09 maja, 2009

Kiepskie humory (wiekszosci) galerzystów na VIENNAFAIR

Stosunkowo puste stoiska targowe, mało ludzi, trochę sprzedaży, trochę rezerwacji i wyczekiwanie na „najazd” kolekcjonerów w kończący targi VIENNAFAIR weekend – tak w skrócie można nazwać pierwsze trzy dni trwania piątych już targów sztuki najnowszej w Wiedniu.
Do historii odeszły czasy, gdy prace sprzedawały się pierwszego dnia targów i przez kolejne galerzyści nudzili się odpowiadając, że większość prac jest już sprzedana. Teraz kolekcjonerzy decydują się zdecydowanie dłużej, przychodzą, oglądają prace po kilka razy na stoiska poszczególnych galerii. I zapowiadają, że ostateczną decyzję podejmą pod koniec targów.
W chwili, gdy piszę te słowa, już z powrotem w Warszawie, właśnie sobotni dzień się rozpoczyna i zobaczymy, czy nadzieje się spełnią. W końcu to pierwsze targi w Wiedniu od rozpoczętego jesienią na naprawdę głęboką skalę kryzysu na rynku sztuki najnowszej.
Na pewno zmienił on wiele – jako pierwsi odpłynęli klienci kupujący sztukę najnowszą, bo to jest „modne”. Oni, w ciężkich czasach zrezygnowali jako pierwsi. Nie przyjechało w tym roku też zbyt wielu kolekcjonerów z USA i to również ma wpływ na sprzedaż.
Kryzys oczywiście spowodował obniżenie jakości ofert galerii – wystawiają w większości „bezpieczne” malarstwo czy rysunek, jest dużo małych, tańszych prac – ale to już jest obecne na targach od jesieni.
Artyści też zainteresowali się tematem pieniędzy czy problemów gospodarczych i społecznych wywołanych kryzysem gospodarczym.
Widać to było co jakiś czas na VIENNAFAIR, a w szczególności na stoisku stworzonym przez sześć budapeszteńskich instytucje sztuki najnowszej – m.in. Ludwig Muzeum czy Mucsarnok Kunsthalle, które na wspólnym stoisku stworzyły wystawę na temat pieniędzy i kryzysu. Csaba Uglar wydrukował własne pieniądze „50 sociali”, które można było kupić i w ciągu pięciu lat płacić nimi za prace artysty. Lilla Boros-Lorinc pokazała obraz z sumą kredytu, który była winna bankowi w momencie rozpoczęcia kryzysu gospodarczego – oczywiście obraz można było kupić właśnie za tę sumę (w forintach, oczywiście).
Z kolei Judith Fischer stworzyła prace na papierze z wymalowanymi „naklejkami” z ceną „99 euro”. To stoisko to też dowód na to, że kryzys również dotyka samych artystów.
Złowieszczo wyglądał na stoisku poznańskiej galerii Pies napis wykonany przez Łukasza
Jastrubczaka „THE END” podtrzymywany przez pompowane przez artystę balony. Można było kupić zdjęcia z performance artysty z wypuszczeniem na wolność tego napisu za 800 euro za sztukę (ed. 3). Był też film, wykonany na podstawie gdy Playstation, w którym Rapid Wiedeń grał przeciwko Rapidowi Wiedeń. W dwóch meczach padły następujące wyniki 0:0 oraz 2:0. Praca, w edycji 5 sztuk, kosztowała tysiąc euro. Dużo droższa była fotografia szwajcarskiego artysty Pirmina Bluma (4,5 tysiąca euro, unikat) oraz przykuwającą dużo uwagi widzów rzeźba Tomasza Mroza wraz z wideo (cena 7 tysięcy euro).

Na brak sprzedaży nie mogła narzekać galeria Żak/Branicka, która pokazywała fotografie i wideo Agnieszki Polskiej, obrazy Michała Jankowskiego, rzeźby Kasi Fudakowski oraz prace na papierze Yane Calovskiego, a także termogram Józefa Robakowskiego.
Sprzedawały się fotografie Polskiej z cyklu „Milicjanci i złodzieje”) (ed.5, po 600 euro za sztukę), filmy (m.in.ostatni egzemplarz filmu „Kalendarz”, ed. 5, po 2 tysiące euro za sztukę), a także obrazy Michała Jankowskiego (od 1900 euro za obraz). Agnieszce Polskiej niewątpliwie pomógł również udział w zbiorowej wystawie „Qu'est-ce que c'est dégueulasse”, otwartej podczas targów, a kuratorowanej przez Adama Budaka.
Film Polskiej „Ćwiczenia korekcyjne” (znany z wystawy w MSN) był tam jedną z najciekawszych prac.
Z kolei Anna Orlikowska ze swoimi „modernistycznymi” projektami piwnicy i bunkra Jozefa Fritzla, odtworzonymi na podstawie relacji internetowych, trafiła do gazety targowej. Oba modele tej pracy galeria Program sprzedała (po 1800 euro za sztukę), jak również duży rysunek Mariusza Tarkawiana (3200 euro).
Program oferował również rysunki i obrazy Agnieszki Grodzieńskiej (od 350 euro).
Stoisko galerii Leto słychać było z daleka dzięki grającej bombie, skonstruowanej przez Konrada Smoleńskiego (cena 3800 euro, unikat). Oprócz tego dużą furorę robi „nora” Wojtka Bąkowskiego z filmo-slajdowiskiem „Idziesz ze mną? Gdzie? W dupę ciemną” (cena 5 tysiecy euro) oraz „tablicą komiksową” (1500 euro). Leto sprzedawała także wypełnione materiałami wybuchowymi piłki lekarskie Smoleńskiego (tysiąc euro), obraz i rzeźbę Radka Szlagi (odpowiedni 4300 i 2300 euro) oraz fotografie Maurycego Gomulickiego. Do soboty galeria miała jedną rezerwację na fotografię Gomulickiego.
Na stoisku Czarnej królowały ceramiczne rzeźby Olafa Brzeskiego z cyklu „Sztuka jest przemocą” (po 4500 euro) oraz obraz Sławka Pawszaka (3,5 tysiąca euro).
Dużym zainteresowaniem cieszyły się też historyczne prace z lat 70. Teresy Gierzyńskiej oraz film „Jak się robi obrazki” Ani Okrasko.

Lokal_30 pokazał kuratorowany box, w którym od razu rzucała się w oczy rzeźby: Anny Baumgart „Bobowniczka” oraz „Pocałunek” Zuzanny Janin z serii rzeźb wykonanych przy użyciu waty cukrowej (ta praca została wstępnie zarezerwowana). Były również obrazy Karoliny Zdunek i Małgorzaty Szymankiewicz. Lokal pokazywał także codziennie inną pracę wideo – gdy odwiedziłem stoisko, obejrzałem bardzo dobry nowy film Tomka Kozaka „Song of Sublime” (będzie go można obejrzeć w warszawskim CSW 21 maja).

Na stoisku debiutującej na targach Simonis Gallery można było zobaczyć malarstwo Cyrila Barrarda oraz rysunki Haliny Kliem.

Jako ostatnią należy wymienić galerię Heppen Transfer, która pokazała wideo absolwentki Kowalni Marty Kossakowskiej (ed. 5, tysiąc euro), kotarę ze źródłem światła Bartosza Muchy (800 euro), rysunki Zofii Gramz (od 450 do 800 euro) oraz obrazy i figury ceramiczne Henrietty Varju.
W centrum stoiska galerii stał klęcznik przerobiony przez słowacką artystkę Ilonę Nemeth za ikeowskiej komody „Malm” i dlatego praca nosi tytuł „Malm-In” (egzemplarz 2 z 3, cena 8,5 tysiąca euro).
Dodatkowo Henrietta Varju została zaproszona przez Pawła Althamera do zmiany ogrodu na tyłach słynnej galerii Secession w centrum Wiednia, gdzie Paweł Althamer ma wystawę. Cztery rzeźby, jak skarżyła się artystka i właścicielka galerii, zniknęły z parku dość szybko, zostały tylko „flagi” z materiału, też regularnie zrzucane przez wiatr.

