bardzo ubolewam nad tym stanem rzeczy, ale cóż, taką mamy otaczającą nas rzeczywistość.

Dalsze plany wydawnicze?

Najnowszym projektem jest album fotograficzny Krzysztofa Zielińskiego, którego prezentacja odbędzie się końcem marca w Krakowie. Według mnie jest to bardzo ciekawa propozycja dla osób interesujących się zarówno fotografią jak i sztuką współczesną. Uważam, że Krzysztof Zieliński jest jednym z dwóch, trzech najlepszych fotografów młodego pokolenia jakich mamy w Polsce. Sam projekt jest przekorną grą z odbiorcą. Album fotograficzny zawiera szesnaście oryginalnych fotografii wykonanych w technice lambda plus jedną bardzo atrakcyjną niespodziankę.
Następną zaawansowaną w realizacji edycją, jest projekt tworzony z czeskim artystą Jirim Kovandą będącym jedną z największych postaci światowej sztuki konceptualnej.
Mógłbym dalej wymieniać kilka kolejnych projektów, które powoli i mozolnie są realizowane przez artystów we współpracy z domem edycyjnym, ale najlepszą formą uzyskania szczegółowych informacji na ten temat jest regularne zaglądanie i śledzenie naszej strony internetowej http://www.artedition.info/. Serdecznie zapraszamy.

Wszystkie zdjęcia dzięki uprzejmości Dominik Art Editions. W kolejności są to prace Grzegorza Sztwiertni (1-3), Jarosława Modzelewskiego (4-6) i Krzysztofa Zielińskiego (7-9).

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Fantastycznie! Zawsze o tym myslalam, ze dla czego tego nikt nie robi, a tu widac, ze wlasnie robi. Jestem zachwycona.