12 września, 2006

Indie-gorący temat tegorocznej jesieni


Po modzie na Chiny przychodzi moda na sztukę innej, wielkiej i bogatej kultury Azji – na sztukę indyjską. Już podczas wiosennych aukcji w Nowym Jorku i Hongkongu współczesne obrazy, rzeźby i instalacje z Indii cieszyły się wielką popularnością. Na tegorocznych targach sztuki Art Basel po raz pierwszy pojawiła się galeria z Indii, Nature Morte z New Delhi.
Teraz dosłownie współczesna sztuka z Indii zalewa Europę Zachodnią i USA. Większość domów aukcyjnych zaplanowała na tę jesień specjalne aukcje sztuki indyjskiej, dodatkowo dużo przedmiotów z Indii znajdzie się na aukcjach współczesnej sztuki azjatyckiej. Pojawiają się omówienia tego fenomenu, jak choćby ostatnio w Artinfo.com.
20 września na aukcji w nowojorskim domu Christie odbędzie się specjalna aukcja współczesnej sztuki indyjskiej, na której będzie można kupić na przykład olbrzymią pracę Tyeba Mehty (Untiltled – Figures with Bull Head), która zostanie wystawiona z estymacją 800 tysięcy – 1 milion dolarów. A pomyśleć, że ledwie cztery lata temu, jak podaje portal Artinfo.com, Tyeb Mentha był pierwszym indyjskim artystą, którego praca przekroczyła na aukcjach magiczną granicę 100 tysięcy dolarów. Dziś dzierży rekord wśród współczesnych artystów indyjskich – na ubiegłorocznej aukcji w Christie, jego obraz z 1997 roku (Mahisasura) osiągnął cenę 1,6 miliona dolarów.
Podobne ceny już wkrótce mogą osiągnąć inni malarze z Półwyspu Indyjskiego. Na przykład praca Vasudeo S. Gaitone (też Untitled) jest wystawiona na aukcji Christie z estymacją 500-700 tysięcy dolarów, a praca urodzonego na Goa w rodzinie portugalskich emigrantów Francisa Newtona Souzy (Negerss with Flowers and Thorns) za 400-600 tysięcy dolarów.
Dla porównania warto podać, że najdroższymi pracami polskich artystów współczesnych sprzedanymi na aukcjach są: Tłum Magdaleny Abakanowicz za 441 tysięcy dolarów i Untitled (Skull) Piotra Uklańskiego za 408 tysięcy dolarów. Najdroższa sprzedana na aukcji praca Wilhelma Sasnala to Samolot i Bomby za 204 tysiące dolarów.
Skąd taki run na dosc hermetyczną sztukę z Indii? Według Artinfo.com to siła lokalnego rynku. Sytuacja jest podobna do boomu na sztukę rosyjską. Większość prac wraca z Nowego Jorku czy Londynu do Indii, bo kupują je lokalni kolekcjonerzy. A ma kto kupować. Według Forbesa w Indiach jest już przynajmniej 27 miliarderów (oczywiście w dolarach, a nie w rupiach), a rosnąca jak na drożdżach gospodarka miliony dolarów daje zarobić wielu. Stąd taka popularność sztuki indyjskiej. Według znawców staje się to niebezpieczne dla rynku – wielu artystów nie wystawia i nie sprzedaje prac w galeriach, ale jadą one bezpośrednio na aukcje. A tam osiągają niebotyczne ceny, zupełnie nie do uzyskania w galeriach. Czy to jest do utrzymania? Wielu fachowców uważa że nie.Ale to nie nasz problem. My cieszmy się, że nasi oligarchowie nie windują cen na polską sztukę na świecie...
Na zdjęciu Tyeb Mehta, Untitled (Figures with Bull Head)

Brak komentarzy: