16 czerwca, 2010

41. targi Art Basel - dzień drugi, czyli Szwajcaria wygrywa z Hiszpanią

To był dzień na Art Basel 2010! Zapowiadało się, że wydarzeniem będzie brunch w Muzeum Schaulager na otwarcie wystawy Matthew Barneya, a tymczasem okazało się, że pod koniec dnia wszyscy mówili o meczu Szwajcaria – Hiszpania, który na targach w kilku miejscach oglądało ładne kilkaset osób żywo reagując na wydarzenia na boisku.
Gdy Szwajcaria strzeliła gola, słychać to było w całej przestrzenie jednej z hal targowych, której akurat byłem. Od tego czasu już oglądałem spotkanie na żywo aż do końca… Zwycięskiego końca dla Szwajcarów. Czy ta euforia, która udzieliła się chłodnym z natury Szwajcarom, wpłynęła na zakupy na targach? Zobaczymy… Ale wszystko po kolei.


Co roku jednym z wydarzeń targowych jest brunch dla świata sztuki w przestrzeni Schaulager. Wyjątkowo trudno się na niego dostać. Co roku śmiałkowie bez zaproszenia próbują tam wejść. Najczęściej bezskutecznie, bo ochroniarze są bezwzględni. Wewnątrz czeka bardzo smaczny brunch i oczywiście sztuka najwyższej próby.

W tym roku szczególnie ciekawa – wystawa projektów Matthew Barneya „Drawing Restraint” (Powściągnięte, powstrzymane szkice), z których pierwszy wykonał w 1987 roku w wieku 20 (!) lat. Niestety zdjęć z wystawy nie pokażę, bo bezwzględnie przestrzegany jest też zakaz fotografowania wewnątrz budynku. Jedyne zdjęcia pochodzą z brunchu.

A później już były targi Art Basel, oczywiście z mocnym, piłkarsko-szwajcarskim akcentem na zakończenie dnia. Wczoraj zastanawiałem się, jakie jeszcze prace typy „trophy-hunting” pokażą dealerzy. I oczywiście było bardzo dużo prac Picassa – małe, duże, szkice, obrazy i rzeźby, na papierze i na płótnie. W wielu galeriach. Targowa gazeta podała, że szwajcarska galeria Jan Krugier sprzedała obraz Picassa za 15 milionów dolarów. Ale jego prace były też w takich galeriach jak Helly Nahmad, Landau Fine Art i wielu innych.

Oczywiście wszystko jest efektem „odzyskania” przez Picassa najdroższego artysty na aukcjach. Dobrą okazją do pokazania prac artysty jest wystawa w czasie targów w Bazylei. Stąd też dużo jest również prac Jeana-Michel Basquiata, którego wystawa trwa właśnie w Fundacji Bayeler. Tu na stoisku wspomnianej galerii Jan Krugier.

Odkrywani są też na nowo na Art Basel artyści często niesłusznie zapomniani. I tak na przykład nowojorska galeria Feigen przypomniała twórczość amerykańskiego artysty związanego najpierw z ruchem Pop, a później z Fluxusem Raya Johnsona. Zniknął on z „obiegu” sztuki po tym, jak został brutalnie zaatakowany na Manhattanie w 1968 roku i od tego czasu do śmierci w 1995 roku kontaktował się ze światem za pomocą poczty. A pozostawił po sobie świetne kolaże.

Galeria Ubu (Nowy Jork/Berlin) też regularnie przypomina polskich artystów z XX-wiecznej awangardy, dziś już chyba znanych. W tym roku Ubu pokazało fotografie Witkacego (w cenach około 65 tysięcy euro), kolaże Janusza Marii Brzeskiego (40 tysięcy dolarów) i kompozycję Samuela Szczekacza.

Ale obok polskich „klasyków” można było obejrzeć szkice, fotografie, obiekty i obraz Man Raya w cenach od 55 tysięcy do 2,5 miliona euro.

Jeżeli chodzi o sztukę najnowszą, to podobna sytuacja jest z Hansem-Peterem Feldmannem, który też, po okresie uznania w latach 70. zyskał ponownie uznanie w tym wieku. Jego pracę pokazała m.in. nowojorska 303 Gallery. I to nie byle jaką pracę – dzięki niej można mieć w kolekcji Mona Lizę. Co prawda nie prawdziwą, ale w reprodukcji – bo znany z konceptualnych akcji Feldmann stworzył tryptyk „Seated Women”, na którym umieścił dobrze ponad 100 reprodukcji prac „siedzących kobiet” od renesansu do współczesności.
Z dużych sprzedaży odnotowanych w gazecie targowej warte podkreślenia wydaje się kupno przez europejskiego kolekcjonera całej serii nowych krasnoludków Paula McCarthy w galerii Hauser&Wirth za 3 miliony dolarów. Na obecnym, ostrożnym jednak rynku ta suma budzi uznanie…

Jest też na Art Basel coś dla dzieci małych i dużych – praca pokazana w galerii Klosterfelde „Architektur Model” Christiana Jankowskiego. Cały czas można przy niej spotkać ojców z synami zmieniających specjalnym guzikami obraz miasta dzięki obrotowym platformom.

Z kolei na stoisku islandzkiej galerii I-8 (uczestnika Villi Rejkjavik, organizowanej w lipcu przez Galerie Raster i Fundację Galerii Foksal w stolicy Islandii) możemy obserwować, jak z czas obchodzi się z islandzkim artystą Rajnarem Kjartansonem. Na dużym ekranie możemy oglądać jego wideo „Me and My Mother” z 2010 roku, na którym matka artysty pluje na niego z wściekłością. A obok, na mniejszych telewizorach takie same sceny możemy oglądać w edycjach z… 2000 i 2005 roku.

W ten sposób przechodzimy do wideo i tu chciałbym napisać o niewielkiej pracy wideo Pipilotti Rist, której tryptyk pokazała galeria nowojorska galeria Luhring Augustine (na zdjęciu razem z pracą Steve Wolfe „Untitled (Horses)” z 1995/96 roku odtwarzającej płytę Patti Smith. O tej pracy chciałem napisać nie tylko dlatego, że ten tryptyk „All or Nothing” niczym średniowieczny ołtarzyk jest świetną pracą znakomitej artystki.


Sposób jej pokazania, symultanicznie na niewielkich ekranikach (cała praca ma trzydzieści kilka na dwadzieścia kilka centymetrów i ledwie odstaje od ściany), pokazuje, w którą stronę może zmierzać też wideo, coraz bardziej przypominając prace malarskie. Oczywiście nie z każdą pracą ma to sens, ale warunki to pozwalają.
Jutro więcej o ofercie polskich galerii (którą uzupełnię o ofertę ciekawych galerii z Europy Środkowo-Wschodniej). Zapraszam.

2 komentarze:

Monika pisze...

czy pomoc w promocji Szczekacza przez polska placowke muzealna - oplacila sie? Ubu sprzedal cos Szczekacza?

StareSkarpety pisze...

niestety, Szczekacz musi jeszcze poszczekać na swój czas