30 sierpnia, 2006

Monika Sosnowska w MOMA


Strasznie miło nam przynosić takie wiadomości. Dzisiaj będzie miało miejsce otwarcie wystawy Moniki Sosnowskiej w jednej z najbardziej prestiżowych instytucji muzealnej na świecie - Museum of Modern Art (MOMA) w Nowym Jorku. Jest to pierwsza indywidualna wystawa Moniki w Stanach Zjednoczonych.

Projekt Sosonowskiej, przygotowany został specjalnie dla tego muzeum, wykorzystując istniejącą tam przestrzeń galeryjną. Powstała instalacja jest typową dla artystki, strukturą trójwymiarową wykorzystującą elementy brył i wielościanów. Fragment instalacji można zobaczyć na załączonym zdjęciu.

Jest to kolejny silny sygnał dla kolekcjonerów amerykańskich, iż „Young Polish Art” to coś więcej niż chwilowe zauroczenie, że nasi artyści zdobywają kolejne szczyty przygotowując ekspozycje w tak prestiżowych miejscach jak MOMA.

A także sygnał dla naszych kuratorów muzealnych, że może warto zapewnić sobie instalację Moniki Sosnowskiej, póki nie będzie za późno (o ile już nie jest). Na razie bardzo dobre prace Moniki mają dwie kolekcje Znaki Czasu po przeciwległych krańcach Polski – w Małopolskiej Fundacji Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie (zobacz: sosnowska) oraz w zakupiona dosłownie przed kilkoma miesiącami „Mała Alicja” Białymstoku (Podlaskie Towarzystwo Zachęty Sztuk Pięknych).

Metropolis – aukcja młodych artystów


Pozostał jeszcze jeden dzień do rozstrzygnięcia zakładu, jaki zawarłem ze znajomym kolekcjonerem ( muszę zaznaczyć, iż młodego malarstwa polskiego). Już dzisiaj mija bowiem termin zakończenia aukcji Metropolis na portalu Artinfo (http://www.artinfo.pl/). Zakład dotyczy ilości prac, jakie mają szanse być sprzedane podczas tej aukcji. Więcej komentarzy na temat aukcji i jej wyników – tuż po jej zakończeniu.

Wśród zaproponowanych obiektów, chciałbym zwrócić uwagę na prace Sławomira Tomana pt „Downtown” (zdjęcie obok).

Sławomir Toman - Downtown - olej/plótno - 92x73cm

29 sierpnia, 2006

Pierwsze koty za płoty w Christie, bez Polaków


Tegoroczny sezon aukcyjny na rynku sztuki współczesnej zaczyna się 13 września aukcją w nowojorskim domu Aukcyjnym Christie „First Open PostWar and Contemporary Art.” Jest to aukcja w zdecydowanej większości prac na papierze, fotografii w większych edycjach (choć są wyjątki) oraz niewielkiej ilości prac na płótnie. W ofercie Chrities nie ma tym razem żadnej pracy polskiego artysty.
Są natomiast prace artystów ostatnio wystawiających, czy też występujących w Polsce – jest zestaw uroczych, sztucznych zdjęć grzybów szwajcarskiego duetu Fischli&Weiss, których „kultowe” filmy pokazywał ostatnio warszawski Raster z estymacją 18-24 tysiące dolarów (edycja numer siedem z dziewięciu) za trzy zdjęcia wydrukowane z drukarki ( zobacz: fischli&weiss)
Jest też unikatowa litografia Laurie Anderson z 1977 roku. Anderson bardziej znana jest jako artystki multimedialnej, która w tym roku wystąpiła na koncercie we Wrocławiu. Ta litografia, z estymacją 2-3 tysiące dolarów, to duża gratka dla fanów artystki. (zobacz: anderson)
Jest też bardzo urocza rzeźba japońskiego artysty Isamu Noguchi, bardziej znanego jako twórca słynnych papierowych lamp, namiętnie kopiowanych dziś przez wszystkich, z IKEA na czele. Ta brązowa rzeźna, wykonana w latach 60. w serii do pięciu sztuk, jest wystawiona z estymacją 70-90 tysięcy dolarów. (zobacz: noguchi)
Dla wielbicieli fotografii jest na przykład słynny kowboj zreprodukowany z reklam Marlboro przez Richarda Prince’a. Ta fotografia jest wyceniona na 10-15 tysięcy dolarów. To niewiele w porównaniu z rekordem Prince’a, kiedy to inna fotografia „kowbojska” przekroczyła w licytacji sumę miliona dolarów. No tak, ale tamta fotografia była w edycji do dwóch, a ta jest do 26 i jej „niepowtarzalność” jest dużo, dużo mniejsza.
(zobacz: prince)
Jest też bardzo dobra praca holenderskiej fotograficzki Rineke Dijkstry, wykonana w Ghanie w edycji do 15 sztuk, co również obniża jej estymację – 7-9 tysięcy dolarów. (zobacz: dijkstra)
Jest też wiele innych dobrych prac, choć widać, że Christie zbiera siły na główne aukcje sztuki wspólczesnej, które w Nowym Jorku odbędą się tradycyjnie w połowie listopada, w tym roku 15 i 16 listopada. A wcześniej, w październiku, aukcje w londyńskim Christie.
Cały katalog online jest do obejrzenia pod adresem: (zaobacz: christie-aukcje)

