15 grudnia w warszawskiej Zachęcie otwarta zostanie wystawa „Malarstwo polskie XXI wieku”. Jej kuratorem jest Agnieszka Morawińska, dyrektor Zachęty. Wystawa ma pokazać, jak zmieniło się polskie malarstwo na przestrzeni ostatnich lat, w jaki sposób, „Triumf malarstwa” na świecie, by użyć reklamowego sloganu Charlesa Saatchiego, wpłynął na kondycję polskich artystów. Dziś polscy malarze, przede wszystkim młodzi, odnoszą sukcesy, zarówno artystyczne – w postaci znaczących wystaw, jak i finansowe – obecności w najlepszych galeriach komercyjnych i aukcjach.
W wystawie wezmą udział młodzi malarze, którzy już odnieśli duży sukces: Wilhelm Sasnal, Rafał Bujnowski, Marcin Maciejowski czy Jakub Julian Ziółkowski. Będą mniej znani młodzi: m.in. Bartek Materka czy Basia Bańda. Średnie pokolenie reprezentować będą m.in. Jarosław Modzelewski, Robert Maciejuk, Jarosław Fliciński czy Paweł Susid. Starszych artystów: Edward Dwurnik, Wojciech Fangor, Stanisław Fijałkowski czy Stefan Gierowski. Na trzy tygodnie przed rozpoczęciem wystawy rozmawialiśmy z jej kuratorką, Agnieszką Morawińską.
Skąd pomysł na taką wystawę? W Zachęcie już dawno nie było takiej przekrojowej wystawy polskiej sztuki...
Ta wystawa jest przekrojowa ale jest to przekrój poziomy, na wysokości 2000 roku: nie pokazuje wpływów, procesu dziedziczenia, związków profesorów i uczniów, mistrzów i ich naśladowców, zrównuje dziś działających artystów i pokazuje ich na jednym planie.
Oczywiście z takiej wystawy wynikają inne obserwacje. Przede wszystkim ta, ze młodzi artyści bardziej dyskutują z masowa kulturą niż ze starymi mistrzami. Dotyczy to zakresu tematycznego, sposobów działania artystów, form i technik. Pojawia się też pytanie, czy w dzisiejszych czasach ma sens ograniczanie wystawy tylko do malarstwa, ponieważ wiadomo, że większość artystów, których malarskie prace będziemy pokazywać, działa również w innych mediach. Ważne też jest to, że malarstwo jest używane jako medium, ale kończy się, czy też skończyła się kultura malarska wynikająca z przeszłości, z pewnego etosu pracowni, takiej kuchni pracownianej, tradycji, sposobów działania, ikonografii, która już kilka razy się przekształacała.
W tej chwili malarstwo schodzi do codziennosci, takiej najbardzie trywialnej, najbardziej płaskiej. Malarstwo nie szuka tematu tylko trafia nań żyjąc tu i teraz. Dawno już zniknęli bohaterowie mitologiczni, bohaterowie i wydarzenia historyczne, a pojawiają się bohaterowie komiksów i codzienność. Jest też kwestia pokoleniowa – bardzo często o tych postaciach, które się pojawiają na obrazach a pochodzą z rzeczywistości telewizyjno – tygodnikowej ja dowiaduję się po raz pierwszy.
Nie jest za wczesnie na taką wystawę? Kończymy 2006 rok i już staramy się pokazać ten XXI wiek, w który dopiero wchodzimy?
Taką, to znaczy jaką? Odpowiadających temu tematowi wystaw już dziś można stworzyć wiele – w tym samym momencie odbywa się wystawa w BWA w Bydgoszczy o podobnym zakresie. Ja mam nadzieję że nie jest to ostatnia wystawa sztuki XXI wieku. W 2006 roku można pokazać taką wystawę, a w następnych latach będzie można pokazać inne.
Co ta wystawa ma tak naprawdę pokazać? Czy to, że to malarstwo polskie jest różnorodne? Co Pani, jako kurator, chciała powiedzieć ta wystawą?
Przede wszystkim chciałam powiedzieć, że pojawiły się zupełnie inne zakresy zainteresowań artystów niż to do tej pory bywało, że sztuka schodzi w takie rejony, gdzie wcześniej nie bywała. Artyści tych rejonów programowo nie dostrzegali. To jest troszkę tak, jak z „niemytymi duszami” i „mytymi duszami”, przed i po psychoanalizie. Po pewnych doświadczeniach można robić to, co się robiło wcześniej, ale z zupełnie inną świadomością i znaczy to już, co innego. Więc na pewno moment, kiedy artyści rezygnują z oporu przeciw fotografii, filmowi czy „imażom”, tylko zaczynają z nich korzystać, czy też nimi się bawić – to już jest moment, kiedy „umyta dusza” zyskuje prawo do nowego terytorium, do działania świadomego i wyrafinowanego. Dotyczy to również świadomości odbiorcy: czy potrafi dostrzec podwójne dno, ironię i różnego rodzaju konteksty budujące obraz. Wpływ wszystkich przemian socjologicznych, odkryć naukowych, nowej techniki, pojawienie się elektroniki i innych mediów – to wszystko zaowocowało nową sztuką. Oczywiście to jest najbardziej widoczne, kiedy mamy do czynienia z nowymi mediami, ale okazuje się, że również w starym medium, jakim jest malarstwo, zjawiska silnie oddziałują.
Dlaczego aż 60 osób uczestniczy w wystawie? Czy to prawda, że punktem wyjścia miała być Grupa Ładnie i pokazanie co się wydarzyło od tamtej pory?
Nie, takiej koncepcji nigdy nie było. Oczywiście byli członkowie Grupy Ładnie są bohaterami „5 minut polskiego malarstwa” i ich sukces ma wpływ na decyzję o zrobieniu wystawy malarstwa właśnie. Ale też chciałam pokazać, że te „5 minut” jest sprawą bardzo pokoleniową, że innych artystów, różniących się nawet o 2, 3 czy 4 lata w dacie urodzenia, ta fala nie poniosła. Nawet, jeśli mają za granicą wystawy i swój krąg odbiorców, to nie jest to ten zakres rażenia, jaki był i jest udziałem całkiem młodych artystów.
Do ich sukcesu poza talentem i samą sztuką potrzebne były odpowiednie warunki. Musiała się pojawić się grupa młodych krytyków myślących inaczej, działających inaczej, musiały zacząć działać prężne galerie i młodzi kuratorzy – dopiero w takim otoczeniu młodzi malarze mogli zaistnieć tak wyraźnie i tak skutecznie zarówno w obiegu wystawowym, jak i na rynku sztuki.
Czy kończy się owe „5 minut polskiego malarstwa” w świecie?
Ja nie wiem, czy się kończy. Na razie trwa...
Ale dlaczego „5 minut”? Nie jest to szerszym trendem –po raz pierwszy mamy mechanizmy rynkowe, które mogą wspierać sztukę i artystów, kuratorów. Czy ten trend może być bardzie trwały?
Nie wiem na ile trwałe będzie zainteresowanie rynku nami. Kandydatów do sukcesu jest wielu. Nie dawno i na międzynarodowy rynek sztuki weszła bardzo silnie cała Azja. Od kilku lat odbywa sie biennale afrykańskie w Dakarze i zaczyna być ciekawe. Dlatego mówię tutaj o „5 minutach”, bo nie jesteśmy sami w tej kolejce a w dzisiejszym świecie zmiany następują bardzo szybko.
Dlaczego tak szeroki udział artystów w tej wystawie? Czy aż tylu interesujących artystów Pani znalazła?
To jest bardzo trudne pytanie. Chciałam pokazać bardzo szerokie spectrum, chciałam, aby ta wystawa nie byla oskarżana o warszawskość, chciałam sięgnąć do różnych pokoleń, do różnych środowisk, do różnych sposbów traktowania malarstwa. Moją wielka słabością jest to, że ja lubie malarstwo (śmiech). Jeśli dużo oglądam malarstwa, to ciężko to mi jest z czegoś zrezygnować. Może jest to brak krytycyzmu ze strony kuratora?
A jakie były kryteria doboru? Rozumiem że na wystawie będą tylko prace powstałe między 2000 a rokiem 2006?
Tak. Poważnym kryterium była też dostępność prac. Był cały szereg obrazów młodych artystów, które zostały ostatnio sprzedane od Miami do Osaki, do różnych miejsc na świecie. Musiałam wybierać te obrazy, które są dostępne tutaj lub w najbliższej okolicy. Poza tym innych specjalnych ograniczeń nie miałam. Może poza powierzchnią, około 1000 metrów kwadratowych, którą przeznaczyliśmy w Zachęcie na tę wystawę.
Czy chciała Pano pokazać zarówno rzeczy wybitne, jak i te popularne? Czy też to, co zobaczymy, będzie ze „stemplem” Zachety?
Nie. Nie chciałabym, aby ta wystawa była traktowana jako kanon...
Ale pewnie będzie...
Nic na to nie poradzę. Miałam ze względu na miejsce i moją pozycję dużą swobodę w organizacji wystawy. Biore pełną odpowiedzialność za tą wystawę i również za rozmaite decyzje, które są kontrowersyjne. Tych obrazów, które Pan nazwał „podobającymi się”...
Łatwiejszymi w odbiorze...
Ja sygnalizuję tego rodzaju problem, ale staram sie sygnalizować to obrazami, które mi sie podobają, które spełniją kryterium przystępności, ale jednocześnie spełniają kryterium jakości.
Czy będzie Ostatnia Wieczerza Świeszewskiego?
W ostatnim momencie musiałam jednak zrezygnować z pokazania Ostatniej Wieczerzy Macieja Świeszewskiego, ze względów technicznych. Żałuje, bo liczyłam na ostrą dyskusję wokół tego obrazu.
Jakich innych skandali możemy się spodziewać?
To jest bardzo trudno przewidzieć. Skandale wywołują u nas głównie obrazy, które obrażają uczucia religijne, albo obrazy, które są prowokacyjne obyczajowo, erotycznie. Ja , może nawet nieświadomie, starałam się tego uniknąć, aby przy okazji tej wystawy dyskusja nie poszła w bok i jak to się często w Polsce zdarzało, żeby wydarzenie artystyczne nie znikło w cieniu całkiem nie artystycznych gier. Rozmawiajmy więc jak najwięcej o sztuce.
Pojutrze zapraszamy na dokończenie rozmowy z Agnieszką Morawińską.
1 komentarz:
co to za problemy z polska czcionka i w ogole korekta, chyba za bardzo gonicie do przodu - rozmowa interesujaca a czytac sie nie da przez te bledy!
Prześlij komentarz