Trochę w nawiązaniu do nowych technologii wspierających rynek sztuki, trochę jako ciekawostka pokazująca, jakiego przyspieszenia nabierają transakcje na dzisiejszym dość rozgrzanym rynku sztuki, zainteresował nas artykuł w The New York Times o wystawie Toma Friedmana w Gagosian Galery. Artykuł nosi tytuł – Widziałeś maila, kup teraz sztukę – i opisuje coraz częściej występująca praktykę kupowania prac artystów na podstawie tylko obejrzenia zdjęcia w Internecie.
Większość prac Toma Friedmana została sprzedana jeszcze przed otwarciem wystawy, a ceny bynajmniej nie należały do niskich, bo sięgały 500 tysięcy dolarów. Co ciekawe dostęp do cyfrowych zdjęć prac Friedmana mieli tylko nieliczni kolekcjonerzy, gdyż zdjęcia te były umieszczone na specjalnej stronie galerii zabezpieczonej hasłem udostępnionym tylko wybrańcom.
Jednak dla niektórych kolekcjonerów wysiłek wejścia na stronę, wprowadzenia hasła może być zbyt duży dlatego co bardziej „roztropni” przedsiębiorcy, zdjęcia prac na sprzedaż wklejają bezpośrednio do maila aby kontakt ze sztuką nie wymagał zbyt dużego wysiłku.
Trzeba przyznać, co podkreślają wszyscy galerzyści, kupujący na podstawie jpegów nie są przypadkowymi osobami. Z reguły znają doskonale prace artysty, są stałymi gośćmi galerii, a tego typu kupowanie jest tylko efektem większej sprawności i szybkości dzisiejszego rynku. Obecnie rynek sztuki jest rynkiem sprzedawcy, a szybkość ma decydujące znaczenie. Decyzja musi być podjęta bardzo szybko, gdyż z reguły na jedną pracę jest wielu chętnych.
Podobne zjawisko można zaobserwować też i u nas. W przypadku kilku „gorących” nazwisk niektóre prace mają po kilka rezerwacji i nabywcy maja świadomość, że jak nie kupią dzisiaj, to mało tego, że nie kupią jutro ani w najbliższym roku… mogą nie kupić wcale.
Najlepszy komentarz dała do tego Amy Cappellazzo, szefowa departamentu sztuki współczesnej (Post-war and Contemporary Art) w domu aukcyjnym Christies – „Nie wiem czy jest to początek czegoś wspaniałego, czy też koniec czegoś pięknego”.
Większość prac Toma Friedmana została sprzedana jeszcze przed otwarciem wystawy, a ceny bynajmniej nie należały do niskich, bo sięgały 500 tysięcy dolarów. Co ciekawe dostęp do cyfrowych zdjęć prac Friedmana mieli tylko nieliczni kolekcjonerzy, gdyż zdjęcia te były umieszczone na specjalnej stronie galerii zabezpieczonej hasłem udostępnionym tylko wybrańcom.
Jednak dla niektórych kolekcjonerów wysiłek wejścia na stronę, wprowadzenia hasła może być zbyt duży dlatego co bardziej „roztropni” przedsiębiorcy, zdjęcia prac na sprzedaż wklejają bezpośrednio do maila aby kontakt ze sztuką nie wymagał zbyt dużego wysiłku.
Trzeba przyznać, co podkreślają wszyscy galerzyści, kupujący na podstawie jpegów nie są przypadkowymi osobami. Z reguły znają doskonale prace artysty, są stałymi gośćmi galerii, a tego typu kupowanie jest tylko efektem większej sprawności i szybkości dzisiejszego rynku. Obecnie rynek sztuki jest rynkiem sprzedawcy, a szybkość ma decydujące znaczenie. Decyzja musi być podjęta bardzo szybko, gdyż z reguły na jedną pracę jest wielu chętnych.
Podobne zjawisko można zaobserwować też i u nas. W przypadku kilku „gorących” nazwisk niektóre prace mają po kilka rezerwacji i nabywcy maja świadomość, że jak nie kupią dzisiaj, to mało tego, że nie kupią jutro ani w najbliższym roku… mogą nie kupić wcale.
Najlepszy komentarz dała do tego Amy Cappellazzo, szefowa departamentu sztuki współczesnej (Post-war and Contemporary Art) w domu aukcyjnym Christies – „Nie wiem czy jest to początek czegoś wspaniałego, czy też koniec czegoś pięknego”.
Na zdjęciu: Tom Friedman, Inside Out, 1991-2006, mixed media
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz