05 czerwca, 2008

Art Basel jak zwykle wygrywa

Kibice piłkarscy mówią, że wszyscy grają w piłkę, a potem i tak wygrywają Niemcy. Z Art. Basel jest podobnie – targów jest wiele, coraz więcej, ale niepowtarzalność tych w Bazylei jest nadal taka sama. Przed Art Basel wszyscy zastanawiali się, czy w tym roku przyjadą kolekcjonerzy. Wyjątkowo słaby dolar, kryzys na rynku finansowym, EURO 2008, które rozpoczyna się właśnie w Bazylei, właśnie podczas targów – wszystko to przemawiało przeciwko targom.


Jednak jeszcze raz okazało się, że mylili się zwolennicy teorii na temat krachu na rynku sztuki najnowszej. Rzeczywiście Amerykanów jest w Bazylei mniej, choć wszyscy główni kolekcjonerzy przyjechali (Ron Pizutti, Mera i Dan Rubellowie, Susan i Michael Hort, Dany Marguiles, ale także na przykład aktor Brad Pitt). Jednak w lukę pozostawioną przez Amerykanów wskoczyli inni – Europejczycy, Chińczycy, Indusi czy też Rosjanie. Sensację wywołał w Bazylei oczywiście Roman Abramowicz,który wraz z partnerką Darią Żukową chodził między stoiskami.
Wszyscy podkreślają, że tegoroczna sprzedaż w większości galerii jest lepsza niż rok wcześniej, choć nie w pierwszych godzinach targów nie było „wyścigów”, kto pierwszy dobiegnie do stoiska. – „Kolekcjonerzy spokojniej podejmują decyzje, dłużej się zastanawiają, ale w sumie kupują więcej” – usłyszałem w kilku galeriach.
Niewątpliwie jedną z przyczyn zakupów jest powstająca fala prywatnych muzeów sztuki nowoczesnej (czy też przestrzeni finansowanej przez prywatnych kolekcjonerów). Ten temat trafił nawet dziś na czołówkę gazety targowej „The Art Newspaper”, bo rzeczywiście idzie, zarówno w Europie, jak i za oceanem, taka fala. I na pewno pomaga to rynkowi, bo te przestrzenie trzeba zapełnić i stale uzupełniać.
Co do gwiazd targów – mody szczególnie widać na stoiskach dealerów (czyli handlujących sztuką „z drugiej ręki”). Rok temu, po aukcyjnych rekordach Andy Warhola dealerzy budowali swoją pozycję ścianami „wytapetowanymi” pracami tego artysty. W tym roku Warhol odstawiony został gdzieś na bok, a pozycję na rynku budują Brytyjczycy – Francis Bacon i Lucien Freud.
Oto stoisko galerii Marlborough, gdzie króluje tryptyk Bacona „Three Studies of the Human Body” z 1970 roku.



A to nowojorska Acquavella, gdzie na naczelnym miejscu wisi portret na brązowym kocu Lucienia Freuda, sprzedany za 12 milionów euro.



A tu jeszcze dumny Tony Shafrazi, też z Nowego Jorku pod Baconem (rok temu Shafrazi miał właśnie „ścianę” Warholi.


Ale byli też inni dealerzy lub galerzyści, którzy przygotowali fantastyczne monograficzne stoiska poświęcone jednemu artyście – Matthew Marks przygotował świetny przegląd prac Ellswortha Kelly, monachijska galeria Lehr – Gerharda Richtera.


Ale wszystkich przebiła nowojorska galeria Helly Nahmad, która pokazała w świetnie zaaranżowanym wnętrzu serię 27 obrazów Joana Miro z „Masonlite Series”. To seria, która powstała w 1936 roku pod wpływem wojny domowej w Hiszpanii nawiązująca w oczywisty sposób do Goyi.
Na rynku sztuki najnowszej też są oczywiście modne gwiazdy. Niewątpliwie należy do nich japoński artysta Takashi Murakami, którego wielki Budda góruje nad częścią Art Unlimited (o tym tradycyjnie w osobnej historii). Praca ta, wyceniona na 8 milionów dolarów, została oczywiście sprzedana, podobnie jak „srebrny Budda” za dwa miliony, stojący na stoisku Blum&Poe (w tle praca Marka Grotjahna).



Świetnie sprzedawały się również prace Johna Currina, zarówno na stoisku Gagosiana, jak i Sadie Coles, gdzie królował obraz „Nude after Coubert”. Currin miał ostatnio wystawę w Londynie.



Również wielki Hauser&Wirth, który przygotował wyjątkowo staranne stoisko z drewnianą podłogą i pięknym sufitem mógł się pochwalić swoimi gwiazdami. „Sprzedaliśmy wszystkie trzy edycje „Kapitana Ballsacka” Paula McCarthy za 1,8 miliona euro,


prace Isy Geznken z serii „Ground Zero”, jak również stojącą przed budynkiem targów różę za 750 tysięcy euro” – z dumą podkreślał galerzysta.



Praca Isy Genzken z tegorocznego Biennale w Wenecji dominowała także stoisko znakomitej berlińskiej galerii neuegerriemschneider.




Oczywiście były też prace wielkiego Damiena Hirsta, choć raczej historyczne, jak choćby „Holidays” z 1989 roku na stoisku nowojorskiego dealera L&M.



Bardzo dobrze prezentowały się galerie z Ameryki Łacińskiej. Galeria Fortes Vilaca z Sao Paulo miała wyjątkowo zakręcone stoisko, na którym w centralnym miejscu stała rzeźba Ernesto Neto zatytułowana „Antes que te Engela carrocelliflower” (Zanim cię przełknę kalafiorze).

Z kolei argentyńska galeria Bancazar pokazała fantastyczną instalację ścienną Jorze Macchi zatytułowaną „Hotel” (ostatnia praca w edycji do 3 sztuki). W rzeczywstoście wyglądała jeszcze o niebo lepiej niż na zdjęciu.



Na stoisku meksykańskiej kurumanzutto można było znaleźć obraz Gabriela Orozco z serii „Samurai Tree” pokazywanej obecnie na wystawie „It from Bit”w Art Stations Grażyny Kulczyk w Poznaniu.
Bardzo ciekawa też była instalacja Ellen Harley „Museum of Failure” na stoisku niemieckiej galerii Gebr. Lehmann. To co widzicie, to są obrazy, ale ustawione pod odpowiednim kątem lustra odbijające kiczowaty górski widok z trzech pozostałych ścian stworzonego pokoju.



Widać było również sztukę z Europy Środkowo-Wschodniej, choć jedynymi galeriami z tej części Europy są warszawska Fundacja Galerii Foksal, krakowski Starmach, Gregor Podnar ze Słowenii (i Berlina) oraz rumuńska galeria Andreiana Michail, pokazująca na Art Statement prace Cipriana Muresana.
Ale na stoisku Blum&Poe można było znaleźć uroczą instalację rumuńskiego artysty Victora Mana „Bird Lover” z 2007 roku.



Włoska galeria Magazin d’art. Moderna pokazała prace Albańczyka Sisleya Xhafy „Kahlem” – ręcznie tkany dywan w edycji do 2 sztuk, oraz pracę Nido rumuńskiego artysty Mircei Cantora, którą opisywała swego czasu Magdalena Ujma.



Hiszpańska galeria Helga de Alvear zaprezentowała bardzo aktualne rysunki rumuńskiego artysty Dana Perjovschi (obecnie na wystawie w Zachęcie), nawiązujące do sztafety olimpijskiej, zatytułowane „Fair Play” (cztery rysunki za 8 tysięcy euro plus VAT).

Z kolei Gregor Podnar Gallery pokazał m.in. pracę izraelskiego artysty Ariela Schlesingera, który wypalił stary turkmeński dywan (praca unikatowa, w cenie 15 tysięcy euro). Bardzo ciekawa, dwuznaczna praca, podobnie jak rozbite przypadkowo i sklejone, jednak z 5-centymetrowym „roszerzeniem” prace Gorana Petercola.


To tyle naszej części Europy. Jak co roku nowojorska 303 Gallery pokazuje na olbrzymim ekranie fantastyczne wideo (raczej już filmy) brytyjskiego artysty Douga Aitkena.


Zawsze jest tam tłumek oglądających zapatrzonych w olbrzymią plazmę. Filmy są długie – zwykle kilkanaście minut, ale nie można się od nich oderwać. W tym roku 303 pokazuje dwie prace „Migration” 2008 roku, gdzie dzikie zwierzęta wchodzą do pokoju tajemniczego pokoju w jeszcze bardziej tajemniczym motelu oraz linearną wersję „I Am in You”. A za plecami mamy wtedy inną świetną pracę Aitkena – ligtbox układający się w napis WEST z pejzażem amerykańskiego suburbia.


W następnych relacjach napiszę o polskich galeriach, o polskich artystach, o części Art, Unlimted, gdzie wystawiana jest praca Edwarda Krasińskiego (Galeria Starmach), a również o części poświeconej edycjom, co przy rosnących cenach dla wielu odwiedzających targi jest jedyną szansą zakupu sztuki. Zapraszam jutro i pojutrze i pewnie też w niedzielę.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

"......Ariela Schlesingera, który wypalił stary turkmeński dywan (praca unikatowa, w cenie 15 tysięcy euro)"

Czy to oznacza, że inne prace pokazywane w Bazylei nie są unikatowe? Wyroby spod sztancy?
Tak myślałam.