22 października, 2010

Targi Frieze ciekawsze niż rok temu - korespondencja Gregory Lenczuka


Już rozpoczęły się kolejne targi w tym długim, październikowym targowym maratonie w Europie – FIAC w Paryżu. My tymczasem chcielibyśmy wrócić jeszcze do londyńskich targów Frieze. Na początku tygodnia na ArtBazaar znalazła się korespondencja Gregory Lenczuka z silnym akcentem na polską sztukę pokazywaną na targach. Dziś relacja z pozostałej części targów.
Frieze w Londynie charakteryzuja sie dość odmiennym klimatem niż większość pozostałych imprez targowych w Europie. Z uwagi na bardzo żywą scenę artystyczną, jaką Londyn może się pochwalić, same targi można postrzegać jako happening, a nie tylko imprezę o czysto komercyjnym charakterze. Jak na targi komercyjne są one bardzo popularne wśród artystów, którzy chętnie odwiedzają Frieze lub też aktywnie je „bojkotują” poprzez różne akcje dziejące się pod halą targową (które, paradoksalnie, tak naprawdę nakręcają tylko całą imprezę).

Oczywiście przepych jest na Frieze zauważalny na każdym kroku, jednak jednocześnie mieszanie się różnych grupy społecznych daje interesujące rezultaty. Niesamowite ceny osiągane przez najpopularniejszych artystów są polaryzowane przez różnego rodzaju akcje i performance’y dziejące się w trakcie imprezy. W zeszłym roku Jake i Dinos Chapmanowie rozdawali przed wejściem na targi banknoty 20-funtowe, na których sami coś rysowali, kiedy w samej hali galeria White Cube sprzedawała ich prace za kilkadziesiąt tysięcy funtów. W tym roku para artystów chciała dostać się na zamknięty pokaz dla VIP-ów (tzw. Preview) i nie została wpuszczona bez zaproszenia. Oczywiście taka sytuacja, to tylko część planu artystów, gdyż tak naprawdę targi dają artystom wolną rękę jeśli chodzi o organizowanie spektakli w hali targowej. Ciekawym przerywnikiem podczas oglądania poszczególnych boxów byla grupka „10 nieśmiałych mężczyzn” Anniki Strom, którzy otoczeni tłumem ludzi nieustannie odwracali wzrok od każdego (w rezultacie kręcąc się w koło).

Czasami wręcz ciężko jest zobaczyć wszystko, co zapowiada się interesująco i jednocześnie poświęcić wystarczającą ilość czasu na dokładne przeanlizowanie prac na targach i wyłowienie interesujących ciekawostek. Tegoroczne targi wypadły dużo lepiej pod względem jakościowym niż rok temu. Kiedy wszyscy powoli zapominają o kryzysie ekonomicznym, galerie postanowiły wystawić bardziej przemyślane prace niż takie, które bazują na tak zwanym shock value, jak to miało miejsce rok temu. Oczywiście, kiedy pytałem poszczególnych galerzystów, każdy po kolei był zawiedziony niskim poziomem prezentowanych prac. Jednak porównując z zeszłoroczną edycją Frieze, widać było zmianę w kierunku instalacji i bardziej przemyślanych prac. Jednocześnie dało się zauważyć ogólny trend na prace o większym rozmiarze, a co za tym idzie z wyższą ceną.

W tym roku zauważyć można też było większą różnorodność jeśli chodzi o samych artystów. Zauważyłem tylko jedną pracę takich „targowych klasyków” jak Gilbert & George, a w zeszłym roku było ich conajmniej kilka w całym pawilonie. Osobiście, najbardziej zaciekawiła mnie praca Marcusa Coates’a u Kate MacGarry a raczej kostium w którym czasami występuje (jedna z wielu wersji). Pomimo tego, że nie miałem okazji obejrzeć samego artysty i tego jak używa kostiumu, już samo wystawienie kostiumu i jego wygląd nadawało obiektowi charakter performance’u.

Jednocześnie wszystkie media opisujące targi wspominały o tym że w tym roku z powodu „trudnej” sytuacji ekonomicznej nie odbyły się tzw. satellite fair czyli ZOO Art Fair. W ich miejsce pojawiły się niezależne targi Sunday, które były mocno wspierane przez znaną kolekcjonerkę - Anitę Zabludowicz, a organizowane, co ciekawe przez samych galerzystów z młodych europejskich galerii (m.in. londyńska galeria Limoncello czy Tulips&Roses z Brukseli [kiedyś Wilno]).
Dodać też należy, że na koniec targów wszystkie galerie jak i domy aukcyjne byly raczej zadowolene z obrotów jakie przyniosła impreza - większość „dobrych” prac została sprzedana już podczas preview. Jednak to nie jest koniec liczenia zysków, gdyż jak co roku zaraz po Frieze kolekcjonerzy, jak i niektóre galerie przeniosły się do Paryża na targi FIAC.
Tekst: Gregory Lenczuk

Brak komentarzy: