29 grudnia, 2011

Najważniejsze wydarzenia 2011 roku

Zabawa w głosowanie na najważniejsze wydarzenie 2011 roku w polskiej sztuce się zakończyła i zwycięzcą … jest cykl koncertów ArtBazaar Records podczas WRO Biennale Alternative Now we Wrocławiu. Mimo że to impreza zorganizowana przez nas nie mam przekonania, że w prawdziwym głosowaniu, to wydarzenie zwyciężyłoby. U nas – wygrało z 84 głosami – albo dzięki wyjątkowej mobilizacji fanów, albo dzięki znalezieniu sposobu na „obejście” możliwości jednorazowego głosowania.

Na niższych stopniach podium znaleźli się faworyci do tegorocznego wydarzenia roku – drugie miejsce z 77 głosami zdobył alians warszawskich galerii „Gdzie jest sztuka?”, który zaowocował Salonem Zimowym oraz Gallery Weekend. Na trzecim miejscu – inicjatywa prywatnego kolekcjonera Osmana Djajadisastry, który wymyślił i sfinansował wydanie wszystkich prac Edwarda Dwurnika z cyklu „Sportowcy” we wspaniałym albumie. Ta inicjatywa zdobyła 69 Waszych głosów.

A tuż za podium znalazło się jedno z najważniejszych polskich wydarzeń za granicą – wystawa prac Aliny Szapocznikow w brukselskim WIELS (66 głosów). A dalej wybraliście przykre wydarzenie – śmierć (niestety niezauważona w mediach mainstreamowych) Romana Opałki i Jerzeg Nowosielskiego (41 głosów).
Na dalszych miejscach było już coraz „ciaśniej” – „Obok”, monumentalna wystawa polsko-niemiecka, przygotowana przez Andę Rottenberg w Berlinie wygrała o pięć głosów z „Power of Fantasy” – brukselską wystawą polskiej sztuki współczesnej. Wystawa berlińska zdobyła 32, a brukselska 27 głosów. Tyle samo głosów zdobyła trasa The BNNT po Polsce, miejmy nadzieję, że film, który się ukaże w przyszłym roku, będzie też kandydował do wydarzenia 2012 roku.
Tyle samo głosów – 26 – zdobyły też dwa wydarzenia, które zajęły ex-equo 8. miejsce – wystawa Mirosława Bałki w CSW oraz album „Polish!”. Zaraz za nimi uplasowała się niedoceniona tutaj wystawa Wilhelma Sasnala w Whitechapel Gallery w Lodnynie – 23 głosy. Pierwszą „10” zamyka wydanie dokumentacji powracającej do życia powojennej Warszawy opowiedziane zdjęciami dwóch kobiet Zofii Chomętowskiej i Marii Chrząszczowej, czyli „Kronikarki” (22 głosy). A dalej jest „Thymos” (21 głosów), Selfpublishing (17 głosów), wydanie przez brytyjski Phaidon monografii Pawła Althamera i Wilhelma Sasnala (16 głosów), przypomnienie twórczości Rechorowiczów książką Maxa Cegielskiego i wystawą w Koloniach (14 głosów). Listę zamykają dwie wystawy – „Black&White” w warszawskim MSN oraz „Pejzaż” Rafała Bujnowskiego w zielonogórskiej BWA (11 głosów).

Łącznie oddano 333 głosy. Przypominamy, że można było głosować na więcej niż jedno wydarzenie. Bardzo dziękujemy za udział w naszej zabawie i zapraszamy za rok o tej samej porze!

23 grudnia, 2011

1983 (Polska) - 2011 (USA)

Poniższe zdjęcie Stephanie Keith zrobione w październiku tego roku w Nowym Jorku przedstawia scenę aresztowania podczas protestów Occupy Wall Street. Zdjęcie robi niesamowitą karierę w Internecie. Wiele osób zachwyca się urodą aresztowanej kobiety, sceną gdzie kobieta aresztuje kobietę czy zawsze atrakcyjnym pokazaniem przeciwieństwa (niewinność i siła etc).


Kiedyś taką ikoną protestów, zestawieniem my - oni było poniższe zdjęcie, zrobione przez anonimowego (?) fotografa podczas stanu wojennego w Polsce. Oba są niezwykłe.


Zdjęcie Stephanie Keith oraz nieznanego artysty (kolekcja prywatna).

22 grudnia, 2011

Obiekty audio Łukasza Rodziewicza

Łukasz Rodziewicz to jeden z najciekawszych artystów tworzących na pograniczu muzyki i sztuki czyli w obszarze, który darzymy szczególną atencją. Jego twórczość muzyczna to monologi, słuchowiska, budowanie nastrojów poprzez połączenie własnych tekstów z dźwiękiem. W tym wymiarze bardzo blisko mu do pierwszych słuchowisk (np. Zsyp) Wojtka Bąkowskiego i generalnie do poznańskiej sceny artystycznej (jego pierwsze nagrania publikowane były w 2008 przez Pink Punk) co jest oczywiście naturalne gdyż artysta mieszka i tworzy w Poznaniu. To czym się wyróżnia to umiejętność połączenia, obudowanie sfery audio w niezwykłe obiekty materialne, rzeźby umożliwiające przechowywanie i odtwarzanie własnych kompozycji. W zależności od projektu możemy to robić wielokrotnie (skdc) lub tylko raz (walkman z kasetą „bieżącość”) sami decydując gdzie i kiedy chcemy jednokrotnie odsłuchać nagrania (raz odtworzonej kasety nie można już cofnąć).

Pierwszym z obiektów – SKDC (pink punk 2009), było zawiniątko, czyli wełniane opakowanie chroniące kość z wszczepionym portem usb, umożliwiającym podłączenie takiego obiektu do komputera. Obiektowi (każdemu z projektowanych przez Rodziewicza) towarzyszy rysunek Gizeli Mickiewicz.

Kolejnym z obiektów jest specjalnie spreparowany walkman czyli odtwarzacz do kaset magnetofonowych gdzie zostały usunięte klawisze przewijania do przodu, do tyłu i zatrzymania kasety. Urządzenie umożliwia tylko jeden odsłuch wbudowanej kasety „bieżącość”.






Najnowszym obiektem Łukasza jest sama kaseta magnetofonowa z materiałem „minus zero”, tworząca wraz z okładką niezwykły obiekt przestrzenny.




Wszystkie z obiektów Rodziewicza to przedmioty wykonane z niemalże jubilerską precyzją. Towarzyszące im minimalistyczne, abstrakcyjne rysunki Gizeli podkreślają ich wyjątkowość. Prace i obiekty audio artysty można znaleźć pod adresem http://www.myspace.com/lukaszrodziewicz


Wszystkie zdjęcia dzięki uprzejmości artysty, kolekcja prywatna.

20 grudnia, 2011

Wydarzenia roku 2011

Czas na podsumowanie mijającego roku i zabawę w głosowanie oraz wybór, waszym zdaniem, najważniejszego wydarzenia w polskiej sztuce. Zaproponowaliśmy w tym roku wyjątkowo dużo, bo aż 19 propozycji. Mamy nadzieję, że dzięki temu każdy z was znajdzie coś dla siebie. Tradycyjnie można głosować na więcej niż jedną pozycję. Milej zabawy. Wyniki przed Nowym Rokiem.

Oto nasze propozycje:

„Fragment” Mirosława Bałki w CSW Zamek Ujazdowski – po Tate Modern, K-21, Reina Sofia twórczość Mirosława Bałki pokazano w końcu nad Wisłą. Wystawa „Fragment” była pierwszą tak dużą retrospektywą prac wideo artysty. I, jak to zwykle bywa, znakomicie zaaranżowaną przez niego samego.

„Polish!” - książka przygotowana przez Monikę Branicką i Joannę Żak z berlińskiej galerii Żak/Branicka, a wydana przez prestiżowe wydawnictwo Hatje Cantz jest prezentacją twórczości 37 najciekawszych polskich artystek i artystów (w skrócie: od Adama Adacha do Artura Żmijewskiego). Książka nie ma ustanawiać hierarchii w Polsce, ale ma przybliżyć polską sztukę widzowi zachodniemu. Po to została przygotowana i napisana. Efekty takich publikacji nie są mierzalne i na pewno nie są widoczne od razu, ale na pewno będą długotrwałe.

Monografie Pawła Althamera i Wilhelma Sasnala w Phaidon – to wyjątkowa sytuacja by aż dwóm polskim artystom angielski Phaidon poświęcił monografię w tej serii, w które wydano już „portrety” takich artystek i artystów jak: Marlene Dumas, Luc Tuymans, Peter Doig, Isa Genzken, Douglas Gordon czy Christian Marclay. Seria Phaidona to jedna z najciekawszych publikacji monograficznych w świecie sztuki. I w mijającym roku FGF ustrzelił w tej serii „dublet”. Podobnie jak w przypadku „Polish!” efekty tych publikacji będą długotrwałe.

Wystawa „Power of Fantasy” w Brukseli - „To pokaz światowej klasy” – tak nazwała przygotowaną w BOZAR w Brukseli wystawę polskiej sztuki współczesnej krytyczka „Finnancial Times” Jackie Wullschlager. Przygotowana z okazji polskiej prezydencji wystawa pokazała co najlepsze w polskiej sztuce – od Schulza i Wróblewskiego po Ziółkowskiego, Sasala i Bąkowskiego. „Samozapłon” Olafa Brzeskiego na plakacie „Power of Fantasy” był jedną z najczęściej reprodukowanych prac tego lata.

Wystawa Aliny Szapocznikow w WIELS w Brukseli – Wystawa „Sculptures Undone 1955-1972” przygotowana przez Elenę Filipović i Joannę Mytkowską jest pierwszą dużą wystawą monograficzną Szapocznikow. Wystawa w Brukseli zebrała entuzjastyczne recenzje, a przecież teraz pojedzie do Hammer Museum w Los Angeles i MOMA w Nowym Jorku. Efekty (rynkowe) tej wystawy już widać. Na ostatniej aukcji w Pierre Berge&Associates lampa autorstwa Szapocznikow osiągnęła cenę ponad 600 tysięcy euro (2,7 miliona złotych)!

Gdzie jest sztuka? – Gallery Weekend & Salon Zimowy – Nareszcie! – chciałoby się powiedzieć. Latem mijającego roku zawiązało się stowarzyszenie najlepszych warszawskich galerii komercyjnych i efekty działalności „Gdzie jest sztuka?” już widać. Najpierw we wrześniu 17 galerii zorganizowało pierwszy w historii Gallery Weekend w Warszawie, a dwa tygodnie temu Salon Zimowy, który (kto wie???) może kiedyś będzie zaczątkiem targów sztuki bądź innego ciekawego wydarzenia komercyjnego. Czekamy na jeszcze większą aktywność w 2012 roku.

Koncerty ArtBazaar Records na WRO Biennale – trochę chwalimy swoje, ale naszym zdaniem to naprawdę ważne wydarzenie – na scenie w Pokoyhoff we Wrocławiu zgromadziliśmy na koncertach: KOT-a, Kashanti, Mariusza Tarkawiana, Piotra Bosackiego oraz Adama Witkowskiego z Mikołajem Trzaską. Można było na żywo usłyszeć „dźwięki polskiej sztuki”. Kto wie, kiedy znów taka okazja się trafi?

Black and White – pierwsza duża wystawa komiksu nie w Muzeum Karykatury, ale w poważnej instytucji – Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Wystawa pokazała czarno-białą, zaangażowaną „kreskę” (Perjovschi, Raczkowski, Bartana,Kentridge,Dumała, Mulloy), przygotowana przez Łukasza Rondudę, na pewno pretenduje do miana jednego z najciekawszych wydarzeń 2011 roku. Tym bardziej, że w Polsce wciąż wiele osób zadaje sobie pytanie, czy komiks jest … sztuką?

Otwarcie Muzeum Współczesnego we Wrocławiu – rok 2011 był rokiem otwarcia kolejnego muzeum sztuki współczesnej. Tym razem po Warszawie (tymczasowa siedziba MSN) i Krakowie (MOCAK), sztukę współczesną można oglądać we Wrocławiu. Muzeum Współczesne otwarto w oszałamiającej przestrzeni dawnego bunkra przeciwlotniczego przy Pl. Strzegomskim. Już po pierwszych wystawach widać, że muzeum, kierowane przez Dorotę Monkiewicz, chce, czerpiąc z bogatego doświadczenia wrocławskiego środowiska artystycznego, pokazywać najciekawsze trendy w sztuce światowej. Czyli – światowa lokalność. Oby tak dalej.

Wystawa „Thymos. Sztuka gniewu 1900-2011” w CSW Znaki Czasu w Toruniu – a raczej dyskusja, jaką wywołała wystawa kuratorowana przez Kazimierza Piotrowicza. Polemizowali, ganili, chwalili, kłócili się na jej temat kuratorzy, dziennikarze, publicyści, krytycy, wreszcie sami artyści. Jedni zabierali prace z wystawy, inni popierali wolność doboru prac i prawo kuratora do nadania im nowego, nawet najbardziej szalonego, wymiaru. Słowem – jakby nie mówić – wydarzenie.

Wystawa „Panorama” Rafała Bujnowskiego w zielonogórskiej BWA – Na wystawie tylko jeden obraz. Ale za to jaki! Monochromatyczny, namalowany odblaskową farbą Lamp Black, długi na pięć metrów, obraz przywołuje słynne widoki horyzontu morskiego Hiroshi Sugimoto. Tylko że japoński artysta fotografował morskie pejzaże, a Rafał je tworzy. Jedno z nielicznych wydarzeń, które wciąż mają miejsce – wystawa potrwa do końca 2011 roku.

„Sportowcy” Edwarda Dwurnika - ,,Nikomu niepotrzebne, okropne, złośliwe, brzydkie obrazy'' Edwarda Dwurnika tworzone przez ponad dwie dekady. Pokazują Polskę okresu transformacji. Po raz pierwszy razem, zebrane przez niemieckiego kolekcjonera i miłośnika polskiej sztuki Osmana Djajadisastrę. Znakomite wydawnictwo, które nigdy by nie powstało, gdyby nie „szalony” pomysł jednej osoby. Jednostka może dużo!

Trasa The Bnnt po kraju – Polska sztuka nigdy wcześniej nie brzmiała tak wyraziście jak w ostatnich latach. Pojawiło się pokolenie artystów dla których muzyka jest równie istotnym medium jaki malarstwo czy video. The Bnnt (Konrad Smoleński i Daniel Szwed) wraz z ekipą wyszli ze swoim projektem do galerii i klubów w całej Polsce, rejestrując zespół w drodze, na parkingach, drogach krajowych i podczas koncertów. W przyszłym roku ukaże się wideo z tych wojaży.

Śmierć Romana Opałki i Jerzego Nowosielskiego (prawie) niezauważone – W tym roku umarło dwóch wybitnych artystów. Jeśli czytacie i oglądacie mainstreamowe media, to mogliście to przegapić. W pierwszym przypadku czytaliście w tym czasie głównie o śmierci Andrzeju Lepperze, w drugim o kradzieży z domu artysty. O artystach wszyscy pamiętają tylko podczas organizacji aukcji charytatywnych (lub jak pogryzą psa). Nawet, gdy są tak wybitni, jak Opałka i Nowosielski.

Sasnal w Whitechapel Gallery – Podsumowanie i retrospektywa 40-letniego artysty w jednej z najważniejszych galerii na świecie. Lata walki ma już za sobą? Czas na stabilizację? Chyba jednak „dzień jak co dzień” kolejne godziny nad płótnem i za kamerą. A poza wszystkim znakomite obrazy i wideo.

Selfpublishing – Dzięki rozwojowi nowych technologii selfpublishing pozwala na szybkie i tanie przygotowanie i wydrukowanie publikacji z twórczością własną czy zaprzyjaźnionych artystów. Pojawia się coraz więcej wydawanych własnym sumptem foto i artbooków, plakatów i grafik (wydawnictwa Moravy, Miesiąca Fotografii w Krakowie, Sputnika czy nasze ArtBazaar). Powstają pozycje, które za chwilę będą obiektem pożądania niejednego kolekcjonera.

Kronikarki. Zofia Chomętowska i Maria Chrząszczowa – Dokumentacja powracającej do życia powojennej Warszawy opowiedziana zdjęciami dwóch kobiet Zofii Chomętowskiej i Marii Chrząszczowej. Przypomniane i zebrane w postaci książki Fundacji Archeologii Fotografii.

Przypomnienienie Rechowiczów – Przypomnienie, a nawet przywrócenie do życia twórczości dwójki artystów – Hanny i Gabriela Rechowiczów. Wszystko dzięki książce Maxa Cegielskiego – „Mozaika. Śladami Rechowiczów” i wystawie w Galerii Kolonie. „Mozaika” to opowieść o Hannie i Gabrielu Rechowiczach, opowieść o odchodzeniu i przemijaniu, znikającym PRL-u i naszej pamięci. Świetnie napisana, pasjonująca historia.

Obok. Polska – Niemcy. 1000 lat historii w sztuce. Wystawa w Berlinie to jedna z najważniejszych prezentacji sztuki polskiej ostatnich lat. Dzięki Andzie Rottenberg zobaczyliśmy jak nasze sąsiedztwo odbijało się w sztuce wizualnej. Ale nie obyło się bez zgrzytów – praca „Lego” Zbigniewa Libery i praca Piotra Uklańskiego nie pojawiły się na wystawie, a „Berek” Artura Żmijewskiego został zdjęty decyzją dyrektora Martin Gropius Bau. Szkoda!

19 grudnia, 2011

Kama Sokolnicka na Swieżo Malowanym

Dzisiaj na strony Świeżo Malowanego trafiają prace wrocławskiej artystki Kamy Sokolnickiej. Zapraszamy na nasze strony jak i stronę artystki gdzie można zobaczyć więcej prac tej artystki. Wiemy z rozmów Salonowo-Zimowych, że podobała się wielu osobom i przygotowana przez BWA Warszawa specjalnie na tę okazję sitodruk bardzo szybko znikał pod pachami kolekcjonerów.

Kama jest absolwentką Wydziału Grafiki wrocławskiej ASP, stypendystką Ministerstwa Kultury (2011). Nominowana do Nagrody Fundacji Vordemberge-Gildewart (2011). Jej prace znajdują się w kolekcji Dolnośląskiego Towarzystwo Zachęty Sztuk Pięknych i w kolekcjach prywatnych. Tworzy kolaże (korzysta głównie z bogatego archiwum pism niemieckich przedwojennych i tuż powojennych), rysuje oraz maluje (zarówno na płótnie, jak i na sklejce). Artystka współpracuje z warszawską galerią BWA.


Prace dzięki uprzejmości artystki i BWA Warszawa

18 grudnia, 2011

KOKATAO w Piktogramie

KOKATAO to duet dwóch artystów Zbyszka Libery i Grzegorza Drozda. KOKATAO to projekt muzyczny i artystyczny, będący efektem wspólnego muzycznego jammowania i wspólnego rysowania i malowania okładek do płyty winylowej, która jest podsumowaniem i produktem wspólnych sesji. Całość wygląda i brzmi bardzo interesująco. Jako że sami wydajemy i promujemy podobne projekty tym bardziej możemy docenić ogrom pracy, jaki został włożony w to przedsięwzięcie. Szczególnie efekt wizualny (czyli okładki płytowe wspólnie przygotowywane przez obu artystów) jest onieśmielający. Obaj artyści podnieśli termin „ręcznie robione okładki” na zupełnie nowy poziom. Dźwięki polskiej sztuki, tym razem dzięki Piktogramowi, przybierają coraz ciekawszą formę.









Zdjęcia ArtBazaar.

15 grudnia, 2011

Sztuka komiksu – Matt Kindt

W dzisiejszym odcinku Sztuki komiksu prezentujemy jednego z najciekawszych artystów amerykańskich młodego pokolenia - Matta Kindta. Kindt (rocznik 1973) od dzieciństwa tworzący opowieści obrazkowe to już uznane nazwisko na alternatywnej scenie komiksowej. Publikuje dla uznanych w tej branży wydawców takich jak Top Shelf Productions czy dla Dark Horse Comics. Nominowany do wielu prestiżowych nagród branżowych – Harvey Award za Pistolwhip i Eisner Award za Super Spy.

Żaden z komiksów Matta nie był do tej pory publikowany w Polsce ale warto podjąć wysiłek do poznania jego twórczości. Szczególnie polecam dwie powieści graficzne Kindta „The Secret History of a Giant Man” oraz „Super Spy”. Pierwsza z nich opowiada historię życia człowieka który stał się olbrzymem. W trzech nowelach opowiada jego historię od czasów młodzieńczych do jego tajemniczego zniknięcia wynikającego z niemożności dostosowania się do życia w normalnym świecie. To tez historia miłości olbrzyma do młodzieńczej miłości, tworzenia rodziny, narodzin dziecka i pracy dla wywiadu amerykańskiego.




Historie związane z wywiadem i walką szpiegów to chyba ulubiony temat autora gdyż powraca w dużej, ponad trzystustronicowej powieści graficznej Super Spy. To historia różnych agentów z czasów drugiej wojny światowej, śledząca ich codzienne losy i przełomowe wydarzenia, splatająca pojedyncze opowieści w jedną szpiegowską epopeję.



Matt Kindt tworzy poprzez rysowanie małych jedno lub dwu rysunkowych fragmentów z których później składa planszę komiksową. Tak więc oryginalne prace to malutkie fiszki, rysunki, ręcznie kolorowane. Ich cena w zależności od sceny i tematyki komiksu kształtuje się w granicach 50 – 300 dolarów.





Na zdjęciach plansze Matta Kindt. Kolekcja prywatna

14 grudnia, 2011

Z półki kolekcjonera - Mirosław Bałka "Arbeitspaltz"

„Arbeitsplatz” to w tłumaczeniu na polski „miejsce pracy”. Dla artysty miejscem pracy jest oczywiście pracownia. Może to być stary garaż, strych piwnica, wielka hala, albo mieszkanie w nowoczesnym budownictwie.

Jak wygląda miejsce pracy Mirosława Bałki możemy zobaczyć w albumie, wydanym przez ASP w Warszawie z okazji wystawy artysty, która miała miejsce właśnie w Salonie Akademii w maju i czerwcu tego roku. Warto dodać, że wystawy ważnej również z tego powodu, że po 25 latach po obronie dyplomu artysta wrócił do ASP jako jej profesor.

Tą wystawą Bałka chciał wrócić do swojej starej uczelni pokazują równocześnie symbolicznie drogę, którą przebył przez te 25 lat. Za ten symbol posłużyły mu właśnie wizualizacje jego własnej pracowni w Otwocku.

Katalog, który mam w ręku, właśnie tak Bałkę pokazuje – za pomocą zmultiplikowanych zdjęć z jego pracowni. Bardzo ciekawa pozycja, „must have” dla każdego kolekcjonera polskiej sztuki najnowszej.Kupić ją można właśnie w galerii Salon Akademii przy warszawskiej ASP.

Mirosław Bałka, Arbeitsplatz, Wydawnictwo ASP w Warszawie, 2011. Tekst w katalogu: Iwona Szmelter; projekt fotograficzny: Prot Jarnuszkiewicz

13 grudnia, 2011

«Polska fotografia historyczna jest trudna» - wywiad z Rafałem Lewandowskim i Patrickiem Komorowskim, właścicielami galerii Asymetria.

Dużo ostatnio mówi się o fotografii choćby z powodu wielu imprez z nią związanych. W Warszawie właśnie odbyły się FotoSprint i 9 aukcja Fotografii Kolekcjonerskiej. Niestety z 84 pozycji wystawionych przez organizatorów we wtorek do sprzedaży, nowych właścicieli znalazły tylko 33. Jak widać rynek tego medium w Polsce nadal raczkuje, w przeciwieństwie do światowego, który rozwija się bardzo dynamicznie. Potwierdziły to ostatnie, jesienne aukcje, na których padł rekord za najdrożej sprzedaną na aukcji fotografię (Andreas Gursky, Rhein II, 1999) i listopadowy salon Paris Photo. Polskę w tym roku samotnie reprezentowała warszawska galeria Asymetria. Pokazała fotografie Zbigniewa Dłubaka, Jerzego Lewczyńskiego, Marka Piaseckiego, Wojciecha Plewińskiego, Zofii Rydet i Tomka Sikory. Poniżej rozmowa Agaty Ubysz z właścicielami galerii Rafałem Lewandowskim i Patrickiem Komorowskim.


Jak oceniacie tegoroczne targi Paris Photo?

W porównaniu do zeszłorocznej edycji, dość skoncentrowanej, największą zmianą było cudowne światło i przestrzeń, w której mogliśmy pokazywać polską sztukę, czyli wnętrza Grand Palais. Mieliśmy zdecydowanie więcej miejsca, ale i też więcej płaciliśmy za stoisko. Pracowaliśmy więc podwójnie. Wyczuwana była komercjalizacja, która jeszcze rok temu nie była aż tak widoczna.

Wasze stoisko było usytuowane tuż obok Tate Modern...

Tak, w tym roku dużą rolę odgrywały znane instytucje, a ich pokazy były na pierwszym planie. Nasza mała galeria mieściła się pomiędzy Tate Modern i wystawą Giorgio Armaniego.


Co pokazaliście na targach?

Rzeczy, które są surowe w porównaniu do pieczołowicie wyszlifowanych wystaw na innych stoiskach. Polska sztuka jest raczej trudna. Prezentowaliśmy awangardę i konceptualizm, a nasz pokaz nazwaliśmy Pismo fotografii. Przedstawiliśmy pewne kanony reprezentacji fotograficznej i sposoby jej kwestionowania przez artystów. Poszliśmy trochę na ukos, ale trzeba zrozumieć, że te prace czekały kilkadziesiąt lat, by być pokazane. Nie mogliśmy sobie pozwolić na czystą komercję.


Czy był więc popyt na trudną polską fotografią?

Oczywiście, że był, ale nie taki, jaki by odpowiadał naszym oczekiwaniom. Rozmawialiśmy z instytucjami muzealnymi, na przykład z MFAH z Huston, którego kuratorzy zakontraktowali poświęcony Józefowi Szajnie Tryptyk Wojciecha Plewińskiego. Jednak zainteresowanie instytucji amerykańskich w tym roku było zdecydowanie mniejsze niż w 2010. Na szczęście kolekcjonerzy, których już znamy potwierdzili swoje zainteresowanie. Sprzedaliśmy pewne prace Marka Piaseckiego, jednak nieliczne. Kupca też znalazła jedna fotografia z albumu Tomka Sikory.


A jakie było ceny wystawianych przez was prac? Na przykład te Marka Piaseckiego?

Kształtują się one w granicach 2 – 2,5 tys euro. Są to wyjątkowe fotografie, unikaty i dlatego przyjęliśmy dla nich ceny światowe. Chcieliśmy zobaczyć jakie jest nasze miejsce na rynku fotografii, wypróbować go.


Czy często padały pytania o edycję?

W przypadku fotografii, którą wystawiamy, trudno jest mówić o edycji. To pojęcie praktycznie nie istnieje. W latach 50tych nie było pojęcia rynku fotografii. Artyści wykonywali jakieś odbitki, których jednak nie edycjonowali. Dzisiaj jest bardzo trudno sprawdzić ile prac zostało «wypuszczonych». Zazwyczaj kilka.


Więc jaką gwarancję mają kupujący, że jest to odbitka autorska?

Najważniejszym czynnikiem jest źródło pochodzenia, a my pracujemy ze spadkobiercami fotografów, z ich rodzinami jak i bezpośrednio z samymi artystami. Staramy się nie pracować z ludźmi z zewnątrz, nie kupować od osób, do których nie mamy zaufania.


Tekst Agata Ubysz

Na zdjęciach: Jerzy Lewczyński, Merry Christmas – to Whom?, 1960;
Marek Piasecki, Bez tytułu, 1958 – 1959;
Tomek Sikora, Propozycje, makieta czasopisma, lata 1970.

12 grudnia, 2011

Salon Zimowy za nami

Drugi (nie licząc tych organizowanych tylko w necie) Salon Zimowy za nami. Czas na krótkie podsumowanie.

Po pierwsze to bardzo przyszłościowa impreza. Pisaliśmy już o naszej wizji Targów Sztuki w Polsce i Salon Zimowy zmierza w kierunku takiej właśnie imprezy – gdzie przeważa sztuka tania, dostępna dla szerokiego grona odbiorców, gdzie obok malarstwa, prac na papierze, zdjęć pojawiają się obiekty, książki, limitowane albumy, ziny, winyle, cd, plakaty gdyż sztuka współczesna i przedmioty z nią związane mogą mieć wiele wyrazów wychodzących poza tradycyjne płótno. Takiemu Salonowi też kibicujemy gdyż taka formuła ma szansę przyciągnąć nowych kolekcjonerów, pasjonatów czy poszukiwaczy ciekawych oryginalnych prezentów świątecznych.

Po drugie zyskały te galerie i wystawcy, którzy przygotowali specjalną ofertę na Salon. Częściowo wymusiła to formuła Salonu gdzie wszystkie prace miały być do 2500 zł. Tam gdzie zabrakło inwencji i niespodzianek na targi tam też było najmniej klientów. Największym powodzeniem cieszyły się prace za kilkaset złotych co też pokazuje jakich Salonów oczekują kupujący.

Po trzecie Salon zyskał dzięki obecności wystawców spoza Warszawy. Mam nadzieję, że w tym kierunku będzie się rozwijała ta inicjatywa. Wystawcy spoza Warszawy to szersza oferta, nowe media, nieznani artyści i czasami… lepsze ceny.

Co nas najbardziej zainteresowało w tym roku? Nowe książki 40 000 malarzy, obiekty audio Rodziewicza, zin i ciastka Pink Punku, obiekty Przezwańskiej, katalog Izy Tarasewicz, rysunki Bosackiego, kaseta KOTa, rysunki Mickiewicz, zdjęcia Szymona Rogińskiego, kolaże Kamy Sokolnickiej, plansze Wojnarowskiego, zdjęcia Grzeszykowskiej, zdjęcia Wasążnika, nowe pozycje Moravy, kolaże Grodzińskiej, zdjęcia Bownika, papiery Sztwiertni, wydawnictwa Fundacji Archeologii Fotografii, zdjęcia Plewińskiego, prace Szczypińskiego, pocztówki Ołowskiej, kolaże Honzy Zamojskiego i pewnie jeszcze kilka innych rzeczy o których już nie pamiętamy.

Czego oczekujemy za rok i w kolejnych latach? Więcej przestrzeni, więcej wystawców z Polski (w tym niezależnych offowych inicjatyw, wydawnictw, grup artystycznych, komun artystycznych …) i sąsiednich krajów (Ukraina, Litwa, Białoruś, Czechy).

