Z okazji wystawy Ola Urbańska przeprowadziła rozmowę z Pawlem Śliwińskim, którą poniżej prezentujemy.
Opowiedz mi o swoich najnowszych obrazach.
Jak malujesz?
To zależy, jaki obraz. Ten z trzema kwiatami powstawał przez dwa miesiące. Stał cały czas i często coś domalowywalem. Zdarza się też, że maluję za jednym podejściem. Zazwyczaj mam jakąś koncepcję, która jest punktem wyjścia. Jednak podczas malowania wszystko się zmienia. Raz stwierdziłem, że skoro kiedyś malarze uczyli się malować poprzez kopiowanie starych mistrzów, to dlaczego by nie spróbować. Otworzyłem album Picassa i zacząłem kopiować jego obraz. I tak powstał ten portret. Teraz niewiele można w nim dostrzec z Picassa.
Czyli nie wyszło to kopiowanie?
Wyszło, ale potem to zamalowałem. Kopia jest teraz pod spodem. Wszystko się rozmazało, bo nie czekałem, aż wyschnie. Ta postać, widoczna na obrazie wyszła dość przypadkowo. Wcześniej zostawiłem obraz w momencie, kiedy nie był tak zagęszczony. Widać było tylko oczy. Przypadkowo wyszła mi twarz. Później już powstała cała reszta.
Jak maluję opowiadam sobie sam jakąś historię, która później nie ma znaczenia. Ona ma tylko dla mnie znaczenie w chwili, kiedy maluję. Może to nie jest nawet cała historia, tylko pewne skojarzenia, różne zbitki skojarzeń, jakieś wizualne rzeczy. Na przykład szybki slide show – widzę nagle jakąś damę z afro, zmiksowaną z rybą. I to mnie naprowadza na następny ruch. Jak skończyłem ten obraz, to nie wiem dlaczego, ale teraz mi się kojarzy z Anglikiem w Moskwie Malewicza.
Tak. Na przykład w obrazie Potwór. W nim, poprzez to, że zastosowałem własną technikę, tworzą się ciekawe efekty mieszania farby, przypominające rozlaną benzynę na mokrej jezdni, a przyklejone fragmenty wyschnietego akrylu kojarzą się z łuskami. Staram się stosować farbę w taki sposób, żeby uzasadniony był wybór jej użycia, a uzyskane efekty - charakterystyczne dla tego malarskiego medium. Chcę namalować taki obraz, który nie byłby możliwy do uzyskania w technice 3d lub 2d za pomocą komputera. Dla mnie stosowanie farby jest czymś naturalnym, nie do zastąpienia przez programy do tworzenia grafiki, ani inne ewentualne rozwiązania.
Zależało mi głównie na mieszaniu się farb. Nie panuję nad nią tak do końca. Bardzo ważną rolę odgrywa też przypadek. Często obraz jest sumą przypadków. Gdyby nie to, wszystko potoczyło by się inaczej. A na przykład zacieki – są czymś naturalnym, farba jest przecież płynna. Te zacieki powstały przypadkowo. Jeśli się pojawiają, a nie mam takiej koncepcji, że zupełnie nie mogą się pojawić, to je zostawiam. Do końca nie da się wszystkiego w obrazie kontrolować.
W twoich obrazach jest wiele elementów natury, form kojarzących się organicznie.
Lubię przyrodnicze rzeczy, nie wiem dlaczego. Pociągają mnie formy biologiczne. Lubię bardzo takie grafiki ze starych książek do biologii - jakieś mitochondria, przekróje przez komórkę, to bardzo fajne rzeczy. Inspiruję się tym. Malując ryby inspirowałem się czarno-białymi grafikami z jakiegoś starego albumu.
Moje obrazy mają działać na wyobraźnię, na skojarzenia. Chcę, żeby były odbierane bardziej intuicyjnie. Wiadomo, że można w nich wychwycić jakiś temat, ale przede wszystkim zależy mi, żeby działały na emocje.
W tych obrazach nie ma ideologicznego przekazu. Trzeba na nie patrzeć też poprzez historię sztuki, po to, żeby zrozumieć moje decyzje. Są powodowane tym, co się już kiedyś w malarstwie wydarzyło. Przecież wszystko już było. Poszukiwanie nowych dróg w malarstwie jest bardzo trudne, nie wiem nawet czy jest możliwe. Ale możliwe jest wykorzystywanie tego, co już było i tworzenie nowych zestawień. Kiedy miałem kryzys i myślałem o sztuce, chciałem sobie w niej wszystko określić, ale tego oczywiście nie da się zrobić. Nazwałem więc dla siebie sztukę w ten sposób: sztuka jest tym, czego się nie spodziewasz. Nie chcę siebie kategoryzować i określać, po prostu maluję. Daję sobie wiele swobody jako twórca – mogę wszystko. Moje obrazy tworzą całość, ale też się różnią. Wyobrażam to sobie tak, że jest jakaś przestrzeń, w której się poruszam. I jak pozwalam sobie na coś nowego, to poszerzam tę przestrzeń i poźniej mogę się w niej swobodnie przemieszczać. Mam więcej przestrzeni, więcej możliwości. Mogę łączyć pewne rzeczy i próbować tworzyć nową jakość.
