10 stycznia, 2013

Dorota Buczkowska i Przemek Dzienis w Lookout Gallery

18 stycznia (piątek) o godz. 19:00 Lookout Gallery zaprasza na wernisaż wystawy pt. If the person breathes too little, there is a danger, duetu artystycznego – Doroty Buczkowskiej i Przemka Dzienisa. Buczkowska jest artystką, która porusza się w takich obszarach, jak rzeźba, wideo czy instalacja w przestrzeni, Dzienis jest fotografem. Projekt, który pokaże Lookout Gallery to nieprezentowany dotąd cykl fotografii Dzienisa przedstawiający wykonane przez Buczkowską instalacje rzeźbiarskie. Zapraszamy i bardzo polecamy tę wystawę. Poniżej tekst kuratorski Jakuba Śwircza jaki towarzyszy temu projektowi. 
Spotkanie dwójki artystów to sytuacja szczególna. Zwłaszcza gdy pozostaje to ich decyzją, ich chęcią i potrzebą. Impulsem, a nie przychodzącą z zewnątrz propozycją. To spotkanie może zaowocować wyjątkową rozmową, w której granice postaci się zacierają, a ich wspólna praca nie daje się sprowadzić do sumy umiejętności. Nie może ona mieć jednego autora, zawsze pozostanie przynależna tej dwójce. Spotkanie Doroty Buczkowskiej i Przemka Dzienisa bez wątpienia należy do takich rzadkich zdarzeń, których efektem jest szereg działań zrealizowanych na przestrzeni ostatnich dwóch lat. If the person breathes too little, there is a danger stanowi jeden z przykładów takiego tarcia dwóch osobowości. Tarcie, w kontekście tej pracy jest pojęciem - kluczem, to w końcu w czasie tej czynności, pojawić się mogą resztki, drobiny czy odpryski. Tarcie pojawia się również jako siła zbieżna ze zniszczeniem. Z czasem, nawet najmniejsze tarcie pozostawia ślad. Odkrywa inną powierzchnię.



If the person breathes too little, there is a danger składają się z takich właśnie pozostałości - przedmiotów, których znaczenie tak jak i formę zatarł czas i niszcząca siła. Właściwie przywodzą one na myśl drobiny, próbki z jakiegoś odległego miejsca, fantastycznego krajobrazu planety, której nazwy nie znamy. Każdy z oglądanych wyimków ujęty zostaje z pomocą badawczej pęsety, podniesiony jak najbliżej oczu. W ten sposób staje się obiektem obdukcji, jak gdyby miał w tym ruchu przybliżenia, wglądu w strukturę, odzyskać swój sens, a nam pozwolić na poznanie miejsca, z którego pochodzi. Jednakże szybko zdać możemy sobie sprawę z tego, że jest to próba skazana na założoną z góry porażkę. Za dużo w niej wzniosłej energii, gestu odwracającego hierarchię władzy. Te nieznane przedmioty emanują światłem, lewitują w próżni, której nie możemy przebyć. A gest (dostrzeżony już wcześniej przez Martę Lisok), w którym artyści schodzą na czworaka, zmieniając porządek z wertykalnego na horyzontalny, by wyszukiwać w ziemi tych pozostałości, nie przynosi im oczekiwanej wiedzy. Nie mamy więc do czynienia z pracą archeologów. Buczkowska i Dzienis nie rekonstruują przeszłości, sensu tych przedmiotów, nie chcą nazwać ziemi, w którą wtula się w jednej z prac artystka. Ta wspomniana energia i światło bijące z odkrytych przedmiotów, nasuwa nowe skojarzenia z artefaktami lub skarlałymi relikwiami niewiadomego pochodzenia.
W tym właśnie oglądzie odkrywa się splot doświadczeń Buczkowskiej i Dzienisa. Widać, że zamiast nazywać przedmioty, pozostają one, jak zwykle ma to miejsce u artystki, obdarzone zaufaniem lub raczej niemą zgodą na to, by poddawały się dotykającym je siłom – erozji, rozpadowi, powolnemu przemijaniu, zacieraniu, czy obrotowi. Przedmioty są więc tym, czym mogą być. Nie stanowią zakończonej formy. Utrwalone przez Dzienisa jako fotografie nie tracą nic z niewymuszonego rzeźbiarskiego charakteru, odkrywają swoją fakturę, a nawet poczucie masy. Zyskują jednak również coś dodatkowego - reakcję na światło - w konsekwencji nazwać może je właśnie relikwiami.


Poprzez fotograficzną obecność tych niezidentyfikowanych obiektów, które stanowią większość If the person breathes too little, there is a danger udaje się je ocalić przed ostateczną destrukcją. Patrząc na jedną z tych zachowanych drobin, piramidalną strukturę, wykonaną z pobielałej tkaniny, czuć, że jest to tylko moment, kształt przejściowy, który ulegnie zmianie, a wreszcie przestanie istnieć.

Wspomniany już wcześniej gest wtulenia w ziemię dopełnia opisanego odwrócenia porządku. W końcu nie człowiek jest tu bohaterem, a przedmioty poddane nieznanym siłom tarcia. Sfotografowane w szerokim planie, umieszczone centralnie ciało jeszcze trochę widoczne bielą skóry, już trochę niknie czernią skał, jak gdyby przytłoczone, próbowało się z nimi zjednoczyć. Gest ten może stać się zobrazowaniem konsekwencji kryjących się w samym tytule pracy Buczkowskiej i Dzienisa. Ciało odcięte od powietrza, przestaje żyć. Upada, zmuszone ulec zewnętrznym siłom.

Ta obca planeta, na którą zabierają nas Dorota Buczkowska i Przemek Dzienis jest bez wątpienia widokiem po człowieku. Przywodzi to na myśl ostatnią pracę Jeda Martina - artysty nieistniejącego, opisanego przez Michela Houellebecqa. Jego cykl skondensowanych fotografii był obrazem triumfu roślin nad cywilizacją. W pracach Buczkowskiej i Dzienisa ten triumf przypada raczej drobinom, fragmentom, ale jednak przedmiotom.

Zdjęcia dzięki uprzejmości artysty.

Brak komentarzy: