30 stycznia, 2009

Mirosław Bałka pokaże swoją instalację w Turbine Hall w londyńskiej Tate Modern

Mirosław Bałka zaprezentuje w październiku swoją instalację rzeźbiarską w ramach projektu „Unilever Series” w Turbine Hall w londyńskiej Tate Modern. Kto choć raz był w Tate Modern, wie, jak wielkie wrażenie robią projekty rzeźbiarskie w dawnej hali turbin londyńskiej elektrowni (dziś holu głównego muzeum), której wysokość wynosi 35 metrów, a długość 155 metrów.
To wielki sukces polskiego rzeźbiarza, zważywszy na fakt, że Bałka będzie dziesiątym artystą, który zaprezentuje swoją pracę w ramach tego trwającego już od 2000 roku projektu. Obecnie trwa prezentacja pracy francuskiej rzeźbiarki Dominque Gonzales-Foerster. Będzie to pierwszy publiczny projekt polskiego artysty w Wielkiej Brytanii. Obecnie trwa jeszcze (do 9 lutego) jego wystawa „Nothere” w słynnej londyńskiej galerii White Cube. Prace Bałki znajdują się też w kolekcji Tate Museum, z czego jedna z nich ( „Oasis (C.D.F.)” z 1989 roku) jest obecnie pokazywana na wystawie prac z kolekcji w Tate Modern.

Jak informuje Tate Modern, prace z serii „Unilever Series” obejrzało do tej pory ponad 20 milionów osób. By zdać sobie sprawę, jak ważny może być to projekt w życiu artysty, warto pokazać prace jego poprzedników.
Projekt rozpoczęła Louise Borgeois w 2000 roku i wtedy to w hali turbin stanęły trzy wieże i gigantyczny pająk.

Później swoją pracę „Marsyas” w 2002 roku zaprezentował Anish Kapoor.

Wielkie wrażenie zrobiło sztuczne słońce duńskiego artysty Olafura Eliassona w 2003 roku (projekt „The Weather Project”).

W 2005 roku swoją pracę „Embankment” pokazała brytyjska artystka Rachel Whiteread.

W 2006 roku Turbine Hall wypełniła zjeżdżalnia, zaprojektowana przez urodzonego w Belgii niemieckiego artystę Carstena Hoellera.

Dużo emocji w 2007 roku wzbudziła również wielka szczelina biegnąca przez całą halę turbin – praca Doris Salcedo. Szczególnie dużo, gdy jedna z osób zwiedzających nie zauważyła szczeliny i trochę się poturbowała.

Praca Mirosława Bałki będzie pokazywana w ramach projektu „Unilever Series” od 19 października 2009 roku do 5 kwietnia 2010 roku.

28 stycznia, 2009

Z półki kolekcjonera: dziś premiera "Krótkiej historii Grupy Ładnie"

Już dziś premiera długo oczekiwanej książki (pisaliśmy o niej we wrześniu) „Krótka historia Grupy Ładnie” Magdalemy Drągowskiej, Ewy Tatar i Dominika Kuryłka. Grupy Ładnie czytelnikom ArtBazaaru przedstawiać nie trzeba – stworzona przez Rafała Bujnowskiego, Marka Firka, Marcina Maciejowskiego, Wilhelma Sasnala i Józefa Tomczyka Kurosawę weszła już do historii polskiej sztuki. Stała się jednym z najważniejszych grup artystycznych w polskiej sztuce współczesnej. Równocześnie, jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, wokół niej narosło niesamowicie wiele mitów, plotek, legend i niedomówień.
Oczywiście książka tych wszystkich mitów nie rozwiewa. W dużo większym stopniu zbiera po prostu efemeryczne często dziś informacje na temat Grupy Ładnie. Ważnym elementem książki są rozmowy z artystami, a także z Romanem Dziadkiewiczem, Łukaszem Gorczycą, Michałem Kaczyńskim, Maszą Potocką, Andrzejem Przywarą, Grzegorzem Sztwiertnią, Wojciechem Wilczykiem czy Joanną Zielińską .
Książka nie stanie się „przewodnikiem” po nieistniejącej już grupie – to raczej opowieść o historii pewnego fragmentu polskiej sztuki najnowszej i micie, jaki pozostał po Grupie Ładnie.

Magdalena Drągowska, Dominik Kuryłek, Ewa Małgorzata Tatar , Krótka historia Grupy Ładnie, Koporacja Ha!art, Kraków 2009; cena 37 PLN.

27 stycznia, 2009

Znamy już szczegóły wystawy "Younger Than Jesus" w New Museum w Nowym Jorku


Latem ubiegłego roku pisaliśmy o wystawie “Younger Than Jesus” w New Museum w Nowym Jorku. Będzie to pierwsze triennale młodej sztuki na świecie – wezmą w nim udział artyści urodzeni w 1976 roku lub później.
Dziś znamy już więcej szczegółów wystawy, która, jak zauważa jej główny kurator, Massimiliano Gioni, ma stać się „Facebookiem Generacji Y” (inaczej też nazywanej iGeneration, Millenials czy Generation Me). Otóż ta wystawa, pierwsza tak duża wystawa oparta tylko na czynniku generacyjnym, zostanie otwarta w New Museum 8 kwietnia i potrwa do połowy czerwca.
Weźmie w niej udział 50 artystek i artystów z całego świata, wybranych przez trójkę kuratorów na czele z Gionim, którzy wspierali się bardzo rozbudowaną (do 150 osób) grupą „informatorów” (kuratorzy, nauczyciele akademiccy, blogerzy, krytycy) z całego świata. Ci właśnie „informatorzy” wyselekcjonowali grupę 500 artystek i artystów, z których na wystawę trafi co dziesiąte.
Będziemy znali całą „500”, gdyż muzeum planuje wydanie dwóch publikacji przy okazji tej wystawy. Pierwszą publikacją będzie właśnie "Younger Than Jesus: The Artist Directory" wydany wspólnie przez New Museum i wydawnictwo Phaidon z biografiami oraz reprodukcjami prac całej „500 artystów” stanowiących bazę wyboru do wystawy. Będzie to ponad 500 stronnicowe wydawnictwo, które ma ambicję pokazać wszystko, co jest ciekawe w młodej sztuce na świecie.
Natomiast druga książka, wydana przez muzeum z innym znakomitym wydawnictwem Steidl zawierać będzie eseje na temat zarówno generacji Y, jak i twórczości jej przedstawicieli. Oczywiście będą też reprodukowane prace artystów, którzy wezmą udział w wystawie w New Museum.
Kiedy poznamy listę 50 artystów wybranych na wystawę „Younger Than Jesus”? Już wkrótce. Muzeum na swojej stronie internetowej podaje, że nastąpi to jeszcze w styczniu.

25 stycznia, 2009

Sztuka ulicy w kolekcji domowej

Powstające w ciągu ostatnich dwóch lat kolekcje wyspecjalizowane w sztuce ulicy to jedna z najszybciej rozwijających się „gałęzi” kolekcjonerstwa sztuki najnowszej. Przyczyn powodzenia jest wiele – atrakcyjność wizualna, wspólne dziedzictwo i pokoleniowość artystów jak i nabywców, popularność kultury miejskiej jak i street artu w mediach i co nie mniej istotne przystępność cenowa prac związanych z szeroko pojętą sztuką ulicy sprawia że skoncentrowanie własnej kolekcji na street arcie wydaje się znakomitym pomysłem. Trzeba też przyznać, iż czasy na rozpoczęcie takiej kolekcji są w chwili obecnej znakomite. Trochę przypominają koniec lat 90tych – lata walki i niepewności – walki o sztukę naszego pokolenia i niepewności co do tego które propozycje artystyczne są istotne, które instytucje wspierające i promujące artystów przetrwają.


Polski street art swoją „walkę” wygrał a kluczowym był tu rok 2008. Był to rok dwóch symboli – potwierdzenia uznania i statusu (równoprawnego z innymi obszarami działalności artystycznej) dzięki wystawie „Artyści Zewnętrzni” w BWA we Wrocławiu oraz powstanie galerii Zerozer jako symbol uznania i sukcesu rynkowego artystów z tym nurtem związanych. Analogia z rokiem 2000 jak najbardziej nieprzypadkowa.

Przyjrzyjmy się kilku aspektom kolekcjonowania sztuki ulicy.

Sztuka ulicy w domu?
Głównym „problemem” podnoszonym przez część artystów jak i admiratorów sztuki ulicy jest problem przenoszenia jej z ulicy do salonów galeryjnych (i dalej do domów). Podnoszone są tu często argumenty o sprzedaży etosu ulicznego i komercjalizacji sztuki poprzez pokazywanie jej w obcym środowisku i zamienianie jej w produkt i sprzedaż. Zatrzymajmy się na chwile nad tymi kwestiami.

Bezsporny jest oczywiście fakt że najbardziej naturalnym środowiskiem dla street artu jest tkanka miejska i przenoszenie czy też powielanie prac „miejskich” we wnętrzach galeryjnych nie wnosi nic nowego, czy tez w wielu wypadkach może zatracać ich sens. Zgadzając się z takim rozumowaniem nie byłbym skłonny jednak potępiać takich prób z definicji gdyż przy założeniu , że wystawa galeryjna ma służyć prezentacji, promocji czy też zaznajomienia szerszej publiczności z twórczością artysty – zebranie i pokazanie jego realizacji w jednym miejscu temu tylko służy. Wystawy galeryjne nie są tu swoistego rodzaju konkurencją dla ulicy tylko medium do prezentacji. Zarzut komercjalizacji - tu prawdopodobnie jak w wielu innych przypadkach wszystko zależy od formy. Jeśli są osoby (artyści) którzy chcą się utrzymywać ze swojej pracy i są osoby (kolekcjonerzy) którzy są zainteresowani nabyciem mniej lub bardziej materialnych rezultatów ich pracy to galeria jest do tego najlepszym miejscem. Pamiętajmy też, że street art w dużo większym stopniu niż inne obszary sztuk wizualnych jest elementem szerokiej Kultury Miejskiej (Urban Culture) i mniej dziwi wykorzystywanie sztuki w innych obszarach takich jak moda czy design.



Ze ściany na…płótno?
Jakie więc formy może przyjmować kolekcjonowanie sztuki ulicy? Oczywiście różnorodne w zależności od pomysłowości artystów i kolekcjonerów. Przyjrzyjmy się kilku przykładom.

Projekty ingerujące w tkankę architektury (domu, mieszkania) – to najbardziej bliskie ulicy realizacje. Tworzenie specjalnie zamówionych murali, wrzut w wewnątrz lub na zewnątrz domu. Wbrew pozorom nie są to wyjątkowe projekty - takie realizacje już istnieją a kolejne są planowane.
Dokumentacja realizacji miejskich – może tu być kolekcjonowanie przygotowanych przez artystę projektów realizacji (dokumentacja) artystycznych bądź też dokumentacja fotograficzna realizacji streetartowych na mieście. To drugie jest niezmiernie atrakcyjne gdyż z jednej strony jest dostępne dla wszystkich ( i nic nie kosztuje) z drugie strony zachowuje i dokumentuje prace, które z natury rzeczy są tymczasowe i ulotne.
Prace na płótnie i papierze – czyli tworzenie na „klasycznym” materiale. Mogą to być kopie realizacji miejskich (na przykład edycja sitodruków) bądź też prace specjalnie przygotowane dla tego medium. Szczególnie edycje sitodruków stały się bardzo popularne – są one dość proste w produkcji (ma to znaczenie w przypadku galerii na odległość współpracujących z artystami) i stosunkowo tanie oraz łatwo dostępne dla kolekcjonerów (z tą łatwą dostępnością to oczywiście różnie sprawa wygląda gdyż w przypadku najbardziej popularnych artystów często nakład 200, czy 300 odbitek może zniknąć w kilka godzin).

Prace wykonane na odpadach miejskich – specjalnie wyróżniamy tę kategorię jako, że jest ona bardzo bliska środowisku miejskiemu. Powstają prace na zużytych kartonach, deskach, płytach, opakowaniach plastykowych i szklanych. Ciekawą „kolekcję” swoich prac, na odpadach miejskich przygotował dla warszawskiego viura Krik. Na dwóch typach butelek (po oranżadzie i po piwie) namalował serię portretów różnych postaci.

Obiekty związane z kulturą miejską – mogą to być projekty ubrań (czy nawet same ubrania), designer toys, wlepki, torby etc.


Kolekcjonowanie sztuki ulicy i obiektów z tym tematem związanych to może być pomysł na wielką przygodę kolekcjonerską. Rynek z tym temat związany dopiero powstaje a ceny prac zaczynają się niemalże od zera (dokumentacja). Znakomity moment aby stworzyć ciekawą kolekcję.
Na zdjęciach odpowiednio:
m-city: realizacja miejska w Carugate, Włochy, listopad 2008 (dzięki www.m-city.org)
Peter Fuss: Ten dollars, technika własna, 2008 (dzięki galerii ZeroZer)
Frm-kid: Munny (technika własna na figurce winylowej), wysokość 18 cm, 2008 (zdjęcie Abe Sapien)
Massmix: realizacja na budynku viura na warszawskiej Pradze (vlepvnet.bzzz.net),
Zbiok:- Odczarowanie Art Projectra, Zielona Gora 2007
m-city: akryl na płótnie, 110x150cm, (dzięki
www.m-city.org)
Pan Ziet: technika własna, płótno


23 stycznia, 2009

Podpiszmy list otwarty z prośbą o pomoc dla Stanisława Dróżdża

Już prawie tysiąc osób podpisało się pod listem do władz Wrocławia z prośbą o pomoc i zapewnienie opieki lekarskiej wybitnemu artyście, animatorowi ruchu poezji konkretnej, uczestnikowi Biennale w Wenecji w 2003 roku, Stanisławowi Dróżdżowi.
Od 40 lat ten artysta porusza się na wózku inwalidzkim, a ostatnio jego stan zdrowia pogarsza się. Przyjaciele zorganizowali zbiórkę dzieł sztuki. Pieniądze z jej sprzedaży, planowanej na marzec, mają pomóc w leczeniu artysty. Jednak ich zdaniem będzie to pomoc doraźna, jednorazowa. Dlatego proszą władze Wrocławia o stałą pomoc artyście.
List do Wydziału Zdrowia UM we Wrocławiu można znaleźć i podpisać elektronicznie tutaj.

22 stycznia, 2009

"Nowa rzeczywistość" - przyszłość rynku sztuki w 2009 roku według "The Art Newspaper"

„Nowa rzeczywistość – trudny do przewidzenia stan rynku sztuki w 2009 roku” – komentarz o tak znamiennym tytule zamieściła właśnie redaktorka „The Art Newspaper” Georgina Adam (zobacz tutaj). Tytuł znamienny, bo pokazuje, że świat rynku sztuki coraz bardziej zdaje sobie sprawę z grozy sytuacji i wpływu, jak będzie miał kryzys gospodarczy właśnie na rynek sztuki.
Gazeta pokazuje ostatnie zwolnienia w galeriach i domach aukcyjnych – w „fabryce” Damiena Hirsta, nowojorskiej galerii Pace Wildenstein, w Sotheby’s i Christie’s. Ciekawy jest też cytowany fragment listu najpotężniejszego galerzysty świata, Larry’ego Gagosiana do swoich pracowników.
„The Art Newspaper” sugeruje też, że rynek sztuki najnowszej, na którym ceny rosły najszybciej w ostatnich latach, może w 2009 roku ucierpieć najbardziej. Mniej może to dotknąć sztuki dawnej – gazeta pokazuje wyniki ostatnich aukcji sztuki dawnej, w tym osobno malarstwa ery wiktoriańskiej, pokazując dobre wyniki aukcyjne najciekawszych prac.
Czy to już dobry moment na zakupy? „The Art Newspaper” sugeruje, że tak i że dealerzy już na wyjątkowo nieudanych targach Art Basel Miami Beach robili „zapasy”, kupując z dużym dyskontem. Ale pytanie, które zawsze pojawia się przy spadkach cen, brzmi: „czy ceny nie spadną jeszcze bardziej?”. Komentarz w tej szanowanej gazecie nie odpowie na to pytanie. Odpowie na nie rynek.

21 stycznia, 2009

Z półki kolekcjonera – Magda Starska „Wiry”

Kolejna publikacja Fundacji Transmisja warta zainteresowania kolekcjonerów sztuki. Tym razem jest to zbiór rysunków Magdy Starskiej. Jest to historia przedziwnych wydarzeń jakie miały miejsce pewnego dnia w naszej galaktyce. Historia została przedstawiona na 30 czarno białych planszach. Każda z plansz może być też oglądana jako odrębne dzieło.

Szczególnie polecamy miłośnikom Penerstwa.

Oryginały rysunków będę dostępne w kolejnym projekcie (limitowana teka z pracami artystów), jaki w tej chwili przygotowujemy.




MAGDALENA STARSKA"WIRY"
stron 64
nakład 300 egz
wydawca: Fundacja Transmisja

20 stycznia, 2009

Polecamy najnowszy numer Kresów

Ukazał się nowy numer Kwartalnika Literackiego "Kresy" (2008, nr 4). Oprócz literatury można w nim znaleźć materiały poświecone sztuce.

W najnowszym numerze tematem przewodnim jest "Sztuka, kobiety i feminizm 2008".
O miejscu feminizmu w polskiej sztuce piszą Agata Araszkiewicz, Agata Jakubowska i Izabela Kowalczyk. Ewa Tatar zwraca uwagę na twórczość młodego pokolenia artystek (m.in. Karoliny Brzuzan, Angeliki Fojtuch, Anny-Marii Karczmarskiej, Joanny Pawlik, Zorki Wollny). Dominik Kuryłek rozmawia z Bogną Burską.

W numerze jest również tekst o Hotelu Polonia, czyli o Pawilonie Polskim na Biennale Architektury w Wenecji oraz wspomnienie o Andrzeju Wróblewskim.

19 stycznia, 2009

Kryzysowa oferta na lutowych aukcjach w Londynie

Jeśli ktoś zastanawiał się, jak na rynku aukcyjnym wyglądał będzie kryzys, to odpowiedź przynosi mu oferta na najbliższe aukcje sztuki najnowszej (Post-War and Contemporary Art) w Sotheby’s i Christie’s w Londynie. Dość powiedzieć, że dolna granica estymacji na lutowych aukcjach w stolicy Wielkiej Brytanii w dwóch najważniejszych domach aukcyjnych to nieco ponad 20% dolnej granicy estymacji na takich samych aukcjach przed rokiem!
Na głównej, wieczornej aukcji w Christie’s 11 lutego do kupienia będzie tylko 31 prac, za które dom aukcyjny spodziewa się co najmniej 15 milionów funtów (ponad 70 milionów złotych). W ubiegłym roku były to 54 prace, a dolna granica estymacji wynosiła 71,7 miliona funtów.
W Sotheby’s nie jest lepiej . Do sprzedaży przeznaczono jedynie 27 prac, a dolna estymacja to 16,55 miliona funtów (prawie 78 milionów złotych). Rok temu było 70 prac i 72 miliony funtów.
Co jest powodem takiej sytuacji? Cofnięcie się zarówno popytu, jak i podaży. Domy aukcyjne zrezygnowały z gwarantowania cen na aukcjach, ceny spadły, a to z kolei spowodowało, że ciężko było domom aukcyjnym „zdobyć” ciekawe, i tym samym, wysoko wyceniane prace.
„Kolekcjonerzy wstrzymują się ze sprzedażą. Chcą najpierw zobaczyć, w jakim kierunku podążą ceny” – powiedziała agencji Bloomberg Pilar Ordovas, szefowa działu sztuki współczesnej w europejskim Christie’s.


Ale też prace, które trafiły na aukcje w Londynie, są wyceniane zdecydowanie niżej. Portret Francisa Bacona „Man In Blue VI” z 1954 roku wyceniany jest tylko na 4-6 milionów funtów. A jego historia jest bardzo ciekawa. To jeden z siedmiu portretów biznesmenów, którzy byli kochankami artysty w latach 50.
Do pokazania spadku cen ciekawy jest przykład pracy Jeffa Koonsa z „Jim Bean-Log Car” serii „Luxury i Degradation” z 1986 roku. To wykonany ze stali model kolejki, wypełniony w środku Burbonem. Ma on estymację 400-600 tysięcy funtów. Tymczasem przed rokiem pracę z tej samej serii sprzedano na aukcji za 1,9 miliona dolarów (czyli 1,3 miliona funtów)!


Z kolei gwiazdą aukcji w Sothebys (która będzie chyba rekordowo krótką, bo jak wspomniałem, jest do sprzedaży tylko 27 prac), będzie „Concetto Spaziale” Lucio Fontany (estymacja 5-7 milionów funtów). Praca nigdy nie była wystawiana, nie była w galerii. Obecny właściciel kupił ją bezpośrednio od artysty ponad 40 lat temu i nigdy nie była też pokazywana w galerii.
Na aukcjach w Sotheby’s i Christie’s nie ma prac polskich artystów. Nie znamy jeszcze oferty trzeciego domu aukcyjnego – Phillips de Pury. Jak pojawi się on-line, poinformujemy o niej.
Na zdjęciach: Francis Bacon, Man In Blue VI, 1954; Jeff Koons, Jim Bean-Log Car, 1986

15 stycznia, 2009

Pociąga mnie chaos i minimalizm - rozmowa z Agnieszką Grodzińską

W Galerii Czynnej w Warszawie można do 2 lutego zobaczyć wystawę prac Agnieszki Grodzińskiej. Agnieszka jest związana z poznańskim stowarzyszenie Starter, w tym roku przygotowuje dyplom na poznańskiej ASP. Współtworzy z Natalią Całus grupę artystyczną „Rżnięty Kryształ”. Poniżej rozmowa Adama Fussa z Agnieszką.

Adam Fuss: Bardzo dużo w Twoich pracach tekstu, słów, cytatów. Materiały na których rysujesz czy robisz grafiki wyglądają na przypadkowe, znalezione na śmietniku. Trochę kojarzy mi to się z pracami dadaistów, eksperymentami surrealistów, tym klimatem…

Agnieszka Grodzińska: Wiele z moich rysunków jest tworzonych na pożółkłych kartkach, niektóre rysowane są na stronach z gazet, co może rzeczywiście kojarzyć się np. z pracami dadaistów. To Twoja interpretacja. Inną sprawą jest to, że rysunek jest dla mnie rodzajem notatnika, pozwalam w nim sobie na więcej, raczej nie traktuję ich zbyt serio, nie przywiązuję zbyt dużej wagi do jakości papieru czy zagiętych rogów. Ważne jest utrwalenie jakiejś myśli, sedna sprawy, skojarzeń. Wystawa w Galerii Czynnej jest pierwszą prezentacją moich rysunków.

A.F.: Z drugiej strony jest w tych pracach refleksja nad historią, historią sztuki..

A.G.: Jeśli chodzi o refleksję nad historią sztuki, to rzeczywiście ostatnio jej dużo, to chyba od momentu uświadomienia sobie, że częściej mam w ręku czasopisma o sztuce, niż inną prasę. Jest w tym pewne zmęczenie, zmęczenie językiem opisującym sztukę, językiem, którym ludzie wokół mnie rzadko się posługują mówiąc, a którego nadużywają pisząc. Starałam się patrzeć na taki tekst, nie czytając go, wyławiać pewne fragmenty, które stają się absurdalne, intrygujące.

A.F.: Możesz podać przybliżony obszar Twoich inspiracji? Powtarzające się motywy, tropy?

A.G.: Pytanie o inspiracje jest bardzo trafne, ostatnio sporo rozmyślam o „inspiracji”. Z jednej strony mam poczucie trwania w nieustannej strudze informacji, które wirują wokół; są cholernie ciekawe i chcę poznać je wszystkie. Równie szybko jak jedne newsy opadają, pojawiają się następne. Ich płynność i zmienność staje się, paradoksalnie, pewną stałą.
Z drugiej strony natomiast, mam w pamięci artystów, którzy z najprostszych rzeczy jak liczba (Roman Opałka) czy linie (Jerzy Kałucki), potrafili uczynić punkt kulminacyjny swojej twórczości na cale lata. Powszechna, nic nie znacząca rzecz, przekształcała się również poprzez ideę czasu. Na pierwszy rzut oka widać, jak szalony to pomysł i podejrzewam, że niewielu młodych artystów zdecydowałoby się na coś podobnego, więc nie należy lekceważyć takich konsekwentnych postaw. Ostatnio właśnie owe pobudzenie prędkością, szybkością zmian, walczy u mnie z potrzebą powtarzania się, zatrzymania, długotrwałego trawienia jednego tematu czy motywu.
A z konkretniejszych i bardziej przyziemnych rzeczy? No cóż… inspirują mnie słowniki, encyklopedie, gazety o luksusowym stylu życia. Zagraniczne czasopisma o sztuce i heraldyka. Palety i próbki kolorów, komiksy, hasła reklamowe, sentencje psychologiczne, poradniki, hotelowe papeterie…

A.F.: Malujesz seriami?

A.G.: Raczej nie maluję obrazów w seriach, i nawet jeśli odnajdziesz powtarzające się elementy w kilku obrazach, to jest to raczej kwestia tematu, który zajął mnie na trochę dłużej, niż zamierzonej i zaplanowanej serii prac. Motywy pojawiające się w moich pracach zwykle ukazują się jednokrotnie i nie powracają później. Bardziej interesuje mnie jednostkowość obrazu, jego indywidualna specyfika, która w szerszym spojrzeniu nie „ustawia” kilku obrazów w całość, ani nie czyni z nich „układu scalonego”. Przeciwnie, następuje rodzaj zgrzytu, a brak podobieństwa nie pozwala na usystematyzowanie dzieł wobec właściwego klucza.

A.F.: Możemy pomówić o mediach w których się wypowiadasz?

A.G.: Natychmiastowość zapisu, jego bezpośredniość oraz brak ogniw pomiędzy myślą a gestem na płótnie lub papierze jest tym, co bardzo lubię w malarstwie i rysunku. Często robię własne eksperymenty z malowaniem na czas, jednak nie jest to moja stała metoda pracy, traktuję to raczej jako pewnego rodzaju rozprężenie. Szybkie tempo pracy pozwala mi uprościć myślenie, wyeliminować schemat, w który tak łatwo można wpaść, dojść do nowych, niespodziewanych rozwiązań formalnych. Pod tym względem jestem prawdziwym „action painterem”, wygląda to prawie jak w filmie Paul’a McCarthy’ego pt. „Painter”.

A.F.: Inspiracje pozaartystyczne mają wpływ na to, co robisz ?

A.G.: Nie sądzę, aby łatwo było odnaleźć w moich pracach takie inspiracje czy odniesienia, choć jestem pewna, że dużo z tego, co czytam, słucham i oglądam wpływa na to, co robię. Pracując, słucham dużo muzyki, i zdarza mi się odczuwać chęć, a nawet przyjemność tworzenia wzdłuż linii melodycznej. Jedna z ulubionych płyt, do której często powracam, i która dużo wniosła w mój sposób tworzenia to płyta „Colors” Kena Nordina. Każda barwa jest tu osobną historią, i tak jak w malowaniu, bywają kolory złośliwe lub dystyngowane, kolory „pewniaki”, których użycie jest zawsze strzałem w dziesiątkę, i kolory symboliczne, naznaczone jakąś historią.

A.F.: A jeśli chodzi o filmy?

A.G.: Oglądam ich całkiem sporo, i tu również mam całą masę pomysłów przeniesienia filmowych napięć na płótno lub rysunek, nie chodzi jednak o konkretne historie, raczej o pewien sposób filmowania, napięcia obecnego np. u Hitchocka czy w starych filmach kryminalnych.

A.F.: Wyobrażasz sobie, że możesz namalować obraz „na temat”, a na współczesny temat – w szczególności?

A.G.: Wbrew temu co widać, a może właśnie czego nie widać na pierwszy rzut oka, moje prace są na współczesny temat. Prawdą jest, że nie ma w nich scen z TV, postaci celebrities, popularnych znaków czy logotypów. Jednak nie ma też ucieczki od kontekstu współczesności, inspirujące mnie teksty czy sceny są zawsze filtrowane przez współczesny układ zdarzeń, ilość klisz zakodowanych w naszym umyśle. Staram się unikać „obrazowania rzeczywistości”, komentowania jej. Nie jest mi to potrzebne, moje prace mają swoje własne punkty do rozważań, bliżej im do poszukiwania utopijnej ponadczasowości niż do gry z widzem w rozpoznawanie kontekstów z popkultury.

A.F.: U Ciebie kalambur raz się gubi, innym razem zyskuje rezonans..

A.G.: Staram się stworzyć sytuację podobną do tej, gdy ukradniesz coś w sklepie, i wychodząc zadowolony na drzwiach widzisz napis „mam cię! ”. Tak też trochę jest z owymi cytatami, np. z poradami w lifestylowych czasopismach. Wyjęcie ich z kontekstu, zobrazowanie i powieszenie na ścianie nadaje im przewrotnego charakteru, motto­, wskazówka, tyleż pożyteczna, co utopijna. Mówiąc, że moje prace są „na współczesny temat” mam na myśli pewnego rodzaju niepokój, który jest częścią istnienia we współczesnym świecie.

A jeśli chodzi o to, czy sobie wyobrażam, że kiedyś to, co robię, bardziej zbliży się do współczesności. Hmm.. na razie chciałabym z każdym krokiem posuwać się ku rzeczom przerastającym moje oczekiwania.

A.F.: Jak się zapatrujesz na, nazwijmy ją, „sztukę zaangażowaną” - zaangażowaną w obrazowanie rozmaitych form doczesności, ale także ideologicznie, politycznie?

A.G.: Bardzo rzadko podejmuję tematy polityczne, ideologiczne. Wyczuwam czasem pewną tendencję w promowaniu sztuki bazującej na drążeniu historii, przemalowywaniu jej. Jestem w trakcie badania problemu historii „spoza obrazu”, która tak naprawdę tworzy obraz. Jest to bardzo ciekawe zagadnienie, jeśli myślimy o pionierach tego zjawiska, jak Richter czy Tuymans. Jednak zbyt często takie myślenie bywa nadużywane, przekształcane w pewien „patent” na malowanie. Podobnie jak tragiczne zakończenie w filmie, malowanie takich historii bierze nas pod włos, wyciska z nas wzruszenie. Podoba mi się „zaangażowanie” innego typu w np. pracach Sophie Calle, która tworzy własne historie, analizuje je z wielu stron, angażuje się w coś, co nie jest ani ideologiczne, ani otwarcie polityczne, a jednak wydaje się daleko ważniejsze.



A.F.: Czym dla Ciebie różni się zdolny artysta od marnego?
A.G.: Chyba każdy z nas zetknął się kiedyś w tej czy innej formie ze stwierdzeniem;(cytatem) ”Spraw, by świat uwierzył w Ciebie, i chętnie płacił za ten przywilej”. Znam wielu dobrych i wielu mniej dobrych artystów, którzy stosują tą zasadę. Może to być zarówno kwestia pewności siebie jak i sprzyjających okoliczności. Na pewno nie raz się z tym zetknąłeś, wchodząc do wspaniałej, renomowanej galerii, gdzie czułeś, że to, co wisi na ścianach nie jest zbyt „wartościowe”.
A.F.: Często tak czuję. To kwestia układu, gry…
A.G.: W obliczu takiej sytuacji to intuicja, zmysłu smaku, pozwala ci ocenić takie rzeczy. Gorzej, jeśli próbujesz jasno to zdefiniować , tak jak ja teraz. Jak wiesz, zawsze można znaleźć kontrargument. Twoje pytanie jest ze swej natury pytaniem filozoficznym.

A.F.: Widzisz u siebie progres?

A.G.: Tak, obserwuję progres z obrazu na obraz. Robię bardzo wiele prób, eksperymentów, i wiele obrazów ląduje w koszu. Z drugiej strony bardzo rzadko posługuję się szkicem, planem. Staram się zawsze siebie zaskoczyć, wychodzę z założenia, że nawet pozorny krok w tył, jest postępem.

A.F.: Do jakich rejonów Cię ciągnie teraz ?

A.G.: W kwestii formalnej pociąga mnie chaos i minimalizm, a najbardziej równoległe ich tworzenie. Ostatnio również zdarza mi się myśleć nad obrazem w konwencji instalacji. Tak było w przypadku wystawy „Natural Sprinters”, nad którą pracowałam wspólnie z Natalią Całus ( Galeria Starter, 2008r.) i tak też będzie prawdopodobnie w przypadku mojej pracy dyplomowej w czerwcu tego roku.

A.F.: Współpracujesz z warszawską Galerią Program ?

A.G.: Tak, choć jest to jeszcze dość „świeża” sprawa. Na przełomie marca i kwietnia efektem tej współpracy ma być moja wystawa indywidualna w Programie.


Agnieszka Grodzinska
"You know that old story"

Wystawa czynna od 5 stycznia do 2 lutego 2009
Galeria Czynna
ul.B.Chrobrego 27 ,Warszawa

www.fotolog.com/galeriaczynna
Zdjęcia dzieki uprzejmości artystki.
1. Zdjęcie z wystawy w galerii Starter
2. "Sweet sixties" kredka na papierze, 2007.
3, 4 - "Natural Sprinters" Galeria Starter, 2008 (jako grupa Rznięty Kryształ- Natalia Całus i Agnieszka Grodzińska)

14 stycznia, 2009

ArtBazaar na liście 30 najważniejszych polskich blogów wybranych przez Onet.pl

„Blogowali już wtedy, kiedy większość nie miała pojęcia o istnieniu blogów, albo wręcz przeciwnie - istnieją w blogosferze krótko, ale weszli do niej z ogromnym impetem. Są popularni, czytani, kontrowersyjni. Inicjują akcje społeczne, pobudzają do dyskusji, wyznaczają nowe trendy w blogowaniu. Przedstawiamy blogi, które wstrząsnęły polską blogosferą” – napisała w tekście redakcja społeczności Onet.pl publikując subiektywną listę najważniejszych polskich blogów. Lista ta powstała w związku z organizowanym przez Onet.pl konkursem na Blog Roku 2008.
Na tej liście znaleźliśmy się również i my – artbazaar.blogspot.com. I to w nie byle jakim towarzystwie – obok słynnej Kataryny, Igora Janke, Krystyny Jandy, Ludwika Dorna, Ryszarda Czarneckiego, Joanny Senyszyn, Janusza Palikota czy Endo (Agaty Nowickiej).
Pełną listę zauważonych przez społeczność Onet.pl blogów można zobaczyć tutaj.
Jak zaznaczają autorzy, nie jest to ranking blogów. Lista ma na celu pokazanie, jak wszechstronna jest polska blogosfera. Onet.pl codziennie, podczas trwania konkursu (zachęcamy do głosowania nie tylko na blogi z dziedziny kultury) prezentować będzie jeden z 30 blogów.

12 stycznia, 2009

Kolekcjonowanie plansz komiksowych

Kontynuując nasze rozważania na temat kolekcjonowania oryginałów plansz komiksowych, chcielibyśmy zatrzymać się przez chwilę nad samym obiektem kolekcjonowania (czyli planszą) gdyż na przestrzeni lat, w wyniku zmian technik drukarskich i różnych technik rysowania i malowania stosowanych przez artystów mogą one różnie wyglądać.

Tradycyjnie, w początkowych latach, oryginał rysunku komiksowego to był wyłącznie rysunek w czerni i bieli, przygotowany na jednej lub wielu planszach. Towarzyszący rysunkowi tekst (lub później dymki) były nanoszone na planszy wraz z rysunkiem i w takiej postaci oddawane do druku.
Wraz z rozwojem techniki drukarskiej i powstania możliwości druku w kolorze, artyści zaczęli kolorować swoje rysunki. Robili to przy pomocy na przykład kredek (I wydanie Koziołka Matołka – 1932 rok) akwarel (kolejne wydania Koziołka Matołka) bądź farb. Wszystko ciągle na jednej i tej samej planszy. W ten sposób na jednej planszy rysowany tuszem i kolorowany akwarelami powstał na przykład Janosik rysowany przez Jerzego Skarżyńskiego czy Kapitan Kloss narysowany przez Mieczysława Wiśniewskiego. Ten sposób powstawania i przygotowywania plansz do druku stosowany jest z powodzeniem do dnia dzisiejszego. Z obecnie wydawanych komiksów w ten sposób powstaje na przykład Jeż Jerzy rysowany przez Tomasza Leśniaka.
Z czasem jednak ze względu na technikę druku doszło do oddzielenia rysunku czarno białego od jego kolorowej wersji. Sam rysunek na planszy powstawał tak jak tradycyjny rysunek natomiast kolor był nanoszony na oddzielnej planszy (na blaudruku). Wynika to z tego, iż ze druk jest wykonywany w CMYK-u (4 kolory - cyan, yellow, magenta, black) i gdy plansza wykonana tuszem jest pomalowana razem z kreska, wówczas pod kolorem czarnym również pojawiają się ponownie te trzy pozostałe kolory i jest ich w sumie osiem. Cztery w kolorze i cztery w czarnej kresce. Groziło to przesunięciami podczas drukowania (co czasami można było zobaczyć w niestarannie przygotowanych publikacjach) - nie było takiej precyzji maszyn drukarskich jak dzisiaj. Teraz oczywiście technologia tak poszła naprzód, ze nie jest to już takim problemem. Wykonywanie druków z pdf właściwie zniwelowało błędy do minimum. Nie mniej w krajach franko belgijskich, artyści rysujący komiksy czarną kreska nadal otrzymują blaudruki do malowania. W taki sposób (oddzielnie kolor, oddzielnie rysunek czarno bialy) powstały plansze do komiksów Tadeusza Baranowskiego czy Janusza Christy.
Obecnie, dzięki możliwością komputerów i dość precyzyjnego skanowania, najczęstszą techniką jest przygotowanie rysunku na papierze i później dodanie lub obrabianie kolorów na komputerze. Nie zawsze jednak jedna plansza komiksowa (tak jak w wydrukowanym komiksie) to jeden rysunek. Niektórzy artyści (min. Maciek Sieńczyk, Kuba Woynarowski) jedną planszę składają z kilku różnych rysunków (często porozrzucanych na różnych kartkach papieru).

Co jest w takim wypadku przedmiotem pożądania kolekcjonerów? Zawsze oryginał rysunku a nie jakakolwiek forma reprodukcji. W zależności od stosowanej techniki będzie to albo tylko rysunek czarno biały, albo rysunek kolorowy (co ciekawe plansze do Janosika profesora Skarżyńskiego są w połowie kolorowe a w połowie czarno białe gdyż tylko co druga strona komiksu była kolorowa) a czasami otrzymamy czarno-biały rysunek i na oddzielnej planszy kolorowy blaudruk ( na zdjęciach przykład plansz Janusza Christy).


Na zdjęciach odpowiednio:
Janusz Christa „Wielki turniej” rysunek tuszem na papierze; kolekcja prywatna
Janusz Christa „Wielki turniej” blaudruk; kolekcja prywatna
Tomasz Leśniak „Jeż Jerzy” oryginalna plansza komiksu, kolor, tusz i tekst na jednej planszy; kolekcja prywatna.


08 stycznia, 2009

National Portrait Gallery kupiła pracę "Hope" Sheparda Fairey'a


Początek prezydentury Baracka Obamy coraz bliżej. National Portrait Gallery w Waszyngtonie poinformowała właśnie, że kupiła oryginalny projekt pracy Sheparda Fairey’a „Hope”, przedstawiający prezydenta-elekta. Pracę tę, dziś jedno z najbardziej znanych na świecie dzieł „sztuki ulicy” będzie można zobaczyć właśnie w dniu zaprzysiężenia nowego prezydenta, czyli 20 stycznia.

Latem praca Fairey’a zrobiła furorę w Ameryce. Zreprodukowana została w kilkuset tysiącach egzemplarzy, które znalazły chętnych w oka mgnieniu. Pojawiła się również jako wielki billboard wyborczy w lutym ubiegłego roku.

Dlaczego National Portrait Gallery kupiła tę pracę? Martin Sullivan, dyrektor galerii wyjaśnił, że stała się ona symbolem ubiegłorocznej, historycznej już z wielu względów kampanii wyborczej, a teraz ma szansę stać się symbolem nowej prezydentury.

07 stycznia, 2009

Zapraszamy na "Ranking gwiazd" w Krakowie

Wszystkich naszych czytelników z Krakowa i okolic zapraszamy serdecznie na spotkanie wokół „Przewodnika kolekcjonera sztuki najnowszej” zatytułowane „Ranking gwiazd//Kolekcjonowanie sztuki współczesnej”.
W spotkaniu, oprócz nas wezmą udział Martyna Sztaba (Ha!art), Andrzej Starmach (Galeria Starmach) oraz Łukasz Gazur (Dziennik Polski). „Ranking gwiazd” poprowadzi Beata Seweryn z Bunkra Sztuki.
Czas: 8 stycznia [czwartek], godzina 18:30
Miejsce: Kraków, Bunkier Sztuki, Pl. Szczepański 3a

06 stycznia, 2009

Rysunki Kubusia Puchatka na aukcji Sotheby

Z ubiegłorocznych wydarzeń została nam informacja o sprzedaży na aukcji w Sotheby’s oryginałów rysunków Ernesta Sheparda do książek o najsłynniejszym misiu Kubusiu Puchatku. Całość kolekcji rysunków przebiła wszelkie estymacje i osiągnęła kwotę 1,3 miliona funtów. Najdrożej sprzedanym rysunkiem został “He went on tracking, and Piglet ... ran after him” za sumę 115,250 funtów.
Przy sposobności polecamy zajrzeć do książek z Puchatkiem (oczywiście tych ilustrowanych przez Sheparda a nie do współczesnych disneyowskich wersji) i przypomnieć sobie te subtelne i wysmakowane rysunki.
Ja zawsze byłem większym fanem Uszatka niż Kubusia Puchatka i strasznie bym się ucieszył gdyby kiedyś na naszych aukcjach pojawiły się rysunki Uszatka wykonane przez Zbigniewa Rychlickiego. Miejmy nadzieję że przetrwały.

Na zdjęciach oryginał rysunku Ernesta Sheparda oraz polskie wydanie Chatki Puchatka (2 wydanie, Nasza Księgarnia 1954 rok).

04 stycznia, 2009

Z półki kolekcjonera – "DOBRE DO DOMU I NA DWÓR"

Poznańska Fundacja Transmisja cały czas zadziwia i inspiruje swoją działalnością wydawniczą. Zadziwia częstotliwością i pomysłowością kolejnych wydawnictw artystów związanych ze środowiskiem Penerów. Tym razem otrzymujemy katalog do wystawy „Dobre do Domu i na Dwór”. W projekcie wzięła udział cała śmietanka Penerstwa- Wojciech Bąkowski, Piotr Bosacki, Tomasz Mróz, Konrad Smoleński, Magdalena Starska, Radek Szlaga oraz Iza Tarasewicz.

Książka jest zbiorem przygotowanych specjalnie na jej potrzeby prac artystów grupy Penerstwo. To rysunki i fotografie, fotomontaże, wiersze i proza. W wielu wypadkach mamy możliwość zobaczenia najnowszych prac poszczególnych artystów.

Książka zawiera także teksty poszukujące definicji zjawiska "penerstwa". Ich autorami są Stach Szabłowski i Piotr Bosacki. Książka jest owinięta w plakat wystawy grupy pod tym samym tytułem, która odbyła się w listopadzie tego roku na parkingu na poznańskich Jeżycach.

Całość ze względu na oprawę (plakat) i na nakład (350 egzemplarzy) wkrótce może okazać się poszukiwanym rarytasem.


"DOBRE DO DOMU I NA DWÓR"
stron 160
nakład 350 egz
wydawca: Fundacja Transmisja
Osoby zainteresowane publikacją mogą się skontaktować z wydawcą pod adresem: fundacja@transmisja.eu