13 marca, 2007

Chyba mam prawo się określić - rozmowa z Wilhelmem Sasnalem (część 2)

Co miałeś na myśli mówiąc, że czujesz się czasami, jakbyś był „mendą galeryjną”?

No właśnie, że jestem takim gościem, który funkcjonuje w takim obszarze czysto rynkowym. Że z jednej strony pytają mnie o różne sądy, i tak dalej, a ja też staram się na te pytania odpowiadać – mówię o polityce, o moich poglądach na społeczeństwo – ale z drugiej strony czuję jakiś tam dysonans z tego powodu, że chcę stać po stronie tych poszkodowanych, a zarabiam dużo kasy. Może to z tego się bierze.



A czy uważasz, że sztuka powinna oddziaływać politycznie? A nie tylko dekorować i być miła? To teza z tekstu Artura Żmijewskiego, wulgaryzując ją nieco…

Zdecydowanie powinna oddziaływać, nie wiem, czy powinna oddziaływać politycznie. Powinna oddziaływać społecznie, ale nie można deprecjonować sztuki niezaangażowanej.
Uważam, że sztuka sama w sobie jest tak nieregularna, że nie można sobie narzucać takich rygorów. Uważam, że Artur może sobie na to pozwolić, bo jego sztuka od początku do końca jest walcząca.

I mocno osadzona społecznie…

I mocno osadzona społecznie.

A czy to wasze, Twoje zaangażowanie polityczne, jeśli można mówić o wejściu FGF do Krytyki Politycznej, to nie jest trochę alternatywa dla Twojego wyjazdu z kraju, o którym mówiłeś pół roku temu?

Raczej nie. Gdyby nie było Krytyki, też bym nie wyjechał. Ale jest mi z nimi absolutnie po drodze. Nie… nie wyjechałbym, gdyby nie było Krytyki. Chociaż jest mi łatwiej. Dobrze się czuję, mając świadomość tego, że są ludzie, którzy myślą podobnie.



Dlaczego tam się pchasz? Do Krytyki?

Wiesz, czuję się odpowiedzialny za ten kraj. Ja tutaj mieszkam. Chyba mam prawo się określić.

Nie boisz się, że możecie być wykorzystani politycznie? Bo środowisko Krytyki Politycznej i Sławomir Sierakowski mają silne ambicje polityczne…

Słuchaj, ja absolutnie mam świadomość tego, że robię te rysunki dlatego, żeby przyciągnąć ludzi moim nazwiskiem. Bo wiem, że to nazwisko gdzieś tam działa, również poza rynkiem sztuki. Oczywiście to nie zwalnia mnie do robienia ich najlepiej, jak potrafię.
Nie jestem tak naiwny, żeby nie zdawać sobie sprawy, z tego, co robię.

Dlaczego zdecydowałeś się zilustrować sztukę Pawła Demirskiego ”Kiedy przyjdą podpalić dom, to się nie zdziw”. To nie jest arcydzieło, delikatnie mówiąc…

Poproszono mnie o to. Wiem, że sztuka jest dydaktyczna. Miałem z tym jakiś problem. Ale być może jest tak, że jakakolwiek działalność w tym kraju na lewo ma wartość. Nigdy nie ma tego za dużo, nigdy nie dość krytyki z lewej strony tego, co się dzieje w tym kraju. Dziś ta szala jest zdecydowanie przechylona na prawo. Dlatego robię takie rzeczy.



Gdyby w Polsce nadal rządziła lewica, nie czułbyś takiej potrzeby?

Nie chodzi tu tylko o Kaczyńskich, tylko o pewne przewartościowanie w polskim społeczeństwie. W końcu PiS wygrał w demokratycznych wyborach. Tu jest problem. Ja też wierzę, że potrzeba nowego języka, oddziaływania na ludzi, zmieni ten kraj…

Ale PiS wygrał z programem lewicowym gospodarczo-społecznie…

Zdecydowanie tak. Jeśli chodzi o program gospodarczy i socjalny, to tak. Ale to, co mnie bardziej interesuje, to jest program światopoglądowy. Program Kaczyńskich jest zupełnie na drugim biegunie niż mój.

Czy nie nazbyt pochopnie zrezygnowałeś z rysunków „Przekroju”? One miały większy wpływ na komentarz rzeczywistości niż ilustracje w „Krytyce Politycznej”…

Dla mnie to było bardzo ciężkie, bo to była praca na zamówienie i musiałem się wyrabiać na termin. Mnie one przestały śmieszyć. Ja zacząłem czuć zażenowanie, gdy widziałem swój rysunek w „Przekroju”, który mnie nie śmieszył. To było przede wszystkim nieuczciwe wobec siebie.


Był taki moment, kiedy zacząłem robić te rysunki i to sprawiało mi ogromną przyjemność. Później był spadek tej energii, ale doszły do mnie takie sygnały, że spotyka się to z reakcją czytelników. Dlatego to kontynuowałem, bo miałem taką swoją rubrykę, gdzie mogłem powiedzieć to, co mnie wkurza. To było dla mnie ważne. Ale potem znów to się rozmyło i nie sądzę, żebym mógł do tego wrócić.

Na zdjęciach prace Wilhelma Sasnala:
"Broniewski" z wystawy Broniewski w warszawskim Rastrze, 2005 rok,
„Patrycja przestała jeść mięso, Anka nie chodzi głosować”, 2001 rok
oraz dwie ilustracje z Krytyki Politycznej (nr 11/12, zima 2007)

W piątek zapraszamy na kolejną część wywiadu z Wilhelmem Sasnalem. W części trzeciej rozmawiać będziemy o „kamieniach milowych” jego kariery – od wystawy w krakowskim Zderzaku w 1999 roku, poprzez wystawę w Rastrze w 2001 roku, Art Basel w 2002 roku do Nagrody Vincenta w roku ubiegłym. Zapraszamy!

Brak komentarzy: