16 marca, 2010

Kolekcja Susan i Michaela Hortów - edycja 2010 (w relacji Wojtka Wilczaka z Nowego Jorku)

Co roku w czasie targów Armory Michael i Susan Hortowie pokazują część swojej kolekcji entuzjastom sztuki najnowszej. Wbrew pozorom, jest to przedsięwzięcie bardzo skomplikowane. Kurator Simon Watson spędza kilka miesięcy zastanawiając się nad koncepcją nowej ekspozycji, mając do wyboru ponad 2.000 dzieł sztuki, zarówno tych starszych, jak i tych swieżo kupionych. Średnio około 95% ekspozycji zostaje co roku zmienione. Najmniej interwencji kuratora jest wsród prac w sypialni – wiszą tam ulubione dzieła Michaela i Susan. Targi Armory odbywają się na początku marca, ale już na początku stycznia w rezydencji Hortów zdejmowane są stare prace i odbywa się malowanie ścian, aby były gotowe na przyjęcie nowej wystawy. Ta jest instalowana do końca lutego. Jest to naprawdę spore zakłócenie życia rodzinnego Hortów, zważywszy, że rezydencja jest stale pełna jest członkow rodziny, włączajac dziesiątkę wnuków. Ale pasja kolekcjonerska i chęć pokazania swej kolekcji są silniejsze od niedogodności związanych z instalacją wystawy.
Prace powieszone w foyer są ważne. Są to pierwsze prace które widzą goście po wyjściu z windy jadącej bezpośrednio do apartamentu. W tym roku wisi tam siedem obrazów Matthiasa Dornfelda.

Ten srebrny pasek na lewo od obrazu Dornfelda, to praca Duńczyka Olafura Eliassona wbudowana w scianę.
Pare kroków dalej Simon umieścił dwie duże prace Thomasa Ruffa.Jedna z nich jest dosyć mocna, zważywszy że po mieszkaniu biega dziesięcioro wnuczat. Susan mówi, że nie ma problemu; dzieciom dawno już objaśniono anatomię ludzkiego ciała, także praca ich nie szokuje. Raczej nie budzi zainteresowania.
Simon Watson powiesilłRuffa obok fotorealistycznych rysunków Evana Gruzisa, niedawnego absolwenta Hunter College na Manhattanie. Chodzi o kontrapunkt pomiędzy barwną fotografią, a czarno-białym, fotorealistycznym rysunkiem. Evan jest wśród zwiedzających, młody chłopak w dredach z czarnym tuszem na dłoniach, ogromnie szczęśliwy, że Hortowie wybrali jego cztery prace do salonu. Jest też oczywiście ulubiony Andre Butzer.A czy ktoś potrafi znaleźć zdjęcie autorstwa Cindy Sherman wśród rodzinnych fotografii?
W tym roku u Hortów nie ma malarstwa polskiego. Ale są nowe nabytki z Klużu z Rumunii. Obrazy Mircei Suciu są pełne zarówno spokoju, jak i niepokoju. Nie jest to wbrew pozorom tryptyk, tylko pomysł Simona Watsona, aby połączyć tragizm obozu koncentracyjnego z obrazem żołnierza w hitlerowskim mundurze zapalającego świeczki na choince.
W tym roku w penthousie wisi dziesięć obrazów Matta Chambersa. Są wielkie, od podłogi do sufitu, ale w styczniu Hortowie mieli ich tylko siedem. Simon powiedział, że potrzebuje jeszcze trzy, by wypełnić ściany i te trzy się pojawiły. W salonie jest też seria 95 fotografii Paula McCarthy,opisujących przyjęcie, które wyrwało się spod kontroli uczestników. Na dole, przy wyjściu, w tym roku wiszą ogromne obrazy Jonathana Meese i Helmuta StallertsaWychodzimy, bo pojawiły sie ogromne tłumy i cieżko robic zdjęcia, a nawet się przecisnąć. Michael Hort miał rację, kiedy doradził, by przyjść bardzo wcześnie – 15 minut przed otwarciem. Później w apartamencie było już pewnie 500 osób. Po takich wrażeniach artystycznych nawet zwykła nowojorska ulica wygląda jak kadr z filmu „Taksówkarz”.
Do następnego roku!

Wojtek Wilczak

2 komentarze:

Unknown pisze...

o ja pierdziu! ale fajowe!

Maga pisze...

Dzieki wielkie za relację z wystawy i tych kilka zdjęć! Może w następnym roku będzie dłuższa, więcej zdjęć... Bo dla mnie to mało, mało, mało!!!