28 sierpnia, 2006

Anda Rottenberg o programie Muzeum Sztuki Nowoczesnej

W ramach festiwalu „Willa Warszawa” organizowanego przez galerię Raster (zobacz: raster), po raz pierwszy od dłuższego czasu mogliśmy usłyszeć o planach dotyczących programu Warszawskiego Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Oczywiście, Anda Rottenberg, przewodnicząca Rady Programowej Muzeum, szczegółów zdradzić nie mogła, bo muzeum, którego planowane otwarcie jest na koniec 2010 roku, nie ma jeszcze programu. Jednak w szczelnie wypełnionej sali kinowej fantastycznej willi Antoniego Moniuszki, gdzie odbywa się festiwal, uczestnicy spotkania mogli dowiedzieć się, w jakim kierunku pragną pójść kuratorzy odpowiedzialni za program muzeum.

W 40 milionowym kraju w środku Europy, jak mawiał pewien minister finansów, znany też z innych happeningów, nie ma muzeum sztuki współczesnej. Ba, od 1938 roku, kiedy zbudowano Muzeum Narodowe w Warszawie, nie powstał w Polsce żaden budynek muzeum sztuki. Dlatego tak ważna jest dyskusja o tym, co ma się znaleźć w środku budynku muzeum, bo o samym budynku już dyskusji jest sporo.

No więc właśnie, co? Na pewno nie żadna istniejąca kolekcja sztuki współczesnej w Polsce. Tu trzeba zauważyć, że gdyby był taki pomysł, to ciężko byłoby stworzyć kolekcję z istniejących prac. Ale nie ma takiej koncepcji, i dobrze.
Przede wszystkim, jak zaznaczyła Anda Rottenberg, sztuka gromadzona w muzeum warszawskim ma oddawać sztukę czasu, kiedy rodziło się muzeum i rozwijać się wraz z nim. A więc generalnie starsze rzeczy będą z niej wykluczone, chyba że będą w jakiś sposób nawiązywały do współczesności. Oczywiście takie założenie ma sens w sytuacji, gdy najlepsze prace polskich artystów są dziś w znakomitej większości rozsiane po całym świecie i praktycznie nieosiągalne. Może jednak warto korzystać z tej furtki „nawiązania do współczesności”, by trochę dobrych, startych rzeczy kupić.

Drugim elementem wystawowym mają być wielkie międzynarodowe wystawy na podstawie długoterminowych wypożyczeń z muzeów europejskich. „Dziewięćdziesiąt procent zbiorów w wielkich europejskich muzeach jest w magazynach i na tym chcemy skorzystać” – powiedziała tajemniczo Anda Rottenberg, ale o szczegółach też jeszcze nie chciała mówić.
Wiadomo, że muzeum będzie otwarte na wszystkie rodzaje sztuki, z tańcem, teatrem, muzyką czy filmem włącznie, co dziś jest normą w dużych europejskich „świątyniach sztuki”.

Członkowie rady programowej chcieliby, aby oprócz kolekcji muzeum pojawiły się inne kolekcje. Swoją kolekcję ma mieć prezydent Warszawy – pokazującą artystów warszawskich oraz projekty dla miasta (jak „Palma” Joanny Rajkowskiej). Swoją kolekcję ma mieć prezydent RP – głównie klasyków XX wieku. Czy Lech Kaczyński zdecyduje się na taki ruch, nie wiadomo. Na razie nie ma odpowiedzi z kancelarii prezydenta. Na pewno za to swoją kolekcję będzie miało społeczeństwo – będzie to kolekcja powstała ze zbiórek pieniędzy. Mam tylko nadzieję, że nie będzie ona powstawała na podstawie gustów artystycznych Polaków. Ważne jest, i to niestety widać też po rynku sztuki współczesnej w Polsce, walor edukacyjny muzeum „Muzeum ma przywrócić sztukę współczesną społeczeństwu, bo dzisiejsze muzea sztuki współczesnej w Polsce są puste” – mówiła Anda Rottenberg. Może się to udać, bo decydenci muzeum chcą się wzorować i nawiązać bliskie kontakty z takimi instytucjami jak KIASMA w Helsinkach (zobacz: kiasma) czy MACBA w Barcelonie (zobacz: macba). Nie z tymi wielkim, ale właśnie z prężnymi europejskimi średniakami, którzy nie będą nas traktowali jak „młodszych braci”. To ciekawa strategia.

Na koniec Anda Rottenberg zapowiedziała, że program tego muzeum będą tworzyli młodsi kuratorzy i wkrótce zostanie stworzona grupa doradcza przy zakupach do muzeum. Na koniec symptomatyczna była odpowiedź, czy muzeum będzie otwarte na młodych artystów: „Chcemy stworzyć instytucję, która będzie reagowała na młode talenty, im młodsze, tym lepiej” – powiedziała. Super, mamy nadzieję, że już nie powtórzy się sytuacja, że polskie instytucje nie reagują zakupami na sukcesy młodych polskich artystów, a później już ich nie kupują, bo „są za drodzy”.

Bazyl

Ciekawostka - Zdjęcia Beksińskiego

Ostatnio pojawiły się na rynku odbitki zdjęć Zdzisława Beksińskiego. Są to fotografie wykonane z negatywów, jakie Muzeum w Sanoku otrzymało od autora. Zdjęcia posiadają odcisk suchej pieczęci "Muzeum Historyczne w Sanoku. Galeria Zdzisława Beksińskiego". Na odwrocie pieczęć "Odbitka wykonana w Muzeum Historycznego w Sanoku z oryginalnego zapisu Zdzisława Beksińskiego. Nakład limitowany". Na pieczęci odręcznie długopisem: numer edycji i data oraz podpis W. Banach (dyrektora Muzeum ). Z informacji jakie posiadamy, nakład poszczególnych zdjęć wynosi 100 egzemplarzy.

Zdjęcia Beksińskiego bardzo rzadko pojawiają się w obrocie aukcyjnym. Te z lat 50-tych są wybitnie rzadkie i praktycznie nie istnieją w kolekcjach prywatnych. Trudno jest mówić o fotografii polskiej przełomu lat 50-tych i 60tych nie wspominając o Beksińskim. Dlatego też, dla każdego potencjalnego kolekcjonera polskiej fotografii brak prac Beksińskiego może być poważnym problemem w stworzeniu dobrej i kompletnej kolekcji.

Czy zatem edycja przygotowana przez Muzeum w Sanoku może być rozwiązaniem problemu? Wydaje się jednak, że nie. Potężny nakład, powstanie projektu po śmierci artysty oraz wydanie „muzealne” stawia tą edycję na równi z plakatami, pocztówkami i innymi pamiątkami, jakie można nabyć w sklepikach muzealnych. W końcu nawet zdjęcia słynnego amerykańskiego fotografika Edwarda Westona, wykonane po jego śmierci przez syna Bretta, są dziś na aukcjach wyceniane jedynie na kilka tysięcy dolarów, podczas gdy jego zdjęcia „vintage” – na kilkaset tysięcy dolarów.

25 sierpnia, 2006

Uległem tylko raz - rozmowa ze Zbyszkiem Rogalskim


Trudno sobie wyobrazić lepszy początek naszego bloga niż rozmowa ze Zbyszkiem Rogalskim, artystą, którego kariera w ostatnich latach jest przykładem, że można. Już się wydawało, że z powodów finansowych przestanie malować i będzie musiał robić coś innego, by przeżyć, jego obrazy zaczęły się sprzedawać, nim samym zainteresowali się galerzyści i kuratorzy z Europy Zachodniej i USA. Dziś Zbyszek jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych "brandów" polskiej nowej sztuki. Prezentujemy pierwszą część wywiadu z nim. Za tydzień część druga i ostatnia, w której opowie między innymi o swojej reakcji na znalezienie się w słynnej polskiej kolekcji Państwa Rubellów w Miami oraz o swojej nowej wystawie. Zapraszamy!

Na początku chcielibyśmy uporządkować kluczowe wydarzenia w Twojej karierze. W 1999 roku była Bielska Jesień. W 2000 były trzy wystawy: Malarz w Zamku Ujazdowskim w Warszawie, Scena 2000 ...

Najważniejsza była indywidualna wystawa w Warszawie. To był dla mnie duży przełom. Ale chciałbym też wspomnieć, że wcześniej takim ważnym wydarzeniem była wystawa u Moniki Szewczyk w Białymstoku (galeria Arsenał „Malarstwo”, 1999). Pierwsze moje doświadczenie z profesjonalnym wystawianiem prac. To był niesamowicie fajny gest ze strony Moniki. Jako student pojechałem do Arsenału ze swoim portfolio, pokazywałem jej swoje prace. Monika Szewczyk od razu powiedziała, że ustalamy termin i robimy wystawę. Rzeczy które zawiozłem do niej, to były przecież bardzo wczesne prace, na maksa „poszukujące”. Pani Dyrektor jednak uznała, że jest w nich potencjał ... W efekcie pokazałem tam część późniejszego dyplomu - duże obrazy z próbkami kolorów. A potem była już wystawa Malarz w Zamku (CSW).

Później trafiłeś do Rastra....

Tak, Łukasza Gorczycę poznałem nieco wcześniej, w Mózgu w Bydgoszczy. Pamiętam nocny spacer, kiedy Łukasz wykonał serie romantycznych slajdów z łabędziami… Przypadek sprawił, że moją pierwszą stancję w Warszawie przejąłem z rąk Michała Kaczyńskiego. Chłopaki byli wtedy bardzo zainteresowani malarstwem i poszukiwali nowych ludzi. Pokazałem im swoje prace i Raster (wtedy jeszcze tylko punkujące wydawnictwo) zareagował entuzjastycznie. Zaproponowali współpracę, ale jeszcze nikt nie wiedział jak to ma wyglądać. To były początki zarówno Rastra, moje, jak też i innych artystów. Fajne było to, że rozwijaliśmy się równolegle - artyści i galeria. Sytuacja była inna od tej, kiedy profesjonalny ”rekin” rynku sztuki przejmuje młodego artystę. Byliśmy w tym samym wieku i dobrze się razem rozumieliśmy.

W innych swoich galeriach masz takie same relacje jak w Rastrze?

Relacja z Rasterm jest raczej niepowtarzalna. Z zagranicznymi galeriami łączą mnie stosunki przede wszystkim dyplomatyczne. Jest bardzo profesjonalnie, kulturalnie, miło, natomiast jest może trochę mniej koleżeńskich emocji.

Miałeś kiedyś napięcia we współpracy z galerią dotyczące oczekiwań, kierunku Twojego malowania?

Są takie sytuacje. Bardzo się cieszę jeśli, ktoś w ogóle chce rozmawiać o pracach. Zazwyczaj stosuje się dyplomację i polityczną poprawność, klepie po plecach i wszystko jest cacy… Ale chyba pytałeś o coś innego…

Tak chodziło mi o wywieranie presji na Ciebie, abyś namalował więcej obrazów w stylu na przykład słynnego Euro (obraz w kolekcji ING) czy Bjork.

Tak mogłoby być z moimi obrazami z napisami na lustrze. Śmialiśmy się kiedyś z Michałem Kaczyńskim, że gdybym chciał, to przez najbliższe trzy lata mógłbym malować takie obrazy i wszystkie by się sprzedały. Tylko, że później to by się skończyło jakimś totalnym upadkiem, bez szans na reanimację. Były takie sugestie, że „coś w tym rodzaju” byłoby dobre…

I co Ty na to?

Częściowo uległem przy zaproszeniu na wystawe „Thank You For The Music” w Galerii Spruth Magers w Monachium i Londynie. Kurator chciał wziąć „Bjork”, ale niestety nie było to możliwe. Zgodziłem się wtedy na podobną realizację, jednak rozbudowaną, dwa lustrzane odbicia… Bardzo się cieszyłem z udziału w tej wystawie i te pracę traktuję jako odpowiedź na pytanie o muzykę. Gdyby nie zaproszenie do tego projektu, nie zrobiłbym „czegoś w tym rodzaju”.

Jakie są losy tego pierwszego obrazu (Bjork)? Jest w Polsce?

Jest w Niemczech.

Kiedy zdałeś sobie sprawę, że możesz osiągnąć coś więcej niż zaistnieć na rynku sztuki w Polsce, że możesz wypłynąć na europejski, a potem światowy rynek?

Wszystko stało się bardzo szybko. Po wystawie w Rastrze sprzedałem pierwsze obrazy. Wcześniej nie wiedziałem, czy będę mógł kontynuować moją pracę, czy będą na to pieniądze…

Czyli jak Wilhlem Sasnal?

Były długi i zero perspektyw, potem pierwsze sprzedaże za niewielkie kwoty w Polsce. Ty chyba, Krzysiek ,wtedy też zrobiłeś jakiś zakup, tak mi się wydaję.

Tak.

Sprzedałem tak prawie wszystkie obrazy w Polsce i zaczęli wtedy przyjeżdżać galerzyści z Niemiec. Najpierw były zaproszenia do wystaw grupowych, potem wystawa indywidualna u Jesco (Jesco von Puttkamer z Berlina, „Mute” 2004) i tak powoli zaczęło się to jakoś rozkręcać. No tak, a jakie właściwie było pytanie?

Pytanie było, kiedy sobie uświadomiłeś, że możesz odnieść większy sukces niż na polskim rynku.

Chyba wtedy, okazało się, że to ma jakiś sens i szanse rozwoju….

Warszawa 21 sierpień 2006

02 sierpnia, 2006

Zapraszamy

Zapraszamy od początku września na inaugurację bloga poświęconego kolekcjonowaniu polskiej sztuki najnowszej. Jeszcze kilka lat temu młoda polska sztuka była „produktem niszowym”, w którego sukces wierzyli nieliczni. Jednak sukcesy Wilhelma Sasnala, Pawła Althamera, Artura Żmijewskiego, Jadwigi Sawickiej czy Rafała Bujnowskiego spowodowały, że polska sztuka najnowsza stała się znana na świecie. Jednak wciąż mamy wrażenie, że artyści ci bardziej znani są poza granicami Polski niż w naszym kraju. Powoli się to zmienia.

Pod koniec roku w warszawskiej Zachęcie planowana jest wystawa pokazująca dokonania ostatnich lat w polskim malarstwie. Coraz więcej artystów wystawiających dotąd w najbardziej prestiżowych galeriach świata pojawia się ponownie w Polsce. Coraz modniejsze jest też kolekcjonowanie sztuki najnowszej przez pokolenie obecnych 30-latków. Oni rozumieją i lubią sztukę swoich rówieśników i chcą z nimi obcować na co dzień w swoich domach.

Polska nowa sztuka po latach posuchy pojawiła się również w kolekcjach publicznych. Działalność Fundacji Zbiorów Sztuki Współczesnej Muzeum Narodowego w Warszawie, galerii Arsenał w Białymstoku czy stworzenie galerii sztuki współczesnej w ramach programu Znaki Czasu w najwięskzych polskich miastach daje szansę na wypełnienie dziury powstałej na początku trudnych lat 90.

Autorami bloga są dwaj kolekcjonerzy, którzy w ciągu ostatnich kilku lat stworzyli kolekcje sztuki. Wspólnie posiadają około 20 lat doświadczenia na rynku sztuki. Ich kolekcje tworzone były poprzez zakupy na polskich i zagranicznych rynkach aukcyjnych, w wielu znanych i liczących się galeriach komercyjnych oraz bardzo często przez zakupy bezpośrednio od artystów.

Chcemy podzielić się naszymi doświadczeniami. Obserwować będziemy notwania aukcyjne i sprzedaż naszych artystów w galeriach w Polsce i na świecie. Chcemy wyrazić naszą opinię na temat artystów i zjawisk, jakie na tym rynku występują. Tylko dzięki silnemu rynkowi lokalnemu polska sztuka najnowsza ma szansę na stałe zaistnieć w światowym rynku sztuki. Początki tego już widać...