16 listopada, 2006

Jak śmiesznie wygląda przy tym sztuka - rozmowa z Przemkiem Mateckim


Skąd taki szum wokół Ciebie? Wystawa w poznańskim Psie wraz z Pawłem Susidem, solowa wystawa w zielonogórskiej BWA, udział w wystawie „Nowe tendencje w malarstwie polskim” w Bydgoszczy, katalog... Sporo tego ostatnio...

Nie mam zielonego pojęcia. Może dlatego, że się przeprowadziłem tu do Warszawy. Z tymi wystawami tak wyszło. Te wystawy planowałem jakiś czas. Na przykład wystawę w BeWuA przełożyłem o rok, bo chciałem namalować jeszcze kilka rzeczy. Zawsze brałem udział w kilku wystawach rocznie. Może te są trochę lepiej przygotowane, nagłośnione. To nasilenie nie powinno być zbyt duże, a w tym roku tak się złożyło.

A katalog?

Zmieniają się technologie i wydanie katalogu staje się coraz łatwiejsze i dostępniejsze. Dzięki temu może się pojawić więcej ciekawych rzeczy. Ale ten katalog to nie tylko mój pomysł.

Nie denerwują Cię takie pytania: Skąd ten szum? Jak to się stało?

Denerwują mnie, bo nie znam na nie odpowiedzi.

Ale chodzi mi o coś innego... Malujesz już od lat, masz na koncie wystawy, a teraz nagle wiele osób o Tobie mówi... A Ty musisz udowadniać, że nie wypadłeś sroce spod ogona.

Jeśli to jest problem dla kogoś to trudno. Ja niczego nie udowadniam. I nikomu. Trzeba sobie zdawać sprawę, że wiele ciekawych rzeczy dzieje się poza „strukturami”. I tego będzie coraz więcej. Warto się z tym oswoić, a nie w jakiś sposób się z tym targować, przepychać. Bo tu powstają tęgie pytania: co jest sztuką, a co nie jest.

No właśnie, co jest sztuką, a co nie jest?

Nie mam zielonego pojęcia... Ja tkwię w przeświadczeniu, że sztuka jest maksymalnie pojemnym zbiornikiem i jest w niej miejsce dla takich rzeczy, jak na przykład moje prace czy czyjeś inne. Bo jest w niej miejsce dla każdego.

Kim jesteś – malarzem, muzykiem – grasz w zespole....

Wydaje mi się, że malarzem.

Dlaczego wyjechałeś z Żagania?

Wcześniej mieszkałem w Jeleniej Górze, potem w Zielonej Górze, później w Żaganiu, a potem przeniosłem się do Warszawy. Życie w Żaganiu przestało być interesujące. Miałem okazję przyjechania do Warszawy i przyjechałem. I jest tu całkiem sympatycznie.
Warszawa nie jest pierwszym miastem, w którym mieszkam. Jestem już oswojony z przeprowadzkami, ze zmianą miejsc. Ale faktycznie pewnie nie siedzielibyśmy razem, gdybym mieszkał w Żaganiu. To fakt. Tam o takich sprawach nie było z kim nawet słowa zamienić - nikt i nic.

A ma dla Ciebie znaczenie, że mieszkasz w Polsce? Czy mógłbyś mieszkać gdziekolwiek?

Ma dla mnie znaczenie, że mieszkam w Polsce. Lubię rozumieć wszystko, co się wokół nie dzieje. Nie wybieram się stąd, jak na razie nigdzie. Tu się czuję dobrze. To mój wybór.

A co dla Ciebie oznacza bycie Polakiem? Identyfikujesz się z historią, z państwem polskim?

Daj spokój - jestem Polakiem. Kiedyś identyfikowałem się z wykonawcami muzyki, wiesz baty, te sprawy. Teraz włosy mi wypadły i starczy tej identyfikacji (śmiech).

Chodzi o ludzi?

To jest indywidualna sprawa. Ludzie są wszędzie. Akurat tak się złożyło, że więcej przyjaciół mam za granicą. Dlatego jeśli myślę o ludziach, to bardziej myślę w tamtą stronę. Ale to mi nie przeszkadza, bo mogę stąd wyjechać na chwilę i się z nimi zobaczyć.

Ciężko jest ci się przebić w Polsce. Czy myślisz o tym co robisz jako o pewnej karierze, którą chcesz zrobić, czy też po prostu malujesz?

No jasne, że po prostu maluję, choć zdaję sobie sprawę, że taki tekst - po prostu maluję - może brzmieć dziwnie, ale tak jest. Można by pomyśleć, że rozmowa z Wami to myślenie o takich sprawach, w rzeczywistości jest jednak inaczej. Po prostu przyszliście, siedzimy i rozmawiamy. Nie steruję swoją karierą. Ja po prostu robię, co do mnie należy. A nie kontroluję tego, co się z tym dzieje później. Może jest to błędem, ale uważam, że nie do mnie to należy.

Ale nie podpisałeś umowy z żadną galerią na reprezentowanie Ciebie. To zamierzone?

Wiem na czym polega współpraca i wiem, że w żaden sposób nie wpłynie to na moją niezależność.
A z tą galerią to zarzut czy pytanie?

Pytanie oczywiście...

Nie związałem się z żadną galerią ani z żadną osobą. A co będzie w przyszłości? Nie myślę o rzeczach, które się nie dzieją.

A gdyby ktoś zaproponował Ci wystawę to zgodziłbyś się?

Daj spokój, nie myślę o takich rzeczach, musiałbyś mi coś zaproponować, to może miałbym coś do powiedzenia w tym temacie. Musi się coś wydarzyć.

O czym myślisz, jak malujesz? Jak przebiega Twój tzw. „proces twórczy”?

On trwa cały czas. Sam fakt namalowania obrazu jest dosyć prosty i trwa krótko. To jest wynik jakiegoś zdarzenia najczęściej, jakiegoś impulsu, przypadku. Zetknięcia się mojego z czymś?

Z czym? Z człowiekiem? Z przedmiotem?

Najczęściej z przedmiotem. Najczęściej z różnego rodzaju wytworami naszej cywilizacji, już zwykle porzuconymi przez ludzi.

Kolekcjonujesz przedmioty wyrzucone przez ludzi...

Ja ich nie kolekcjonuję, staram się mieć tylko rzeczy mi potrzebne, choć bywa tak, że ciężko mi coś wywalić więc.... zawalam się pierdołami.

Dlaczego?

Teraz pytasz, dlaczego ja to robię, dlaczego się tym zajmuję. Bo mam taką potrzebę, bo mnie to kręci i lubię to. Dlatego to robię.

Przyjąłbyś zlecenie namalowania konkretnego obrazu? Na przykład portretu?

Malowałem portrety ludzi, których dobrze znałem. Ale robiłem to, bo się dobrze poznaliśmy. To było bardzo fajne. Portret jest bardzo ciekawym tematem. (śmiech) Świetnego babola teraz wypuściłem... Ale wracając do zamówienia. Nie wydaje mi się, żeby mnie to teraz interesowało.

Co Ci dały studia malarskie?

Poznałem kilka fajnych osób. Poszedłem tam (do Zielonej Góry) z rozpędu uciekałem od wojska. Odkąd pamiętam chodziłem do szkoły. Skończyłem jedną – poszedłem do drugiej. Potem do trzeciej. Skończyłem trzecią – poszedłem pracować do Tesco. Pewnie pracowałbym w Tesco bez skończenia drugiej i trzeciej szkoły. Ale poważnie – poznałem wiele bardzo fajnych osób w tym okresie swojego życia. Dojrzałem w jakiś sposób.

Artystycznie?

„Artystycznie” rozwijałem się niezależnie i na pewno działoby się tak i bez studiów, ale warto czerpać ze wszystkiego, co może cię rozwijać. Gdy wybierałem te studia nie było dla mnie ważnie z kim i u kogo będę studiował. Po prostu studiowałem tam, bo tam akurat byłem.

Kim dla ciebie jest Ryszard Woźniak?

Jest osobą, z którą lubię rozmawiać, z którą bardzo lubię spędzać czas, no i oczywiście byłem w pracowni, którą prowadzi.

A jest Twoim mistrzem?

W tej dziedzinie odbijałbym od tematu mistrz. Jak najdalej.

A idole? Schwarzenegger wiszący tu na ścianie?

On jest po prostu ciekawą, fajną postacią. I tyle. Kiedyś oglądałem z nim filmy, teraz mam jego plakat. Kiedyś, jak byłem mały wydawało mi się, że to najsilniejszy człowiek świata (śmiech). Ale za niedługo może być tak, że ten sam człowiek z tego plakatu będzie rzeczywiście najsilniejszym człowiekiem. Nie mam idoli, nie mam ulubionych stylów w malarstwie, nie posiadam ulubionych artystów, nie posiadam mistrzów.

Czytasz książki o malarstwie?

Nie – oglądam albumy, gazety – albumy tak samo jak gazety. Jedne podobają mi się mniej, drugie bardziej. Potem jest na odwrót. Nie zapamiętuję, szczerze mówiąc, wiele z tego. Ani nazwisk, ani nazw galerii czy muzeów. Operuję bardziej wizualnie. Obrazy – to zapamiętuję. Ale to, że coś mi się podoba, nie ma wpływu na to, co robię.

A co ma wpływ?

Ja mam na to wpływ. Posuwam się wedle rzeczy, które mnie intrygują i które pogłębiam.

Ale z drugiej strony w tym co robisz jest dużo przypadku. Bo obrazy powstają pod wpływem rzeczy, które znajdujesz porzucone przez innych ludzi.

Tak, ale na moje drodze znajduje się milion rzeczy, a ja wybieram to, a nie tamto i przetwarzam.

Czyli kontrolowany przypadek?

Wszystko jest i nie jest przypadkiem. To nie przypadek, że tu siedzimy i rozmawiamy. To nie przypadek, że jestem w Warszawie. Nie wsiadłem do pociągu, który miał zaklejoną tablicę. Wiedziałem, że jadę do Warszawy ze wszystkimi tego konsekwencjami. Nigdy jednak wcześniej nie planowałem zamieszkania w tym mieście.
Od dawna starałem się, aby to co robię dawało wyraz temu, co myślę, czuję i to co uważam za słuszne do przekazania i pokazania. Ale czy to jest przypadkowe? Nie, to jest wynikiem pewno procesu.

Sam o sobie mówisz, że jesteś dzieckiem transformacji w Polsce. Tych zmian, wzlotów i upadków, bełkotu – który przelał się przez nasz kraj w ostatnich 15 latach.

Tak. Wszyscy jesteśmy.

W jaki sposób to na Ciebie wpłynęło?

Na pewno nauczyło mnie tego, że rzeczy potrafią być różne. Nie zawsze to co jest dziś normą będzie normą później, to co dziś jest przykazem, będzie przykazem jutro. Tak było dla moich rodziców. Tak miało być i tak się żyło. Co to zmieniło? Na pewno bardzo zdystansowałem się do wszelkich prawd i do systemów. Kiedy dojrzewałem okazało się, że nie ma już kopalń, o których Pani uczyła na geografii, nie ma już państw, nazw miast, ulic. Więc jej nauka była w pewnym zakresie bezcelowa.

To cię bardzo uderzyło?

Teraz mogę powiedzieć, że tak. Wtedy działało się prawie w panice. Nikt nie wiedział, co będzie jutro. Ja jeszcze byłem dzieckiem, ale już widziałem, że rzeczy nie pasują do siebie. Te kiedyś i te z teraz. Mało tego – to co dziś przyszło, dla wielu ludzi nie jest gwiazdką z nieba.

Mówiłeś, że śmietniki w Warszawie to inny świat niż to, co do tej pory doświadczyłeś?

Tu jest większe miasto i jest tu więcej elementów na śmietnikach niż w małym mieście. Jest to specyficzne miejsce, ale można się z nim oswoić i przyjąć jako pewną prawidłowość. Ja tego nie opisuję, to mi po prostu służy jako tworzywo. Sztuka powinna być polem do dużej akceptacji.

Ale czyjej? Artysty przez świat czy świata przez artystę.

Wszystkiego i wszystkich. Zwłaszcza kładę nacisk na ‘wszystkiego’.

Nie oceniasz sztuki? Nie ma dla Ciebie złych artystów?

Ja nie lubię spekulacji, kalkulacji. To dla mnie są źli artyści i złe prace. Ja nie bardzo rozumiem takiego nacisku w sztuce na słowo „profesjonalizm” – nie wiem, czemu jest to tak gigantyczną tubą, przez którą można ziać na przeciwników.

Ale twoja pracownia wygląda w pełnie „profesjonalnie”. Jest porządek, wszystko na miejscu, ale bez picu. Obrazy pochowane, aby nie rozpraszały.

Nie wiem, czy moja pracownia jest profesjonalna. Nie ma tu bajerów – rzutników, komputerów, rozpraszaczy światła. To jest raczej mój pokój, bo ja tu spędzam większość czasu żyję. To jest baza, do której zawijam. Dobrze się tu czuję. Jestem u siebie.

Czy wszędzie piszesz na ścianie: „Jak śmiesznie wygląda przy tym sztuka?”

(Śmiech) To jest moja odpowiedź na niektóre komentarze, że to co robię jest śmieszne. Kiedyś to mnie bardzo dotykało, ale już dziś nie. Kiedyś więcej osób śmiało się z tego, co robiłem. Jak nie pasujesz do sytemu, to on cię odrzuca. I stąd ten napis. Teraz tych osób jest już zdecydowanie mniej. Dziś jestem odbierany trochę inaczej.

Warszawa, listopad 2006

Na zdjeciach obrazy Przemysława Mateckiego, odpowiednio:
Żaby,2006,olej,papier,płótno 30x40 cm
Szybcy i wściekli,2006,emalia ftalowa,olej,papier,płótno,61x50 cm
Teksańska masakra piłą mechaniczną,2006,olej,papier,płótno 33x41 cm
bez tytułu, z serii 6 obrazów,2005/2006,olej papier,płótno 27x33 cm

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Pozdro dla największego Pimpa w Wawie!
Bałnsuj zioom!