12 czerwca, 2009

Dwa bieguny na targach Art Basel

Na dwóch biegunach tegorocznych targów Art Basel są dwa stoiska uznanych galerii. Jeden stoisko to błyszczące srebrną obudową galeria Bruno Bischofberger z Zurychu, a na drugi to stoisko bardzo uznanej galerii z Los Angeles sprzedającej edycje – Gemini.

Na stoisku pierwszej galerii prezentowane jest tylko jedno dzieło – „Retrospektywa” Andy Warhola z 1979 roku, wysokie na 207 centymetrów i długie na 10,8 metra Płotno, zawierające „wszystkie” najważniejsze prace artysty – bratki, Marylin Monroe, zupy Campbella. W pomieszczeniu galerii możemy jeszcze zobaczyć gablotę z albumami, w których publikowana była praca artysty – gabloty są długie gdzieś na cztery metry. Na stoisku Bischofberger kłębi się tłum – wszyscy chcą obejrzeć najdroższą pracę targów – kosztuje 75 milionów euro i została już podobno sprzedana. Podobno interesował się nią właściciel Chelsea, Roman Abramowicz.

Na stoisku Gemini oczywiście można kupić wysoko wycenione małe edycje prac Richarda Serry, Cy Twombly czy Sophie Calle. Ale nie przyciągnęło moją uwagę. Zainteresowałem się kartką na ścianie w kącie stoiska, na której było napisane: „Nic powyżej 3000 dolarów, 2200 euro lub 3300 franków szwajcarskich”. A wokół kilkadziesiąt serigrafii bardzo uznanych artystów w wyższych cenach i nazwiska takie jak Robert Rauschenberg, Frank Ghery czy Richard Tutle. Oczywiście na Art Basel można kupić prace w takich cenach, nie wszystko kosztuje miliony dolarów czy euro. Ale nigdy jeszcze tak otwarcie nie „reklamowano” tanich prac w Bazylei.

To „pęknięcie” widać generalnie na targach. Z jednej strony, dealerzy i galerzyści chcieli przywieźć najlepsze prace (bo to w końcu najlepsze targi Sztuki współczesnej i najnowszej na świecie), a drugiej strony realizm nakazywał też dużą ostrożność. Bo w końcu czasy są ciężkie kryzys (nie tylko na rynku sztuki) się jeszcze nie skończył. Więc trochę się „zabezpieczyli”. To granie „bezpieczne” to nowość na Art Basel, gdzie jeszcze dwa lata temu milionerzy sprintem gnali do stoisk, by w pierwszym kwadransie wykupić najciekawsze prace.

Jak zawsze wśród dealerów na targach w Bazylei można zaobserwować trendy – kogo w tym roku wybiorą na „modnego”, historycznego artystę. Dwa lata temu był to Warhol, rok temu Francis Bacon. Kto jest w tym roku? Sądząc po ilości prac na stoiskach – Alberto Giacometti i Lucio Fontana. Dlaczego właśnie oni? Giacometti ma właśnie retrospektywę w wyjątkowo prestiżowym miejscu w Bazylei – Fundacji Bayeler. I stąd jego prace są w wielu galeriach. Ja znalazłem w Landau Fine Arts, Acquavella i Gagosianie. A dealerów sprzedających artystę jest więcej. A Fontana? Znakomicie radzi sobie na aukcjach, stąd można TU nawet kupić kartki podziurawione przez tego włoskiego artystę. Oczywiście za promil tego, co trzeba zapłacić za wspaniały obraz z raną.

Można też kupić słynną pracę rodaka Fonany – Piero Manzoniego. Jego „Merda Della artista”, czyli zapuszkowane ekskrementy Manzoniego kosztują na stoisku galerii Tega z Mediolanu 1,6 miliona euro. Praca ma 50-któryś numer, a edycja, jak wiemy, wyniosła 100 puszek.

