16 kwietnia, 2007

Malarstwo zawsze zaczyna się od początku - rozmowa z Romanem Lewandowskim



W wielu rozmowach na temat przygotowywanego przez Ciebie projektu „Rekonesans Malarstwa”, przedstawiano go jako odpowiedź na dość powszechnie krytykowaną wystawę „Malarstwo XXI wieku” w Zachęcie oraz bydgoskie „Nowe tendencje w malarstwie polskim”…

Moim zamierzeniem na pewno nie było kontestowanie tego, co pokazano w Zachęcie. Nad swoim projektem pracowałem ponad rok, nie wiedząc nawet, że równocześnie jest przygotowywana podobna wystawa w Warszawie. Tak więc trudno tutaj mówić o konkretnym odniesieniu do innych wystaw. Jeżeli „Rekonesans malarstwa” jest w ogóle jakąkolwiek próbą kontestowania sytuacji wystawienniczej w Polsce, to tylko w tym sensie, że jest to wystawa egzemplifikująca spektrum problemów związanych z praktyką malarską, a już na pewno nie stanowi podsumowania, jakiejś listy obecności czy też próby naszkicowania rysu panoramicznego. Takie ekspozycje dla mnie nie przedstawiają większej wartości. W swojej praktyce kuratorskiej preferuję pracę nad projektem, która zaczyna się od wyłonienia jakiegoś problemu oraz koncepcji, a następnie szukam korespondujących z nią prac. Najczęściej negocjuję z artystami, gdyż optymalna jest taka sytuacja, kiedy na wystawie pojawiają się zupełnie nowe prace. W poprzednich moich wystawach – np. w projekcie „Forma jest Pustką, Pustka jest formą” - zdecydowana większość prac powstała specjalnie na ekspozycję. Tak też w jakiejś mierze miało miejsce w przypadku najnowszej wystawy. Poza tym, co jest bardzo istotne, w obrębie „Rekonesansu malarstwa” jest też podprojekt będący próbą wyjścia naprzeciw twórczej swobodzie. W ramach jednego z działów zaproponowałem artystom przygotowanie dzieła według własnego uznania, w dowolnym medium i na dowolny temat. Jedyne ograniczenie dotyczyło formatu pracy, która miała zmieścić się w parametrach 50 x 50 cm.

Co chciałeś zatem pokazać w swoim projekcie?

Moim zamierzeniem była próba ukazania kondycji i wyartykułowania różnorodności współczesnego malarstwa. Właściwie kontekst polski jest poniekąd incydentalny, gdyż jestem zdania, że obecnie malarstwo polskie odbija to, co dzieje się na całym świecie. W dużej mierze skierowałem się ku tropom „metamalarskim” czy generalnie – „metajęzykowym”. Interesuje mnie, co dzisiaj, w dobie elektronicznych mediów, malarstwo ma dzisiaj do powiedzenia? Na ile najnowsze malarstwo porzuca klasyczne dystynkcje, w jaki sposób niekiedy zbliża się w stronę fotografii, grafiki czy instalacji? Jakimi środkami inne media stają się bardziej malarskie od malarstwa? Stąd też na tej wystawie nie mogło zabraknąć innych mediów...

Jakie prace przygotowane zostały specjalnie na tę wystawę?

W Katowicach można m.in. zobaczyć nowe prace Agaty Bogackiej, Pawła Susida, Basi Bańdy, Tomka Ciecierskiego, Anity Pasikowskiej, a także spory zestaw specjalnie przygotowanych prac w ramach projektu „50 x 50”.


Pokazując wystawę przekrojową nie uciekniesz jednak od „listy obecności”…

Pewnie nie jest do uniknięcia prezentacja dzieł artystów, którzy stanowią dzisiaj główny trzon krytycznych rozważań w artystycznych mediach. Jednak chcę zaznaczyć, że konstruując wystawę przede wszystkim interesował mnie fakt, czy konkretne prace realizują podjęte problemy. Stąd zastosowany przeze mnie podział przestrzeni wystawienniczej na problemowe „boksy”. Oczywiście, mam świadomość tego, że nie uwzględniłem wielu ważnych artystów. Ale w tym momencie ich obecność nie wydawała mi się niezbędna. Poza tym z niektórymi, na przykład z Leonem Tarasewiczem, pracowałem wcześniej w projektach, w które wówczas wpisywali się zgodnie z moimi założeniami. Zresztą Tarasewicz, mam wrażenie, od pewnego czasu stał się przewidywalny a jego kolejne realizacje niosą z sobą zbyt duży ładunek powtarzalności... Skoro mamy obecnie tak wielu młodych ludzi, dlaczego nie dać im szansy?

Czy ktoś Ci odmówił ?

Nie. Nikt mi nie odmówił.

Brakuje tu chyba całego nurtu sztuki krytycznej…

Myślę, że w dzisiejszym polskim malarstwie nurt krytyczny w rozumieniu, jakie mu przypisaliśmy historycznie, jest już zjawiskiem zamkniętym. Jego wizualnym pokłosiem są w jakiejś mierze prace obrazujące ciało i dyskurs cielesności. Bo ciało, warto pamiętać, jest zarazem „generatorem” i nośnikiem znaczeń, a jednocześnie podlega frontalnemu atakowi władzy i wiedzy, które chcą być dysponentami naszej cielesności i tożsamości. Ten wątek na wystawie jest obecny, ale w jego ponowoczesnej, zestetyzowanej formie, co obrazują prace chociażby Bogny Burskiej. Poza tym, mimo wszystko, na wystawie jest obecny na przykład Jerzy Truszkowski, który jest ewidentnie z nurtem krytycznym kojarzony. Ja nie piszę nowej historii sztuki, jak Żmijewski, który w swojej książce pominął Żebrowską, Truszkowskiego właśnie czy tandem KwieKulik i wielu innych znaczących artystów. Zresztą myślę że nie ma jednego oglądu sztuki. I „Rekonesans malarstwa” z pewnością nie aspiruje do takiego holistycznego myślenia.


Pokazujesz to co najlepsze pojawiło się w malarstwie w przeciągu ostatnich kilkunastu lat?

Ta wystawa nie jest sumowaniem tego, co wydarzyło się malarstwie polskim w ostatnich dwóch dekadach. Jest próbą krytycznego i autorskiego spojrzenia na praktyki malarskie, jakie się dzieją w tej chwili. W tym rozumieniu katowicka wystawa jest arbitralnym i subiektywnym pokazem, ponieważ – jak sądzę - nie ma dziś możliwości stworzenia pokazu obiektywnego. Nie ma też możliwości pokazania wszystkiego. To są iluzje, jakie stworzył modernizm. Ja już w nie przestałem wierzyć.

Czyje prace można zobaczyć na tej wystawie?

Oprócz tak znanych artystów jak Sasnal, Susid, Bujnowski, Ciecierski czy Bogacka, na tej wystawie pojawia się dość sporo innych, bardzo rozpoznawalnych artystów. Niekiedy są znani z innych mediów, jak na przykład Oskar Dawicki czy Łukasz Skąpski. Można zobaczyć wielu znakomitych malarzy niejako funkcjonujących obok głównego nurtu, jest a nawet jeden student ASP. Chciałbym jednak zaznaczyć, że w Katowicach nie dysponowałem takimi warunkami i przestrzeniami, jakie posiada warszawska Zachęta.


Czy to co pokazujesz, jest w jakimś sensie wartościowaniem tego, co się wydarzyło w przeciągu ostatnich dwóch dekad? Czy pokazując artystów spoza głównego nurtu, chciałeś zaznaczyć, że tu się dzieją wartościowe rzeczy, o których przeciętny odbiorca może nie być świadomy?

Wydaje mi się, że dzisiaj bardzo często malarstwo próbuje wiązać się z mechanizmami ekonomii i językiem marketingu. To ma swoje dobre i złe strony. Obserwuję, że na wielu pokazach pojawiają się prace, które maja dużą „nośność” ekonomiczną... Moim zamierzeniem było zrobienie czegoś innego. Nie do końca jednak jestem przekonany, czy to jest próba wartościowania. „Rekonesans” jest raczej refleksją i usiłowaniem zobrazowania procesów, które – jak mi się wydaje – w Polsce są koherentne z tym, co się dzieje w praktykach malarskich na całym świecie. Natomiast nie wierzę w hierarchizowanie sztuki i artystów. Starałem się pokazać wielość możliwości, jakie dzisiaj posiada sztuka jako potencjał, bo żyjemy w czasach niezwykłych. Jest miejsce na figurację, abstrakcję, konkret, ekspresję. Jest to bardzo komfortowa sytuacja, ale też duży problem dla artystów, którzy chcą się znaleźć w czymś, co – jak im się wydaje – stanowi główny nurt...

Patrząc na współczesną sztukę polską - czy można mówić o wspólnych elementach łączących artystów w swojego rodzaje style, szkoły sztuki czy jest to element marketingowy?

Wydaje mi się, że te podziały znajdowały swoje uzasadnienie w rzeczywistości lat 80. i 90. Dzisiaj jednak są chyba mocno naciągane. Bez wątpienia są tworzone na użytek mediów, krytyki artystycznej, ale nie do końca znajdują swoje uzasadnienie w praktykach malarskich. Jeśli się przyjrzeć temu, co pozostało po grupie Ładnie, to widzimy, że ci artyści poszli w zupełnie inne strony… Co więcej, potrafią być niezwykle konsekwentni w swojej niekonsekwencji. Casus Wilhelma Sasnala jest tutaj ewidentny – w poszczególnych cyklach potrafi on całkowicie zmienić swoją dykcję, odwoływać się do różnych figur wyobraźni i do różnych praktyk malarskich, zawsze pozostając naprawdę sobą i tworząc wspaniałe prace.

Z biegiem lat jest to jednak chyba naturalne że próbujemy jakoś nazwać, klasyfikować to, co było… Czy teraz jesteśmy świadkami czegoś „nowego”?


Warto zwrócić uwagę iż w ubiegłym roku nagrodę Arteonu otrzymał Kamil Kuskowski. Inny z kolei artysta z Poznania, który myśli w równie poszukujący i świeży sposób to Marek Glinkowski. Takie i im podobne postawy są bardzo cenne, bo to jest ewidentne myślenie postkonceptualne i sądzę właśnie, że w dzisiejszej sztuce najważniejsza jest świadomość tego, co wydarzyło się wcześniej. Nie wszyscy jeszcze wyciągnęli wnioski z konceptualnej rewolty. Jeżeli dzieło, nie posiada w swoim punkcie wyjścia tego konceptualnego myślenia, to jest czystym designem. Bez ujmy dla designu, bo design może być czymś znakomitym i lepszym od średniego malarstwa. Co mnie zaskakuje, to fakt, że niektórzy artyści mają takie myślenie metajęzykowe po prostu we krwi. Przykładem jest tu Rafał Bujnowski. Jego malarstwo jest głęboko „metamalarskie”, ale jest to artysta, który tym aparatem pojęciowym w ogóle się nie posługuje. Jak mi kiedyś powiedział, w malarstwie już wszystko się wydarzyło, my jesteśmy tylko kopistami. Bo w istocie wszystko się obraca wokół idei różnicy i powtórzenia. To jest zresztą bardzo ważny wątek tej wystawy...

W tekście do katalogu z wystawy napisałeś, że „malarstwo zawsze zaczyna się od początku”. Miałeś na myśli potrzebę zmierzenia się każdego artysty z tym, czym dla niego jest malarstwo?


Może to będzie kontrowersyjne, ale wydaje mi się, że każda wystawa jest nową definicją malarstwa. Żyjemy w takich czasach, gdzie na naszych oczach zachodzą duże zmiany, a wszystkie punkty odniesienia ulegają redefinicji. Malarz przystępujący do pracy musi być świadomy, że wszystko już w sztuce było… Zmienia się tylko kontekst czasu i przestrzeni. Za każdym razem przystępując do pracy próbujemy malarstwa od nowa. Malarstwo staje się na naszych oczach i w naszych oczach. Zatem za każdym razem staje się od nowa… Ten aspekt nie dotyczy tylko samego obrazu. Chciałem tu zwrócić uwagę, że każda wystawa jest albo może być dziełem sztuki i powołując przestrzeń powołujemy nowe dzieło. Takie jest moje przeświadczenie...

Na skanach- zdjęcia z wystawy. Dzięki uprzejmosci Romana Lewandowskiego

Brak komentarzy: