22 lutego, 2010

Pierwsze wrażenie - relacja Julki Paluszkiewicz z Chin

Kontynuujemy nasz nowy cykl relacji z podróży, wyjazdów i stypendiów artystycznych. Byliśmy już z Polą Dwurnik w Berlinie (relacja tutaj), Radkiem Szlagą w Detroit (relacja tutaj). Dziś zapraszamy na relację Julki Paluszkiewicz, która z Radkiem Szlagą odwiedziła Chiny.

„Jeśli spędzisz w Chinach dwa tygodnie , czujesz że możesz napisać książkę, po dwóch miesiącach napiszesz artykuł, a po dwóch latach nie napiszesz już nic”

W trakcie pobytu sporządzałam notatki, zapisywałam spostrzeżenia, wnioski, przebłyski, gdy zdawało mi się, że coś rozumiem. Każdego dnia moje doświadczenie ulegało weryfikacji poprzez kolejne obrazy, które zacierały, podważały lub zmieniały wspomnienie wczorajszego. To było jak wlewanie wody do pękniętego dzbana. Po dwóch miesiącach, tuż przed wylotem spotkałam się z sinologiem. Chciałam skonfrontować to, co zobaczyłam z jego wiedzą, miałam mnóstwo pytań. On natomiast zapytał mnie o pierwsze odczucia. Okazuje się, że bardzo łatwo, zapomnieć o tych pierwszych wrażeniach, tym najczystszym procesie zapisu emocji i informacji. Potem zaczyna się całe porządkowanie wiedzy, ale to już nie to samo. Dlatego cieszę się, bo owe „pierwsze wrażenie” udało mi się zachować w postaci maila rozesłanego do znajomych.


Powitanie

Pierwsza zbiorowa relacja i pierwsze objawy kontroli swobód obywatelskich- facebook, youtube ocenzurowane. Jeden dzień w Pekinie za nami. Dość duża różnica czasu, +7 h sprawiła, że byliśmy nieco zdezorientowani po przylocie. Spaliśmy potem niemiłosiernie długo, żeby przywitać poranek razem z Chińczykami. Mieszkamy na osiedlu dla artystów, wygląda jak getto, rzędy identycznych domków z szarego kamienia. Mało okien, ale w środku jest jasno bo sufit jest przeszklony. Bardzo dziwna architektura, taka pudełkowa, ascetyczna. Ogromne studio do pracy. Trochę zimno. Nie wiem ile dokładnie, ale na oko dom ma 300m2. Samo miasto widzieliśmy na razie głównie z taksówki. Przypomina osiedle Millenium w Gliwicach, na pozór niby nowoczesne, ale komunizm odcisnął tu niewybaczalne piętno. Wysokie bloki przecinają jeszcze wyższe kominy, z których bucha dym lub para robiąc zasłonę z chmur nad miastem. Zupełnie inne zasady poruszania się na drodze, styl dowolny, bardzo intuicyjny. Światła i znaki stanowią tylko tło estetyczne i sprawiają wrażenie, że są jednak jakieś ustalone reguły. Niezliczona ilość trzykołowych, bezszelestnych pojazdów typu „home made”, rowerów oraz motorów.

Wiele rekompensuje jedzenie (jeśli się dobrze trafi), choć w supermarkecie niewiele mogliśmy znaleźć. Kupowaliśmy w ciemno, albo znane marki z Europy. Dużym problemem jest język. Musieliśmy udawać w sklepie krowę, by kupić mleko, potem znowu te same motywy ze świnia, baranem itp. Mnóstwo dziwnych rzeczy i zachowań, sporo bodźców, trudno powiedzieć jak tu jest. Jest obco. Wydaje mi sie ze najpierw musimy trochę oswoić to miasto, by zacząć tu pracować. Z samolotu widziałam Mongolię, pustynię Gobi, dużą część Rosji, ośnieżone góry tak rozlegle że nie umiem sobie wyobrazić czy w ogóle gdzieś się kończą. Pustka. Przez ponad osiem godzin lotu kilka razy pojawiła sie maleńka plamka światła, namiastka cywilizacji. Próbowałam tego nie robić, ale myśl że samolot mógłby się rozbić, czy z nieznanych przyczyn wylądować właśnie tam uporczywie do mnie powracała. Piękne stewardessy z haftowanymi w różyczki kołnierzykami, idealnie gładkie koki, foliowe rękawiczki, miliony plastikowych kubeczków wymienianych za każdym razem na nowe, gdy chce się pić, obsesja świńskiej grypy. Witamy w Chinach!
Obcy ludzie
Obcokrajowców, którzy żyją w Pekinie łączy biograficzna niezwykłość i osobliwa nieprzeciętność. Spotkanie ich w jednym miejscu przypomina amerykańską stację badawczą Mc Murdo na biegunie. Od sinologów począwszy przez dziennikarzy, właścicieli firm, managerów niemieckich marek, ambasadorów, krawców, kolekcjonerów win po artystów. Etyka zachowań Chińczyków jest inna w relacjach z rodakami, a inna w stosunku do cudzoziemca. Obcokrajowcy traktowani są tu nader życzliwie i nieco pobłażliwie. Poza uprzejmością dla nas też przewidziany jest nieco inny, zawyżony cennik wielu produktów i usług, ale pamiętajmy, że to nadal kraj przynajmniej z nazwy komunistyczny, co oznacza, że przybywamy z odległych, często nieznanych, ale przede wszystkim bogatych krajów. Jednak Pekin to bezpieczne miasto. W najgorszym wypadku mogą się zdarzyć drobne oszustwa, kilkakrotne ściągnięcie z konta opłaty za posiłek lub niezwykle kosztowna degustacja herbaty. Biorąc pod uwagę, że to naród w większości bezwyznaniowy i teoretycznie mogliby bez obaw (przed sądem ostatecznym) podejmować się większych wykroczeń, to jednak system filozoficzny w połączeniu z opresyjnym aparatem kontroli państwa egzekwują tu dyscyplinę. I co niesamowite, odnosi się wrażenie, że obu stronom jest z tym dobrze.
Chiny i reszta świata

Stosunek Chińczyków do reszty świata można by opowiedzieć dialogiem Ryszarda Kapuścińskiego z dowódcą partyzantki o imieniu Doki, którą odbyli siedząc w lepiance w pobliżu frontu w Liberii.
„-Where are you from?-spytał mnie w pewnym momencie Dokie.
-From Poland -odpowiedziałem.
- Poland, Poland- powtórzył Dokie.- But where is Poland? -- Poland is in Europe- wyjaśniłem.
-Europe!- zawołał triumfalnie. This I know. Europe is in China!(…)
Dystanse geograficzne miedzy miastami i różnorodność kulturowa są niezbadane także dla samych Chińczyków. Same dialekty chińskiego są tak różne, że Pekińczycy nie rozumieją mieszkańców Szanghaju. Uniwersalny język mandaryński wprowadzony do szkół objął całe Chiny i w zasadzie w chwili obecnej tylko najstarsze pokolenie posługuje się regionalnymi narzeczami. Przyjemnym aspektem życia w kraju o powierzchni w 9,5 mln km2 jest możliwość opalania się zimą. Wystarczy wsiąść w samolot i z mroźnego, suchego klimatu Pekinu przenieść się o trzy tysiące kilometrów na gorącą wyspę Hainan. Dlatego najbardziej popularna tu turystyka, to ta wewnątrz kraju. Po kilku dniach w Chinach gdy pierwsze zachłyśnięcie innością mamy za sobą, a jego miejsce zastępuje naturalny odruch radzenia sobie i w miarę możliwości normalnego funkcjonowania, następuje refleksja nad tym gdzie się w ogóle jest. Dziennikarze, którzy tu pracują nazywają Chiny- nawet nie innym światem, ale inną galaktyką. Wrażenie, że jest się w świecie w którym wszystkiego jest za dużo, nie opuściło mnie nawet na chwile.
Po kilku tygodniach spędzonych w Pekinie, bezskutecznych próbach nawiązania kontaktu (różnice językowe)i równie beznadziejnych wysiłkach by poprawnie wymówić nazwy chińskich ulic zaczyna się też kryzys kulinarny. Rozpoczynają się polowania na rosyjskie, włoskie czy też francuskie restauracje, których na szczęście nie brakuje.
Mentalność
Najkrócej można ją opisać poprzez sposób w jaki przeczą i odmawiają. Chińczycy nigdy nie chcą postawić swojego rozmówcy w kłopotliwej sytuacji, dlatego jeśli na jakieś pytanie mieliby odpowiedzieć przecząco, nie zrobią tego od razu. Zajmie im to kilka minut podczas, których będą opowiadać o kluczących nad wzgórzami żurawiach. To oznacza NIE. Inną rzeczą jest kontrola emocji, zachowanie niewzruszonej twarzy, z której niewiele można wyczytać oraz nie odpowiadanie złością na wymierzoną weń agresję. Tradycyjny Chińczyk będzie oazą spokoju i cierpliwości, pozwoli swojemu oprawcy na upuszczenie frustracji, by wchłonąć ją do siebie. Przy czym w tej postawie nie ma nic z wyższości, ironii czy pobłażliwości. Na pytanie o plany na przyszłość większość Chińczyków nie potrafi odpowiedzieć, może dlatego że znaczenie ma tylko to, co istnieje teraz. Możliwe, że fragment odpowiedzi na to pytanie zachowany jest w starym malarstwie chińskim, gdzie zamiast perspektywicznego punktu zbiegu, przestrzeń obrazu opowiadana była nachodzącymi na siebie warstwami.
Sztuka
Najciekawsze miejsca ze sztuką współczesną to Dashanzi Art. District 798 i sąsiadująca z nią dzielnica Caochangdi gdzie poza galeriami znajduje się osiedle rezydencyjne dla artystów. Oba miejsca położone są dość daleko od centrum jednak warto zadać sobie trud by tam dotrzeć. Podczas półgodzinnej podróży taksówką można podziwiać monumentalne budynki i karkołomne rozwiązania architektów. Przeciętny hotel wielkością dorównuje Pałacowi Kultury, a przeszklone i połyskujące refleksami budynki biznesowe są jeszcze większe i często łącza się w całe kompleksy z innymi obiektami.
Dzielnica Caochangdi to obszar znacznie mniej turystyczny, i zarazem młodszy. Jest alternatywą wobec blichtru 798, który może zwyczajnie zmęczyć. Mieści się tu chińska galeria White Space, filia niemieckiej Alexander Ochs Gallery, URSMEILE ze Szwajcarii, czy Chen Ling Hiu Contemporary. Aktualnie w Alexander Ochs Gallery trwa wystawa Radka Szlagi „Ikonoclasm”. Aby zrozumieć powody niszczenia wizerunków i nie zatrzymać się tylko na estetycznej warstwie obrazu warto sięgnąć do historii tablicy dziesięciu przykazań, konfliktu Ikonoklastów i Ikonofili i burzliwych początków przedstawień w chrześcijaństwie. Dla nas to historie bliskie, bo przecież nawet gdy jesteśmy ateistami, to żyjemy w kraju głęboko zakorzenionym w chrześcijańskiej tradycji. Chińczycy natomiast słabo znają historię Jezusa i większość z nich nie kojarzy nawet kim on właściwie był. W związku z tym wszelkie symbole jak: anioł, kapłańska purpura czy owa tablica dziesięciu przykazań, to dla nich tak samo znaczące elementy na obrazie jak Afro-amerykanin pchający kosz na śmieci wypełniony obrazami. Jednak Ikonoklazm Szlagi nie sięga tylko do religii. Współczesna odsłona ikonoklazmu, gdzie naturalnemu procesowi tworzenia wizerunków(obrazów), towarzyszy równie naturalnie niszczenie, tak by w miejsce starych pojawić się mogły nowe. Rodzi się zaklęty krąg. Działanie, które zatacza koło. I w takim wymiarze sens ikonoklazmu ma wartość uniwersalną, ponieważ zwykły Chińczyk najlepiej w świecie rozumie tę ideę, bo tak pojmuje życie - jako odnawialny i wiecznie trwający cykl.

798 District to rozległe tereny pofabryczne, przypominające miasto w mieście otoczonym murem. Do lat 90-tych produkowano tam przeróżne materiały, od bezpieczników po broń. W chwili obecnej to sieć sklepików, restauracji i galerii. Wśród galerii wyróżniają się przede wszystkim dwie: UCCA (Ullens Center For Contemporary Art.)i Galeria Continua. Ta pierwsza ufundowana przez parę Szwajcarów Guya i Myriam Ullens istnieje w Pekinie od 2007. Kolekcjonerzy zanim powołali do życia UCCA aktywnie kolekcjonowali sztukę (głównie chińską), wspierali artystów i brali udział w Weneckim Bienale w 2003 i 2005 roku. Kiedy odwiedziłam to miejsce w styczniu trafiłam na wystawę ośmiu chińskich artystów młodej generacji (urodzonych między 1969-1978). Breaking Forecast- takim tytułem opatrzona jest wystawa, która przypomina wędrówkę w nierównym tempie po obszernych przestrzeniach galerii i inspiracyjnych meandrach artystów. Dominują instalacje wykonane w porażającej skali, których rozmach jest imponujący, choć sens nie zawsze zrozumiały. W gęstwinie znaczeń i zmyślnych rozwiązań lśni prostotą praca multi-funkcjonalnego kolektywu MadeIn, którego twarzą i założycielem jest Xu Zhen. W odrębnym pomieszczeniu drży zwalony gruz, wolno prawie niezauważalnie faluje ziemia, jakby przed momentem runął obok nas budynek z czerwonej cegły, a grunt nie uspokoił się jeszcze po sejsmicznych konwulsjach. Subtelne dźwięki wydobywają się z niezidentyfikowanego źródła, a zapis abstrakcyjnie brzmiących fal dźwiękowych z rozmów i krzyków towarzyszących trzęsieniu ziemi, ma swój graficzny wykres wykonany z ciężkiego stopu metalu. Wspólna praca Smoke Installation duetu Sun Yuan&Peng Yu przypomina wielki aparat fotograficzny, z którego po otwarciu migawki wypełza wielki okrąg dymu, który wędruje przez długą, czarną salę w kierunku zabawnej maszynerii z wielka miotłą. Zanim jednak dym wylezie z ponurej dziury aparatu wdaje się w konflikt z samą maszyną, powodując przy tym drgania i niepokojące odgłosy. Cały proces przypomina cykl życia, w którym moment kulminacyjnego lśnienia w najwyższym punkcie trajektorii wędrującego okręgu jest intensywny i krótki. Zaraz po nim uruchamia się wielka miotła, oczyszczając pomieszczenie i przygotowując je do kolejnego cyklu. Fotograficzna trudność dokumentacji tej instalacji w moim odczuciu była wartością. Podobnie zresztą jak w pracy Constalellation Chu Yun gdzie kosmiczna podróż poprzez gwiazdozbiory wyznaczana jest dużym skupiskiem urządzeń na standby’u. Potrzeba kilku minut by zorientować się że majaczące punkciki świateł to nie gwiazdy, a lodówki, monitory, drukarki, dystrybutory wody itp. Zachwycające fotografie Cao Fei. Absurdalne stroje i super bohaterowie wtopieni w codzienny rytm miasta, zestawieni z pracującymi robotnikami, pojawiający się w zrujnowanych i biednych dzielnicach, przed eleganckimi świątyniami biznesmenów, czy w zwykłym zakładzie krawieckim. Wiele kadrów przypominało jeden z ulubionych filmów „Gummo” w reżyserii Harmony Corine, gdzie chłopiec- królik odrealnia zniszczony przez tornado krajobraz. Tak jak w przypadku instalacji prostota komunikatu broni się poprzez rozwiązania, z jednej strony skalą z drugiej przez technologiczną precyzję, tak w przypadku malarstwa staje się tylko jednowarstwową, płaską wizją, gdzie często jedynym oczywistym symbolem jest kolor. Być może gdzieś w tym miejscu tkwi niepojęta przepaść kulturowa, która objawia się w magicznym i idealnym stanie „nieistnienia niczego- pustki” tak oczywistym dla Chińskiego sposobu pojmowania świata, a tak odrębna od zachodniego baroku piętrzenia się znaczeń.
We włoskiej Galerii Continua trwa wystawa Antonyego Gormleya- Another Singularity. Autor monumentalnych rzeźb, laureat nagrody im.Turnera za 1994 zajął centralną przestrzeń galerii obiektem rozpiętym na metalowych strunach. Z gęstwiny kierunków srebrnych linii wyłania się kilkumetrowy splot w ludzkim kształcie. Zależnie od punktu obserwacji widzimy człowieka leżącego, splątanego, lewitującego. Pozostałe pomieszczenia galerii wypełniają dalsze traktaty o kondycji człowieka, kondycji artysty. Inne wersje postaci ludzkich o konstrukcji rozpadających się atomów czy też rozsypanych elementów, które sprawiają wrażenie jakby tylko na chwilę w tym momencie gdy na nie patrzymy przestały wirować.
798 to nadal istotny punkt na mapie artystycznych wydarzeń Pekinu, nadal mimo, że czas świetności tego miejsca minął, z chwilą pojawienia się komercyjnych sklepów z pamiątkami, pomniejszych galeryjek wypełniających najciemniejsze luki starych fabryk. To miejsce przyciąga masę ludzi, głównie turystów, ale także ludzi zainteresowanych sztuką. Można by tu spędzić kilka dni, aby obejrzeć wszystko, ale zwyczajnie nie wszystko oglądać warto.

Na zakończenie
Naturalnie wielokrotnie po powrocie do Polski pada pytanie: jak jest w Chinach? Za każdym razem odpowiedź przychodzi po kilku minutach niezręcznej ciszy. Jest to dla mnie trudne pytanie na które nie potrafię odpowiedzieć. Myśląc o Chinach czuję całą niezgłębioną kulturę, historię i mistykę tego kraju. Wiem, że jest to niepojęte jako całość, dlatego lepiej reagować i odczuwać na tą „inność” impulsami. Nie porównywać i nie wdawać się w szczegóły, może nawet nie próbować zrozumieć. Uczucie osobliwości, to najczęstszy stan, który mimo upływu czasu nie opuszcza. Niezwykłości nie tylko nie znikają, ale mnożą się, klonują i przeobrażają. Potem nadchodzi czas powrotu do domu. Pierwsze doznania po przylocie do Polski, czas spędzony na dworcu PKP, interakcja z otoczeniem, są jak olśnienie, że na prawdę dziwnie to jest jednak tutaj.

Tekst: Julka Paluszkiewicz
Foto: Radek Szlaga i Julka Paluszkiewicz

4 komentarze:

Visual Culture pisze...

fajne fajne

Unknown pisze...

z ciekawością przeczytałam artykuł,bardzo ciekawy i przystępny,ukazujący wnikliwą obserwację autorki niesamowitej różnorodności,specyfiki i odmienności tego kraju.Świetne spostrzeżenia i analiza dobrze zobrazowały filozofię i dyscyplinę tego narodu.Dzięki za dobrą,pouczającą relację.

Unknown pisze...

niesamowite zdjęcia........trzeba tam pojechać,by coś takiego uchwycić,przeżyć i sfotografować.

Sebastian pisze...

Świetnie napisane! Bardzo dobrze oddane zostało to odczucie "zderzenia z Chnami"; a pod mottem „Jeśli spędzisz w Chinach dwa tygodnie , czujesz że możesz napisać książkę, po dwóch miesiącach napiszesz artykuł, a po dwóch latach nie napiszesz już nic” - mógłbym się podpisać obiema rękami!!!