Przechodząc do cen – niewiele galerii pozwala sobie na ich publikację obok wiszących prac. Do wyjątków należy amerykański dealer L&M, bardzo dobry, dodajmy. I ceny, wysokie przecież, wyglądają TU dziwnie. Giacometti – 3,75 miliona, Lichtenstein 3,85 miliona, Rothko, który tu widać – 3,2 miliona. Ceny są tak szokujące, że przy dużych pracach Donalda Judda, Agnes Martin czy Joan Michel nawet L&M już ich nie podaje.

Wracając do mody i gwiazd – szwajcarska Galerie Gmurzynska poszła pod prąd i zestawiła ze sobą prace dwóch wydawałoby się odległych artystów – Alexandra Caldera i jego imiennika z ZSRR, Aleksandra Rodczenki. Rodczenkę znamy głównie ze zdjęć, tymczasem Gmurzynska pokazała jego kolaże oraz kompozycje przestrzenne, które znakomicie współgrają z rzeźbami oraz obrazami Caldera.

Co jeszcze ciekawego można było zobaczyć na Art Basel. Luhring Augustine pokazał znakomitą rzeźbę Yaoyi Kusamy „Pumpkin Chess” z 2003 roku, w edycji do 7 sztuk (ta pokazywana miała numer 3). Generalnie widoczne były właśnie prace przyciągające uwagę (ale nie zbyt krzykliwe), takie jak na przykład tegoroczna rzeźba z brązu Erwina Wurma (obecnie na Art Boom w Krakowie) „Squirt” , w edycji 6 sztuk na stoisku galerii Xavier Hufkens z Brukseli. Praca przedstawia postać w kształcie termoforu.

Dużo uwagi i śmiechu wzbudzała praca na stoisku Gavin Brown Enterprise „wykonana” przez Roberta Pruitta, o tytule „Signature series” z tego roku. Na czystym ,nawet nie zagruntowanym płótnie podpisało się 78 znanych osób (głównie ze świata sztuki – jak np. Fischli, Currin, Leckey, Doig, Schutz, ale także galerzystów czy polityków (na przykład J.Chirac). Pruitt stawia pytania, kto jest twórcą w sztuce, co jest ważniejsze, praca czy podpis. A przy okazji on i galeria sprzedają pracę za 200 tysięcy dolarów.

I na koniec wzmianka o gwiazdach, które przyjechały na Art Basel, dzięki czemu targi trafiły nawet do prasy darmowej, rozdawanej na przystankach. Przede wszystkim zwracano uwagę na przyjazd Brada Pitta, który tym razem kupował nie tylko na targach Designu, ale również na targach głownych – między innymi kupił duży obraz Neo Raucha w galerii Zwirner (za prawie milion euro). Był też Karl Lagerfeld, Roman Abramowicz (jak pisałem, podejrzewa się, że to on kupił obraz Warhola, bo kilkakrotnie zachodził z Daszą Żukową do tej galerii), a także duzi kolekcjonerzy: Christian Flick, Mera i Don Rubellowie, Susan i Michael Hort, Eli Broad czy Maja Hoffman.

Jutro relacja o obecności polskich artystów w zagranicznych galeriach (wygląda na to, że będzie to długi tekst), a także o ofercie dwóch polskich galerii biorących udział w targach satelickich – galerii lokal_30, która jest na LISTE oraz Czarnej, która ma stoisko na targach VOLTA. Zapraszam!

1 komentarz:

Jazon pisze...

mówimy o HANDLU sztuką, a nie o sztuce. Targi sztuki są jak targowisko, zamiast truskawkami w czerwcu handluje się tu przedmiotami artystycznymi. Artykuł jest o cenach "truskawek" w tym sezonie.

Czy jest w tym coś złego? Nie pod warunkiem, że ranga artysty i jego dzieła jest pochodną wartości innych niż komercyjne.

Plastyka sama zrezygnowała z weryfikowalnych jakości, to co widzimy na targach jest ręcznie (albo pod nadzorem autorskim) wykonaną ofertą identyczną z tą ze sklepu z pamiątkami.

Pozbawione autorskiego piętna, rzeczy łatwe do powielenia, nieodróżnialne od zwykłych rzeczy.