22 czerwca, 2007

Wierzę w inteligencję i kreatywność widza - rozmowa z Pawłem Książkiem

Gdy wstajesz rano, wiesz co będziesz robił tego dnia? Co będziesz malował?

Tak. Od kilku lat maluję wyłącznie cyklami. Nie przypominam sobie, abym namalował obraz bez powodu, impulsywnie, bez kontekstu… raczej dominuje efekt domina. To powoduje, że pewne rzeczy mam z góry zaplanowane, projekty się zazębiają. Sporo czasu poświęcam na selekcję i wyszukiwanie materiału do projektów, nie tylko wizualnego. Inspiracją staje się np. wiersz Sylvii Plath "Ukłucia".


Dokładnie wiesz, co będziesz robił…

Tak, bo ja tym żyję. Jest tak od wielu lat. Miałem pewne trudniejsze momenty życiowe, które nie spowodowały, że przestałem pracować.



A miałeś już takie momenty, że byłeś blisko…

Kiedyś musiałem malować akrylami, bo garsonierka wykluczała użycie terpentyny. Na przykład niektóre prace z lat 2002-2003 powinny zostać namalowane olejami i byłyby trochę inne. Lepsze?

Miałeś taki moment ,że stawałeś przed alternatywą pójścia do pracy bądź malowania?

Na pewno. Macpraca na macintoshach po debiucie w Zderzaku. Na szczęście było to bardzo dawno temu i nieprawda. Kto wtedy żył ze sztuki?


Twoim debiutem była wystawa „Trzy fikcje” w Zderzaku w maju 1998 roku. Pamiętasz tę wystawę?

Tak oczywiście. Ja mile wspominam te prace i tak z perspektywy czasu, chyba były udane. Siłą rozpędu po studiach przez rok wyłącznie malowałem i trafiłem do Zderzaka. To był moment, kiedy musiałem zaprzeczyć temu, czego się nauczyłem na akademii, akademickiemu myśleniu itd. Dlatego też kontynuowałem pracę akrylami, które są takim niemalarskim czy też może opornym medium, są głuche lub krzykliwe. Wtedy pokazałem queerowy z perspektywy czasu obraz "Łezka DJane Mario".
Ale akryle bardzo pasowały do tego, co wtedy robiłeś..

Tak, tak. Ja po prostu rozlewałem farbę na płótnie i kontrolowałem kształt kleksów. Te obrazy były figuratywne i miały pewną anegdotę w sobie, było tam też trochę groteski, zderzenia czarnego humoru i elementów surrealizujących…

Psychodelicznych?

To potem się pojawiły takie obrazy. Ale może też…


Ja pamiętam, że tamta wystawa była bardzo „mocna”- kolory, tematyka - było to zupełnie inne niż to, co się wtedy u nas malowało…

Pewnie tak..

Czy czułeś to?

Na pewno czułem się outsiderem, z tym co robiłem wtedy. Nie czułem, że należę do jakiegoś pokoleniowego głosu. Taki mam charakter.

Pamiętasz jak była ta wystaw wtedy odbierana?

Nie bardzo. Słaby miałem kontakt z galerią.



Kolejnym istotnym krokiem w twojej karierze była następna wystawa w Zderzaku - „King Kong porwał mi muzę”, cztery lata później.

Ta wystawa była takim momentem, kiedy wystąpiło zmęczenie materiału. Przykrym doświadczenien był dla mnie folderek. Żałuję, że doszło do tej wystawy. 2003 rok to koniec współpracy z tą galerią.

W styczniu 2005 roku miałeś wystawę w Wiedniu - The last is the darkest, the last is Real. Tam pokazałeś kompletnie coś innego, cos nowego.

2003 i 2004 to moment redefinicji języka i metody twórczej. Zmieniłem mieszkanie, miałem pokój, w którym mogłem malować olejami. Powstawały wtedy obrazy z serii - Ściany. Łajtkiuby. W nich symulacje-projekty interwencji, murali, lub ich potencjalna dokumentacja. Kilka z tych obrazów i instalację pokazałem na wystawie „Piękno i Efekty Malarskie” w 2004 roku. Tam po raz pierwszy pokazałem coś, z czym mnie wcześniej nie kojarzono. Na wystawie w Kunstbuero pokazałem inne prace z tej serii. Wtedy też chyba zacząłem pracować projektami, kładąc nacisk na wystawę jako całościową narrację.

Później miałeś niesamowitą dla mnie wystawę w Psie w Poznaniu (Październik 2005).

Mając rozpoznanie przestrzeni, postanowiłem bardzo precyzyjnie dopasować projekt do tego miejsca. To była pierwsza wystawa, w której miejsce zadecydowało o doborze tematu, ale jeszcze precyzyjniej to ujawniło się później w przypadku galerii Potocka. Przypadkowo wpadłem na postać Edwardsa, zacząłem się nim interesować, a Pies wydawał się idealnym do pokazania serii prac poświęconych tej postaci. To było miejsce w jakim widziałbym Richey'a. Miejsce o specyficznej energii, fatalnej energii.



To był też twój powrót do Polski.

W pewnym sensie.

Jakie było przyjęcie?

Nie wiem (śmiech). Podobało mi się zaangażowanie Dawida Radziszewskiego…

Dla mnie było to coś zupełnie nowego..

Ale to wynikało z tych prac, nazwijmy to austriackich..

Które były w Polsce zupełnie nieznane…

No tak. Byłem poza obiegiem artystycznym czy środowiskowym na własne życzenie. Ja zresztą wierzę w coś takiego, jak praca artysty w oderwaniu od środowiska, jako artysty outsidera, który sobie coś tam tworzy "dla siebie" poza presją, otoczeniem, tendencjami...

Przez wiele osób jesteś uważany za artystę bardzo niedocenianego, chociaż nie wiem czy to dobre słowo, może lepszym stwierdzeniem byłoby nie tak popularnego rynkowo, jak na to zasługujesz. Jako powody podawane było - przytoczę - twoja postawa outsiderska, twoja praca w agencji reklamowej - jako powód braku koncentracji na malarstwie i po odejściu ze Zderzaka, brak wsparcia ze strony silnej galerii komercyjnej. Jak na to patrzysz?

Ten pierwszy pewnie tak, drugi niekoniecznie, a raczej ekonomiczny i epizodyczny, trzeci na pewno. Ja nie uważam się za artystę niedocenionego, ale nierozpoznanego w kontekście ostatnich czterech lat. Każdy ma swoją szansę. Miałem ją już w 1998 roku. To mogło się zupełnie inaczej potoczyć, historia to zweryfikuje. Widzę, że teraz jest duże ciśnienie na to, aby sukces artystyczny przekładał się na sukces rynkowy i to w sumie zrozumiałe. Od artysty zależy jakość pracy, jej wartość postrzegana. Jakość propozycji zależy od pracy innych osób, galerii w dużej mierze. Wiele osób ma chyba skojarzenia ze mną jeszcze z okresu Zderzaka.

Ale tak jest, jeśli poszukasz czegoś o sobie w Internecie, to odnośniki do wystaw w Zderzaku są tam w znakomitej większości.

Tak, ale ja tego nie zmienię. Może młodzi artyści wyciągną z tego jakąś lekcję? Czy warto robić wystawę czy odczekać? Czy jest to właściwe miejsce, czas? Brak działania bywa skuteczniejszym działaniem.


Twoja twórczość jest bardzo wdzięczna dla przyszłego biografa - malujesz cyklami, projektami. Widać wyraźne przejście od etapu psychodelicznego kolorowego , akrylowego) do, około roku 2004, do tego co dzisiaj robisz etapu, gubienia koloru… W jaki sposób straciłeś kolor?

Bardzo osobiste pytanie (śmiech). Może utraciłem radość życia… Mam wrażenie, że wyniknęło to głównie ze zmiany technologii, z przejścia na farby olejne, które dają bardziej akademicką i szlachetną paletę. Uważam, że nadal maluję "kolorowo", ale nie radośnie. Gram na subtelniejszych zestawieniach, zastanawiam się nad każdym dotknięciem pędzla, gdyż niesie ono emocje. Na pewno dojrzałem i wyciszyłem się. Mam większą świadomość pewnych rzeczy. Odkryłem że zamiast malować po prostu przyjemniej posłuchać muzyki,
naładować akumulator. Nie mam ciśnienia, aby malować 365 obrazów rocznie ale to przyjemne łączyć obie pasje.

Tak to są zupełnie inne emocje. Ja tego ostatnio doświadczyłem podczas koncertu Marillion w Krakowie…

Tak. Muzyka przekłada się na malarstwo. Słownictwo, którego używasz do opisywania muzyki czy dźwięku jest bardzo podobne do tego, jakim możesz opisywać obrazy.

Czy innej muzyki słuchałeś w roku 1998 i słuchasz teraz?

Tej samej (śmiech). Od czasów ogólniaka słucham jazzu i muzyki współczesnej i to się nie zmieniło, pojawiają się nowe płyty i odkrycia. Nie ma to przełożenia na to, co maluję. Może tylko jeśli chodzi o nastrój. Kiedyś się nad tym zastanawiałem. Nie malowałem black-metalowców z powodu fascynacji ich muzyką... ale wystawa w galerii Żak wynika z
fascynacji kulturą afro-amerykanów.


Znasz na pewno płyta Milesa Davis Bitches Brew…

Mam tę płytę na winylu…

Jeśli włączysz tę płytę i zapomnisz, że jej słuchasz, zamienia się ona w swojego rodzaju trans, silnie odziaływujący na emocje. Masz takie momenty podczas malowania?

Powiem wam, że tak. Potrafię sobie przypomnieć, czego słuchałem podczas malowania konkretnego obrazu. To zabawne, że o to pytasz. Słuchając „Bitches Brew” rysowałem rysunek, który sprzedano na aukcji charytatywnej (aukcja na rzecz fundacji „Mam marzenie”). Miewam taką pamięć, że obraz kojarzy mi się z konkretną płytą. Bardzo dobrze nastraja mnie do malowania muzyka Pawła Szymańskiego, bardzo niedocenianego? Jest taki moment, kiedy czuję, że "mam" już obraz, wizja została uchwycona, wtedy w tle może mi towarzyszyć Zorn, Braxton czy Ruins, ale jeśli szukam, waham się nad kolejnym rozstrzygnięciem malarskim potrzebuję muzyki pozwalającej na koncentrację, skupienie. Perfekcyjnie się sprawdza w tej roli np. muza Irene Schweizer, Satoko Fujii czy Susie Ibarra.

Czego słuchałeś malując obrazy o afrykańskich pszczołach?

No jazzu z AACM (śmiech). Nie mogło być inaczej (śmiech). Soundtracków z Coffy, Black Girl, Baadddasss, Don't Play Us Cheap itd. Rozpoznaję problem na wielu płaszczyznach. Przy tych pszczołach wpadałem na różne tropy. Winyl zastąpił szelak pochodzenia owadziego używany do produkcji płyt a stąd blisko do wosku. Wpisałem w google „waxed head” i poddałem się wyborom wyszukiwarki. Pojawiło się kilkanaście zdjęć z sesji przygotowującej głowę Tupaca do gabinetu figur woskowych. Uznałem, że Tupac poszerzy kontekst. Kolorystykę starałem się przenieść z okładki Assifa Tsahara "Hollow World", przedstawiającej marmurową twarz egipskiego faraona.

No właśnie proces gubienia koloru jest u ciebie zbieżny z procesem coraz większej złożoności interpretacyjnej twoich prac. Bez pewnej pomocy coraz trudniej jest je zinterpretować.

Magda Ujma pisząc tekst o Africanized Honey Bees zauważyła, że konstruowanie sensu w moim wypadku odbywa się poprzez kreowanie powiązań pomiędzy rzeczami wziętymi z odmiennych porządków, różnych poziomów rzeczywistości. W pewnym momencie odbiorca staje przed barierą sensu, „wchłania” je wtedy w inny sposób niż tylko przez rozumienie.
Bardzo często tytuły są u mnie kluczem do budowania znaczeń np. w przypadku dwóch prac „Home, Sweet Home” i „Sweet Home Alabama”. To prawda, że moje prace wymagają pewnej odporności i przejścia przez hermetyczny poziom. Myślę, że interpretacja widza z poziomu jego doświadczenia i wiedzy nie jest istotna dla mnie, i równoprawna do mojej z drugiej strony. Wierzę w inteligencję i kreatywność widza.
Czasem wydaje mi się, że moje śledztwo, łączenie znaczeń, kontekstualizacja materiału jest przedmiotem mojej twórczości a sam temat poruszony jedynie inspirującym pretekstem. Magda wspomniała, że poruszam w malarstwie problemy, które są zarezerwowane dla innego medium - video. Mnie to odpowiada. Poszukiwanie materiałów do tego projektu wiązało się z odkrywaniem rzeczy, co do których miałem pewne przeczucia.

Jak jest odbierana ta wystawa w Galerii Żak w Berlinie?

Podobno wzbudza duże emocje, miałem kilka miłych i ciekawych rozmów z ludźmi.

Kraków, Maj 2007

Na zdjęciach odpowiednio:
1. "Jean- Michael is sleeping" - akryl na płótnie, 1997
2. "Lezka DJ Mario" - akryl na płótnie; 1997
3. Fragment wystawy "Nazajutrz" z Centrum Kultury Zamek w Poznaniu, kurator P. Jędrowski; 2007
4. "Home Sweet Home" oraz "Sweet Home Alabama" - olej na płótnie, 2007
5. Kontrkompozycja nr 4. Cykl "de stijl vs. black metal"; 2006; Fragment wystawy "Nazajutrz" z Centrum Kultury Zamek w Poznaniu, kurator P. Jędrowski; 2007
6. Kontrkompozycja nr 3. Cykl "de stijl vs. black metal";; 2006; Fragment wystawy "Nazajutrz" z Centrum Kultury Zamek w Poznaniu, kurator P. Jędrowski; 2007
7. "Mimetyzm" - olej na płótnie; 2007, Galeria Żak, Berlin
8. Cykl "de stijl vs. black metal"; Prace - "kontrkompozycja nr 1" 2006, "black, metal chair"2007, "lampa" 2007, "drzewo" 2006; Fragment wystawy "Nazajutrz" z Centrum Kultury Zamek w Poznaniu, kurator P. Jędrowski; 2007
9. "Zgromadzenie" oraz "waxed Tupac" - olej na płótnie, 2007, Galeria Żak, Berlin

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

czy artysta moglby wyjasnic na czym polegal "kuriozalny sabotaz" folderka w Zderzaku - nie do konca lapie jego skroty myslowe

Anonimowy pisze...

Świetne prace. Te akrylowe i olejne :-)

Krzysztof Masiewicz pisze...

Paweł prosił nas o usunięcie swoich komentarzy na temat wystawy w Zderzaku. W tak skrótowej formie były one mało zrozumiale dla czytelników.

Anonimowy pisze...

Paweł jest człowiekiem o wysokiej kulturze osobistej i nie chciał nazwać rzeczy po imieniu. Proszę czy ktoś zna aktywnego artystę, który byłby zadowolony z wieloletniej współpracy ze Zderzakiem ? Osobiście wiem o dwóch (Modzelewski i Sztwiertnia), ale ich sytuacja w tej galerii jest wyjątkowa. Reszta osób ma nie zbyt miłe wspomnienia, zaczynając od Wilhelma Sasnala a na Piotrku Jarosie skończywszy. Kilka lat temu p. Michalski rozpisywał się jak to galeria zaczyna inwestować w młodą fotografię, a obecnie jest to już czas przeszły, gdyż dwaj najciekawsi artyści (Wilczyk i Zieliński) juz nie mają z tym miejscem nic wspólnego. To chyba daje dużo do myślenia na temat "toksyczności" Galerii Zderzak.