Ale o wystawie Althamera, o innych ciekawych galeriach na targach w Wiedniu (w szczególności jednej litewskiej), o polskich artystach w innych galeriach, o specjalnym programie „curated by”, zorganizowanym przez 18 największych wiedeńskich galerii, a także o wizycie w dwóch zupełnie różnych, ale niezwykle ciekawych austriackich kolekcjach (kolekcja Verbund i kolekcja Essl) – o tym wszystkim w poniedziałek. Zapraszam!

12 komentarzy:

Anonimowy pisze...

tuka taka - sprzedażj:(

Anonimowy pisze...

prawda czasem bywa okrutna, ale to chyba koniec ....

azur pisze...

Fajnie, że coraz więcej naszych galerii bierze udział w targach. Miło o tym czytać.

Anonimowy pisze...

dla Polski na pewno nie koniec - kolekcjonerów coraz więcej, a ceny wielu prac wciąż bardzo umiarkowane. szkoda, że nie ma tu fajnych targów. na świecie faktycznie ochłodzenie szaleństwa ale pewnie też przejściowe.

Anonimowy pisze...

http://www.wystawa-galeria.pl/

Anonimowy pisze...

1. Podajecie ceny niektorych prac. Jestem ciekaw ile procent tak naprawdę zostaje dla artystow.
2. Wiadomo też, że miejsce na targach kosztuje; ile razy polska galeria może sobie pozwolić na takie próby, gdzie nie zwrócą jej się koszty?
3. Co dzieje się z artystą, którego prace 2, 3 razy na takich targach się nie sprzedadzą? przechodzi do ekipy tych, w których nie warto dalej inwestować?

Anonimowy pisze...

przyłączam się do pytania: czy udział w targach łączy się z ryzykiem dla artysty, tzn. czy np. jeśli artysta pojawia się kilka razy na targach i nic ważnego się nie wydarza - to działa na jego niekorzyść? czy z punktu widzenia polskiego kolekcjonera sam fakt, że artysta pojawia się na targach jest nobilitujący?

Piotr Bazylko pisze...

Odpowiadając na ostatnie pytania: dla artysty jest zwykle 50%, czasami, w przypadku artystów bardziej uznanych, więcej - 60-70%;
na pytania o możliwości finansowe mogą raczej odpowiedzieć galerzyści, podobnie, jak na następne pytanie. Nie wiem, co się dzieje, gdy artysta się nie sprzedaje na targach. Wydaje mi się, że to nie jest koniec świata. Dla kolekcjonera przede wszystkim nobilitująca jest jakość prac, udział w ciekawych wystawach - sprzedaż na targach to rzecz zdecydowanie mniej ważna. Przynajmniej z mojej perspektywy.
Pozdrawiam,

Anonimowy pisze...

A co przedstawia rysunek Mariuszxa Tarkawiana? Bo nic nie widać?

Anonimowy pisze...

po takim tekscie i takim zaangażowaniu (dużym)polskich galerii aż się prosi zrobić CYKLICZNE Targi sztuki z prawdziwego zdażenia w polsce

najlepiej w warszawie (Poznań jak widać rady nie dał !) i postarać się aby taka impreza była PUBLICZNA a nietylko towarzyska

może to kolejne wyzwanie dla Artbazaar ,żeby coś takiego powołali skoro tak dużo obrego wnieśli już do polskiego swiata sztuki ?!

jas domicz pisze...

bardzo bardzo czekam na komenatarz do tego co sie dzieje w wiedniu

Anonimowy pisze...

A może by tak zawody gry w kapsle na tracie dla malarzy - w Zuju jest spoko podłoga i trase można na całości narysowac.
To będzie wydażenie artystyczne!
Oczywiście zawodnicy bez majtek.

nowa fala w kapsle popierdala