25 sierpnia, 2006

Uległem tylko raz - rozmowa ze Zbyszkiem Rogalskim


Trudno sobie wyobrazić lepszy początek naszego bloga niż rozmowa ze Zbyszkiem Rogalskim, artystą, którego kariera w ostatnich latach jest przykładem, że można. Już się wydawało, że z powodów finansowych przestanie malować i będzie musiał robić coś innego, by przeżyć, jego obrazy zaczęły się sprzedawać, nim samym zainteresowali się galerzyści i kuratorzy z Europy Zachodniej i USA. Dziś Zbyszek jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych "brandów" polskiej nowej sztuki. Prezentujemy pierwszą część wywiadu z nim. Za tydzień część druga i ostatnia, w której opowie między innymi o swojej reakcji na znalezienie się w słynnej polskiej kolekcji Państwa Rubellów w Miami oraz o swojej nowej wystawie. Zapraszamy!

Na początku chcielibyśmy uporządkować kluczowe wydarzenia w Twojej karierze. W 1999 roku była Bielska Jesień. W 2000 były trzy wystawy: Malarz w Zamku Ujazdowskim w Warszawie, Scena 2000 ...

Najważniejsza była indywidualna wystawa w Warszawie. To był dla mnie duży przełom. Ale chciałbym też wspomnieć, że wcześniej takim ważnym wydarzeniem była wystawa u Moniki Szewczyk w Białymstoku (galeria Arsenał „Malarstwo”, 1999). Pierwsze moje doświadczenie z profesjonalnym wystawianiem prac. To był niesamowicie fajny gest ze strony Moniki. Jako student pojechałem do Arsenału ze swoim portfolio, pokazywałem jej swoje prace. Monika Szewczyk od razu powiedziała, że ustalamy termin i robimy wystawę. Rzeczy które zawiozłem do niej, to były przecież bardzo wczesne prace, na maksa „poszukujące”. Pani Dyrektor jednak uznała, że jest w nich potencjał ... W efekcie pokazałem tam część późniejszego dyplomu - duże obrazy z próbkami kolorów. A potem była już wystawa Malarz w Zamku (CSW).

Później trafiłeś do Rastra....

Tak, Łukasza Gorczycę poznałem nieco wcześniej, w Mózgu w Bydgoszczy. Pamiętam nocny spacer, kiedy Łukasz wykonał serie romantycznych slajdów z łabędziami… Przypadek sprawił, że moją pierwszą stancję w Warszawie przejąłem z rąk Michała Kaczyńskiego. Chłopaki byli wtedy bardzo zainteresowani malarstwem i poszukiwali nowych ludzi. Pokazałem im swoje prace i Raster (wtedy jeszcze tylko punkujące wydawnictwo) zareagował entuzjastycznie. Zaproponowali współpracę, ale jeszcze nikt nie wiedział jak to ma wyglądać. To były początki zarówno Rastra, moje, jak też i innych artystów. Fajne było to, że rozwijaliśmy się równolegle - artyści i galeria. Sytuacja była inna od tej, kiedy profesjonalny ”rekin” rynku sztuki przejmuje młodego artystę. Byliśmy w tym samym wieku i dobrze się razem rozumieliśmy.

W innych swoich galeriach masz takie same relacje jak w Rastrze?

Relacja z Rasterm jest raczej niepowtarzalna. Z zagranicznymi galeriami łączą mnie stosunki przede wszystkim dyplomatyczne. Jest bardzo profesjonalnie, kulturalnie, miło, natomiast jest może trochę mniej koleżeńskich emocji.

Miałeś kiedyś napięcia we współpracy z galerią dotyczące oczekiwań, kierunku Twojego malowania?

Są takie sytuacje. Bardzo się cieszę jeśli, ktoś w ogóle chce rozmawiać o pracach. Zazwyczaj stosuje się dyplomację i polityczną poprawność, klepie po plecach i wszystko jest cacy… Ale chyba pytałeś o coś innego…

Tak chodziło mi o wywieranie presji na Ciebie, abyś namalował więcej obrazów w stylu na przykład słynnego Euro (obraz w kolekcji ING) czy Bjork.

Tak mogłoby być z moimi obrazami z napisami na lustrze. Śmialiśmy się kiedyś z Michałem Kaczyńskim, że gdybym chciał, to przez najbliższe trzy lata mógłbym malować takie obrazy i wszystkie by się sprzedały. Tylko, że później to by się skończyło jakimś totalnym upadkiem, bez szans na reanimację. Były takie sugestie, że „coś w tym rodzaju” byłoby dobre…

I co Ty na to?

Częściowo uległem przy zaproszeniu na wystawe „Thank You For The Music” w Galerii Spruth Magers w Monachium i Londynie. Kurator chciał wziąć „Bjork”, ale niestety nie było to możliwe. Zgodziłem się wtedy na podobną realizację, jednak rozbudowaną, dwa lustrzane odbicia… Bardzo się cieszyłem z udziału w tej wystawie i te pracę traktuję jako odpowiedź na pytanie o muzykę. Gdyby nie zaproszenie do tego projektu, nie zrobiłbym „czegoś w tym rodzaju”.

Jakie są losy tego pierwszego obrazu (Bjork)? Jest w Polsce?

Jest w Niemczech.

Kiedy zdałeś sobie sprawę, że możesz osiągnąć coś więcej niż zaistnieć na rynku sztuki w Polsce, że możesz wypłynąć na europejski, a potem światowy rynek?

Wszystko stało się bardzo szybko. Po wystawie w Rastrze sprzedałem pierwsze obrazy. Wcześniej nie wiedziałem, czy będę mógł kontynuować moją pracę, czy będą na to pieniądze…

Czyli jak Wilhlem Sasnal?

Były długi i zero perspektyw, potem pierwsze sprzedaże za niewielkie kwoty w Polsce. Ty chyba, Krzysiek ,wtedy też zrobiłeś jakiś zakup, tak mi się wydaję.

Tak.

Sprzedałem tak prawie wszystkie obrazy w Polsce i zaczęli wtedy przyjeżdżać galerzyści z Niemiec. Najpierw były zaproszenia do wystaw grupowych, potem wystawa indywidualna u Jesco (Jesco von Puttkamer z Berlina, „Mute” 2004) i tak powoli zaczęło się to jakoś rozkręcać. No tak, a jakie właściwie było pytanie?

Pytanie było, kiedy sobie uświadomiłeś, że możesz odnieść większy sukces niż na polskim rynku.

Chyba wtedy, okazało się, że to ma jakiś sens i szanse rozwoju….

Warszawa 21 sierpień 2006

Brak komentarzy: