31 października, 2007

Najbardziej wpływowe osoby w polskiej sztuce

Dzisiaj zakończyła się nasza ankieta, w której zapytaliśmy naszych czytelników o najbardziej wpływowe osoby w polskiej sztuce. Początkowo pomyślana jako zabawa, z czasem przy tak dużej liczbie osób biorących w niej udział, robiła się coraz bardziej poważna. Zanim przejdziemy do wyników kilka uwag – zestaw nazwisk przygotowaliśmy w ten sposób, aby reprezentowane były różne środowiska, które mają wpływ na polską sztukę i spośród nich najbardziej naszym zdaniem „wpływowe” osoby – galerie komercyjne (Raster, Fundacja Galerii Foksal, Zderzak i Galeria Starmacha); krytykę (Kuba Banasiak), kuratorzy (Sebastian Cichocki) artyści (Sasnal, Althamer) pedagodzy (Kowalski, Tarasewicz), kolekcjonerzy (Kulczyk) instytucje publiczne (Zachęta/Morawińska, Muzeum Sztuki Nowoczesnej/Mytkowska). Celowo ograniczyliśmy listę do 12 osób – stąd też wiele osób umyślnie opuściliśmy o kilku też zapomnieliśmy (np. Anda Rottenberg). Lista ta ma też coś co można nazwać odchyleniem kolekcjonerskim, stąd też nadmierna reprezentacja galerii komercyjnych w stosunku do innych środowisk.

W ankiecie wzięło udział 219 osób, co jest naszym zdaniem wynikiem pozwalającym na traktowanie naszej zabawy poważniej niż można by się tego spodziewać. Za osobę najbardziej wpływową w polskiej sztuce został uznany Wilhelm Sasnal. Zdobył on blisko 2 razy więcej głosów niż kolejna osoba w naszej ankiecie. Pozycja Sasnala może wynikać z kilku faktów. Jest on najbardziej popularnym i uznanym polskim artystą na rynku światowym. Jego pozycja nie wynika, tak jak widzi to wiele osób w naszym kraju, z przyczyn ekonomicznych (cen jego prac) tylko z uznania jakim się cieszy wśród krytyki i kolekcjonerów na świecie oraz, co jest nie mniej istotne, uznania wśród artystów młodszego pokolenia którzy wskazują Sasnala jako punkt odniesienia swojej własnej twórczości. Sukces finansowy jest tu tylko pochodną tego uznania. „Wpływowość” Sasnala na polską sztukę może się objawiać w tym, iż osoby zainteresowane jego pracą (kuratorzy, kolekcjonerzy) szukają według klucza narodowego innych artystów z naszego kraju i dzięki temu odnajdują innych artystów pokazując ich szerokiemu audytorium na świecie. Tak tworzy się coś co niektórzy nazywają ‘Młodą sztuką z Polski” (YPA- young polish art.). Można tu uznać Sasnala za ambasadora polskiej sztuki w świecie. Nie bez znaczenia jest też to, iż artysta ten ma naturalne predyspozycje do bycia ikoną pop-kultury. Nie ucieka przed swoją popularnością, jest zaangażowany w wiele inicjatyw niezwiązanych ze sztuką, ma swoje zdanie w wielu sprawach i umie je klarownie przedstawić. Będąc przy tym człowiekiem sukcesu jest bardzo atrakcyjnym kandydatem na osobę wpływową. I za taką został przez naszych czytelników wybrany.

Druga pozycja to Joanna Mytkowska. Mytkowska mogła tu występować w roli przedstawicielki Fundacji Galerii Foksal (FGF) jak i szefowej Muzeum Sztuki Nowoczesnej jakie jest tworzone w Warszawie. W obu tych rolach jej wpływ na polską sztukę jest niezwykle istotny. Jako przedstawicielka FGF (obok Szymczyka i Przywary) jest uznawana za osobę, która wprowadziła polską sztukę najnowszą na rynek światowy, jako szefowa Muzeum jest/będzie/może być osobą która będzie stanowić i wyznaczać kształt sztuki polskiej w nadchodzących latach. Oprócz tego Joanna Mytkowska jest osobą znaną w świecie – jej zdanie na temat polskiej sztuki będzie miało duży wpływ na jej postrzeganie w świecie.

Trzecia pozycja, i tu też nie ma chyba zaskoczenia, to warszawski Raster czyli Łukasz Gorczyca i Michał Kaczyński. Oni, w przeciągu ostatnich kilku lat, zdefiniowali polski rynek sztuki. Byli pionierami w wielu dziedzinach – sposobu prowadzenia galerii komercyjnej, sposobu współpracy z artystami, z kolekcjonerami, krytyki sztuki, promocji sztuki itd. Oni przecierali drogi, którymi teraz podąża wiele młodszych galerii. Moim zdaniem – otworzyli rynek sztuki dla rówieśników (dzisiejszych trzydziestolatków), znaleźli kontakt z grupami niedocenianymi/niezauważalnymi przez starszych kolegów z branży.

Równą ilość głosów zebrali Jakub Banasiak (Krytykant) i Sebastian Cichocki (Kronika, Bytom). Jakub to najbardziej błyskotliwa kariera na „zapleczu” sztuki polskiej, blog Krytykanta jest czytany przez bardzo wiele osób, jego opinie są poźniej komentowane i omawiane przez osoby interesujące się sztuką. Ma własne zdanie i umie je przedstawić. Jego opinię są kontrowersyjne i zmuszają czytelnika do ustosunkowania się do nich. Na spokojnym morzu polskiej krytyki to dużo.

Sebastian Cichocki to przykład nowej fali w prowadzeniu instytucji publicznych. Bardzo dobrze czuje się na własnym bytomskim podwórku jak i w międzynarodowej imprezie w Wenecji. To energia, umiejętności i wiedza z której wynika pewność w prowadzeniu instytucji. Ciekawy byłby „transfer” Sebastiana do galerii komercyjnej. Może kiedyś?

Sensacji chyba tu nie znajdziemy. Zaskoczeniem może być niska liczba głosów oddanych na Jana Michalskiego ze Zderzaka czy Agnieszkę Morawińską z Zachęty czy też wysoka pozycja Grażyny Kulczyk. Bardzo chcielibyśmy w przyszłości pokazać większą liczbę kolekcjonerów ale poszczególne kolekcje prywatne są mało znane szerszej publiczności i trudno jest je z tego względu oceniać.

Poniżej szczegółowe wyniki ankiety (można było wybrać więcej niż jedną osobę).
Wilhelm Sasnal – 83 głosy
Joanna Mytkowska – 57 głosów
Łukasz Gorczyca i Michał Kaczyński – 40 głosów
Jakub Banasiak oraz Sebastian Cichocki – 28 głosów
Grażyna Kulczyk – 25 głosów
Andrzej Starmach – 22 głosy
Paweł Althamer – 20 głosów
Leon Tarasewicz – 14 głosów
Grzegorz Kowalski – 12 głosów
Agnieszka Morawińska – 4 głosy
Jan Michalski – 3 głosy

30 października, 2007

Leon Tarasewicz w Zachęcie

Zapraszamy na dokumentację projektu Leona Tarasewicza przygotowanego w związku z wystawą Malarstwo XXI wieku jaka była pokazywana kilka miesięcy temu w warszawskiej Zachęcie. Autorem dokumentacji jest Paweł Śliwiński. Film pokazujemy dzięki uprzejmości Pawła.

29 października, 2007

Po aukcji sztuki współczesnej w Agrze

Bardzo dobrymi wynikami zakończyła się wczorajsza aukcja Domu Aukcyjnego Agra Art. Z prac zaproponowanych przez Agre można było zebrać całkiem interesującą kolekcję sztuki współczesnej. Tradycyjnie najsilniej reprezentowana była „klasyka” współczesności, czyli Nowosielski, Tarasin, Kantor, Stażewski i Krasiński. Mocno zauważalna była obecność Nowosielskiego, zaoferowano ciekawe prace tego artysty i osiągnęły one bardzo dobre ceny.

Ja najbardziej oczekiwałem na licytację kompozycji Marii Jaremy. Przepiękna praca (ilustracja poniżej) została sprzedana za 81 tys złotych.


Silne notowania utrzymuje twożywo, kolejny raz szablon na blasze tego duetu kończy się na cenie ponad 9 tysięcy złotych.

Zauważalne było to, iż wiele prac znacznie przekroczyło swoje ceny wywoławcze. Dowodzi to chyba słusznej strategii Agry, aby startować licytacje na minimalnych cenach i pozwolić kupującym „zapomnieć się” w ferworze licytacji. Wielu z nich opuściło Hotel Bristol ze wspaniałymi pracami.

Zdjęcie dzięki uprzejmości Domu Aukcyjnego Agra Art.

26 października, 2007

Ile kosztuje udział w Targach sztuki?

Targi sztuki to jeden z częściej pojawiających się tematów na naszym blogu. Bardzo lubimy pisać o targach, szczególnie o udziałach w nich polskich artystów i galerii. Zanim jednak nastąpi święto i dzień targowy, wiele wysiłku i jeszcze więcej pieniędzy kosztuje przygotowanie się do takiej imprezy. Przy okazji targów Frieze miesięcznik Art and Auction ujawnił koszty związane z udziałem w takiej imprezie.

Przyglądamy się bliżej temu tematowi, jako że coraz częściej fakt czy galeria bierze udział w targach sztuki jest wyznacznikiem jej pozycji i postrzegania przez artystów i kolekcjonerów. W obu przypadkach chodzi jak rozumiem z jednej strony o swojego rodzaju egzamin czy weryfikację oferty galerii z ofertą światowego rynku sztuki, z drugiej natomiast o aspekt ekonomiczny czyli sprzedaż prac.

Pokazanie prac artysty na prestiżowych targach, możliwość dostępu do ludzi świata sztuki z całego świata to jedna z kilku możliwości inicjacji międzynarodowej kariery artysty, możliwości zauważenia jego pracy przez kuratorów, kolekcjonerów i krytyków. Nie bez znaczenia jest też fakt, iż targi to możliwość sprzedaży pracy za ceny wielokrotnie różne od tych oferowanych na rynku krajowym.

Poniżej zestawienie kosztów udziału nowojorskiej galerii z tzw. górnej półki biorącej udział we Frieze.

Wynajęcie powierzchni wystawowej (butiku): $30,940
Dodatki do butiku (elektryczność, dodatkowe ścianki etc.): $2329
Zapakowanie prac do wysyłki: $5000
Koszty transportu: $12,500
Przechowywanie pustych opakowań (podczas targów) : $1000
Instalacja ekspozycji: $3000
Koszt podróży dla 4 pracowników galerii: $2000
Hotel : $5600
Wyżywienie pracowników: $720
Kolacje z klientami : $2500
Pozostałe koszty (rozmowy telefoniczne, podróże po mieście etc.): $1900
Impreza dla klientów: $20,000
Koszt całkowity: prawie $90,000


Oczywiście na tego typu wydatki mogą pozwolić sobie tylko określone instytucje, “zwykłe galerie” nie urządzają przyjęć za 20 tys dolarów i galerzyści sami rozwieszają prace artystów. Jednak nie wszystkie koszty uda nam się tak zredukować - koszt wynajmu powierzchni, transportu czy chociażby podłączenia prądu jest podobny dla wszystkich. Dlatego też duże słowa uznania dla tych galerii, które takie ryzyko (finansowe) podejmują.


A zatem czy jest warto? Chyba tak, aczkolwiek pewnie nie za wszelką cenę i nie we wszystkich targach. Dla początkujących galerii pomysłem może być łączenie się z innymi galeriami z kraju (lub też spoza) i wspólny udział w targach czy szukanie sponsora instytucjonalnego. Dobór odpowiednich targów dla konkretnej galerii też jest bardzo istotny. Nie na wszystkie targi się dostaniemy, na te najbardziej prestiżowe trzeba dostać zaproszenie. Targi mają też swoją specyfikę – podobno na ArtForum w Berlinie trudno jest coś sprzedać, są one za to bardzo cenione przez krytykę i kuratorów. Targi w Miami to jak mówią bywalcy – istny festiwal sprzedaży – duże i różnorodne zakupy. Czy tak będzie też w tym roku? Przekonamy się już niebawem.

25 października, 2007

Z półki kolekcjonera – Funny Cuts

„Funny Cuts” to książka/katalog towarzysząca wystawie o tym samym tytule, jaka kilka lat temu była pokazywana w Staatsgalerie w Sztutgarcie. Pokazane i omawiane były tu związki sztuki najnowszej z kulturą popularną a w szczególności z komiksem. Kuratorzy zebrali prace artystów, którzy w jakiś sposób, w swojej twórczości, odnoszą się do historii obrazkowych jak często mówi się o komiksie.




Wśród prac reprodukowanych w książce – prace Andy Warhola, Roya Lichtensteina, Takashi Murakamiego, Tima Eitela oraz Wilhelma Sasnala. Prace Sasnala to obrazy związane z komiksem Maus, jakie (o ile pamiętam) Wili przygotował kilka lat temu na wystawę w Bielsku Białej.



Funny Cuts – Wydawnictwo Kerber, 2005

24 października, 2007

Andreas Gursky w Kunstmuseum Basel

Dzisiaj zapraszamy na relację VernissageTV z otwarcia wystawy Andreasa Gurskiego z Kunstmuseum w Bazylei. Pochodzący z Lipska artysta jest jednym z najbardziej cenionych fotografików na świecie. Jego prace są marzeniem wielu kolekcjonerów i muzeów na świecie. W Bazylei pokazano 25 prac Gurskiego z tego roku.


Film video dzięki VernissageTV.

23 października, 2007

Projekt Sasnala dla Guardiana

Bardzo ciekawy projekt przygotował angielski Guardian. W trakcie trwającej właśnie w Londynie w Hayward Gallery wystawy “Painting of Modern Life” poprosił trzech z wystawiających tam artystów o przygotowanie interpretacji jednego ze zdjęć umieszczonych ostatnio na łamach Guardiana. Sama wystawa odnosi się do związków współczesnego malarstwa z fotografią. Biorą w niej udział tak znakomici artyści jak: Marlene Dumas, Eberhard Havekost, David Hockney, Martin Kippenberger, Elizabeth Peyton, Luc Tuymans, Andy Warhol czy Wilhelm Sasnal.


Właśnie Wili został poproszony jako pierwszy o przygotowanie pracy komentującej zdjęcie z Guardiana. Artysta odniósł się do zdjęcia wykonanego po katastrofie lotniczej w Phuket w Tajlandii gdzie 16 września rozbił się samolot pasażerski.


Poniżej praca Wilego – samotna postać człowieka na tle szczątków aeroplanu.



Zdjęcie za Guardian Unlimited.

22 października, 2007

Pewne rzeczy przychodzą powoli, a trzeba po prostu robić swoje - dokończenie rozmowy z Konradem Pustołą

Chciałbym wrócić do tematu przygotowywania przez szkołę studentów do życia w prawdziwym świecie. Mówiłeś, że jest to jeden z podstawowych elementów drugiego roku studiów. To w Polsce zupełnie nie istnieje…

Mam sporo znajomych, którzy w Polsce skończyli akademię i widzę, jak oni się męczą, bo nikt ich (oczywiście z wyjątkami) nie przygotował do życia po akademii..

W Royal College of Art bardzo wyraźnie widać ciągłość pomiędzy tym drugim rokiem studiów, a tym, co nastąpi lub może nastąpić później. Organizowane sa różnega typu spotkania i prezentacje które staraja sie pokazac jak przykładowo mogą wygladać ścieżki, którymi można iść po skonczeniu szkoły. Czy to będzie kariera na akademii – łatwo jest po naszej szkole znaleźć pracę na innych uczelniach artystycznych, czy to będzie kariera czysto artystyczna. Sekretariat zbiera nam jak najwięcej informacji na temat potencjalnych stypendiów i rezydencji, możliwości wystawiania etc, mam takie poczucie ze naprawde wszystkim zależy zeby nam sie udało po wyjsciu z collegu. Temu służyć ma między innymi tzw. Final Show. To wystawa dyplomowa studentów RCA. W tym roku przez dwa tygodnie odwiedziło ją 72 tysiące osób. Szkoła daje nam, studentom, gigantyczną platformę. O tej wystawie piszą wszyscy – od poważnych pism artystycznych po brukowce, a nawet darmową prasę rozdawaną w londyńskim metrze. Przychodzą też wszyscy. W tym roku był trochę zgrzyt, bo wystawa pokryła się czasowo z targami w Bazylei i z Documenta w Kassel. Mimo to, sprzedały się praktycznie wszystkie prace na tegorocznym dyplomie. Prace seryjne też.

A kto kupował?

Wszyscy kupowali.

Każdy z ulicy mógł kupić taką pracę dyplomową?

Oczywiście. Wyglądało to tak, że przy wejściu było specjalne stanowisko, gdzie społecznie pracowali studenci pierwszego roku – była lista z cenami, opisy prac, i tak to sprzedawaliśmy. W Londynie wszystkie gazety zachęcają dokupowania prac absolwentów z danego roku, argumentując że za rok będzie już dwa razy drożej.

Jakie są ceny?

Od 600 funtów (ponad 3 tysiące PLN) za prace w edycji, zwykle pięciu sztuk – do trzech-czterech tysięcy funtów.

A kto ustala ceny? Sami studenci?

Tak. Sami ustalamy ceny, przy małych sugestiach ze strony kadry. Chociaż wiem ze w tym roku wiele osób tych sugestii nie posłuchało, prace wydawałoby sie że wycenili zbyt wysoko, ale i tak wiekszosc znalazla nabywców.

Na tej wystawie Charles Saatchi wykupił wszystkie prace Jamesa Howarda…

Tak. Był Saatchi, było też wielu innych kolekcjonerów. Szkoła jest w South Kensington – bardzo drogiej dzielnicy. Widziałem, jak trzy panie ze złotymi kartami kredytowymi prawie pobiły się o jedną pracę. I to ma, jak wszystko, dobre i złe strony. Bo z jednej strony, prace się sprzedały. Ale z drugiej strony, wiele z tych prac było po prostu słabych, zrobionych pod publiczkę, dekoracyjnych. I one sprzedawały się świetnie. A to jest korupcjogenna sytuacja – bo dobrze widzieliśmy, co się sprzedaje najlepiej. No i może sie tak zdarzyć, że część z nas, trochę pod tym wpływem, podobne prace przygotuje na przyszłoroczny dyplom. A to będzie zupełna tragedia. Z resztą negatywny wpływ rynku na studentów na akademiach stał sie teraz jednym z gorętszych tematów w pismach brażowych. Najważniesze przecież jest żeby robic swoje. Fajnie jeżeli zostanie to dostrzezone przez kuratorów, dzięki czemu pojawiaja sie potem propozycje wystaw, propozycje z galerii.

Jaka część studentów RCA trafia do dobrych galerii?

To się okaże. Z 20 osób tegorocznego dyplomu fotograficznego już co najmniej sześć dostało propozycje wystaw, jedna, Simon Cunningham wydaje sie byc proprostu wydzierany przez galerie. Ale praktyka jest taka, że nawet jeżeli nic od razu nie zaskoczy, to dobrze jest zostać w Londynie jeszcze przez jakiś czas, bo galerie dokonują wyboru bardzo wolno. Mam taką koleżankę, Violę Yesiltac, która przez 4 lata była studentką Mariny Abramović w Niemczech, a teraz zrobiła dyplom w RCA. Miała wyjechać po dyplomie do Nowego Jorku, ale musiała zmienić plany, bo nagle zaczęło się wokół niej mnóstwo dziać.

A katalog tej wystawy?

Studenci wydali go za własne pieniądze. Został wysłany do wszystkich ważnych galerii na świecie, reszta rozeszła się na pniu w pierwszych dniach wystawy. To było bardzo fajne wydawnictwo. Zatrudnili dobrego grafika, zamówili teksty u krytyków, a sam album był drukowali w Szwajcarii.

Ale chciałbym jeszcze wrócić do tej „korupcjogennej” sytuacji, bo mam z tym problem. Z jednej strony mówi się nam: „róbcie, co chcecie”, zachęca do grzebania w sobie, do przekroczeń, a drugiej jest taki nacisk, aby te prace były ładne, starannie wykonane…

Sprzedawalne?

Tak. Po prostu sprzedawalne. Nie wiem czy w tym momencie za duży nacisk nie jest kładziony na forme, na badanie medium, referencje do histrii szutki. Przez to wielu pracom brakowalo świeżości, siły. Zbyt formalne oczekiwania mogą zawęzic pole, moga utrudnić poszukiwania.
A co się najlepiej „sprzedaje”, jeżeli chodzi o fotografię?

Wydaje mi sie że najlepiej się sprzedają fotografie, które odchodzą od fotografii. Ale to nie jest nic odkrywczego. W tych pracach, od dawna juz, musi być coś więcej niż tylko reprezentacja. To widać po tym, co robi Demand, Gursky, Ruff, czy choćby ludzie z Magnum. Coraz mniej jest to fotografia przedstawiająca, a coraz bardziej próba przedstawienia pewnej idei. Zdjęcia są coraz większe, coraz bardziej podobne do obrazów malarskich. Mówiąc językiem Cartier-Bressona, to jest coraz mniej „decisive moment”, a coraz bardziej to, co David Campany opisuje jako „fotografię obiektywu” – istotne jest, gdzie ustawimy aparat, a nie czy złapiemy ten decydujący moment – tak ważny w fotografii przez wiele, wiele lat.

Będziesz fotografował w kolorze?

Ja ostatinio tylko pracuje w kolorze.



Ale fotografowałeś też w czerni i bieli.

Przestałem się bać koloru, od kiedy współpracuję z Markiem Powerem, od którego się mnóstwo nauczyłem. On jest malarzem z wykształcenia i jest bardzo wrażliwy na kolor. Dziś kolor mi już nie przeszkadza, wprost przeciwnie. Ale w ogóle tego typu problem wydaje mi sie troch wtórny – wszystko zależy od projektu, pomysłu, tego czego wymaga dana praca. Ale fakt, kolor stał sie dla mnie czymś zupełnie naturalnym i neutralnym.

Jakie plany?

Zaraz wracamy do Londynu. W grudniu lecę do Meksyku, żeby zrobić projekt inspirowany polskimi nieskończonymi domami, który będzie potem pokazany w grudniu w ramach biennale fotografie w Centro della Imagen w Meksyku. Ale to jeszcze ustalamy z kuratorem. Potem wracam do Londynu i będę walczył dalej.

A co potem? Galeria na Zachodzie, czy w Polsce?

No właśnie, to poważny dylemat. W Polsce są trzy-cztery galerie, które liczą się na światowym rynku. W porównaniu z Londynem to niedużo. A z drugiej strony, obserwując to, co się dzieje z Nicolasem Grospierrem czy Anetą Grzeszykowską, czy generalnie z młodymi artystami z Polski – może rzeczywiście lepiej być obecnym na zachodnim rynku poprzez Polskę. Ale to dylemat, którego jeszcze nie rozstrzygnąłem. Myślę, że trochę wyjasni sie po wystawie dyplomowej w czerwcu na Royal College of Art, ale tak jak juz mowilem te rzeczy przychodzą powoli, a trzeba po prostu robić swoje.



Na zdjęciach prace Konrada Pustoły:

Palma z serii Warszawa, 2005
praca z serii Niedokończone Domy, 2005

Autor 2006
S(t)ymulacje dokumentacja instalacji, 2006

19 października, 2007

Pewne rzeczy przychodzą powoli, a trzeba po prostu robić swoje - rozmowa z Konradem Pustołą

Kiedy zrobiłeś swoje ostatnie zdjęcie?

Niedawno. Aśka Rajkowska zaprosiła mnie żebmy sfotografował jeden z jej projektów – na plenerze w Orońsku. A takie „moje” zdjęcie… niech się zastanowię… chyba wiosną.

Dlaczego?

Generalnie moje projekty wyglądają tak, że długo się do nich przygotowuję, a potem dość szybko je wykonuję. Proces fotografowania jest dość krótki.
Choć to się teraz trochę zmienia. Jeden z ostatnich projektów robiłem w Londynie i użyłem go jako klucza, żeby poznać miasto. Trochę się bałem Londynu i wymyśliłem sobie, że będę robił zdjęcia widoków z okien domów ludzi, z którymi studiuję, że wejdę w przestrzeń miasta za ich pośrednictwem. Chodziło mi również o to, żeby zmienić perspektywę, nie patrzeć na miasto z poziomu chodnika. Dzięki temu byłem praktycznie w każdej dzielnicy i poznałem miasto oraz dość szybko nawiazałem troche głębsze relacje z ludźmi z mojej grupy. Ta zmiana perspektywy, to że patrzyłem ze środka na zewnątrz dało mi też tak potrzebne na początku minimalne poczucie zakorzenienia. Tyle, że trwało to niemal rok. I wciąż jeszcze brakuje mi widoków z okien kilku osob.

Studiujesz w Londynie w Royal College of Art. W Polsce nie skończyłeś szkoły artystycznej, tylko ekonomię na Uniwersytecie Warszawskim. Dlaczego zdecydowałeś się na studia tam?

To prawda, że w Polsce nie skończyłem szkoły artystycznej, choć do skończenia podyplomowej fotografii na łódzkiej filmówce wciąż niewiele mi brakuje. Z Londynem było tak, że trzy lata temu zacząłem pracować dla fotografa z Magnum, Marka Powera, który robił w Polsce zdjęcia w ramach projektu Eurovision. Przez prawie trzy lata byłem, a właściwie wciąż jestem jego asystentem, researcherem, kierowcą, tłumaczem i nie wiem kim jeszcze. Zaprzyjaźniliśmy się. Dla mnie praca z Markiem to był szok, bo pierwszy raz zetknąłem się ze sposobem pracy zachodniego fotografa. Jakie ma na to pieniądze, jak tego podchodzi, jakie to ma przełożenie na przyszłość. A ponieważ i tak myśleliśmy z żoną (Magdą Pustołą) o wyjeździe za granicę, żeby się trochę przewietrzyć, to Mark bez namysłu zasugerował że jeżeli Londyn to tylko RCA. Choć śmiał się jednocześnie, że jak się tam dostanę, to nie będę chciał się z nim zadawać, bo fotografia z Magnum, postrzegana jest w RCA bardziej jako „dokumentalizm” – mocno skoncentrowany na przedstawiajacej roli fotografii – niż sztuka, która używa medium fotografii, ale uwolniona jest od jego ograniczeń lub te ograniczenia eksploruje.

Ale wracając do szkoły – wybrałem Royal College of Art, bo poza jej oczywistą renomą jest to chyba jedyna artystyczna szkoła na świecie, w której są tylko studia podyplomowe, bez licencjatu. Czyli ludzie przychodzą tu studiować na dwa lata, po skończeniu innych studiów. Nie zaczynamy więc od zera, tylko pracujemy nad rzeczami, które wcześniej rozpoczęliśmy albo takimi, które są już rozwinięciem naszej dotyczasowej praktyki, a te dwa lata w RCA są jej dopełnieniem merytorycznym. Choć z drugiej strony bardzo często zdarza się, że przychodząc do RCA ludzie myślą, że mają dość dobrze poukładane w głowie co i jak chcą robić – myslą, zwłaszcza na początku roku, że są po prostu zajebisci, bo dostali się do najlepszej uczelni artystycznej w Wielkiej Brytanii, ale z czasem w trakcie zajęć, korekt i konsultacji okazuje sie całe to ułożenie i harmonia, całe to nadęcie zostaje powoli rozmontowane czy wręcz zburzone. I nierzadko zdarza się, że w ogóle rezygnują z fotografii na rzecz filmu, performensu czy rzeźby. Także rodzi się takie poczucie, że ktoś całe nasze dotyczasowe myślenie, praktykę i przyzwyczajenia rzucił w góre na wiatr, dodał do tego całą tonę nowych rzeczy i doswiadczeń, a my musimy to sobie na nowo pozbierać i układać. Dzieje się to w rozmaity sposob. Z jednej strony, spotykamy się z ludźmi z całego świata, z różnych kontekstów, z bardzo różnymi praktykami; z drugiej strony zaczynamy czytać zupełnie inne rzeczy; no i z trzeciej, oczywiście, nad tym wszystkim góruje kompletnie nowy kontekst przeniesienia się do Londynu z całą jego różnorodnością, wielowątkowością, dziesiątkami bardzo dobrych instytucji kulturalnych i setkami galerii. Ludzie różnie na to reagują: jedni kurczowo trzymają się tego, z czym przyszli, starając się to rozwinąć i pogłebić, inni szukają nowych rzeczy, będąc na początku oczywiście dość mocno sparaliżowani lub przerażeni. Jak po skoku na głęboką wodę. Ja chyba plasuję się gdzieś pomiędzy, ze wskazaniem jednak na tę drugą grupę.

Aby dostać się do Royal College of Art trzeba mieć dyplom magisterski?

Nie, wystarczy licencjat. Ale trzeba jakieś studia skonczyć, najlepiej artystyczne, choć jak widać po mnie, niekoniecznie. Trzeba wysłać teczkę ze swoimi pracami. Na mój wydział, czyli na fotografię, w roku, gdy się starałem, przyszło około 300 teczek. Z tego odrzucane jest jakieś 80 procent. Pozostałe 50-60 osób po wstępnej selekcji trafia na rozmowę kwalifikacyjną. Ostatecznie na studia dostaje się jakieś 20 osób. Oprócz fotografii w Fine Arts jest jeszcze malarstwo, rzeźba i grafika. Podziały są, jak widać, dość tradycyjnie ustalone, ale w gruncie rzeczy jest to wymóg głównie administracyjny. W praktyce przestrzenie wydziałów mieszają się. Jest też mocno rozbudowany wydział projektowania – mody, projektowania mebli, samochodów, architektura, itp.

W jakim wieku są twoje koleżanki i koledzy?

Najmłodsza ma 23 lata, a najstarsza 41, także ja mieszczę się w środku. Sześć osób jest z Anglii, w tym cztery z Londynu, a reszta z całego, głównie zachodniego świata.
Wiem, że w przyszłym roku na RCA ma studiować dziewczyna z Polski, która ma 22 lata i będzie podobno najmłodszą studentką w historii naszego wydziału. Ale generalnie do szkoły trafiają osoby już z jakimś dorobkiem i doświadczeniem. Tak też jest ustawiony program.
Wracając do selekcji – ciekawe jest, że w selekcji teczek biorą udział studenci kończący I rok. Są w komisji dopuszczającej do rozmowy kwalifikacyjnej – także też mają, czy też mamy wpływ na to, kto będzie studiował na następnym roku.

Co pokazałeś w swojej teczce?

Pokazałem zdjęcia z serii „Warszawa” wykonane kamerą otworkową, serię „Nieskończone domy” (jej część była pokazana na wystawie „Nowi Dokumentaliści”) oraz instalację „S(t)ymulacje”. Na rozmowie kwalifikacyjnej rozmawialiśmy niemal wyłącznie o „Nieskończonych domach”. Wydaje mi się, że w tym projekcie jest mnóstwo odniesień do historii fotografii i sztuki i dlatego tak się na nim skoncentrowała komisja. Dzięki temu mogli mnie sprawdzić, czy rozumiem co i po co robię to, co robię. Dopiero później dowiedziałem się, że dziewczyna która była w mojej komisji przez dwa lata studiowala u Thomasa Ruffa w Düsseldorfie, wiec becherowska estetyka „Nieskończonych domów” była jej bliska.

Jak wygląda program studiów, skoro jest tyle osób, które mają już, często duże doświadczenie artystyczne?

Zajęć praktycznych jest bardzo mało, chociaż oczywiście jak jest potrzeba, to są organizowane warsztaty prowadzone przez techników. Jednak pierwszy rok koncentruje się głównie na teorii. Jest jeden wspólny wykład dla całego roku RCA, coś w rodzaju kulturoznawstwa. Oprócz tego są seminaria wydziałowe – my mieliśmy jedno ogólne o fotografii, drugie o przestrzenności w sztukach wizualnych, a trzecie o psychoanalizie. Oprócz tego można się zapisywać na tutoriale – spotkania jeden na jeden z kimkolwiek z profesorów lub profesorek RCA. Takie spotkanie wygląda bardzo różnie – czasami skupione jest na konkretnym projekcie lub problemie, a czasami może przyjąć formę quasi sesji terapeutycznej – dla tych, którzy właśnie gdzieś utknęli i nie mogą sobie poradzić. Te indywidualne spotkania są chyba najważniejsze. Z jednej strony możesz wyjść z nich zupełnie zglanowany, to taki dość brutalny reality check, ale z drugiej strony kilka razy zdarzyło mi się dostać bardzo fajną energię. Poza tym, w każdy czwartek organizowane są spotkania z zaproszonymi gośćmi – artystami lub teoretykami sztuki. Po pierwszym roku trzeba napisać i złożyć pracę magisterską. Właśnie ją kończę. No a drugi rok poświęcony już jest wyłącznie pracy dyplomowej. Sporo uwagi przykłada się też do praktycznych problemów zwiazanych z wejściem na rynek sztuki. Organizowane są korekty z artystami i wykładowcami spoza akademii, spotkania z absolwentami RCA, którzy opowiadają, jak wyglada „życie po”, a także reprezentantami rynku sztuki: galerzystami, kratorami, krytykami, a nawet prawnikami – czyli z całym środowiskiem, z którym absolwent uczelni artystycznej będzie miał do czynienia po jej skończeniu.

Rozumiem, że przez ten rok praktycznie nie robiłeś zdjęć?

Praktycznie nie… chociaż właściwie to robiłem. Na początku byłem Londynem mocno przerażony. Jechałem tam z jakimiś wyobrażeniami – oczywiście większość z nich okazała się nieprawdziwa. Miasto jest wielkie i trudne do życia. Nie był to zupełnie mój kontekst. Dodatkowo spuścizna tej szkoły, to, co zrobili jej absolwenci, również troche przeraża i blokuje. Dlatego na początku starałem się tam po prostu przeżyć – dużo czytałem, chodziliśmy na wystawy, do muzeów, na dyskusje i wykłady. Także to była akumulacja wiedzy i doświadczeń. Natomiast w pewnym momencie zrozumiałem, że gdzieś trzeba zacząć. Małe rzeczy i powoli. Mobilizowała mnie do tego również szkoła. Tam jest ogromne parcie na to, żeby pokazywać swoje prace, analizować je, nawet wtedy, gdy czujemy, że to nie jest jeszcze to, co ma być. Zresztą, to początkowe zablokowanie to nie był tylko mój problem – wspomniałem, że tylko 4 osoby z roku są z Londynu – wszyscy inni też wpadli w tę londyńską dziurę. A jak dodać do tego silnie obecny od lat osiemdziesiatych dyskurs kryzysu reprezentacji w fotografii oraz wszechobecną nadprodukcję i inflację obrazu, to widać, o czym mówię. Nie bez kozery my z wydziału fotografii nazywani jesteśmy brainies – czyli mózgowcami. W odróżnieniu od dziedzin, gdzie ważne są umiejętności formalne, jak mi się wydaje zbyt mocno nadużywane, praktyka produkcji obrazu fotograficznego musi uporać się z mnóstwem problemów i pytań teoretycznych, stawianych przez teoretyków kultury i praktyków co najmniej od wczesnych lat 80 własnie. I to dość mocno blokuje, zaczynając od naiwnego problemu, że wszystko już było, poprzez rozprawienie się dylematami prostego, dokumentalnego obrazowania i narracji, po to żeby skończyć w różnych miejscach, budując obrazem metanarracje lub też spontanicznie angażując się w sytacje społeczne.

Na drugim roku musicie się odblokować, bo musicie zrobić pracę dyplomową.

Tak. Musimy. Nie da sie ukryć, że cała ta teoretyczna spuścizna dość mocno utrudnia rozpoczęcie pracy. Jak mówili mi ludzie z drugiego roku, bardzo pomaga praca pisamna, te setki przeczytanych i przetrawionych stron. Podobno na początku drugiego roku dostaje się kopa energetycznego i wiele rzeczy się przejaśnia. Cóż, zobaczymy. Obserwując to, co właśnie robili moi znajomi z drugiego roku zauważyłem, że część zamyka się w studiu, odcinając się od Londynu, część wraca do siebie, do swojego kontekstu, żeby tam, ze zmienioną już własną perspektywą, próbować znaleźć jakieś bardziej uniwersalne metanarracje, a część obraca aparat na siebie, dokonując wiwisekcji własnej osoby i swojej tożsamości. To jest teraz bardzo… może nie tyle modne… co popularne.

A Ty, co będziesz robił?

Mam kilka pomysłów. Raczej nie będę tego robił w Polsce, choć jeden z najbliższych projektów mam zamiar robić właśnie tu. Ale nie chcę jeszcze o tym opowiadać. W grudniu zostałem zaproszony na miesiąc do Meksyku, gdzie pracowałem już kilka lat temu, a w czerwcu przyszlego roku mam mieć tam wystawę, więc kto wie, może meksykański projekt będzie moim dyplomem.

Co jest dla Ciebie największym zaskoczeniem?

W Polsce robiliśmy z Magdą dość poważne rzeczy, dorosłe – tak bym je nazwał. Dość swobodnie poruszaliśmy się w przestrzeni mediów, sztuki i aktywizmu politycznego. A w Londynie wpadliśmy z powrotem w życie studenckie. To bardzo trudne, z takiego działania na 100 procent, za które bierzesz pełną odpowiedzialność, które buduje twój wizerunek publiczny, i daje ci autentyczną energię, wrócić do roli studenta, którego nikt nie traktuje poważnie, czy raczej traktuje poważnie inaczej. Inaczej w takim sensie, że reprezentujesz pewien potenjał, „dobrze zapowiadasz się”, ale to wszystko funkcjonuje w takim bąblu, zawieszeniu, w jakiejś takiej szczelinie rzeczywistości. Teraz jednak widzę, że dzięki temu więcej nam wolno w tym dość mocno zhierarchizowanym świecie. I że ta swego rodzaju bezczelność i bezkompromisowość staje się naszą siłą. Tyle, że to zrozumienie przychodzi po jakimś czasie.
Poza tym Londyn też jest bardzo interesowny. Kontakty z ludźmi wynikają w dużej mierze z interesu – choć nie tylko materialnego, z wymiany. Jest to bardzo efektywne, bo dzięki temu nie ma takiego pustego czasu, tylko wciąż coś się robi, ale również męczące. Przez to osobom nowym, które z perspektywy sprawnie funkcjonującego systemu nie mają jeszcze wiele do zaoferowania, bardzo ciężko jest się zaczepić w jakikolwiek środowisku.

Była jeszcze jedna trudność wynikająca z mojego zaangażowania aktywistyczno-politycznego w Polsce. Tu byłem współtwórcą „Krytyki Politycznej”, zrobiłem kilka zaangażowanych politycznie i społecznie projektów. A gdy wylądowałem w mojej szkole, oni nie chcieli o tym słyszeć. Tam jest skupienie na medium, formie – co ja teraz staram się przekuć na polityczność, bo przecież percepcja świata ma gigantyczny polityczny potencjał. A właściwie nie tyle prosta percepcja, ile przesunięcia w postrzeganiu. Nie jest to oczywiście nic nowego, na tym w dużej mierze zasadzało się podejście dwudziestowiecznych działań awangardowych. Ale myślę że szczególnie teraz, w czasach gdy neoliberalno-konserwatywna ideologia coraz mocniej dyktuje, jak ma wygladać rzeczywistość, i coraz drapieżniej, a zarazem w bardziej przemyślny, niezauważalny sposób wdziera się do naszej świadomości, takie właśnie działania ze środka systemu, które dokonują pewnych przesunięć w kontekście czy formie, mogą powodować niespodziewane i orzeźwiające efekty o potencjale politycznym, czyli nieustająco wpływać na realne zmiany rzeczywistości. Nieustająco, mimo że delikatnie, bo nie sądzę, by możliwe były dziś jakiekolwiek radykalne projekty. Przykładem tego typu dzialań w Polsce są projekty publiczne Asi Rajkowskiej czy subersywne działania medialne Zbigniewa Libery. Poza Polską ostatnio bardzo podobają mi się projekty fotograficzne i wideo Phila Collins’a (i nie, nie jest to ten znany piosenkarz, ale młody brytyjski artysta nominowany w zeszłym roku do nagrody Turnera), no i waga ciężka, czyli tacy artyści jak Santiago Sierra, czy trochę lżejsza, jak Sophie Calles.

Czy dla studentów w Wielkiej Brytanii polityka nie jest tematem?

Na moim roku jestem jedynym studentem z poza Europy Zachodniej. Duza wiekszosc kolegow i kolezanek, może poza Austriakami, jest zupelnie nie zaintersowana polityką. Ich świat jest tak idealnie poukładany, że na codzien problemy ktore potencjalnie moglby sie stac tematem politcznej debaty i wypowiedzi staja sie dla nich przeźrodczyste. I tu wracamy znowu do tego swoistego znieczulenia ideologia neoliberalna. Jeśli mają do czynienia z polityką, to z tą pierwszych stron gazet, a na nią nie mają i nie chcą mieć wpływu gdyz twierdza ze zadna z opcji nie gwaratuje zmiany. Pytanie jest rowniez takie jakie zmiany by sobie zyczyli. Wyglada na to ze potencjal antyglobalistycznych ruchow takich jak May Day czy Reclaim the Streets bardzo atrakcyjny dla mlodych pod koniec lat dziewidziesiatych, stracil obecnie swoja sile przyciagania. Z drugiej strony biorac pod uwage nieludzko wysokie koszty egzystencji w Londynie (wynajecie mieszkanie i transport publiczny zjadaja bardzo duza czesc naszego budzetu) , co jest jednym z glownych tematow naszych rozmow i narzekan, dziwi mnie ze prawie nikt nie widzi w tym potencjalu artystycznego dzialania. Z trzeciej strony w Anglii nigdy nie było rewolucji i tam wszystko od setek lat jest politycznie poukładane. Teraz silna aktywność polityczna, czy też społeczna jest na poziomie mikro – lokalnym, ale najwyraźniej z punktu widzenia mojej szkoły to nie jest zbyt ciekawy temat dla sztuki. Poza tym ci ludzie są dużo bardziej zapatrzeni w siebie niż na zewnątrz.

W poniedziałek zapraszamy na drugą i ostatnią część rozmowy z Konradem.

Na zdjęciach prace Konrada Pustoły:
Targówek 2002 z serii Warszawa
Pimlico Kanako 2007 z serii Views
Krzys i Ula 2000 z seriii Sanna
collage009 z serii Free Press

18 października, 2007

Honza Zamojski na Świeżo Malowanym

Od dzisiaj na Świeżo Malowanym prace Honzy Zamojskiego z Poznania. Oprócz działalności artystycznej, Honza jest współtwórcą i członkiem Stowarzyszenia Starter, które podobnie jak WAA w Warszawie i Artpol w Krakowie zrzesza artystów, którzy wspólnie organizują się w celach promocji i ekspozycji sztuki.


Już niedługo w Starterze projekt pod tytułem Gwiezdne Wojny. Będą to 3 wernisaże, 3 weekendy i 3 pojedynki duetów artystów związanych ze Stowarzyszeniem.

19.10-21.10.2007, wernisaż 19.10.07,

godz.: 19.00JAKUB CZYSZCZOŃ i KAMIL STRUDZIŃSKI

Galeria Starter, ul. Dąbrowskiego 33, Poznań

Na zdjęciu - Art-schmart – 50x50cm, akryl na płótnie, 2007

17 października, 2007

Adam Szymczyk na prestiżowej liście ArtReview


Ukazała się właśnie lista magazynu Art Review „100 najbardziej wpływowych osób w świecie sztuki”. Po raz pierwszy jest na nim nazwisko Polaka – na 92. miejscu znalazł się Adam Szymczyk, który będzie kuratorem przyszłorocznego biennale w Berlinie.
Oczywiście tak jak w ubiegłym roku na czele listy znalazł się francuski magnat Francois Pinault – właściciel domu aukcyjnego Christie’s, sieci galerii Haunch of Venison, a także takich marek jak Gucci czy Puma, a także twórca prywatnego muzeum w Wenecji. Drugie i trzecie miejsce jest też bez zmian – okupują je wpływowy galerzysta Larry Gagosian oraz szef Tate, Sir Nicholas Serota. Z pierwszej dziesiątki wypadł Sam Keller – były dyrektor Art Basel/Art Basel Miami Beach (teraz występuje z trójką jego następców), twórcy magazynu i targów Frieze – Matthew Slotover i Amanda Sharp oraz artyści Jeff Koons i Bruce Nauman (spadek aż na 52.miejsce). Na ich miejsce awansował Damien Hirst (numer 6 – jedyny artysta w „dziesiątce”), galerzyści Jay Jopling (WhiteCube) i Dawid Zwirner oraz kolekcjoner i twórca wielkiego hedge fundu Steven Cohen.
Awansowali też kolekcjonerzy m.in.polskiej sztuki – Don i Mera Rubellowie ( z 29. na 24. miejsce), pojawili się tacy kolekcjonerzy jak Patricia Phelps de Cisneros, Charles Schwab, Adam Sender. Jak już wspomniałem, na tej prestiżowej liście jest Adam Szymczyk. Miejmy nadzieję, że w przyszłym roku, po udanym biennale w Berlinie, Adam Szymczyk będzie jeszcze wyżej.
A my zapraszamy do zabawy w wybory najbardziej wpływowej osoby w polskim świecie sztuki współczesnej. Na pasku obok, można głosować na więcej niż jedną osobę. Kto zwycięży w rankingu ArtBazaar? Dowiemy się za 13 dni...

16 października, 2007

Czy lenistwo w pisaniu o sztuce może jej zaszkodzić?

Problem ten zauważył i opisał na swoim blogu komentator działu sztuka brytyjskiego Guardiana - Jonathan Jones. Zauważył, iż jeśli tylko pojawiają się prasie artykuły na temat sztuki to zwykle odnoszą się one do sześciu tych samych zagadnień. Zagadnień, które mają być Newsami. Jeśli informacja o sztuce nie jest „sensacją” trudno jej znaleźć miejsce na łamach tygodnika czy miesięcznika.

Jakie newsy są w cenie według Jonesa?
1. Najdroższe dzieło sztuki - Większość artykułów na temat sztuki jakie pojawiły się ciągu ostatnich kilku miesiący to artykuły lub sensacyjne doniesienia o rekordzie cenowym Worhola, Pollocka czy innego z wielkich malarzy.

2. Cokolwiek na temat graffiti - Informacje typu -ktoś zamalował lub zniszczył graffiti, ktoś sie nie poznał że graffiti to też sztuka, ktos inny rozponał Banksego.

3. Odnaleziono dzieło mistrza - Dzieło uznane za zaginione, stracone podczas drugiej wojny światowej etc.

4. Przyłapanie artysty na plagiacie lub powieleniu pomysłu juz gdzieś, kiedyś wykorzystanego przez innego artystę

5. Historyk sztuki odkrywa iż dzieło…… jest falsyfikatem - lub potwierdza, że falsyfikat okazał się dziełem ucznia a nie mistrza…

6. Historie na temat renowacji oraz kosztów jakie zostaną na renowacje wydane i utrudnienia jakie z tym związane spotkają zwiedzających Muzeum.

Czytelnicy wychowani na takich artykułach nie mają szans na lepsze zrozumienie i zainteresowanie się sztuką najnowszą.

