24 kwietnia, 2007

Targi z kłopotami w Kolonii czyli obyśmy kiedykowiek mieli takie kłopoty

Wczoraj zapowiadaliśmy, że dziś zajmiemy się targami z tradycjami – czyli Art Cologne. Organizowane już od 40 lat kolońskie targi od dłuższego czasu borykały się z problemami – usytuowane czasowo między wielkimi imprezami targowymi w Berlinie (ArtForum), Londynie (Frieze Art.) oraz Miami (Art Basel Miami) z roku na rok traciły zarówno uczestników, czyli galerie, jak również i widzów.
Dlatego w ubiegłym roku nowe władze kolońskich targów podjęły odważną decyzję – przenosimy targi na wiosnę. Tu co prawda muszą konkurować z targami w Dusseldorfie i Brukseli (dokładnie w tym samym terminie – trzeci weekend kwietnia), ale na pewno nie jest to ta ranga targów, co konkurenci z jesieni.
Nowy dyrektor targów, Gerard Goodrow, nie tylko przeniósł targi na wiosnę. Również w nowy sposób zaaranżował przestrzeń. Oprócz tradycyjnych boksów na Art Cologne w środku hali targowej w Kolonii zorganizowano otwartą przestrzeń (nazwaną po prostu Open Space) bez podziału na boksy poszczególnych galerii, w których prezentowano monograficzne mini-wystawy artystów.
Tak wyglądał Open Space z olbrzymim barem pośrodku
Choć Open Space niewątpliwie wprowadził spory chaos dla oglądających, to był miejscem ciekawych prezentacji, jak choćby Japończyka Hiroki Masuyamy, Kubańczyka Diago Hernandeza (znanego z trwającej obecnie wystawy Wróblewskiego w warszawskim Muzeum Narodowym), Agaty Michowskiej, reprezentowanej przez warszawski Program czy Agnieszki Brzeżańskiej, którą pokazywał londyński Hotel.
Niewątpliwie targi w Kolonii pokazały, jak bardzo zglobalizowany jest handel sztuką współczesną na świecie. Pewnie brzmi to jak oczywistość – ale mnie uderzyło to na przykładzie Juliana Gallery z Seulu, na stoisku której trójka sympatycznych Koreańczyków sprzedawała prace Warhola, Miro czy Sol Le Witta.
Juliana Gallery z Seulu
Obok oczywiście wisiały prace artystów koreańskich, ale główny nacisk ewidentnie położono na międzynarodowe gwiazdy. Coraz mniej jest galerii „narodowych” – nawet galerie z mniejszych krajów mają w swoim składzie międzynarodowych artystów. Trzeba zaznaczyć, że polskie galerie coraz bardziej stają się wyjątkiem, bo już nawet nasi południowi sąsiedzie mają dużo bardziej międzynarodowy program.
Druga myśl, która mi pozostała po targach w Kolonii, to uczucie deja vu. Część artystów, niektóre prace, niektóre pomysły, już po prostu widziałem. I nie jest to zarzut, bo w czasie gdy w roku odbywa się co najmniej 20 wielkich imprez światowych, a baza utalentowanych artystów się zbytnio nie poszerza, trudno o ciągłe nowości. Poza tym artyści coraz częściej są reprezentowani przez co najmniej kilka galerii (najlepsi przez kilkanaście), co potem powoduje, że te same prace można znaleźć może nie na tych samych, ale na konkurencyjnych targach, w konkurencyjnych galeriach. Tak było ze zdjęciami słowackiego konceptualisty Romana Ondaka, którego te same fotografie wisiały w Dusseldorfie na stoisku paryskiej gb agency i Rastra oraz w Kolonii na stoisku Martin Janda Gallery z Wiednia.
Prace Romana Ondaka w Galerii Janda...
…i stoisko gb agency i Rastra. Praca Ondaka na prawo od Kosmosu Rafała Bujnowskiego
Ale przejdźmy do targów. Polskich akcentów na Art Cologne było sporo i to nie tylko za sprawą warszawskiej galerii Program – jedynego uczestnika targów z Polski. Po prostu polscy artyści, zgodnie z wymienioną wcześniej zasadą globalizacji sztuki, są reprezentowani przez coraz większą ilość galerii zagranicznych.
Leon Tarasewicz, który w Polsce nie ma swojej galerii komercyjnej, był na Art Cologne pokazywany przez mediolańską galerię Rubin, która zaprezentowała jego instalację malarską z 2003 roku składającą się z 40 obrazków o wymiarach 34x34 cm obficie ochlapanych farbą. Cena – 25.000 euro. Instalacja malarska Leona Tarasewicza
Po 5.000 euro można było kupić trochę większe, pojedyncze obrazy (50x50 cm) artysty z Walił. Stoisko Mayer Kainer
Galeria Mayer Kainer z Wiednia nie dość, że wydała Marcinowi Maciejowskiemu wspaniały album, zatytułowany „I Wanna Talk to You” , to jeszcze na tragach w Kolonii urządziła na swoim stoisku z tej okazji monograficzną wystawę Marcina z kilkunastoma, w większości nowymi obrazami. Prace Marcina Maciejowskiego
Część z nich w znanych już szarościach, ale najnowsze w żywych, dość rzadko dotąd stosowanych przez artystę barwach. Sprzedały się wszystkie, niezależnie od tonacji kolorystycznej i rozmiarów – w cenach od 11.000 do 45.000 euro. – Mieliśmy na stoisku kolekcjonerów, którzy specjalnie przyjechali po prace Marcina – mówił galerzysta z Mayer Kainer.
Praca Marcina Maciejowskiego
Hotel z Londynu pokazał między innymi slideshow Agnieszki Brzeżańskiej. Ci, którzy oglądali wystawę „Nowi Dokumentaliści”, pamiętają pokaz śmiesznych slajdów Agnieszki do jeszcze bardziej zabawnej i pogodnej muzyki skomponowanej przez Maćka Sienkiewicza. W Kolonii muzyczka była ta sama – zmieniły się tylko slajdy pokazywane w zaaranżowanej przez Hotel mini Sali kinowej.
Galeria Nachts St. Stephen pokazała w Kolonii między innymi prace Adama Adacha, który w najbliższy weekend będzie miał otwarcie swojej indywidualnej wystawy na Zamku Ujazdowskim w Warszawie. Prace Adama Adacha
Wiedeńska galeria sprzedała obie praca artysty po 20.000 euro. Galeria pokazała tez cztery nowe prace innej polskiej artystki, którą reprezentuje, Agnieszki Kalinowskiej, w tym rzezbę z gumek i "słomkowe" obrazy w cenie 2.500 euro.
Wystawa „Pollenflug Austria”
Agnieszka Kalinowska była tez ona reprezentowana w niekomercyjnym boksie – Austriacy na Art. Cologne przygotowali międzynarodową wystawę „Pollenflug Austria” – prac z najlepszych prywatnych austriackich kolekcji. Wśród wielu sław sztuki najnowszej przebijało się też sporo polskich nazwisk – Agata Bogacka, Dorota Jurczak, właśnie Agnieszka Kalinowska, Marcin Maciejowski czy Jakub Julian Ziółkowski. Praca Jakuba Juliana Ziółkowskiego z prywatnej kolekcji austriackiej
– Byłam zaskoczona jak wiele dobrych prac polskich artystów znajduje się w prywatnych kolekcjach w Austrii – powiedziała kuratorka wystawy Caroline Nathusis.
Stoisko Galerii Program
Kończąc sprawy polskie – wróćmy do Programu, na stoisku którego można było zobaczyć obrazy Pawła Susida, koszulki i fotografie duetu Tatiana Czekalska/Leszek Golec oraz rzeźby Krzysztofa Sołowieja. Sprzedały się dwa komplety ręcznie malowanych „religijnych” pet-koszulek duetu Czekalska i Golec za 7000 euro. Koszulki można było kupić albo osobno, albo na poliestrowych pso-kotach z ogonami królików. Edycja koszulek – 20 plus 1 AP.
Tak wygląda koszulka na pso-kocie
DODANE PÓŹNIEJ DZIĘKI KORESPONDENCJI Z PROGRAMEM
Galeria Program uwaza targi w Kolonii za bardzo udane, głównie ze względu na Agatę Michowską, której realizacja (rzeźba i video) „Fairy tale” (za 10.000 euro), trafi do imponujących zbiorów niemieckiego kolekcjonera. Otwiera on w lipcu swoje własne muzeum (Stuttgart) i cieszył się, że praca Agaty będzie centralnym punktem tej ekspozycji. Ponadto umówiona została sprzedaż całej edycji (4 fotografie po 3.000 euro od sztuki) Małgorzaty Markiewicz do włoskiej galerii, która chce zorganizować jej wystawę.
POWRÓT DO TEKSTU
Bardzo silnie reprezentowana była w Kolonii fotografia. Duże zainteresowanie wzbudziły prace japońskiego artysty Hiroki Masuyama zatytułowane „Caspar David Friedrich” pokazane przez galerię SFEIR_SAMLER z Hamburga i Bejrutu (kolejny przykład globalizacji w sztuce).
Stoisko SFEIR SAMLER z monograficzną wystawą Masuyamy
Masuyama najpierw odwiedził miejsca, które malował w XIX wieku wielki romantyczny malarz Caspar Friedrich. Następnie z japońską precyzją przefotografował te miejsca, by rozpocząć pracę z komputerem. Setki zdjęć skleił w jedno wiernie oddając pejzaże Friedricha, ale w formie fotograficznych light-boxów. Żeby nie było wątpliwości, że chodzi o wierne odzwrowanie prac niemieckiego malarza, prace Masuyamy mają dokładnie taki sam format, jak prace Friedricha. A Masyama pisze, że prace te zrobił, aby lepiej zrozumieć romantyczną niemiecką duszę.
Praca Hiroki Masuyamy
Jeśli nie podobają się nam trochę kiczowate prace Masyamy, to możemy odwiedzić inne stoiska z fotografią – choćby fińskiego fotografika Miklosa Gaala, który w ten sposób umie manipulować ostrością, że sfotografowane sceny uliczne wyglądają, jak ustawione z niewielkich figurek (o jego pracach na stoisku berlińskiej galerii Hermann&Wagner pisałem już przy okazji wizyty na targach w Miami). Czy też stoisko innej berlińskiej galerii – Kudle van der Grinten, gdzie można obejrzeć ciekawe wielkoformatowe prace takich artystów, jak Lukas Roth czy Izima Kaoru.
Praca Lukasa Rotha
Czy targi w Kolonii uporały się z problemami? Trudo jeszcze w tym momencie powiedzieć. Już po targach okazało się, że liczba zwiedzających targi spadła w tym roku do 60.000 osób (o 10 tysięcy). Ale sprzedaż z kolei utrzymała się na ubiegłorocznym poziomie około 75 milionów euro. Wiele zależy od tego, czy targi te znajdą swoją formułę, czy będą umiały odnaleźć się w nowej rzeczywistości i skutecznie konkurować z młodszymi targami w sąsiednim Dusseldorfie.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Galeria Nachst St.Stephan nie pokazala na targach w Kolonii rzezby wykonanej z gumek. Wystawiana nowa rzezba autorstwa Agnieszki Kalinowskiej jest zrobiona z innych materialow.