28 lutego, 2007

321,6 tysiąca dolarów ...

… czyli prawie 955 tysięcy złotych…Tyle kosztowało pięć obrazów Wojciecha Fangora wystawionych na poniedziałkowej aukcji w nowojorskim domu aukcyjnym Sotheby’s. A, tak jak pisaliśmy już w ubiegłym tygodniu, nie były to byle jakie obrazy. Dwa z nich to „uczestnicy” wystawy Fangora w nowojorskim Guggenheim Museum na przełomie 1970 i 1971 roku – jedynej, jak dotąd, indywidualnej wystawy polskiego artysty w tym muzeum.
Rzeczywiście najdroższe na aukcji w Sotheby’s były właśnie te dwa obrazy – M 39 i M 51. Szczególnie dużym powodzeniem cieszył się najbardziej efektowny M 39,
który ostatecznie osiągnął cenę 96.000 dolarów (czyli ponad 283 tysięcy PLN). Estymacja tego obrazu wynosiła 40-60 tysięcy dolarów. Trochę tańszy był drugi obraz z Guggenheim – M 51, który kosztował 78.000 dolarów (czyli ponad 230 tysięcy PLN). Tu estymacja została pobita zdecydowanie, bo obraz był wyceniany tylko na 15-20 tysięcy dolarów.
Również 78 tysięcy dolarów zainkasował Sotheby’s za znakomity obraz M 21, który miał tego „pecha”, że w wystawie w Guggenheim nie uczestniczył (tu estymacja wynosiła 40-60 tysięcy dolarów). Kolejny obraz Fangora, M 52 uzyskał cenę 50.400 dolarów (czyli prawie 150 tysięcy PLN) przy estymacji 20-30 tysięcy dolarów.
Najtańszy był najmniejszy i najstarszy obraz Fangora z innej zupełnie serii B z numerem 65, który osiągnął cenę 19.200 dolarów (czyli 57 tysięcy PLN).
Trzeba przyznać, że oferta prac Fangora spotkała się ze znakomitym przyjęciem, a ceny, jak widać, zdecydowanie przewyższyły estymacje. Postaramy dowiedzieć się, kto kupił te prace. Czy pojawią się w Polsce, czy też zostaną w USA i gdzie trafiły.
Nie sprzedał się, co nie było zaskoczeniem, obraz Marcina Łukasiewicza z serii „Dark Dreams” pochodzący z berlińskiej galerii Johnen. Obraz ten miał estymację 8-12 tysięcy dolarów.

27 lutego, 2007

Dziura za 69 tysięcy dolarów (plus TAX), czyli najdroższa polska praca na Armory Show - relacja wojtkanyc z Nowego Jorku

Czas spędzony ostatniego dnia targów Armory Show poświęciłem głównie nowej sztuce polskiej obecnej na tegorocznych targach. Według oficjalnej listy 150 galerii obecnych na głównych targach, 15 z nich, czyli 10 procent, reprezentuje polskich artystów.
Rozpoczęliśmy poszukiwania. Zaraz przy wejściu do hali usytuowana była paryska Galerie Emmanuel Perrotin, która ma w swojej „stajni” Piotra Uklańskiego.
Zapytana, czy mają coś Uklańskiego, galerzystka Perrotina odparła że owszem; mają jego dziurę w ścianie. Co, przepraszam? Ano dziurę w ścianie, rzecze galerzystka, i pokazała mi może pieciocentymetrową dziurę w gipsowej ściance galerii.


Dziura wygląda całkiem, jakby zrobił ją przypadkowo młotkiem nieuważny robotnik podczas montażu stoiska. Nad dziurka flamastrem są dorysowane oczy, wąsy, i broda.



Zostałem sam na sam z dziurą Uklańskiego. Za węgłem stoiska, przyklejona do ściany była mała karteczka opisująca pracę. Cena instalacji “Untitled (Dirty Sanchez)” – 69 tysiecy dolarów plus TAX. Jest to chyba jedyna praca na całych targach z metką zawierająca cenę. Ciekaw jestem, ilu ze zwiedzających w ogóle spytało o dziurę Uklańskiego, bo mała karteczka opisowa była dość schowana, a dziurka przecież dosyć niepozorna…
Z nadmiaru wrażenia zapomniałem spytać, czy instalacja Uklańskiego jest jeszcze do nabycia. Ale to pytanie mogą już zainteresowani skierować osobiście do Galerii Emmanuel Perrotin w Paryżu.
Uklański był najbardziej znanym z Polaków na tegorocznych targach Armory. Nie widziałem nic Sasnala (Anton Kern powiedział nam, że 8 marca otwiera indywidualną wystawę Sasnala w Nowym Jorku, więc nic tu nie pokazuje). Zabrakło też Bujnowskiego, Maciejowskiego, Ołowskiej, Rogalskiego i Ziółkowskiego.
Armory stara się pokazywać naprawdę mniej znana sztukę; oficjalna nazwa targów to “Międzynarodowe Targi Nowej Sztuki”.
Ale targi nie były całkowicie bez Polaków. Johnen/Schoettle wystawił pracę „Panorama 97” Sławomira Elsnera, pracę Magellan Roberta Kuśmirowskiego,


i rzeźbę Michała Budnego z serii Origami.


Na stoisku Arndt & Partner wisiał obraz Adama Adacha „Kanal” z 2005 roku.



Sporo prac Elsnera miala Galeria Gebr. Lehmann oraz Sutton Lane Gallery z Londynu.


Z moich faworytów, Sutton Lane miała jeszcze spory obraz Christopha Ruckhaberle za 20 tysięcy Euro.
Galeria Jan Wentrup wystawiła dwa duże obrazy Wawrzyńca Tokarskiego,


powieszone tuż obok Axela Geisa, którego 7 obrazów niedawno kupili Susan i Michael Hort.



Anton Kern miał ciekawy obraz Eberhadta Havekosta.


A Foxy Production z Nowego Jorku pokazało obrazy Davida Noonana, bardzo chwalone przez nowojorską krytykę.



Ogólnie na targach widać było bardzo dużo fotografii. Zach Feuer Gallery z Nowego Jorku wystawił mocną fotografię Luisa Gisperta i Jeffreya Reeda “Dziewczyny – samobójczynie“.


Spośród debiutantów na Targach recenzenci chwalili instalacje Nicholasa Hlobo z Cape Town, wykonane z gumowych dętek, skóry, mydła i zdeformowane, barokowe obrazy Rossona Crow z Nowego Jorku. Dużo ich materiałów jest w na stronach internetowych galerii (http://www.michaelstevenson.com/ oraz http://www.canadanewyork.com/).
Niedługo w gazetach ukażą się podsumowania i statystyki z tegorocznego Armory Show. Mnie się wydaje, że targi były udane. Duzo energii, tłumy ludzi, wiele naprawdę dobrych rzeczy. Tylko dlaczego w lutym, kiedy w kanionach Manhattanu wieje lodowaty wiatr, a z nieba pada zamarznięty deszcz?

26 lutego, 2007

Narkotyzujący pył Planu B w Nowym Jorku - relacja wojtkanyc z The Armory Show 2007

Patrzycie na być może najciekawszy obiekt tegorocznego Armory Show w Nowym Jorku.
Jest to kilim wykonany przez Cristiana Pogaceana, pokazywany przez rumuńską Galerię Plan B z Cluj, zatytułowany “Uprowadzenie z Seraju”.
Zdjęcie kilimu zajęło aż 1/3 strony (zdecydowanie najwięcej ze wszystkich) w oficjalnej recenzji New York Times’a z Armory. Tylko trzy inne dzieła sztuki z całych targów zostały wyróżnione zdjęciami przez krytyka Times’a, Hollanda Cottera, który nazwał kilim Pogaceana szokującym. Nie trzeba dodawać, ze w Stanach pozytywna recenzja (lub nawet pozytywna wzmianka) w gazecie New York Times może wysłać kariery artystyczne w stratosferę. Nas też obraz przedstawiony na kilimie przyciągał jak magnes.
Mihai Pop, koordynator galerii Plan B wydaje się trochę zakłopotany tym całym rabanem.
Mówi: “Wiesz, Cristi Pogacean bierze banały i stawia je do góry nogami. Na kilimach, które wiszą w domach oczekujemy zazwyczaj miłych sloganów, typu “Gość w dom, Bóg w dom”. Nie spodziewamy się obrazu przestraszonych zakładników i terrorystów Al-Kaidy”.
Metoda Pogaceana działa jak cios w podbródek.
Podobnie z jego instalacja wideo Caranime, przedstawiająca barokowy obraz Caravaggia, w którym niewierny Tomasz wkłada palec do rany Chrystusa.

Obraz jest statyczny, ale animowany palec Tomasza porusza się w górę i w dól, podkreślając w ten sposób gest sprawdzania, czy rana jest prawdziwa. Tomasz Cristi Pogaceana jest niewierny do kwadratu!
Na ścianach stoiska Planu B w Armory wiszą także dwie małe prace Victora Mana,

ale za to w sąsiedniej galerii Annet Gelink z Amsterdamu (też reprezentuje rumuńskiego artystę) jest cała instalacja Victora.

W stoisku Planu B na Armory Mihai Pop dwoi się i troi. Daje wywiad przed kamerą, rozmawia z Davidem Nolanem, w którego galerii na Broadway’u Plan B pokazuje prace reszty swoich artystów. Stoisko Planu B na Armory jest bardzo małe, więc właśnie u Davida Nolana Adrian Ghenie, Ciprian Muresan, Cristian Pogacean, Serban Savu, Miklos Szilard i Gabriela Vanga pokazują resztę swoich prac.
Zważywszy ze galeria Plan B istnieje dopiero półtora roku, doprawdy wiele się ostatnio dzieje w ich karierach.
Dwa dni temu Plan B miał oficjalne otwarcie wystawy w galerii Davida Nolana na Broadway’u. Otwarcie było poprzedzone dyskusją panelową z udziałem m.in. Adriana Ghenie i Mihaia Popa, moderowana przez kuratorkę wystawy, Jane Neal. Jednym z pytań moderatorki było to, czy można juz mówić o malarskiej Szkole z Cluj.
Adrian i Mihai gorąco się nie zgodzili z takim określeniem. Stwierdzili, że malarze z Planu B malują przecież w różny sposób, a w ogóle cały ten koncept szkół malarskich (londyńska, lipska, etc.) to taki marketingowy trick… Dobra opowiedź, ale zobaczymy co się stanie, jak krytycy i kuratorzy zaczną pisać o szkole z Cluj.
Na razie rozbuchany rynek sztuki nowoczesnej pochłania łapczywie wszystko co z Cluj wychodzi, zafascynowany “innością” rumuńskiego doświadczenia i nowej sztuki, która z niego wypływa.
Dobrym przykładem jest tu fotografia Cipriana Muresana: “Skok w pustkę – po trzech sekundach”, która jest na okładce zaproszenia na otwarcie wystawy.


Na wystawie w galerii Nolana Adrian Ghenie (na pierwszym zdjęciu po prawej) pokazał cztery monochromatyczne prace.
Żadnego z obrazów nie można było kupić, bo albo były wypożyczone na wystawę przez kolekcjonerów, albo już zarezerwowane. Adrian nie chciał wytłumaczyć, dlaczego od półtora roku maluje tylko monochromatyczne prace. Zostawia to do interpretacji odbiorcom swojej sztuki. Zapytany, Mihail Pop teoretyzuje, że Adrian wiele natchnienia bierze z historii, która przecież pokryta jest szarym pyłem… Szczególnie ta z Europy Wschodniej…


Ten pył historii zdaje się działać na nowojorska scenę artystyczną dosyć narkotyzująco…

Jutro zapraszamy na tekst wojtkanyc podsumowujący targi The Armory Show w Nowym Jorku oraz prezentujący udział polskich artystów w tych targach. Zapraszamy!

25 lutego, 2007

Kochamy sztukę i artystów c.d. czyli relacja wojtkanyc z wizyty w kolekcji Susan i Michaela Hortów w Nowym Jorku

Z okazji Targów Sztuki Armory odbywających się w Nowym Jorku od 23-26 lutego, Susan i Michael Hortowie otworzyli swoją prywatną kolekcję sztuki nowoczesnej dla ponad 300 swoich przyjaciół, artystów, kuratorów, galerzystów, a także Waszego korespondenta ArtBazaaru.

Kolekcja Hortów liczy około 2000 dzieł sztuki zebranych w ciągu ostatnich 11 lat. Około trzysta z nich jest pokazywanych dorocznie w trzypoziomowym lofcie Hortów w modnej dzielnicy TriBeCa na Manhattanie.


Kuratorem Kolekcji Hortow jest od wielu lat Simon Watson z agencji Scenic. To on, po konsultacji z Susan i Michaelem, wybiera prace wiszące w lofcie. Polecenie Michaela dla Simona jest proste: “chcemy obcować z dziełami kupionymi ostatnio i z dziełami których dawno nie widzieliśmy (spora część kolekcji jest trzymana w magazynie). Mieszkanie z dziełami sztuki, które sami odkryliśmy, to dla nas ogromna radość”.


W tym roku po raz pierwszy wystawa Hortów zajmuje nie tylko trzy pietra ich rezydencji (5-7 piętro budynku), ale także wypożyczony na okres wystawy lokal na parterze. Ta dodatkowa przestrzeń jest wystarczająco duża aby zmieścić instalację samochodu Franza Ackermanna,



a także powiesić trzymetrowe, monumentalne płótna Axela Geisa.

Te największe obrazy Geisa są powieszone tuż przy wejściu, i natychmiast przyciągają wzrok. Geis to niemiecki malarz figuratywny, mało jeszcze znany, ale chyba nie na długo.

Mówię Michaelowi, że jego prace przypominają mi stylem malarstwo niemieckie lat 20-30 dwudziestego wieku. Michael bez wahania odpowiada: “ależ on ma swój własny styl!”. Nie zaprzeczam…


Michael osobiście wita wszystkich gości na parterze. Pamięta ArtBazaar, prosi aby rozejrzeć się wokół, zanim pojedziemy prywatną windą na 5 piętro (winda wjeżdża wprost do mieszkania; tuż obok niej wisi obraz Hernana Basa). Trochę się w głowie kreci…


Znajdujemy Susan Hort. Jak Michael na dole, tak i Susan w mieszkaniu, cały czas jest obstawiona przyjaciółmi Ta wystawa to (ledwo) kontrolowany chaos. Susan znajduje jednak 10 minut dla ArtBazaar i osobiście prowadzi nas do penthouse’u gdzie wisi "Polska sekcja" ich kolekcji. Zatrzymuje się przed każdym obrazem i dzielnie wymawia nazwisko artysty. My trochę pomagamy.


W “polskiej sekcji”, na schodach do penthouse’u wita nas duży obraz Zbyszka Rogalskiego,



nad nim wisi Bartek Materka (w kolekcji Hortów zaden obraz nie ma towarzyszącego opisu; to nie muzeum, więc wyjaśnienia Susan są bardzo ważne). Łącznie Hortowie maja cztery obrazy Rogalskiego i cztery obrazy Materki.



Oglądamy instalację Bujnowskiego “Wolność Równość Tolerancja” z podobizną braci Kaczyńskich.



Po drugiej stronie hallu wisi Sasnal w towarzystwie obrazów rumuńskiego artysty z Cluj, Adriana Ghenie.



Susan mówi, że kolekcjonowanie polskiej sztuki zaczęli od Sasnala już dawno.



Maja dobrego nosa, bo kupili tez wczesnego, fenomenalnego Currina za 2 tysiace dolarów. Ten Currin, który wisi w ich sypialni kolo Sasnala; jest teraz z pewnością wart ponad pół miliona dolarów….




Susan pokazuje nam trzy obrazy Jakuba Juliana Ziółkowskiego, a my chętnie pomagamy jej wymówić nazwisko artysty. Podobnie z Kuśmirowskim, którego trzy prace wiszą w penthouse’ie. Z polskich artystów jest jeszcze Adam Adach z jednym obrazem. Pytamy, kiedy Hortowie odwiedzą znowu Polskę, a Susan odpowiada, że chyba w tym roku. Postanawiamy później zjechać na parter i porozmawiać o tym z Michaelem.


Susan juz musi iść, witać się z przyjaciółmi. Bardzo milo ze spędziła z nami te chwile. Na odchodnym pozdrawia Piotra; pamięta dobrze wywiad z ArtBazaar.


Chodzimy jeszcze po mieszkaniu Hortów; jest tłum ludzi, ale nie ma miejsc “off limits” – gdzie nie wolno wejść. Nawet łazienki i kuchnie (a jest ich dwie) są częścią galerii i dostępne dla zwiedzających. Łącznie powierzchni wystawowej jest więcej niż 1000 m2.


Wrażenie robią wojenne obrazy Steve’a Mumforda. Prac z kolekcji Hortów z pewnością wystarczyłoby na zaopatrzenie głównego Muzeum Sztuki Współczesnej wielu mniejszych państw świata…
Dzieła ktore Hortowie lubią najbardziej, wiszą w ich sypialni – tam znowu wisi Axel Geis, Neo Rauch, Sasnal, Currin, Victor Man i wielu innych.



Ta rezydencja żyje i oddycha sztuką. Wcale nie czuje się, że jest niż przeładowana, mimo że obrazy, rzeźby i instalacje zajmują każdy metr kwadratowy. Sztuka ożywia ten dom. Wrażenie jest niezapomniane.


Schodzimy na dół porozmawiać z Michaelem. Ma trochę czasu, bo cały tłum pojechał na gore. Pytam Michaela, czy przyjeżdżają do Polski kontynuować budowę kolekcji i szukać nowych artystów.


Odpowiada, że tak, we wrześniu 2007 roku. Na pewno odwiedzą Raster i Fundację Galerii Foksal. Pytam czy odwiedzą też inne, młodsze galerie, które sie pokazały w Warszawie i w innych miastach. Z tym Michael jest już ostrożny. Mówi, że szuka galerii myślących długoterminowo o swoich artystach, a nie o takich, które chcą wykorzystać koniunkturę i szybko zrobić pieniądze. Dodaje, że w Polsce przekona się, które miejsca warto odwiedzić…


W lofcie Hortów już gaszą światła, to znak że czas iść.


Nasze dwie i pół godziny w tym niezwykłym domu minęły za szybko. Teraz czas na Armory Show.



Bardzo dziękujemy wojtkowinyc za relację. Aż żal, że sami tam nie byliśmy. Zapraszamy w następnych dniach na relacje wojtkanyc z targów Armory Show. Oczywiście z Nowego Jorku.







23 lutego, 2007

25 artystów których poczynania powinniśmy śledzić w 2007 roku

Najnowsze marcowe wydanie miesięcznika Art Review (w empikach pewnie dopiero w kwietniu – przypominamy że można skorzystać z darmowej wersji elektronicznej) przynosi zestawienie 25 artystów, których twórczość powinniśmy śledzić w bieżącym roku. Wśród grupy artystów jest Paulina Ołowska.


Ołowska jest ceniona za nieustanne pokazywanie „historii kobiet w sztuce” a w szczególności za prace nawiązujące do okresu modernizmu. Bieżący rok rozpoczęła szeroko komentowaną wystawą „Nowa Scena” w galerii Metro Pictures w Nowym Jorku. Nie możemy nie wspomnieć, iż z informacji, jakie posiadamy całość wystawy została podobno sprzedana w przeciągu kilku dni co wprowadziło w zdumienie jednego z krytyków z Nowego Jorku, który odwiedził wystawę i był świadkiem rozmowy przedstawicieli galerii z jednym z pragnących nabyć prace Ołowskiej kolekcjonerów.

Wśród pozostałych wyróżnionych artystów znaleźli się min: Bertram Hasenauer, Michael Simpson, Davi Nooan i Thomas Zipp.

Na zdjęciu Paulina Ołowska - praca z wystawy w Metro Pictures.

22 lutego, 2007

Kolejny polski debiut na nowojorskich aukcjach

Tak jak już pisałem wczoraj, obrazy Fangora na aukcji w Sotheby’s to nie jedyne polskie akcenty na zimowych aukcjach w Nowym Jorku. W tym samym Sotheby’s będzie można kupić pracę lubelskiego artysty związanego z niemiecką galerią Johnen+Schoettle, Marcina Łukaszewicza, w Christie’s obraz Wilhelma Sasnala, a w Philips de Pury & Co. również obraz Sasnala oraz portfolio z „Summer Love” Piotra Uklańskiego.
Wystawiony w Sotheby’s na aukcji 26 lutego obraz Marcina Łukaszewicza pochodzi właśnie z kolońskiej galerii Johnen+Schoettle i ma dość wysoką estymację – 8-12 tysięcy dolarów (24-36 tysiące PLN).
Obraz absolwenta Wydziału Artystycznego UMCS w Lublinie ma wymiary 126x89 cm i pochodzi z cyklu Dark Dreams wystawianego w berlińskiej galerii Johnen i kolońskiej galerii Johnen+Schoettle. Łukasiewicz ma za sobą również wystawy w galerii Arndt&Partners w Zurychu (miał tam też wystawę Rafał Bujnowski) i lubelskiej Galerii Białej.
Znakomity obraz Wilhelma Sasnala namalowany w zielonych barwach (podobną kolorystykę ma obraz Sasnala w kolekcji Tate Modern) będzie do kupienia w nowojorskim Christie’s na aukcji 28 lutego.
Obraz „Untitled” o wymiarach 43x50 cm, przedstawiający pomnik (?) na tle zieleni, ma estymację 18-22 tysiące dolarów (54-66 tysięcy PLN). Obraz, namalowany w 2002 roku, pochodzi z nowojorskiej galerii Anton Kern.
Nie wiem do końca, co przedstawia obraz Wilhelma Sasnala, wystawiony na aukcji w Philips de Pury 27 lutego. Czy jest to bunkier obrośnięty roślinnością, czy też góra śmieci, czy też coś jeszcze zupełnie innego. Jedno, co jest pewne, że ten czarno-biały obraz został wystawiony z estymacją 70-90 tysięcy dolarów (210-270 tysięcy PLN).
Pochodzi z galerii Johnen+Schoettle i ma wymiary 89x90 cm. Namalowany został w 2002 roku.
Wiadomo na pewno, co przedstawia kolejna praca polskiego artysty, która będzie licytowana na aukcji w Philips de Pury – jest to zestaw 16 kolorowych odbitek o wymiarach 40x50 cm z „pierwszego polskiego westernu” – „Summer Love” Piotra Uklańskiego. Artysta zapakował te zdjęcia do skórzanego portfolia ze skórzanym kowbojskim pasem i nabojami i stworzył z tego edycję. Wyprodukował tego 20 sztuk. Jedna z tych edycji będzie do kupienia w Philips estymacja tej pracy wynosi, podobnie jak w przypadku pracy Sasnala, 70-90 tysięcy dolarów (210-270 tysięcy PLN). Praca pochodzi z kolekcji prywatnej, do której trafiła ze słynnej nowojorskiej galerii Gavin Brown’s Enterprises. Trzeba przyznać, że zbyt długo w tej kolekcji nie była, gdyż przecież „pierwszy polski western”, podobnie jak ta edycja, powstał w ubiegłym roku.

Największe domy aukcyjne wystawiają się na ciężką próbę organizując aukcje tuż po słynnych targach sztuki The Armory Show, które ruszają już w piątek w Nowym Jorku. Kolekcjonerów czeka wiele atrakcji. W targach nie bierze udziału żadna polska galeria (jedynym przedstawicielem Europy Środkowo-Wschodniej będzie rumuński Plan B – znany z Willi Warszawa, nie będzie też, co jest zaskoczeniem, żadnej galerii z Rosji). Na targach będzie jednak można zobaczyć prace wielu polskich artystów reprezentowanych przez galerie zachodnioeuropejskie i amerykańskie: Wilhelma Sasnala, Jakuba Juliana Ziółkowskiego, Zbyszka Rogalskiego czy Rafała Bujnowskiego. Będzie też inny „polski akcent” – znani nowojorscy kolekcjonerzy – Susan i Michael Hortowie pokażą swoje najnowsza kolekcję, która przez najbliższy rok będzie wisiała w ich lofcie w TriBeCa. W kolekcji tej znalazło się całe piętro dla młodych malarzy z Europy Środkowo-Wschodniej.

Kto znalazł się w tej kolekcji – będziecie mogli przeczytać w specjalnych relacjach naszego korespondenta z Nowego Jorku – Wojtkanyc. Od soboty na Artbazaar będzie można przeczytać relacje z targów Amory Show, w tym również z otwarcia nowej kolekcji Hortów. Zapraszamy!

Na zdjęciach: Marcin Łukaszewicz, Dark Dreams,2002, olej na Płotnie,126x89 cm.
Wilhelm Sasnal, Untitled, 2002, olej na płótnie, 43x52 cm.
Wilhelm Sasnal, Untitled, 2002, olej i węgiel na płótnie, 80x92 cm.
Piotr Uklański, Summer Love – The First Polish Western, portfolio, 2006.



21 lutego, 2007

Fangor x 5 w nowojorskim Sotheby's

Na poniedziałkowej (26 lutego) aukcji sztuki współczesnej (Contemporary Art) w nowojorskim domu aukcyjnym Sotheby’s szykuje się wielka gratka dla polskich kolekcjonerów – wystawiono bowiem na niej pięć znakomitych op-artowskich obrazów Wojciecha Fangora pochodzących z kolekcji w Europie Zachodniej i USA. Dwa z tych obrazów, to „uczestnicy” wystawy Fangora w nowojorskim Guggenheim Museum na przełomie 1970 i 1971 roku – jedynej, jak dotąd, indywidualnej wystawy polskiego artysty w tym jednym z najlepszych muzeów sztuki nowoczesnej na świecie.

Niewątpliwie „gwiazdą”, oczywiście dla polskich kolekcjonerów, będzie op-artowski M39 – właśnie jeden z 37 obrazów wystawionych na wspomnianej wystawie w Guggenheim. Co będę Wam pisał – sami widzicie, że dawno nie było w sprzedaży takiego obrazu Fangora. Dodam, że ma on wymiary 203 na 203 cm. Jego estymacja to 40-60 tysięcy dolarów (czyli 120-180 tysięcy PLN). To dosć wysoka estymacja, jednak takiej klasy prace praktycznie do Polski nie docierają. Obraz M39 został namalowany w 1969 roku i pochodzi z kolekcji Państwa Krugmanów z New Jersey.

Taką samą estymację ma może trochę mniej efektowny, ale nadal znakomity obraz M21. Jest to wcześniejsze płótno, namalowane w 1968 roku. Ma wymiary 203 na 173 cm. Obraz również pochodzi z prywatnej kolekcji w New Jersey. Ten obraz jednak nie brał jednak udziału w nowojorskiej wystawie.

„Uczestnikiem” tej wystawy był za to mniejszy (121 na 121 cm) obraz Fangora M51 z 1968 roku – klasyczny „fangorowski” obraz kołowy. Zaraz po wystawie w Guggenheim obraz ten trafił via filadelfijska galeria Chalette do Philadelphia Museum of Art. Obraz ten ma dużo niższą estymację – tylko 15-20 tysięcy dolarów (45-60 tysięcy PLN).

Czwartym obrazem będzie kolejny w serii M (z numerem 52) o wymiarach 127 na 127 cm. Pochodzi on z prywatnej kolekcji w Milwaukee, zakupiony za pośrednictwem Irving Galery. Obraz ten ma jednak wyższą estymację – 20-30 tysięcy dolarów (60-90 tysięcy PLN).

I wreszcie ostatni obraz Fangora wystawiony na nowojorskiej aukcji. Będzie to niewielki (60 na 60 cm) B65, który pokazany był w 1965 roku na jednej z pierwszych wystaw Fangora w Europie Zachodniej – berlińskiej Galerie Springer. Obraz ten pochodzi z prywatnej kolekcji w Wielkiej Brytanii. Obraz ten ma estymację 8-12 tysięcy dolarów (24-36 tysięcy PLN).
Tak więc Sotheby’s wykonał ciężką pracę ściągając z Europy i USA znakomite płótna Fangora. Może tą ofertą zainteresowałaby się któraś z regionalnych Zachęt? Taka okazja może się długo nie powtórzyć…

Jutro o pozostałych „polskich” akcentach nowojorskich aukcji i rozpoczynających się w Nowym Jorku w piątek jednych z najważniejszych targów sztuki współczesnej – The Amory Show. W Artbazaar od soboty będzie można przeczytać relacje z tych targów naszego nowojorskiego korespondenta – wojtkanyc. Zapraszamy!


20 lutego, 2007

Krytyka sztuki w mediach (tradycyjnych i elektronicznych)

W cieniu dyskusji o zmniejszającym się znaczeniu krytyki we współczesnym świecie sztuki, rozgorzała właśnie dyskusja (na rynku anglosaskim) na temat pozycji krytyki w mediach i jej odbioru przez czytelników. Jak zauważył Peter Plagens, autor artykułu w lutowym wydaniu miesięcznika Art in America, czytelnicy odchodzą od czytania kolumn poświęconych sztuce w dziennikach i tygodnikach i przechodzą do….. blogów. Część krytyków za nimi zresztą tam podąża i oprócz płatnych posad w mediach tradycyjnych (papierowych) otwiera własne blogi w sieci.

Czy mamy tu konflikt pomiędzy nowym i starym? Chyba nie. Zgadzam się z opinią Edwarda Winklemana, że oba te media służą innym celom. Blogi w sposób błyskawiczny obracają informacją i tworzą miejsca wymiany informacji i poglądów. Media tradycyjne poprzez swoją naturę (wolniejszy proces publikacji) powinny koncentrować się na publikacjach o „dłuższym okresie przydatności” (tematycznych, przekrojowych i analitycznych).
Czy w kwartalniku czy nawet w miesięczniku warto zamieszczać wiadomości z kraju i ze świata – kiedy w momencie publikacji są one tak „przeterminowane”, że aż szkoda do nich wracać? Czy warto zamieszczać recenzje wystaw, do bólu omówionych w sieci? Może tak, ale tylko wtedy, jeśli czytelnik dostanie ciekawy i dobrze przygotowany materiał.

Tak na marginesie podobno kierunek „przejść” jest tylko jednostronny – z mediów papierowych do elektronicznych.

19 lutego, 2007

Lebenstein gwiazdą aukcji w Rempeksie

Już w środę 21 lutego kolejna w tym roku aukcja w Domu Aukcyjnym „Rempex”. Jak to już wielokrotnie bywało w przeszłości, bardzo nierówna, choć można zauważyć poprawę. Obok pachnących jeszcze farbą prac można będzie kupić dobre dzieła klasyków współczesności.
Gwiazdą aukcji będzie zapewne obraz z kolekcji poety Mirona Białoszewskiego „Kobieta w oknie” Jana Lebensteina z 1956/57 roku. Oprócz obrazu nabywca otrzyma między innymi dokumentację ze zdjęciem, na którym fragment obrazu widoczny jest na ścianie pokoju poety. Cena wywoławcza – 40.000 PLN, jest rozsądna, choć biorąc pod uwagę ceny innych prac Lebensteina z tego okresu, nie ma zbytnich możliwości wzrostowych.
W Rempeksie tradycyjnie będzie można kupić fotografie Edwarda Hartwiga (trzy fotografie w cenach wywoławczych od 1.900 do aż 10.000 PLN), serigrafie Tarasina, Fijałkowskiego, Nowosielskiego czy Beksińskiego. Będzie też litografia barwna (numer 16/30) Leona Tarasewicza z ceną wywoławczą 1.700 PLN czy niewielki (24x24 cm) gwasz Jarosława Modzelewskiego o 100 PLN tańszy przy wywołaniu.
Ciekawostką jest praca Ryszarda Waśko, organizatora słynnej wystawy „Konstrukcja w Procesie w Łodzi w 1981 roku. Pochodząca z 1982 roku praca „Sieć 10 propozycji kultury alternatywnej” (nazwa sama mówi, co praca zawiera) ma podwónje datowanie 2006/1982. Do kupienia w Rempeksie będzie też będzie późna praca (z 1990 roku) Władysława Hasiora zatytułowana „Kapliczka przydomowa” z ceną wywoławczą 3600 PLN.
Niestety, podobnie jak na poprzednich aukcjach, obok prac z „drugiej ręki”, tym razem ponownie trafiły prace pachnące świeżością. Najbardziej dobitnym tego przykładem jest praca Roberta Olszewskiego z 2007 (sic!) roku. Całe szczęście, że jest to akryl, bo przynajmniej już wysechł…
I jeszcze na koniec - może warto zostać na kolejną aukcję w Rempeksie, tym razem sztuki dawnej (aukcja sztuki współczesnej jest o godz. 15, a dawnej o godz. 17). Na niej wystawiono dwie urocze fotografie Tadeusza Wańskiego, pochodzące z lat 50., a przedstawiające Plac Konstytucji w Warszawie. Cena wywoławcza każdej z tych fotografii wynosi 1800 PLN.

Jan Lebenstein, Kobieta w oknie, 1956/1957, olej na płótnie, 104 x 64 cm;

16 lutego, 2007

Grażyna Kulczyk pokaże swoją kolekcję w Poznaniu

Kolejny numer „Piątej Alei” – dodatku do Rzeczpospolita przynosi nam kolejne spotkanie z kolekcją sztuki współczesnej. Tym razem nie zaglądamy jednak do niczyjego domu, gdyż Grażyna Kulczyk, która jest bohaterką tekstu, przygotowuje w poznańskim Starym Browarze wystawę – prezentację swojej kolekcji. A prac ma sporo – około 300. Wernisaż już za miesiąc – 17 marca. Planowane są również pokazy innych, zagranicznych kolekcji. Jak pamiętamy Dawid Radziszewski z Galerii Pies narzekał na program dużych instytucji kulturalnych w Poznaniu. Może to początek zmian?
Z tekstu w „Piątej Alei” nie dowiemy się, zbytnio, jakie prace ma swojej kolekcji Grażyna Kulczyk. Na zdjęciach obok tekstu widać tylko grafikę Eugeniusza Markowskiego w „towarzystwie” zdjęć Mikołaja Smoczyńskiego i świetne zdjęcia Jadwigi Sawickiej. Więcej o kolekcji możemy się dowiedzieć z GazetyWyborczej
– której Grażyna Kulczyk udzieliła wywiadu, również na temat kolekcji i wystawy. I tak w Poznaniu będzie można zobaczyć m.in. fotografie Candidy Hoefer, Thomasa Ruffa, Thomasa Demanda czy Mariko Mori. Będą m.in. klasycy współczesności, czyli Kantor, Abakanowicz, Stażewski, Strzemiński czy Wróblewski, a także mniej jeszcze „klasyczni” – m.in. Kozyra, Bałka, Sawicka czy Gustowska. Kolekcja nosić będzie numer „1”, co oznacza, że w przyszłości będziemy mogli się spodziewać pokazania kolejnej części.
Może do Polski też dotrze moda na publiczne pokazywanie prywatnych kolekcji?

15 lutego, 2007

Jest sporo dobrych artystów w Polsce - rozmowa z Dawidem Radziszewskim z poznańskiej Galerii Pies

Dlaczego postanowiłeś stworzyć Galerię Pies?
Poznań jest jednym z ciekawszych miast, jeśli chodzi o środowisko artystyczne. ASP w Poznaniu, przy wszystkich jej mankamentach, jest szczególnie w porównaniu z innymi szkołami w Polsce, dobrą szkołą artystyczną. Ona konstruuje pewien klimat intelektualny dla sztuki w mieście. Zarówno studenci, jak i wykładowcy stanowią dużą część publiczności poznańskich galerii. Dużo dobrych artystów, którzy sporo namieszali w sztuce w ostatnich latach, skończyło też szkołę poznańską m. in: Monika Sosnowska, Zbigniew Rogalski, Kuba Bąkowski, Daniel Rumiancew czy Basia Bańda. Ja już abstrahuję, na ile szkoła miała dla tych artystów jakieś znaczenie, podejrzewam, że niewielkie. Jest też bardzo dobra Historia Sztuki na Uniwersytecie, gdzie szczególny nacisk kładziony jest na sztukę nowoczesną. Studiuję w obu tych szkołach, to widzę to od środka.
Poznań to miasto, gdzie jest sporo małych galerii – wielkości Galerii Pies, kilka przyzwoitych galerii średniej wielkości, nie ma jednak dobrej dużej galerii. I to jest duży problem. Nie wiem dlaczego tak się dzieje, ale po prostu tak jest. Nie ma u nas dużych, problemowych wystaw. Dlatego brak dyskusji, bo takie wystawy wywołują debatę, a nie wystawy monograficzne. Być może trochę upraszczam, ale nie widzę naprawdę sensu robić laurki w postaci wystawy retrospektywnej kolejnemu profesorowi ASP. No, są też tak spektakularnie słabe wydarzenia jak umieszczenie wielkiego metalowego słupa przed muzeum (to jest taka straszna rzeźba, ja nie podam nawet nazwiska autora, żeby go sobie nie utrwalać w pamięci).
Jak myślisz, z czego to wynika? Skoro jest dobra uczelnia, dobrzy artyści, dlaczego nie ma tego trzeciego elementu – ludzi, którzy chcieliby stworzyć dobre galerie?
Są przyzwoite małe, galerie – AT, ON, Oko-Ucho czy Inner Space. Natomiast, jeszcze raz powtórzę, że nie ma dobrych dużych galerii. Dlaczego? Bo chyba te duże galerie są beznadziejnie prowadzone. Galeria Arsenał jest położona w sercu miasta i powinna być świetną galerią, a jest kompletną miazgą. Galeria Stary Browar też jakoś się nie wykazuje.
Wiesz, a jeśli chodzi o tych ludzi, którzy mają tworzyć galerie, to jest ich kilku. Ale większość tych przedsięwzięć na charakter lokalny, i informacje nie dochodzą np. do Warszawy. Dziwi mnie, że tylu ludzi kojarzy moją galerię.
Jak doszło do powstania Psa?
Galeria powstała dosyć spontanicznie. Nie mieliśmy jakiś super planów, po prostu było ciśnienie na założenie galerii. Powstała w połowie 2005 roku z inicjatywy trzech osób – Radka Gajewskiego, Jagny Dąbrowskiej, no i mojej. Radek na samym początku wyjechał do Niemiec, wycofał się. Przez ponad rok prowadziłem tę galerię z Jagną, ale potem ona też zrezygnowała. Wtedy zostałem w tej galerii sam...
Niedługo miną dwa lata od jej powstania. Galeria nigdy nie korzystała z pieniędzy podatników, dotychczas nie była komercyjna. Brak pieniędzy to właściwie główny problem. Nie ma ich praktycznie na nic, ale z drugiej strony daje to poczucie totalnej niezależności.
To skąd brałeś pieniądze? Od sponsorów?
Nie. Nigdy nie było żadnych pieniędzy, które nie byłyby pieniędzmi naszymi, czy też artystów. Ja płacę za czynsz – właścicielka kamienicy, w której się mieścimy jest bardzo fajną kobietą i ma świadomość, że to ważne, aby w jej kamienicy mieściła się galeria. To jest miejsce, gdzie przed wojną była szkoła artystyczna – Instytut Sztuk Pięknych. A w samej galerii była pracownia Adama Hanytkiewicza. Ojciec obecnej właścicielki wybudował oficynę jako miejsce dla sztuki i dziś dzięki niej nadal może pełnić tę rolę. Na dziedzińcu kamienicy jest pomnik psa, postawiła go właścicielka, która opiekuje się zwierzętami.
Jedyny większy koszt to czynsz i zrobienie plakatów na ksero – 16 groszy za sztukę i to tyle. Jak jestem w Zielonej Górze, bo z Zielonej Góry pochodzę, to kseruję w BWA dzięki uprzejmości pana dyrektora Wojciecha Kozłowskiego. No do tego dochodzą koszty farby i innych drobiazgów. Artyści sami płacą za podróże i transport, śpią u mnie. Taki jest układ.
Mówiłeś galeria nie jest komercyjna, czyli nie sprzedajesz prac?
No właśnie, nastąpił już taki moment zmęczenia materiału tym „undergroundem finansowym”. Doszedłem do takiego punktu, że aby ta galeria mogła się rozwinąć, to potrzebne są pieniądze. Poza tym ważne dla mnie stało się uczestnictwo w rynku sztuki, w targach i ważne to też będzie dla artystów, którzy są z galerią jakoś związani. Dlatego jedyny sposób to wejść na ścieżkę komercyjną. To chyba naturalna kolej rzeczy... Wiadomo, że wolałbym robić galerię w latach osiemdziesiątych i nie przejmować się rynkiem sztuki itd. Ale żyję, całe szczęście, w ustroju kapitalistycznym i z pewnymi sprawami trzeba się pogodzić.
A wracając do naszego pytania... Czy będziesz reprezentował artystów? Sprzedawał prace, które będą się pojawiały u Ciebie na wystawach?
Galeria nie ma artystów, których reprezentuje. Ja po prostu współpracuję z niektórymi artystami. To się powoli jakoś kształtuje i myślę, że w najbliższym czasie będzie można mówić o artystach związanych z galerią Pies. Myślę o kilku artystach, których chciałbym reprezentować, a którzy przewinęli się przez moją galerię. W zasadzie to też zmierza w taką stronę, że prace z każdej wystawy będzie można kupić, chyba że artysta jest reprezentowany przez inną galerię.
Masz dobre oko do „nowych twarzy”. Powinniśmy się spodziewać jakichś nowych odkryć w tym roku?
No to miło, że ktoś uważa, że mam dobre oko. Wiesz, tak myślę, że jak ktoś jest dobry, to po prostu widać. Z drugiej strony zadziwiają mnie pewne galerie, które mają ambicje pokazywania sztuki współczesnej, a wynajdują jakichś kompletnie nieinteresujących młodych artystów. To problem tych galerii i ludzi którzy to kupują, nic mi do tego. Ale mówiąc o artystach szczególnie interesujących, to widzę w Poznaniu dwie takie osoby, choć ich twórczość nie jest w ogóle znana: Tomek Mróz i Iza Tarasewicz. Oboje to rzeźbiarze. To co robią jest bardzo dobre. Oboje będą mieli wystawę w galerii Pies, Iza już 13 kwietnia. Wiesz to jest jeszcze o tyle interesujące, że w Polskiej rzeźbie to jest jakaś posucha, a oni gdzieś, mam nadzieję tę sytuację zmienią. Ja ich obserwuję od dwóch, trzech lat i widzę, że to naprawdę idzie w bardzo fajną stronę. Myślę, że niebawem wejdą w taki „ogólnopolski” obieg sztuki. Jest jeszcze paru innych młodych artystów, których obserwuję. Nie chcę odsłaniać wszystkich swoich kart, ale większość prędzej czy później ma zaplanowane wystawy w Psie.
Możesz nam zdradzić pozostałe swoje plany na najbliższe miesiące?
2 marca (o 19.00) jest otwarcie wystawy Ryszarda Góreckiego. Ale wcześniej 16 lutego wykład Piotra Bernatowicza (też o 19.00). W lutym są przewidziane jeszcze inne imprezy, ale jest problem z ustaleniem dokładnego terminu. W tym roku jeszcze Piotr Zawada, to jest taki artysta który trochę przycichł, ale mam nadzieję, że wystawa w galerii Pies go zreanimuje artystycznie. Pod koniec roku będzie wystawa Anety Grzeszykowskiej, ma być też Ewa Zarzycka. Ja nie mogę zdradzać wszystkiego, bo to oczywiście tajemnica. Ale program jest naprawdę mocny i naprawdę układam go bardzo, bardzo starannie. Nie ma żadnych przypadkowych wystaw. Nie ma strony internetowej, ale można się kontaktować z galerią przez e-mail galeriapies@gmail.com. Jeśli ktoś ma jakiś interes, albo chce żebym go wpisał na mailing i informował o wydarzeniach, proszę pisać na ten adres.
Będziesz kontynuował gościnne wystawy w innych miejscach wystawienniczych?
Myślę, że tak. Czemu miałbym nie kontynuować? Ostatnio się zmęczyłem przy wystawie gościnnej w Rastrze, bo złapałem grypę i nie miałem kompletnie mocy. Ale wystawa gościnna u Klimy Bocheńskiej była bardzo miłym wspomnieniem, bo było ciepło i nie byłem chory. Ja myślę, że takie wyjazdowe wystawy to raczej latem będę robił. Nie mam zaplanowanych wystaw na ten rok, ale jak znam życie to się zmieni. Od trzech chyba lat planuję zrobić taką wystawę w Tarnowie, ale tam się ciężko dogadać z BWA. Mam nadzieję że w końcu się uda, bo to jest bardzo ładny projekt, wakacyjny. Zresztą myślę, że warto byłoby zrobić cykl takich wystaw w polskich miastach średniej wielkości.
Chcielibyśmy abyś opowiedział nam o swoich fascynacjach w dzisiejszej sztuce polskiej. Kogo lubisz, cenisz?
No wiesz, ja nie będę mówił o takich artystach klasycznych. To wiadomo kogo cenię, bo wszyscy mniej więcej cenią tych samych. Ale jest sporo artystów, których zupełnie nie cenie, ale nie będę ich tu wymieniał, bo większość z nich jest żyjąca, więc mogliby się obrazić.
Ale powiem o tych których lubie, niektórych oczywiście. Widziałem ostatnio na tej dziwnej wystawie w Zachęcie (Malarstwo XXI wieku) obrazy Sasnala. No, to były absolutnie cudowne obrazy. No, ale Sasnal wiadomo. Matecki jest bardzo dobry, ale już nie będę mówił o Mateckim, bo to już wszyscy wiedzą, że on jest bardzo dobry.
Bardzo zdolna i obiecująca jest Ania Okrasko. To jest bardzo mądra dziewczyna, i ona doskonale wie, że chce się zajmować sztuką, ale bardzo szuka. Naprawdę bardzo dobrze się to rozwija. Poznałem ją w Krakowie na jej wystawie o papieżu, niezbyt zresztą udanej. Od tego czasu Ania zrobiła wielki skok. U mnie też miała wystawę, która była naprawdę dobra.
Bardzo cenię twórczość Pawła Książka. To artysta bardzo skupiony na swojej twórczości. Widziałem ostatnio w jego pracowni najnowsze obrazy, bardzo dobre. Dziwne, że Paweł nie miał jeszcze dużej wystawy w Polsce. Z tego co wiem, jego dotychczasowe realizacje miały taki kameralny charakter, działo się to w małych metrażowo galeriach, albo na wystawach zbiorowych. Myślę, że wypadłby świetnie w jakiejś dużej galerii. Paweł miał też wystawę w Psie i wyszła świetnie.
Ja zapraszam do galerii tych artystów, których cenię. Więc program jest najpełniejszym wyrazicielem mojego gustu artystycznego. Oczywiście są artyści, których bardzo bym chciał zaprosić, ale nie mogę, bo albo realizacja ich pracy wymagałaby dużo pieniędzy i galerii nie byłoby stać, albo z wielu innych przyczyn technicznych. Ale pracuję nad tym, żeby było jak najmniej przeciwwskazań i żeby rzeczywiście dało się zrobić wystawę każdemu.
Bardzo fajna jest też Basia Bańda. Jak widać jest sporo dobrych artystów w Polsce.

Galeria pies mieści się na ul. Dąbrowskiego 25a w Poznaniu.

14 lutego, 2007

Kup Pan Jpega

Trochę w nawiązaniu do nowych technologii wspierających rynek sztuki, trochę jako ciekawostka pokazująca, jakiego przyspieszenia nabierają transakcje na dzisiejszym dość rozgrzanym rynku sztuki, zainteresował nas artykuł w The New York Times o wystawie Toma Friedmana w Gagosian Galery. Artykuł nosi tytuł – Widziałeś maila, kup teraz sztukę – i opisuje coraz częściej występująca praktykę kupowania prac artystów na podstawie tylko obejrzenia zdjęcia w Internecie.
Większość prac Toma Friedmana została sprzedana jeszcze przed otwarciem wystawy, a ceny bynajmniej nie należały do niskich, bo sięgały 500 tysięcy dolarów. Co ciekawe dostęp do cyfrowych zdjęć prac Friedmana mieli tylko nieliczni kolekcjonerzy, gdyż zdjęcia te były umieszczone na specjalnej stronie galerii zabezpieczonej hasłem udostępnionym tylko wybrańcom.
Jednak dla niektórych kolekcjonerów wysiłek wejścia na stronę, wprowadzenia hasła może być zbyt duży dlatego co bardziej „roztropni” przedsiębiorcy, zdjęcia prac na sprzedaż wklejają bezpośrednio do maila aby kontakt ze sztuką nie wymagał zbyt dużego wysiłku.
Trzeba przyznać, co podkreślają wszyscy galerzyści, kupujący na podstawie jpegów nie są przypadkowymi osobami. Z reguły znają doskonale prace artysty, są stałymi gośćmi galerii, a tego typu kupowanie jest tylko efektem większej sprawności i szybkości dzisiejszego rynku. Obecnie rynek sztuki jest rynkiem sprzedawcy, a szybkość ma decydujące znaczenie. Decyzja musi być podjęta bardzo szybko, gdyż z reguły na jedną pracę jest wielu chętnych.
Podobne zjawisko można zaobserwować też i u nas. W przypadku kilku „gorących” nazwisk niektóre prace mają po kilka rezerwacji i nabywcy maja świadomość, że jak nie kupią dzisiaj, to mało tego, że nie kupią jutro ani w najbliższym roku… mogą nie kupić wcale.
Najlepszy komentarz dała do tego Amy Cappellazzo, szefowa departamentu sztuki współczesnej (Post-war and Contemporary Art) w domu aukcyjnym Christies – „Nie wiem czy jest to początek czegoś wspaniałego, czy też koniec czegoś pięknego”.
Na zdjęciu: Tom Friedman, Inside Out, 1991-2006, mixed media

12 lutego, 2007

Sofia Loren sprzedała płótno Bacona

Dwie informacje na marginesie sprzedaży wspaniałego obrazu „Study for Portrait II” Francisa Bacona, który na ubiegłotygodniowej aukcji osiągnął rekordową cenę 14,02 miliona funtów (27,5 miliona dolarów).
Pierwsza informacja – jest to najdroższy obraz powstały po II wojnie światowej, który został sprzedany na publicznej aukcji. Ale tylko w dolarach – gdyż, gdy w listopadzie ubiegłego roku anonimowy nabywca płacił 27,1 miliona dolarów za pracę „Untitled” Willema de Kooninga, jego cena w funtach była trochę wyższa. Teraz z powodu różnic kursowych jest na odwrót.
Ale dość już rekordów, kursów walut – druga informacja, dużo ciekawsza. Płótno należało do Sofii Loren, słynnej włoskiej aktorki, a właściwie do jej zmarłego w styczniu męża, reżysera Carlo Pontiego, który był znanym kolekcjonerem sztuki. Czy taka informacja, że obraz sprzedaje słynna aktorka ma wpływ na cenę pracy? Przy takiej jakości dzieła, jak obraz Bacona, chyba nie, ale nowy właściciel chyba jest zadowolony.
A nowym włascicielem jest znany dealer sztuki współczesnej - działająca od 1963 roku, najpierw w Chicago, a następnie również w Nowym Jorku - Galeria Richard Gray. Pytanie tylko, do kogo dalej trafi ta praca...

Książki sprzedały się dobrze

Dzisiaj trochę spóźnione informacje na temat aukcji w londyńskim Christie’s 9 lutego. Niemniej zakładam, że nie każdemu chciało się buszować po stronach londyńskiego domu aukcyjnego i sprawdzać, jak sprzedały się prace Wilhelma Sasnala i Piotra Uklańskiego. A sprzedały się dobrze.
Świetny obraz Sasnala „Untitled (The Books)” sprzedany został za 36 tysięcy funtów (około 71 tysięcy dolarów). Jego estymacja wynosiła 30-40 tysięcy funtów. Obraz namalowany został w 2003 roku (to chyba „najmłodszy” obraz Sasnala dotychczas sprzedany na aukcji) i pochodził z monachijskiej galerii Ruedigger Schoettle.
Sprzedały się również dwie fotograficzne prace Piotra Uklańskiego – „Untitled. Blue Sky” z 2005 roku (w edycji do pięciu sztuk) oraz „Untitled. Waterfall” z 2001 roku (również w edycji do pięciu sztuk). Pierwsza z tych prac sprzedała się za 16.800 funtów (około 33 tysiące dolarów) przy estymacji 14-18 tysięcy funtów, a druga za 13.200 funtów (około 26 tysięcy dolarów) przy estymacji 6-8 tysięcy funtów. Pierwsza praca była zdecydowanie lepsza.
Już wkrótce aukcje w Nowym Jorku przy okazji The Amory Show. Zapowiadają się one szczególnie ciekawie, gdyż zjadą na nie przy okazji nowojorskich targów kolekcjonerzy z całego świata. Pytanie tylko, czy wystarczy im pieniędzy zarówno na zakupy na targach, jak i na uakcji. Zobaczymy. W The Amory Show nie bierze udziału żadna polska galeria. Jedyną galerią z tej części Europy będzie rumuński Plan B, który mieliśmy okazję zobaczyć podczas Willi Warszawa w ubiegłym roku.

Na zdjęciu: Wilhelm Sasnal, Untitled, The books, 2003

09 lutego, 2007

Wspaniała licytacja obrazu Francisa Bacona w Christie's

Pierwsza w tym roku aukcja sztuki współczesnej w Christie’s pozostanie głównie w naszej pamięci z powodu zażartej licytacji o prawdopodobnie jedną z najlepszych prac sprzedanych na rynku w tym roku -„Study for Portrait II” Francisa Bacona . Ten namalowany w 1956 roku obraz o wymiarach 152,5 na 116 cm, od ponad 40 lat nie pokazywany publicznie, stał się nowym rekordem cenowym pracy brytyjskiego artysty. Obraz osiągnął cenę 14,02 miliona funtów (czyli prawie 24 miliony dolarów), czyli więcej, niż spodziewali się najwięksi optymiści. Ale nie ma w tym nic dziwnego, gdyż obraz ten jest uważany za jeden z najważniejszych prac Bacona i pewnie długo będziemy czekali na możliwość kupna podobnej pracy. Z kronikarskiego obowiązku dodam, że najwyższa cena za pracę Bacona wynosiła dotąd 15 milionów dolarów (czyli nieco ponad 7,5 miliona funtów).
Nie sprzedał się wczoraj natomiast obraz Wilhelma Sasnala z 2001 roku „Bez tytułu”, przedstawiający publiczność podczas koncertu rockowego. Wystawiony z estymacją 80-120 tysięcy funtów czarno-biały obraz pozostanie u dotychczasowego właściciela, który w 2001 roku kupił go w Fundacji Galerii Foksal.
Nabywcę znaleźli natomiast „Naziści” Piotr Uklańskiego, choć wszyscy spodziewali się wyższej ceny. Ale tak się kończy „dzielenie” prac. Jesienią ubiegłego roku pełną wersję „Nazistów” kupił dla greckiego kolekcjonera znany nowojorski dealer Jeffery Deitch za 568 tysięcy funtów. Wczoraj na aukcji w Christie’s sprzedał się „set B” (z numerem 6/10) „Nazistów” składający się z 41 fotosów (czyli jedna czwarta całości, bo cała praca liczy łącznie 164 fotografie). „Część” pracy Uklańskiego osiągnęła ostatecznie cenę 114 tysięcy funtów, czyli zdecydowanie mniej niż jedna czwarta ceny uzyskana w ubiegłym roku za sprzedaż całości.
Dziś w Christie’s kolejna aukcja, na której sprzedawane będą prace Uklańskiego i Sasnala.

Na zdjęciu: Francis Bacon, "Study for Portrait II" 1956

07 lutego, 2007

Banksy przekroczył granicę 100 tysięcy funtów


Tak wygląda najdroższy obraz Banksy’ego. Nowy właściciel zapłacił po zaciekłej aukcji na aukcji w londyńskim domu Sotheby’s za „Bombing Middle England” aż 102 tysiące funtów (600 tysięcy PLN). To prawie dwa razy więcej niż dotychczasowy rekord Banksy’ego. Jesienią jego współczesna wersja Mony Lisy osiągnęła cenę 57.500 funtów i wydawało się, że będzie to rekord trudny do pobicia, bo najsłynniejszy miejski partyzant całkiem niedawno trafił na salony. Tymczasem bardzo dobra praca o wymiarach 92x183 cm (wystawiona z estymacją 30-50 tysięcy funtów) zdecydowanie ten rekord pobiła.
Sprzedały się również dwie niewielkie prace Banksy’ego. „Bomb Hugger” (o wymiarach 30x30 cm) osiągnął cenę 31.200 funtów przy estymacji 18-25 tysięcy funtów. Natomiast nieco większa praca (40x40 cm) zatytułowana „Balloon Girl” sprzedała się za 37.200 funtów przy estymacji tylko 7-10 tysięcy funtów. Festiwal Banksy’ego byłby pełen, gdyby na aukcji w londyńskiej w Olympii sprzedał się czwarty obraz tego artysty „Precision bombing”. Ale ten obraz nie znalazł nabywcy.
Sukcesy aukcyjne Banksy’ego zachęciły kolekcjonerów do zakupów również innych artystów tworzących w podobnej stylistyce i ... dzielących z Banksym tego samego agenta. Na aukcji w Olympii znakomicie zadebiutował Anthony Micallef. Jego praca akrylowa „Untitled” (80x100 cm) sprzedała się za 24.000 funtów przy estymacji 5-7 tysięcy funtów. Choć Micallef nigdy nie tworzył „na ulicy”, to jego stylistyka jest tak bliska miejskim partyzantom, że wymienia się go w jednym ciągu z takim artystami jak Banksy, McAttee czy Blek le Rat . Prace tych artystów cieszą się coraz większym powodzeniem i zapewne już wkrótce usłyszymy o kolejnych rekordowych wynikach aukcji.

Na zdjęciu: Banksy, Bombing Middle England, akryl i spray na płótnie,

Nowe technologie – prywatny przegląd oferty Sotheby

Za pomocą nowych technologii możemy uczestniczyć w prywatnym przeglądzie wybranej oferty aukcyjnej Sotheby. Prywatny przegląd, czyli nie w towarzystwie tłumu innych gości tylko samemu, w czasie jaki nam odpowiada, w towarzystwie pracownika domu aukcyjnego. Przewodnikiem jest tu szef Departamentu Sztuki Współczesnej w Londynie Pan Oliver Barker. Na stronach internetowych domu aukcyjnego zamieszczono krótki film, w którym Oliver Barker opowiada o wybranych obiektach z najnowszej oferty Sotheby. Można tu zobaczyć omawiane dzieło sztuki i dowiedzieć się wiele ciekawych rzeczy na jego temat.

Pomysł godny powielenia w naszych domach aukcyjnych. Może w końcu byśmy się dowiedzieli, dlaczego niektóre z prac w ogóle tam trafiają.

06 lutego, 2007

Malarstwo to kontrowersyjne medium – dokończenie rozmowy z Tomkiem Kozakiem

Na zakończenie pierwszej częsci rozmowy Tomek zadał nam pytanie - co w blogu archiwizującym rekordy aukcyjne robi artysta, którego potencjał rynkowy jest bliski zeru? Poniżej nasza odpowiedź i dalsza częsć rozmowy z Tomkiem Kozakiem.

Interesujemy się artystami, którzy naszym zdaniem mają coś istotnego do powiedzenia. To jest chyba najprostsza odpowiedz na Twoje pytanie… Dla nas kolekcjonerstwo to jest też poznawanie artystów. Aukcje, rynek, rekordy pieniądze, są po prostu częścią tej układanki i o tym też piszemy.

Dobra, to trochę was zaatakuję. Dzisiaj wszyscy modlą się do złotego cielca, którego świątynią jest rynek. W tym kontekście Art Bazar jawi się niemal jako młynek modlitewny nakręcający towarową mantrę. A jeśli zgodzimy się ze zdaniem klasyka, że „piekło szaleje w duszy towaru”, to tym samym musimy przyjąć, iż afirmacja towaru jest praktyką infernalną.
W tej sytuacji – wobec braku wiarygodnej krytyki artystycznej; wobec konserwatyzmu i intelektualnej słabości instytucji; wobec dominacji targów i galerii nad artystami – tabela cen i ranking okazują się ogłoszeniem duszpasterskim - mają rangę kapłańskiej wskazówki. Wobec tego powstaje pytanie, jaka jest rola Art Bazaru w tym wszystkim?

Tu jest kilka kwestii. Po pierwsze nie uprawiamy krytyki sztuki – z wielu względów – po pierwsze nie mamy takiego wykształcenia, nie znamy się na tyle, aby zabierać w tej dziedzinie głos - to zostawiamy innym. Sami bolejemy nad tym, gdyż dobra i ciekawa dyskusja na temat sztuki, artystów pomogła by nam lepiej budować nasze kolekcje. To w czym czujemy się silni i to co opisujemy, to właśnie kolekcjonerstwo i rynek sztuki. Kolekcjonerstwo to wyszukiwanie rzeczy pięknych i wyjątkowych, poznawanie jej twórców, a rynek sztuki to między innymi ceny i rekordy. Stąd też taka a nie inna tematyka, naszych informacji.

Ok., ale czy powinniśmy niejako automatycznie aprobować status quo rynku, czy też ze względu na fakt, że przybiera on bardzo niepokojące formy – poddać go krytycznej analizie? Globalny sukces Sasnala powinien uruchomić w Polsce proces takiej analizy. Tymczasem w tej sprawie panuje nabożna cisza przerywana masowym alleluja w obliczu rosnących cen. To powinno nam dać do myślenia…

Jednak musisz przyznać że wspominaliśmy o tym, że boli nas to, że teraz wszyscy patrzą na Sasnala przez pryzmat jego cen….

Wobec tego chciałbym zwrócić uwagę na postawę dziennikarzy – np. Doroty Jareckiej, która kiedyś bardzo krytykowała artystów z Grupy Ładnie – choćby przy okazji wystawy „Popelita”. Zmieniła front, kiedy ci ludzie odnieśli sukces komercyjny. Wtedy napisała afirmatywny artykuł pt. „Moda polska”. Sasnal został w nim opisany w znamienny sposób: o samym malarstwie niewiele, zamiast tego - świątynna lista galerii i fotka artysty z podpisem: „Ceny jego prac dochodzą dziś do 30 000 euro”. Nic dodać nic ująć – to pokazuje jak aura komercjalizacji w kompromitujący sposób modyfikuje świadomość. Inny problem to dwuznaczna rola kolekcjonera na współczesnym rynku. Kiedyś – jak pisał Benjamin – kolekcjoner ocalał rzeczy przed przekleństwem użyteczności. A dzisiaj co robi? Ocala w taki sposób, jak Saatchi? (śmiech)



No tak, ale on nie jest klasycznym kolekcjonerem. Bardziej inwestorem i specjalistą od marketingu w sztuce. Rubellowie czy Eli Broad, Burgerowie czy Boros – to są klasyczni kolekcjonerzy. Hortowie, jak przyjeżdżali do Berlina czy Brukseli, to spali w pracowniach malarzy, gdyż chcieli być blisko artystów. To są nasze wzorce… To są ludzie którzy ocalają. Jednak masz rację, teraz wielkie fundusze inwestycyjne, wielcy kolekcjonerzy prywatni i instytucjonalni rządzą rynkiem. Stąd wynika dominująca rola targów sztuki nad np. pokazami galeryjnymi, stąd malejąca rola kuratorów i krytyków… Skoro jesteśmy przy rynku, czy sprzedałeś już jakąś prace video?

Jak na razie nie. Z tego co wiem, Zamek Ujazdowski przymierza się do kupna „Klasztoru”- ale transakcja nie została jeszcze sfinalizowana.

Czy to prawda, że były już takie przypadki, że niektóre z twoich prac nie były pokazywane ze względu na treść?

Tak było właśnie „Klasztorem”. Oraz z filmem „Krajobraz po bitwie” - projekt ten spowodował odwołanie mojej rezydencji w „Schloss Solitude” w Stuttgarcie z powodu – jak ujął to dyrektor tej placówki - „nadmiernej ilości przemocy w obrazach związanych z Holocaustem”. Cała sytuacja podsunęła Niemcom zbawienną ideę wstępnej oceny polskich artystów przez fachowców od public relations. Ja potraktowałem to jak komplement (śmiech).

Kłopoty były też przy okazji wystawy „Zmurzynienie – ekshumacja pewnej metafory” w CSW. Zamek, zanim zdecydował się na realizację ekspozycji, przygotował pokaz zamknięty dla amerykańskiego attache kulturalnego z pytaniem, czy moje filmy nie obrażają uczuć Afro-Amerykanów. Okazało się, że raczej nie obrażają… Projekt został więc pokazany. Mam jednak wrażenie, że moje prace wciąż budzą pewien niepokój instytucji kulturalnych (śmiech).

Twoje filmy video są w edycjach?

W tym momencie nie są obiektem kolekcjonerskim, gdyż nie ma zainteresowanych ich kupnem. „Klasztor Inversus” ma edycję do sześciu sztuk ze względu na fakt, iż był pokazywany na Viennafair.

Nad czym teraz pracujesz?

Niedawno ukończyłem adaptację tekstów Micińskiego w wersji found footage. Jednocześnie doszedłem do wniosku, że moja przygoda z filmem kompilacyjnym chyba dobiegła końca. Teraz chciałbym wdrożyć do produkcji projekt wideo związany z klasycznym tematem sztuki europejskiej – z odjazdem na wyspę miłości. To będzie alegoryczna krótkometrażówka z żywymi aktorami. Scenariusz nosi tytuł: „Odjazd na Cyterę, czyli zwycięstwo Miłości na Lubieżnością i Melancholią”. Praca nad tym projektem przebiega pod egidą lubelskiej Zachęty. Pieniądze dostaniemy być może z MKiDN. Przymierzamy się do realizacji tego przedsięwzięcia w lecie, w lubelskim Teatrze Muzycznym. Poza tym pracuję nad doktoratem, który będzie próbą teoretycznego ujęcia własnej twórczości. W związku z tym dostałem zaproszenie od prof. Marii Janion na jej seminarium w Polskiej Akademii Nauk, gdzie w połowie lutego wygłoszę referat na temat „Klasztoru Inversus”.

Zarzuciłeś na chwilę malarstwo?

Nie do końca, ale z malarstwem mam taki problem, że pracuję raczej powoli – powstaje więc mało obrazów. Dzisiaj trzeba mieć naprawdę ważny powód, aby chwytać za pędzel. Ja żywię ambiwalentne uczucia wobec malarstwa – to trudne i kontrowersyjne medium. Nie podzielam więc powszechnego entuzjazmu w tej sprawie…

Na zdjęciach: Tomasz Kozak- "autoportret" oraz "rozpruwacz" akryl na płótnie.