15 października, 2007

"Samochód" Sasnala za ponad pół miliona (złotych)

98.400 funtów, czyli ponad 520 tysięcy złotych kosztował obraz „Samochód” Wilhelma Sasnala na sobotniej aukcji w londyńskim domu aukcyjnym Phillips de Pury. Dodajmy, że to naprawdę jeden z lepszych obrazów tego artysty sprzedawanych na aukcjach. Estymacja wynosiła 50-70 tysięcy funtów, czyli zdecydowanie mniej niż ostateczna cena. Rekord cenowy prac artysty z Tarnowa wynosi 396 tysięcy dolarów za obraz „Samoloty” – zdecydowanie słabszy od sprzedanego w sobotę, ale za to pochodzący z kolekcji Charlesa Saatchiego.
Już jutro kolejna aukcja, na której kupić będzie można pracę Sasnala, a także jego kolegi z Grupy Ładnie, Rafała Bujnowskiego – w domu aukcyjnym Christie’s w Londynie.
A na polskim rynku również zaczął się sezon jesiennych aukcji sztuki współczesnej – na razie odbyła się „mieszana” aukcja w Domu Aukcyjnym Polswiss. A już wkrótce o aukcjach sztuki współczesnej w Desie Unicum, Rempeksie i Agrze.

11 października, 2007

Targi Frieze rozpoczęte, szef Tate chwali Fundację Galerii Foksal


Wczorajszym pokazem dla najważniejszych kolekcjonerów rozpoczęły się w Londynie jedne z najważniejszych targów sztuki współczesnej na świecie – londyńskie Frieze Art Fairs. Wśród ponad 150 galerii z całego świata jest jedna i 1/3 polskiej galerii. To oczywiście żart, bo ta „1/3” oznacza uczestnictwo warszawskiej galerii Raster w projekcie Fair Gallery. Raster, razem z brukselską galerią Jan Mot, oraz paryską GB Agency wynajęli niezależnego kuratora, Aurelie Voltz z Berlina, by przygotowała wystawę na stoisku Fair Gallery (http://thefairgallery.com/). Według prasy ten projekt wzbudza wiele emocji, gdyż po raz pierwszy w historii Frieze galerzyści nie do końca mieli wpływ na to, co pokażą na targach – skład z artystów tych trzech galerii wybierała Volz. Z polskiej galerii wybrała m.in. prace Agaty Bogackiej, Przemka Mateckiego, Michała Budnego i Rafała Bujnowskiego.
Dużo emocji też wzbudziło wczoraj uczestnictwo w targach drugiej polskiej galerii – Fundacji Galerii Foksal z powodu sprzedaży dużej instalacji (a właściwie całego stoiska) autorstwa Pawła Althamera do Tate Gallery. Łącznie Tate wydało na zakupy pierwszego dnia ponad 150 tysięcy funtów (ponad 800 tysięcy złotych) – koncentrowało się na zakupach prac z Europy Środkowej oraz Ameryki Łacińskiej – oprócz Althamera kupiło pracę Andreasa Słonimskiego, czarno-białe fotografie Mauro Restiffe oraz projekcję Armando Andrade Tudeli.
Stoisko Fundacji Galerii Foksal składało się z "przenośnego" standu galeryjnego produkcji Althamera, w który wmontowane zostały prace Wilhelma Sasnala (sufit w "bratki" znane z Muzeum Powstania Warszawskiego), obraz Jakuba Juliana Ziółkowskiego wmontowany w ścianę oraz klamka Moniki Sosnowskiej (zaliczona ostatnio przez ARTNews do grona 25 arytstów z wielką przyszłością) i praca Artura Żmijewskiego.
Za przygotowanie tego stoiska Fundacja Foksal została pochwalona przez szefa Tate, Sir Nicholasa Serotę. Krytykując często mało ambitne stoiska innych galerii Serota powiedział „The Art Newspaper”: „Jeśli Fundacja Foksal może to zrobić (ambitnie przygotować stoisko), to mogą to zrobić również większe galerie”.
Oczywiście na targi zjechali najwięksi kolekcjonerzy – którzy pierwszego dnia nie musieli się przepychać w tłumie „zwykłych zjadaczy chleba” – byli m.in. Charles Saatchi, designer Tom Ford, modelka Claudia Schiffer, Mera i Don Rubellowie, Susan i Michael Hortowie czy kolekcjoner z Manchesteru – Frank Cohen. Amerykanie narzekają w Europie na wysokie ceny spowodowane niskim kursem dolara – co oczywiście nie przeszkadza im w zakupach – na przykład Hortowie kupili instalację Marka Floresa „High Life” za 20 tysięcy dolarów. Wśród sprzedanych prac jest też praca Piotra Uklańskiego „Bez tytułu”, sprzedana przez paryską galerię Perrotin za 220 tysięcy dolarów, czy płótno Luca Tuymansa, które zmieniło właściciela w nowojorskiej galerii Dawid Zwriner za 500 tysięcy dolarów. Generalnie jednak kolekcjonerzy narzekają na jakość części prac w wielu galeriach.
Na koniec ciekawostka – za darmo na Frieze przyjechały dwie galerie – jedna z Delhi – Khoj, a druga L’Appartement z Rabatu w Maroku. W ubiegłym roku za darmo przyjechała galeria z Chin.
Na zdjęciu praca Richarda Prince’a „Untitled” 2007 (za artinfo.com)

10 października, 2007

Geppert już dziś, a Bielska Jesień za miesiąc


Dziś wieczorem we Wrocławiu ogłoszenie wyników 8. Konkursu im. Eugeniusza Gepperta -
7. Krajowej Wystawy Malarstwa Młodych, czyli popularnego „Gepperta”. Wśród laureatów tego konkursu, organizowanego przez wrocławskie BWA, są tak znani już dziś artyści, jak: Zbigniew Rogalski, Jakub Julian Ziółkowski, Wilhelm Sasnal, Marzena Nowak, Twożywo (które zaprojektowało tegoroczny plakat konkursu i wystawy), Laura Pawela czy Grzegorz Sztwiertnia. Wybrani oni zostali przez najlepszych młodych krytyków, kuratorów i galerzystów. Kto z tegorocznych laureatów (wybieranych przez m.in. Piotra Stasiowskiego, Sarmena Beglariana, czy Jarosława Lubiaka) zrobi podobną karierę? Dziś jeszcze za wcześnie wyrokować. Ale wśród artystów nominowanych są między innymi: Mariusz Tarkawian (znany czytelnikom Artbazaar z serii „W poszukiwaniu sztuki”), Monika Szwed, Wojtek Doroszuk czy Zorka Wollny. Pełna lista artystów nominowanych jest tutaj. Już po tych nazwiskach można się zorientować, że „Geppert” przestał być tylko konkursem „malarzy”, choć nadal jest na temat malarstwa. Wystawa konkursowa otwarta zostanie dziś wieczorem, a potrwa do 25 listopada.
W innym mieście na południu Polski – Bielsku Białej, też wkrótce ogłoszenie wyników 38. Konkursu „Bielska Jesień”. Na razie jury (w składzie którego są m.in. Monika Szewczyk, Grzegorz Sztwiertnia czy Leon Tarasewicz) wybrało 111 prac 58 artystów – i te prace będziemy mogli obejrzeć na wystawie konkursowej, której otwarcie będzie miało miejsce 23 listopada. I tu znajdujemy nazwiska już znane kolekcjonerom młodej polskiej sztuki – jak choćby Annę Okrasko i Kamila Kuskowskiego (oboje znaleźli się w opracowaniu "Nowe zjawiska w sztuce polskiej", o której pisaliśmy w poniedziałek), czy Miłosza Pobiedzińskiego i Dorotę Borową. Lista dziś już znanych polskich artystów, którzy pokazali się na bielskiej jesieni też jest długa. I tu też pojawia się pytanie – jak dalej potoczą się losy artystów wyróżnionych wystawą w BWA w Bielsku-Białej. Pełna lista osób nominowanych na wystawę jest tutaj. Wystawa rozpocznie się 23 listopada i potrwa do 30 grudnia 2007 roku.

09 października, 2007

Samochód Sasnala na londyńskiej aukcji

Dziś krótko informacyjnie o obrazie Wilhelma Sasnala, który pojawi się na londyńskiej aukcji w Phillips de Pury w najbliższą sobotę 13 października. Część pewnie już znalazła ten obraz w ofercie głównej aukcji sztuki współczesnej tego domu aukcyjnego, bo zajawiał go w postach jeden z naszych nowojorskich czytelników. Chodzi o naprawdę znakomity obraz „Car” z 2002 roku, z serii, która częściowo była reprodukowana w albumie Sasnala „Night Day Night”. To naprawdę jeden z najlepszych obrazów tego artysty, jakie pojawiły się ostatnio na światowych aukcjach. Imponujący też wymiarami – 190x190 cm. Jego estymacja wynosi 50-70 tysięcy funtów (270-380 tysięcy PLN), choć można się spodziewać, że może zostać ona przekroczona. Obraz był sprzedany w nowojorskiej galerii Sasnala – Anton Kern Gallery i pochodzi z kolekcji prywatnej.
Przypomnijmy, że na innej aukcji odbywającej się w czasie londyńskich targów Frieze, w domu aukcyjnym Christie’s – licytowany będzie inny obraz Sasnala z Antona Kerna - „Aquarium”, a także obraz Rafała Bujnowskiego. Więcej o tej aukcji możecie przeczytać tutaj.

08 października, 2007

Nowe zjawiska w sztuce polskiej – już w sprzedaży !

To chyba najbardziej oczekiwana w tym roku ( i chyba jedna z ważniejszych w przeciągu kilku ostatnich lat) publikacja dotycząca sztuki najnowszej w Polsce i nie mogłem ukryć swojego zdziwienia jak trochę przypadkowo „wpadłem” na nią wczoraj w księgarni Zamku Ujazdowskiego. Ale bardzo przyjemnie jest być tak zaskakiwanym gdyż jest to fenomenalnie wydane i bardzo ciekawie napisane wydawnictwo. Jestem po kilkakrotnym przewertowaniu książki i skrótowym przejrzeniu kilku haseł dotyczących poszczególnych artystów i nie mogę się doczekać, kiedy wrócę z pracy do domu, aby zacząć od początku – czytać i wertować.


Największe zalety tego wydawnictwa to przystępnie napisane teksty o artystach, eseje podsumowujące to co się wydarzyło w sztuce polskiej po roku 2000 i spora ilość reprodukcji prac artystów.

Jak zawsze przy tego typu publikacjach dyskusyjna może być lista artystów w niej ujętych i tych których zabrakło. Kilka nieobecności jest bardzo widocznych. Może już czas na suplement?

Pozycja absolutnie konieczna.

04 października, 2007

ArtForum w Berlinie - relacja VernissageTV

Kontynujemy w tym tygodniu relacje z ArtForum w Berlinie. Dzisiaj kolejny reportaż jaki przygotowała VernissageTV. Polecam jako uzupełnienie do relacji Piotra.







Materiał dzięki VernissageTV.

03 października, 2007

Projekt "House Trip" na ArtForum w Berlinie

Już po raz czwarty w ramach targów ArtForum część przestrzeni wystawienniczej poświęcona jest jednemu tematowi, a w tej wystawie uczestniczą artyści z galerii biorących udział w targach. W tym roku berlińskie targi zorganizowały wystawę poświęconą relacjom między sztuką, architekturą a designer – temat to w stolicy Niemiec modny. W końcu w niewielu miejscach na świecie wybudowano w ostatnich latach tak dużo jak w Berlinie.
Wystawa miała nazwę „House Trip”, a jej kuratorem został Ami Barak, były dyrektor muzeum FRAC Languedoc-Roussillion, a obecnie dyrektor artystyczny w departamencie sztuki miasta Paryża. W „House Trip” wzięło udział 40 artystów, wśród nich tacy jak: Victor Man, Tim Eitel, Jitka Hanzlowa, Severine Hubard, Martjetica Potrc czy Franz West. Na dwóch tysiącach metrów kwadratowych obejrzeć można było prawdziwą tematyczną wystawę w ramach komercyjnych targów.
Poniżej kilka projektów na „House Trip”:

Gdy wchodzimy do białego pokoju przygotowanego przez rumuńskiego artystę Mirceę Cantora, dochodzi do nas przyjemny dźwięk dzwonka uruchamianego otwierającymi drzwiami. Dzwonek „pobrzękuje” jeszcze przez dłuższy czas, gdy zostajemy wewnątrz…


Holenderskie Atelie von Lieshout przygotowało siłownię w XIX-wiecznym stylu…


Praca Victora Mana – rumuńskiego artysty, który coraz częściej odchodzi od malarstwa w stronę minimalistycznych instalacji. Trzecim elementem instalacji „Vestigal specialization of its way out” (niewidocznym na zdjęciu) był umieszczony w ścianie grzejący kafelek z ulubionym ostatnio przez artystę jeleniem na rykowisku…


Praca austriackiego artysty Erwina Wurma „Am I a Mouse” – mówiący dom, zastanawiający się, kim jest (film oraz zdjęcia)….


Obraz Tima Eitela prosto z Lipska…


Praca „Ecke” niemieckiego artysty Jurgena Dreschera – oglądamy się na podzielonym na trzy części ekranie…

02 października, 2007

Polskie akcenty na targach ( i nie tylko) w Berlinie

Wczoraj pisałem już o części polskich artystów, których prace pojawiły się na ArtForum w Berlinie. Pisałem, że dwie niemieckie galerie oferowały dwa obrazy Wawrzyńca Tokarskiego. Oto jeden z nich.

Z kolei berlińska galeria Johnen sprzedała obraz Rafała Bujnowskiego z serii Kosmos. Przypomnijmy, że inny obraz z tej serii (również tondo) można było oglądać w Rastrze podczas wystawy „Kilkadziesiąt sekund źle wywołanej taśmy filmowej”.
Ale na ArtForum były też prace innych polskich artystów reprezentowanych przez zagraniczne galerie. Broadway 1602 z Nowego Jorku pokazywał obrazy Agnieszki Brzeżańskiej (ceny od 7.500 dolarów) oraz wykonane na specjalnym archiwalnym papierze zdjęcia z performance’u (edycja 3 sztuk – ceny zdjęć od 1400 do 3600 dolarów). Zdjęcia Brzeżańskiej zostały wykonane podczas perfomance’u w Warszawie. Cztery osoby tańczyły do muzyki zespołu Blondie. Agnieszka fotografowała cienie rzucane przez tańczące osoby.



Fot. Obrazy i fotografie Agnieszki Brzeżańskiej na stoisku Broadway 1602
Z kolei w szwajcarskiej galerii Kilchmann można było obejrzeć film Artura Żmijewskiego „Oni”, pokazywany na tegorocznych Documenta.12 w Kassel. Film, zarezerwowany tylko dla instytucji publicznych (o czym na wstępie uprzejmie poinformowała nas galerzystka), kosztuje ponad 30.000 euro (edycja 3 sztuk).


Fot. Film Artura Żmijewskiego na stoisku galerii z Zurychu
Lampę Aliny Szapocznikow można było zobaczyć na stoisku galerii Izabelle Czarnowski. Ceny galerzystka nie chciała nam podać mówiąc, że praca jest sprzedana i życząc nam miłego dnia.
Oblegane było stoisko galerii Zderzak, która co rok przyjeżdża na targi do Berlina i ma tutaj stałych klientów. Krakowska galeria pokazała prace Jarosława Modzelewskiego (ceny – jak się dowiedzieliśmy powyżej 30.000 euro), Moniki Szwed (2.800 euro - prace cieszyły się dużą popularnością), akwarele Ryszarda Grzyba (1500 euro), a także obrazy Marcina Maciejowskiego i Andrzeja Wróblewskiego. Galeria również sprzedawała pracę Radosława Szlagi z cyklu „Malarstwo”, która pojawiła się na zaproszeniu galerii na targi.




Fot. Stoisko Galerii Zderzak, prace Moniki Szwed, obraz Marcina Maciejowskiego oparty o pracę Jarosława Modzelewskiego, obraz Radosława Szlagi
To nie koniec polskiej obecności w Berlinie, bo na targach Berliner Liste swoje stoiska miały: warszawska Galeria Program, poznańskie Piekary i reaktywowana galeria Foto-Medium-Art z Krakowa. Trzeba przyznać, że na bardzo słabych targach Liste polskie galerie zdecydowanie się wyróżniały.
Warszawska Galeria Program zdecydowała się na solowy pokaz prac Karola Radziszewskiego. Pokazała dwa filmy artysty (w tym nowy – „Malarze” – oparty, tak jak pokazywany również na Liste „Mężczyzna – przedmiot pożądania”, na „podglądactwie”) w cenie 2000 euro za sztukę (edycja do 4 sztuk). Była też ściana z obrazami artysty (ceny od 800 do 2000 euro) oraz nowe fotograficzne prace Radziszewskiego. Kilka prac zarezerwował izraelski kolekcjoner.




Fot. Stoisko Galerii Program, obrazy Karola Radziszewskiego
Poznańskie Piekary pokazały m.in. obraz Magdaleny Moskwy (cena – 10.000 euro), dwie instalacje Aleksandry Ska (cena projektu 3XU wynosi 8.000 euro), a także trzy prace Kamila Kuskowskiego z bardzo udanego projektu Potrety Panien Łódzkich (edycja 3 sztuk). Cena jednej pracy (a jest ich w projekcie 7) wynosi 1500 euro. Piekary miały jeszcze w ofercie zdjęcia i instalację Leszka Knaflewskiego.



Fot. Stoisko Galerii Piekary, obraz Magdaleny Moskwy, instalacja Aleksandy Ska
Przeniesiona z Wrocławia do Krakowa bardzo zasłużona dla polskiej fotografii galeria Foto-Medium-Art przyjechała do Berlina z pracami m.in. Natalii LL (numerowana wersja „Sztuki postkosumpcyjnej” Natalii LL 1/10 za 7800 euro), Wincentego Dunikowskiego-Duniko oraz Kingi Dunikowski (kolaże w cenie 1600 euro za sztukę).
Fot. Stoisko Foto-Medium-Art, Sztuka postkonsumpcyjna Natalii LL
Z kolei na innych, najbardziej chyba alternatywnych targach Kunstsalon Berlin, stoisko miała berlińska galeria ŻAK, prowadzona przez Asię Żak i Annę Molinghaus. Ta galeria, położona przy słynnej ulicy Linienstrasse pokazuje młodych artystów z Europy Środkowej. Na Kustsalon galeria ŻAK pokazała prace polskich artystów, którzy w ostatnich miesiącach mieli wystawy w galerii.
Można było zobaczyć prace Tomka Kowalskiego (w cenie od 500 euro za najmniejsze prace na płótnie do 5000 euro za duże (150x190 cm) obrazy), Pawła Książka (od 1200 euro za mały obraz do 27.000 euro za instalację prezentowaną w Poznaniu, składającą się z 11 płócien) , Ani Orlikowskiej (zdjęcia w cenie 2000 euro) i Szymona Kobylarza (instalacje w cenie od 1200 do 4500 euro – tyle kosztowała pokazana ostatnio w CSW na wystawie „Blockersi” „Superjednostka”), oraz film Dominika Lejmana, który obecnie ma wystawę w galerii ŻAK.





Fot. Stoisko Galerii Żak, instalacja De Stijl vs. Black Metal Pawła Ksiązka, obrazy Tomka Kowalskiego, instalacje Szymona Kobylarza
Jakby tego było mało, to tuż przed targami na granicy dzielnic Kreuzberg i Mitte odbyło się nieoficjalne otwarcie budynku przy Lindenstrasse, w całości wypełnionego galeriami – tak dobrymi i znanymi jak Nordenhake, Gebr. Lehmann czy Gregor Podnar. Wśród tych galerii jest nowa galeria Magazin Galerie, założona przez Monikę Branicką, która prezentować będzie w Berlinie polską sztukę.






Fot. "Galertyjny" budynek na Lindenstrasse
Na początek Monika pokazała prace Józefa Robakowskiego, w tym moje ulubione „Videomasochizmy”, a za miesiąc szykuje się wielka wystawa Roberta Kuśmirowskiego, przygotowana wspólnie z berlińską galerią Johnen. – Berlin to idealne miejsce do promocji polskiej sztuki. Choć trzeba ostro konkurować z innymi galeriami, bo jest ich tu ponad czterysta – powiedziała Monika Branicka.

01 października, 2007

Na temat piękna - ArtForum w Berlinie

Tytuł berlińskich targów ArtForum brzmi: „About Beauty”. To jedna z nowości walczących o swoje miejsce szacownych (już 12. edycja) targów. Pojawienie się targów Frieze w Londynie i Art. Basel Miami Beach zmieniło zupełnie jesienny kalendarz. Art Cologne, odbywające się w listopadzie, zdecydowało się nie konkurować czasowo z tymi młodszymi, ale potężniejszymi finansowo targami i przeniosło się na wiosnę. ArtForum zdecydowało się walczyć inaczej – postawiło na młodą sztukę, mniej znane galerie, chwytliwe tytuły i ciekawą wystawę tematyczną „House Trip”. Zostało przy terminie na przełomie września i października.
Wśród …galerii wystawiających na ArtForum galerii nie uświadczysz wielkich „rekinów” światowego handlu sztuką najnowszą. Nie ma wielkich galerii dysponujących nieograniczonymi funduszami, stosującymi agresywny marketing i mających całą „stajnię” wielkich nazwisk. Nawet z Niemiec do Berlina przyjechali tylko niektórzy „wielcy” – reszta szykuje się na Frieze, które już za trzy tygodnie
Są za to młode galerie pokazujące młodą sztukę, jeszcze na dorobku. Ale za to często bez ograniczeń – chyba że chodzi o ograniczenia finansowe.
Część galerzystów uważa jednak, że berlińskim targom przydałoby się przyciągnięcie kilku wielkich gwiazd rynku galeryjnego. – One ściągnęłyby więcej kolekcjonerów i podniosłyby rangę targów – mówi Gregor Podnar, właściciel słoweńskiej galerii Gregor Podnar Gallery, który wielokrotnie uczestniczył w targach w Berlinie, ale teraz pojedzie do Londynu.
Inni galerzyści twierdzą jednak, że dzięki nieobecności „wielkich” berlińskie targi uchodzą za najbardziej awangardowe targi na świecie. Pewnie jest w tym sporo przesady, ale na pewno można, tak jak pisałem, można tu znaleźć młodą, nieopatrzoną sztukę.
Choćby na pierwszym stoisku, które odwiedziliśmy – Spencer Browstone z Nowego Jorku – obejrzeć można było prace niemieckiego artysty Martina Woehrla. Między innymi specjalny dom dla ryb. Szklane akwarium zostało obudowane drewnianym, ażurowym stelażem, tak, aby przypominało budynek parkingu koncernu BMW w Monachium, gdzie mieszka artysta. W tym specjalnym parkingu mieszkają sobie trzy złote rybki. Praca została sprzedana za 5400 euro. – To bardzo zabawny facet i jego sztuka też jest zabawna – mówi galerzystka ze Spencer Browstone.

Fot. Akwarium Martina Woehrla, w tle prace duetu Chili Moon Town Tour Production z cekinów
Inny przykład to rzeźba z masła Sonji Alhauser (cena – 2.500 euro), przechowywana na stoisku frankfurckiej galerii Anita Beckers w specjalnej lodówce. To fragment wielkiej „jedzeniowej” instalacji, wykonanej dla francuskiego muzeum. Na zdjęciach w albumie można obejrzeć cały stół przygotowany przez artystkę.

Fot. Fragment instalacji Sonji Alhauser
Innym przykładem mogą być „tańczące” kartki papieru napędzane niewielkim silnikiem Ariela Schlesingera (cena – 5.000 euro) na stoisku izraelskiej galerii Dvir. – Bardzo łatwo dziś można stworzyć magię – powiedział z uśmiechem galerzysta z Tel Awiwu.

Fot. „Tańczące” kartki papieru Schlesingera
To samo można powiedzieć o wiecznie palącym się papierosie Duńczyka Kristofera Akselbo na stoisku kopenhaskiej galerii Kirkhoff. Praca zatytułowana „Cigarette but not” (3.500 euro, edycja 3+2, jedna sprzedana), to sztuczny papieros, sztuczny dym ze specjalnego pojemnika i sztuczna półka. Tylko efekt palącego się papierosa jest prawdziwy.

Fot. Sztuczny papieros Kristofera Akselbo

Fot. I skomlikowany opis pracy…..
Dużą popularnością cieszyły się projekty belgijskiego artysty Wima Delvoye, reprezentowanego przez berlińską galerię Arndt+Partner. Ten czterdziestokilkuletni artysta z Ghent, znany z szalonych prac, w Berlinie pokazał dwie prace – „Untitled (LV Black)” – wytatuowaną znakami znanej firmy designerskiej Louis Vuitton świńską skórę w złotej ramie (cena 85.000 euro) oraz „Donatę” – wypchaną, wytatuowaną świnię (sprzedana za 155.000 euro).

Fot. Prace Wima Delvoye na stoisku Arndt&Partner
Powoli możemy przechodzić do poważniejszych prac –berlińska galeria carlier gebauer pokazała między innymi pracę pochodzącego z RPA artysty Robina Rohde. Już podczas targów Art. Basel Miami Beach Rohde zwrócił uwagę swoją pracą wystawioną w kontenerze galerii Perry Rubinstein. Teraz, słynący z fotograficznych opowieści artysta na 28 fotografiach pokazał, jak można zrobić motor. Cena pracy (wykonanej w edycji do 5 sztuk) jest jednak wyższa od większości dostępnych maszyn – kosztuje 42.000 euro.
Fot. Robin Rohde, „Motorbike”
Z kolei na stoisku fińskiej galerii TAiK można było obejrzeć prawdziwą wystawę „szkoły helsińskiej” fotografii – znakomite zdjęcia Miklosa Gaala, Sandry Kantanen, Mikko Sinervo czy Henryka Saxgrena. Galeria tuż przed targami wydała piękny album prezentujący młodą skandynawską fotografię.
Na stoisku niemiecko-libańskiej galerii Sfeir/Semler była praca Walida Raada – tworzona przez lata w ogarniętym wojną domową Bejrucie. Przez lata Raad zbierał łuski, naboje i fragment szrapneli z budynków, drzew czy wraków samochodów. Fotografował te miejsca, a fragmenty, gdzie znalazł pozostałości wojny zaznaczał kolorowymi kółkami. Dodatkowo kupował też u ulicznych sprzedawców amunicję, sprawdzając, ile krajów sprzedawało broń do Libanu. Naliczył 23 kraje. Powstała z tego praca – 17 zdjęć zatytułowanych „Let’s be honest the weather helped”.

Na zdjęciu: fragment pracy „Let’s be honest the weather helped” Walida Raada
Na Artforum nie zabrakło również malarstwa – i to z wysokiej półki. Berlińska galeria Springer&Winckler pokazała prace „tuzów” niemieckiego malarstwa – Georga Baselitza, Gerharda Richtera i Siegmara Polke. Galerie Karlheinz Meyer oraz Jan Weitrup – malarstwo Wawrzyńca Tokarskiego (ceny – 15.000 i 30.000 euro). W tej drugiej galerii można było też zobaczyć malarstwo popularnego młodego malarza Axela Geisa. Contemporary Fine Arts z Berlina pokazała znakomity obraz Norberta Schwontkowskiego (sprzedany za 30.000 euro),

Fot. Obraz Norberta Schwontkowskiego na stoisku Contemporary Fine Arts
czy Jonathana Meese (cena 50.000 euro) czy niewielki obraz Petera Doiga. Również berlińska galeria Johnen – obraz Rafała Bujnowskiego z serii Kosmos, sprzedany za 15.000 euro.

Fot. Obraz Rafała Bujnowskiego „Kosmos”

Tym samym przeszliśmy do prac polskich artystów na targach w Berlinie. Na ArtForum naszym „jedynakiem” była krakowska Galeria Zderzak. Jednak polskich artystów pokazywały zagraniczne galerie. Z kolei na „satelickich” targach LISTE swoje stoiska miały: warszawska Galeria Program (solowy pokaz Karola Radziszewskiego), poznańskie Piekary (prace m.in. Magdaleny Moskwy, Aleksandry Ska czy Kamila Kuskowskiego) oraz Foto-Medium-Art z Krakowa z pracami m.in. Natalii LL, Wincentego Dunikowskiego-Duniko oraz Kingi Dunikowski. Na bardziej postpunkowych targach Kunstsalon Berlin, stoisko miała berlińska galeria ŻAK, która prezentowała polską sztukę (prace Tomka Kowalskiego, Pawła Książka, Ani Orlikowskiej i Szymona Kobylarza).
A do tego wszystkiego galerię z polską sztuką otworzyła w Berlinie Monika Branicka, znana z OBIEG-owego blogu „Nawiasem mówiąc”. I to nie byle gdzie, bo w budynku na Lindenstrasse razem z takimi tuzami jak Nordenhake, Gregor Podnar, Gebr. Lehmann czy Konrad Fischer. Ale o tym wszystkim już jutro.
A pojutrze o projekcie „House Trip” w ramach targów ArtForum.