Przede wszystkim wyjaśniła się kwestia „efektu weekendu” w Wiedniu – rzeczywiście sprzedaż w ostatnie dwa dni targów była w polskich galeriach zdecydowanie wyższa niż w poprzednie dni i wydaje się, że większość z nich może zaliczyć wyjazd na VIENNAFAIR jako udany.
Jako udany debiut na targach VIENNAFAIR mogą zaliczyć również dwie galerie z innych państw Europy Środkowej – litewska galeria Tulips&Roses oraz P.A.R.A.S.I.T.E ze Słowenii.
Jako udany debiut na targach VIENNAFAIR mogą zaliczyć również dwie galerie z innych państw Europy Środkowej – litewska galeria Tulips&Roses oraz P.A.R.A.S.I.T.E ze Słowenii.
Tulips&Roses, mająca swoją siedzibę w Wilnie zaskoczyła minimalistycznym wystrojem stoiska i bardzo ciekawymi pracami międzynarodowej grupy artystów, w szczególności jednak Liudvikasa Buklysa i Gintarasa Dzidziapetrisa.
Prace tego drugiego artysty galeria będzie pokazywała również na targach LISTE w Bazylei. Z kolei na stoisku pochodzącej z Ljubljany galerii P.A.R.A.S.I.T.E można było znaleźć kolaże Senji Iveković, która w zdjęcia modelek reklamujących ekskluzywne kosmetyki wkleiła opisy przemocy w rodzinie, każdej modelce przypisując jedną historię.
Wracając jeszcze do prac innych polskich artystów obecnych na stoiskach galerii zachodnich, warto wspomnieć dwa stoiska galeryjne – galerię Naecht St.Stephan z Wiednia oraz carliergebauer z Berlina. Ta pierwsza pokazywała obrazy Adama Adacha oraz prace Agnieszki Kalinowskiej. Z kolei na stoisku berlińskiej galerii widać było obrazy dwóch artystów: Tomka Kowalskiego (obrazy w cenach od 4 do 18 tysięcy euro)
i Przemka Mateckiego. Oba obrazy tego drugiego artysty galeria sprzedała (jeden kosztował 5,5, drugi 7 tysięcy euro). Jeden z tych obrazów został kupiony do kolekcji belgijskiej, a drugi kupił kolekcjoner z Polski.
Jednak VIENNAFAIR w tym roku to były nie tylko targi. Organizatorzy, by przyciągnąć publiczność zorganizowali wizyty w ciekawych kolekcjach – udało mi się trafić do dwóch z nich – bardzo różnych, ale obu niezwykle ciekawych.
Pierwsza z nich to kolekcja notowanej na giełdzie firmy Verbund – największego w Austrii producenta i dystrybutora energii elektrycznej, w większości, co ciekawe, wytwarzanej z wody. Kolekcja jest bardzo młoda, jest tworzona dopiero od 2004 roku. Tworzy ją trzech kuratorów, którzy wybierają bardzo konkretne prace, tak, aby znakomicie one ze sobą korespondowały. Nie jest ważne medium, ale widać, że duży nacisk położony jest na fotografię. W siedzibie firmy, na jej korytarzach, organizowane są wystawy tematyczne. Obecnie trwa wystawa „Double Face”, która dotyka problemu tworzenia, niszczenia i zamiany osobowości. Sama nazwa wystawy bezpośrednio odnosi się do terminu w języku angielskim określającego materiał mogący być używany po obu stronach. Wystawa jest znakomita – zestawia prace uznanych artystów, takich jak Nan Goldin, Cindy Sherman, Francesca Woodman, David Wojnarowicz czy John Stezaker, którzy zajmowali się tworzeniem nowej osobowości, z pracami takich młodych artystek jak Kolumbijka Laura Ribeiro czy Aneta Grzeszykowska (oczywiście obecna projektem „Untitled.Film Stills”). Wystawa jest wyjątkowo przemyślana, chodząc po korytarzach firmy i oglądając prace widzimy, że żadna z nich nie znalazła się tu przypadkowo. Znakomicie „rozmawiają” ze sobą, czasami w sposób dosłowny – przywołajmy tu „Autoportret” Davida Wojnarowicza i późniejszy portret ciężko chorego na AIDS artysty wykonany przez Nan Goldin. Co ciekawe, wystawa nie jest zbiorem najlepszych prac w kolekcji – mimo że Sammlung Verbud ma prace z cyklu „Untitled Film Stills” Cindy Sherman, pokazał tylko projekt Anety Grzeszykowskiej, a prace Sherman pochodziły z dwóch znakomitych wczesnych projektów z 1976 roku, w których artystka wcielała się w pasażerów autobusu i morderców. Niestety nie można było w siedzibie firmy robić zdjęć. Chodząc po korytarzach Verbund i obserwując, jak ta trudna i często szokująca sztuka znakomicie prezentuje się w siedzibie firmy pomyślałem o tym, jak niewiele przez ostatnie 20 lat powstało w Polsce kolekcji korporacyjnych i , generalnie, jak mało odważne są te, które w bólach powstały.
Zupełnie innych charakter ma kolekcja Essl, mieszcząca się w Klostenburgu pod Wiedniem. Założona przez Agnes i KarlHeinza Essl, współwłaścicieli firmy Baumax, mającej supermarkety budowlane w całej Europie Środkowej i Południowo-Wschodniej. Kolekcja budowana jest od lat 70., od końca lat 80. stała się kolekcją międzynarodową (dziś ponad połowa prac to prace artystów nieaustriackich). W 1999 w Klostenburgu otwarto publicznie dostępną siedzibę kolekcji w budynku zaprojektowanym przez austriackiego architekta Heinza Tesara. Cała kolekcja liczy ponad 6 tysięcy prac, w większości malarstwa i jest jedną z najciekawszych kolekcji współczesnej sztuki austriackiej. W olbrzymich magazynach Muzeum, które mieliśmy możliwość również zwiedzić, można dostać „oczopląsu”. Kolekcja Essl jest też znana z tego, że poszczególnych, wybranych (można powiedzieć „ulubionych”) artystów kolekcjonuje naprawdę dogłębnie – tak by na podstawie prac z tej kolekcji można byłoby prześledzić całą karierę danej artystki czy artysty. Dość powiedzieć, że Georga Baselitza, jednego z właśnie ulubionych artystów, mogliśmy obejrzeć obrazy rozwieszone na sześciu wysokich na pięć metrów i szerokich na 10 metrów kratach. Oczywiście obrazy powieszone były z obu stron krat!
Kolekcja jest doskonale opisana, publicznie dostępna, a więcej szczegółów na jej temat można znaleźć tutaj.
O wystawach w 18 galeriach wiedeńskich oraz o wystawie Pawła Althamera w Secession jeszcze w tym tygodniu.
1 komentarz:
Należy pamiętać, ze targi to handel sztuką. Transakcje mówią o jakości komercyjnej, a nie artystycznej.
Prześlij komentarz