Co cię inspiruje?
Lubię bardzo Daniela Richtera. Może jest to nawet widoczne np. w pracy przedstawiającej mózg. Jeśli chodzi o moje inspiracje, to raczej są ogólne. Na przykład - zła abstrakcja z lat 70', która zalega teraz w muzeach. Kiedyś mi się bardzo nie podobały. W tej chwili widzę w nich jakiś potencjał. Określiliśmy to kiedyś z Tymkiem Borowskim jako „hakowanie malarstwa” – to znaczy, użycie tego, co już było i wprowadzanie pewnych zaburzeń. Widać to na niektórych moich obrazach, gdzie pojawiają się formy abstrakcyjne, które mogłyby po skadrowaniu być płótnem z lat 70'. Albo Potwór: to mógł być informel, gdyby nie miał Giotta w środku.
Robię takie założenie, że kolejny obraz to kolejny element jakiegoś świata, który jest nie do końca rzeczywisty, tkwi korzeniami w rzeczywistości, ale jest odrealniony i zbudowany z farby.
Czyli ma być pęknięcie pomiędzy tym, co się dzieje w warstwie farby a tematem?
Tak. Można powiedzieć, że pewne tematy są potraktowane ironicznie, jak na przykład Kosmita. Nie jestem zainteresowany ufologią, nie wierzę w UFO. To tylko pretekst, żeby się pobawić. Nie jestem też fanem fantastyki. Moje obrazy mają być na granicy konwencji, rzeczywistości potocznej, a czegoś czysto malarskiego, nie mającego odzwierciedlenia w świecie.
Jakiej muzyki słuchasz, kiedy malujesz?
Robisz także filmy...
Nie chcę za dużo mówić o swoich filmach, ponieważ na razie traktuję je jako rekreację. Nie jestem z nich tak zadowolony, jak z obrazów. Filmy są dla mnie bardziej prywatne. Te, które teraz robię są po prostu zabawą. Niektóre w ogóle by nie powstały, gdyby na przykład nie wymagania szkolne. A te, które robię dla siebie, pozostają na razie szkicami. Można nazwać je „nauką pływania”, podkradając wypowiedź Duchampa.
Namalowałeś obraz pod tytułem „Jądro malarstwa”. Powiedz, co to jest jądro malarstwa?
Robię takie założenie, że kolejny obraz to kolejny element jakiegoś świata, który jest nie do końca rzeczywisty, tkwi korzeniami w rzeczywistości, ale jest odrealniony i zbudowany z farby.
Uważasz się za malarza nadrealistę?
Nie uważam się w ogóle (śmiech).
Na stronie Artbazaaru znalazłam określenie, że twoje obrazy mają baśniowy nastrój.
Może mają. To tylko słowo – baśniowy. Na pewno tu nie ma przekazu społecznego, ani politycznego. To chyba był opis do mojego obrazu z koniem. Tu rzeczywiście jest taki klimat.
Nie chciałbym też, żeby moje obrazy uważano za ilustracje. To chodzi też o farbę, która wszystko kształtuje, a tematy nie są tak ważne. Pewne motywy specjalnie dobieram takie, żeby w pewien sposób drażniły. Na przykład zamek, który się pali, specjalnie jest taki baśniowy.
Nie chciałbym też, żeby moje obrazy uważano za ilustracje. To chodzi też o farbę, która wszystko kształtuje, a tematy nie są tak ważne. Pewne motywy specjalnie dobieram takie, żeby w pewien sposób drażniły. Na przykład zamek, który się pali, specjalnie jest taki baśniowy.
Czyli ma być pęknięcie pomiędzy tym, co się dzieje w warstwie farby a tematem?
Tak. Można powiedzieć, że pewne tematy są potraktowane ironicznie, jak na przykład Kosmita. Nie jestem zainteresowany ufologią, nie wierzę w UFO. To tylko pretekst, żeby się pobawić. Nie jestem też fanem fantastyki. Moje obrazy mają być na granicy konwencji, rzeczywistości potocznej, a czegoś czysto malarskiego, nie mającego odzwierciedlenia w świecie.
Jakiej muzyki słuchasz, kiedy malujesz?
Najczęściej ostatnio słucham Animal Collective, Black Dice, Panda Bear, Ariel Pink, Devendra Banhart. Kawałków z szufladek experimental, elektronika, independent. To mnie jakoś napędza. Mogę nawet powiedzieć, że muzyką interesuję się bardziej niż sztuką (śmiech). Muzyki słucham bardzo dużo. Kiedy maluję i słucham jednocześnie muzyki, zastanawiam się, jak mógłym przetransponować to, czego słucham, na malarstwo. Kiedy długo maluję przy muzyce, izoluję się od wszystkiego. I to też działa na moje malarskie decyzje.
Robisz także filmy...
Nie chcę za dużo mówić o swoich filmach, ponieważ na razie traktuję je jako rekreację. Nie jestem z nich tak zadowolony, jak z obrazów. Filmy są dla mnie bardziej prywatne. Te, które teraz robię są po prostu zabawą. Niektóre w ogóle by nie powstały, gdyby na przykład nie wymagania szkolne. A te, które robię dla siebie, pozostają na razie szkicami. Można nazwać je „nauką pływania”, podkradając wypowiedź Duchampa.
Namalowałeś obraz pod tytułem „Jądro malarstwa”. Powiedz, co to jest jądro malarstwa?
Nasz profesor od rysunku używał w swoich korektach często określenia „jądro malarstwa”. Mówił, że trzeba poszukiwać jądra malarstwa. Namalowałem je, bo sobie wyobrażam, że może tak właśnie wyglądać. Jądro malarstwa znaleźliśmy zresztą już trzy lata temu z Tymkiem podczas pleneru w Dłużewie.
Dziekujemy Oli Urbańskiej za możliwość prezentacji rozmowy z Pawłem. Wszystkie zdjęcia dzięki uprzejmości artysty.
12 komentarzy:
no ale czuc kowlaskim na maksa
A które są podobne do Kowalskiego i dlaczego?
No właśnie, gdzie to podobieństwo. Chyba szczególnie "portret" według Picassa jest podobny do obrazów Tomka. HAHAHA. Joanno! Większej głupoty dawno nie czytałem.
Teraz pewnie tak będzie, że jak obraz nie będzie kompletnie realistyczny, to będzie się słyszeć, że podobny do Ziółkowskiego (bo o Kowalskim też mówi się, że do Ziółkowskiego podobny). Średnio potrafimy patrzeć na sztukę, skoro zupełnie nie odróżniamy pewnej zmiany klimatu w sztuce od naśladownictwa.(chyba na tym właśnie polegały epoki w sztuce - średniowiecze, renesans itd - że twórców w tym czasie coś łączyło). A nowy klimat już od jakiegoś czasu tworzą zupełnie niezależnie od siebie Ziółkowski, Dunal, Kowalski, Śliwiński...
Zbyt podobne do Kowalskiego, a Kowalski do Ziółkowskiego.
Obraz 1,2,3,5 mówi sam za siebie.
Niezależność? Niezależnie wymyśliła swój surrealizujący świat na przykład Magda Moskwa i nikt nie mówi, że kogoś naśladuje.
Zmiana klimatu jest, bo jak widać naśladownictwo popłaca. Polska mała i łatwo rozpoznać kto na kim jedzie na swój oryginalny sposób.
Popatrzcie ilu Sasnali nam wyrosło?
5 lat temu malowanie Sasnalowe było cool, a dzisiaj jest niesmaczne. Co dalej?
tak tak. wytropmy spiski, zalezności i nasladownictwa. proponuję zatrudnić do tej roboty nadkomisarza Ziobrę
Magda Moskwa zupełnie niezależnie. np. zupełnie niezależnie od Fridy Kahlo.
Oj, chyba więcej u T.Kowalskiego Marcela Dzamy niż u M.Moskwy Fridy Kahlo.
to niewatpliwie... Ale jak widac nikt nie wyrasta z prozni.
A Kowalski i Sliwinski to rowiesnicy, zaden jeszcze nie skonczyl ASP, trudno tu mowic o nasladownictwie.
Odwrotnie. Raczej trudno tu nie mówić o naśladownictwie.
:)
Kowalski to artysta po mieszczańsku poprawny. Forma nawiązuje do dawnego malarstwa, surrealizująca aura ma świadczyć o orginalności. Taki obraz spodoba się przeciętnemu niemieckiemu kolekcjonerowi i zachwyci polskiego japiszona, który chciałby powiesić sztukę dawną, ale słyszał, że nowa modniejsza. Jednym słowem kariera finansowa murowana. Co wiele osób w Polsce uzna za miarę jakości. Ale Śliwiński dużo ciekawszy.
Prześlij komentarz