Chyba coś fajnego się urodziło.

11 grudnia, 2011

Jubileuszowa nagroda im. Katarzyny Kobro przyznana Zygmuntowi Rytce

Dziesiąta edycja tej jednej z najważniejszych nagród artystycznych w naszym kraju już za nami. Wczoraj jubileuszowym laureatem został Zygmunt Rytka. Po raz pierwszy Nagroda im. Katarzyny Kobro zostanie przyznana w Muzeum Sztuki w Łodzi, które przejęło opiekę nad tą nagrodą. Dokładnie rok temu pomysłodawca wyróżnienia Józef Robakowski i jego fundator Dariusz Bieńkowski zaproponowali przeniesienie uroczystości wręczenia Nagrody do Muzeum. W tegorocznym jury wybranym przez Oskara Dawickiego zasiedli: Katarzyna Kozyra, Robert Rumas, Zbigniew Warpechowski, Tomasz Ciecierski i Bartłomiej Kraciak.

Przypomnijmy - ideą nagrody – jedynej w Polsce przyznawanej artystom przez artystów – jest uhonorowanie postawy progresywnej i poszukującej artysty otwartego na wymianę myśli, bezinteresownego inicjatora zdarzeń kulturowych. Nagroda im. Katarzyny Kobro przyznawana jest od 2001 roku przez kolegium złożone z przedstawicieli różnych dziedzin sztuki.


Serdecznie gratulujemy!

Zdjęcia - Marcin Polak.

09 grudnia, 2011

"Spowiedź umarłego" czyli rozmowa z Adamem Witkowskim

Osoby nie znające Adama Witkowskiego z tej rozmowy mogą wywnioskować, że mają do czynienia z osobą negatywnie nastawioną do świata i ludzi, trudną i w sumie dość ponurą. Nic bardziej błędnego. Adam, z którym współpracowaliśmy przy wydaniu płyty "Samorządowców" (ABR 004) jest artystą wyjątkowo pogodnie nastawionym do życia i bezproblemowym. Innymi słowy - osobą, z którą chce się pracować. Dlaczego możecie wyciągnąć błędne wnioski? Zapraszamy do lektury. Wywiad powstał w ostatnich dniach, a jego pomysł zrodził się podczas imprezy po rozdaniu nagród "Spojrzenia 2011".




Kilka dni temu na swoim blogu Plan Ucieczki dałeś klepsydrę „Koniec sztuki”. Po jakimś czasie ta klepsydra zniknęła. Planowałeś przestać tworzyć sztukę?

Ta klepsydra i tekst jej towarzyszący były on-line zaledwie przez kilka godzin. To, że zniknęły, wynika ze sposobu, w jaki używam własnego bloga - często testuję na nim rzeczy, które chcę wypowiedzieć na głos. Publikuję coś i zastanawiam się, czy mi z tym dobrze czy nie. Świadomość, że ktoś to może przeczytać, daje mi inną perspektywę wobec własnych przemyśleń. Ten post nie przeszedł testu. Doszedłem do wniosku, że nie potrafię jednoznacznie powiedzieć „nie będę więcej zajmował się sztuką”. Taka deklaracja mocno brzmi. Pewnie jednak szybko okazałoby się, że nie potrafię jej dotrzymać. Zwyczajnie nie wiem jak wygląda życie poza sztuką. Urodziłem się w rodzinie artystycznej, wiedziałem czym się chcę zajmować, od kiedy miałem 5 lat. Potem było liceum plastyczne, jeszcze później Akademia, na której teraz uczę. Fakt, że uczę i że zajmuję się również muzyką, z której za nic nie umiałbym zrezygnować, sprawia, że moja deklaracja zaniechania mogła by być zrozumiana opacznie. Dlatego post zniknął. Pojawił się za to inny z hasłem „Pierdole!!! W Gdańsku nie robię!”, którego nie mam zamiaru usuwać!

Do Gdańska jeszcze wrócimy. A co do mojego pytania, to mam wrażenie, że trochę "na okrągło" odpowiadasz. Jakbyś nie chciał szczerze odpowiedzieć. Jesteś sfrustrowany? Czym? Nie masz ochoty już tworzyć sztuki?


Odczuwam od jakiegoś czasu, że w tym temacie dotarłem do muru, którego nie jestem w stanie samodzielnie przejść. Drepczę w miejscu, co może być znakiem, że czas na odwrót i poszukanie innej drogi.
Powodem mojej frustracji jest brak możliwości utrzymania się z własnej twórczości, której poświęciłem większość życia. Istnieje taka ikona artysty, który na jakiejś górze albo w piwnicy tworzy wbrew wszystkim niepowodzeniom, po czym umiera z głodu. Mnie taka wizja nie pociąga. Wydaje mi się być skrajnie nieadekwatna do współczesnych czasów. Osobiście mam wielu kolegów i koleżanek, którzy z powodu braku zainteresowania ich twórczością, porzucili zawód artysty na korzyść innych profesji. W moim przypadku zaistniał jednak pewien paradoks. Polega on na tym, że regularnie jestem zapraszany do udziału w wystawach do miejsc, które powszechnie uznawane są za istotne dla kultury, a mimo to nie mogę traktować tego jako sposobu na utrzymanie. Trwałem w przeświadczeniu, że jeszcze rok, dwa i może ten finansowy aspekt się zmieni. Minął rok pierwszy, rok drugi, trzeci, dziesiąty i rozsądek każe mi zweryfikować własne nadzieję. Chęć do tworzenia, której mi nie brakuje, nie ma tu większego znaczenia.
Z satysfakcją mogę jednie stwierdzić, że nie zapadałem jeszcze na gruźlicę, albo inną romantyczną chorobę, spowodowaną wycieńczeniem organizmu. Mam się całkiem dobrze, bo jestem w stanie zarabiać pieniądze w inny sposób, również poza Akademią Sztuk Pięknych, która zatrudnia mnie na pół etatu. Temat zarobków polskich naukowców, to osobna historia i powód do żartów kolegów z innych krajów.






SAMORZĄDOWCY - Ja | utwór z płyty wydanej przez ArtBazaar Records, klip: Maciej Salamon







SAMORZĄDOWCY w wersji komercyjnej | muzyka: Adam Witkowski, głos: Maja Witkowska

Prawda jest taka, że aby tworzyć, trzeba mieć za co, albo mieć przynajmniej czas, który jak wiadomo - łatwo przeliczyć na pieniądze. Gdyby bazować na funduszach z honorariów i budżetów na produkcje ekspozycji, to można by równie dobrze nic nie robić. Często pracuje się jedynie za zwrot kosztów podróży i nie mówię tu wcale o jakiś domach kultury na prerii, ale o największych państwowych instytucjach w Polsce. Dochodzi czasem do naprawdę kuriozalnych sytuacji – kiedyś na przykład musiałem zapłacić podatek za honorarium z wystawy, którego nigdy nie dostałem.
Składa się to wszystko w proste, czteroliterowe pytanie: „po co?”. Chęci to jedno, a rozsądek drugie. Jest taki film Grupy Azorro, na którym panowie siedzą przy aparacie telefonicznym i wysłuchują propozycji wzięcia udziału w „bardzo prestiżowej wystawie”. Polecam zobaczyć!Znakomicie opisuje rzeczywistość, z jaką w większości mierzą się polscy artyści.
Ze swoimi pytaniami trafiłeś w moment, w którym ja naprawdę nie wiem, co dalej.

No dobrze… To ile sprzedałeś prac w ciągu ostatnich pięciu lat?

W całej swojej artystycznej karierze sprzedałem jeden film do kolekcji CSW w Toruniu. Trzy obrazki malowane smołą sprzedałem Tobie, jeden Krzyśkowi (Masiewiczowi), jeden malutki obrazek na aukcji rok temu. Mogę do tego doliczyć jeszcze rysunek sprzedany na aukcji charytatywnej na rzecz Instytutu Sztuki Wyspa, ale te pieniądze oczywiście nie trafiły do mnie. Nie wiem ile ręcznie rysowanych płyt Samorządowców udało się sprzedać w ArtBazaar Records?



jedna z 66 ręcznie rysowanych okładek do płyty Samorządowców

Sprzedaliśmy na razie 18 ręcznie rysowanych okładek….

O! To jest lepiej niż myślałem! Cieszę się! Czyli zbliżamy się do momentu, kiedy płyta na siebie zarobi. Więc ewentualny zysk jest jeszcze przede mną.
Jeśli dodać do tego wszystkiego film, którego jestem współautorem, kupiony przez Muzeum w Bytomiu, to jest to już pełna lista moich „sukcesów” komercyjnych. Można sumę z tych dochodów podzielić przez ilość miesięcy np. od daty kiedy skończyłem studia, chociaż nie czuję aby to była właściwa cezura. Daje to średnio 75 złotych miesięcznie.

A co z grantami, stypendiami? Są przecież różne alternatywne sposoby utrzymywania się z działalności kulturalnej...

Tak, zgadza się. Trzeba też przyznać, że nie jest z tym tak źle w naszym kraju. Rozmawiałem wczoraj z kolegą, który żyje pomiędzy Izraelem a Polską. Twierdzi, że tam zupełnie nie wspiera się projektów kulturalnych.
Jest jednak pewna pułapka, w którą można wpaść przy korzystaniu wyłącznie z takiego wsparcia. Artysta staje się rzemieślnikiem wykonującym „artystyczne zlecenia”. Traci przez to niezależność myślenia i nie dopuszcza do ryzyka. Wydaje mi się, że tam gdzie wszystko jest opisane, wyliczone z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem - sztuka nie czuje się za dobrze. Za wymyślenie terminu Grant Art chętnie przyznał bym własną nagrodę! Zadziwiające, ilu artystów można przypisać do kręgu Grant Art'u... począwszy od tych, którzy kompletnie nie mają pomysłu na to, co chcą robić i chętnie wykonają cokolwiek w ramach ustalonych odgórnie wytycznych, a skończywszy na tuzach takich Brian Eno, robiący jakieś koszmarne rzeczy w fontannie przy okazji Kongresu Kultury we Wrocławiu. Ja mocno wierzę, że sztuka potrzebuje spontaniczności. Musi być trochę eksperymentem dokonywanym na sobie. Oczywiście możliwa jest „realizacja ciekawego dzieła” na zamówienie, ale praca wyłącznie w ten sposób, prowadzi do wynaturzenia. Przyznam, że nie jestem święty w tym względzie. Nie raz uczestniczyłem w jakimś „projekcie” tylko ze względu na kasę i miłe towarzystwo. Stąd moja wiedza o zagrożeniach, jakie z tego wynikają.
Zasady wolnorynkowe, zakładające, że artysta wytwarza dzieło i ktoś je kupuje lub nie, wydają mi się dużo zdrowsze.

To dlaczego nie związałeś się z żadną galerią komercyjną?

Wydawało mi się, że pierwszy ruch powinien wyjść od galerii, która wie, kogo chce mieć w swojej „stajni”. Czekałem cierpliwie, no i nic. Doszedłem do wniosku, że chyba to, co robię nikogo nie interesuje, jest jakieś krzywe i garbate. Zacząłem uważać, że problem tkwi we mnie. Wtedy przyszła nominacja do Spojrzeń 2011 i pomyślałem, że może jednak się mylę, że przypadkiem się tam przecież nie dostałem. Postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce i zaproponować współpracę kilku galeriom. Efektem był brak efektu - nie dostałem nawet odpowiedzi na maile, nawet od autorespondera. A wiem, że dla żadnej z osób do których pisałem, nie jestem postacią anonimową.
Kiedyś popełniłem tekst, który potem znalazł się w wydanym przez Was przewodniku. Pisałem, e ze względu na kompletny brak sygnału zwrotnego z rynku sztuki, zaczynam podejrzewać, że go w ogóle nie ma, że jest jakimś mitem, w który wszyscy uporczywie wierzą. Przezabawne było wtedy zestawienie na jednej stronie tekstu mojego z tym, co napisał Wilhelm Sasnal.

Pamiętam, że gdy pisaliśmy "Przewodnik kolekcjonera sztuki najnowszej”, Bogna Świątkowska powiedziała mi, że Ty masz trochę inne spojrzenie na rynek sztuki niż to, które my znamy. Dla mnie to było wielkie zaskoczenie, bo my tu o rekordach Sasnala, Bujnowskiego, nowych projektach Althamera - a tu nieznana nam rzeczywistość. Ale później przeczytałem opracowanie jakiejś fundacji nowojorskiej, z którego wynikało, że średni dochód nowojorskiego artysty to niespełna 30 tysięcy dolarów. Średni, więc ci wielcy rynku mocno zawyżyli średnia zarabiając miliony. Także to nie polska specyfika...

Nie ma w tym nic dziwnego, inaczej oznaczałoby to, że „artysta”, jest najbardziej dochodowym i bezpiecznym zawodem na świecie. To rozwarstwienie i zróżnicowanie cen dzieł sztuki jest chyba podstawą funkcjonowania ich rynku.
Nie wszyscy twórcy to gentelman'i i czasami rozmawiamy między sobą o pieniądzach. Zadziwiające jest, jak wielu ma dokładnie takie same wątpliwości jak ja i jak wielu dotyka taka sama frustracja. Przyjemność bycia w elitarnym klubie sprawia, że wciąż obrabiamy to poletko, choć z finansowego punktu widzenia jest to samobójstwo. Może dlatego, że nie ma innej profesji, która tak bardzo pielęgnuje egocentryzm. To mocno uzależnia. Ten świat wygląda jednak niesamowicie tylko od strony fasady. Dobrym przykładem jest tegoroczne rozdanie nagrody Spojrzenia – przed Zachętą rozciągnięto jakieś czerwone dywany, ustawiono świetlne szperacze i tym podobne gadżety, a wszyscy nominowani wraz z komisją weszli i wyszli po cichu od drugiej strony budynku. Ładnie się to mieni i błyszczy, ale tworzy kompletnie nieprawdziwy obraz.



jedna z 66 ręcznie rysowanych okładek do płyty Samorządowców

Zakładając hipotetycznie, że wygrałbyś Spojrzenia 2011…. Myślisz, że zmieniłoby to coś w Twoim życiu artystycznym? Ja mam wrażenie, że to konkurs bez większego znaczenia dla kariery, mimo że najważniejszy dla młodych artystów w Polsce. Nagroda Turnera to to nie jest, co zresztą pokazują poniekąd późniejsze losy laureatek i laureatów…

Takie gdybanie nie ma sensu. Jest jak jest. Fajnie, że Konrad dostał tą nagrodę, sam mu kibicowałem. Bardzo cieszyłem się z nominacji i w ogóle nie myślałem o zwycięstwie. Nie śledzę też losów poprzednich laureatów. Bez wątpienia nawet taki jednorazowy zastrzyk gotówki jest pożądanym zdarzeniem. Nie mam wątpliwości, że prawdziwym sukcesem jest utrzymanie tego zainteresowania. W pojedynkę trudno uzyskać ten efekt. Poza tym, że dzieło powinno być interesujące, to musi się jeszcze komuś, poza samym artystą, opłacać.
Zgadzam się, że Turner Prize ma się nijak do Spojrzeń. Świadomość tego, czym jest sztuka, też jest zupełnie inna niż w Wielkiej Brytanii. Podejrzewam, że tam fundatorzy nagrody nie obnosili by się z niechęcią do współczesnej „nieprzedstawiającej” sztuki, nawet za kulisami. Tym bardziej śmieszne są te transplantacje do Polski realiów wszelkich dodatków – czerwonych dywanów i telewizyjnego show. Trzeba jednak od czegoś zacząć i chyba należy zwyczajnie wybaczyć te pierwsze pokraczne kroki w kierunku wzorców zachodnich.

A może Twoim problemem jest to, że mieszkasz i tworzysz w Gdańsku – w mieście bez komercyjnej galerii z prawdziwego zdarzenia i bez większych kolekcjonerów?

Takie stwierdzenie w prosty sposób zwalniało by mnie z odpowiedzialności za własny los.
Wydaje mi się, że jestem w stanie zlokalizować źródło mojej porażki. Myślę, że problem polega na zbyt częstym zmienianiu medium i obiektu zainteresowań. Niektórzy nazywają to brakiem konsekwencji. Raz pracuję z Anką, a raz sam, raz zajmuję się malarstwem, fotografią albo instalacją, innym razem dźwiękiem. W samych działaniach audio mam strasznie duży „rozstrzał”. Z punktu widzenia rynkowego to niedobrze. Wiem o tym, ale nie chcę kalkulować i odmawiać sobie robienia rzeczy, które mnie w danym momencie interesują. Kiedyś mój kolega i nauczyciel powiedział coś takiego: „żeby sztuka się sprzedawała, to musi zdychać na oczach widzów”. To niezbyt jasne choć dosadne stwierdzenie oznaczy, że rynek oczekuje od artysty bycia mniej więcej przewidywalnym. Jeśli robisz filmy i zdjęcia z facetami w czarnych butach, to rób je nadal, jeśli rzeźbisz z gumy do żucia, to zajmuj się wyłącznie tym, ewentualnie możesz czasem nagrać wideo z gumą do żucia w roli głównej. Tak jak w każdym innym sektorze rynku - „obrandowany” produkt jest bardziej „chodliwy”. Nie często akceptuje się wariatów, którzy działają w poprzek tej zasady.
Mieszkanie w Gdańsku też na pewno nie ułatwia sprawy. Nie ma co udawać, że Polska nie dzieli się na Warszawę i resztę kraju, chociaż sami warszawiacy w to nie chcą wierzyć. Z Warszawy można co najwyżej wyjechać, ale żeby być zauważonym, najpierw trzeba być docenionym w stolicy. Tak to działa. Jeżeli nie ma się kogoś, kto dba o twoje interesy w centrali, to trzeba się w niej pojawiać osobiście i to maksymalnie często. Żaden mail nie zastąpi rozmowy w cztery oczy – to oczywiste! A więc znów – trzeba mieć na to pieniądze, czas, etc...
Gdańsk, jako model miasta leżącego na prowincji wypada fatalnie. Nie ma tu absolutnie żadnej galerii komercyjnej zajmującej się sztuką współczesną. Nie ma i obawiam się, że nie będzie przez najbliższe 20 lat. Powód jest prosty – poza samymi artystami i kilkoma producentami kultury, brakuje osób zainteresowanych sztuką. Nie ma więc ludzi, których było by stać na zakup dzieł sztuki. Nie ma popytu - nie ma podaży.
Od kilku lat odbywa się jedynie praca u podstaw, próba zmiany nastawienia społeczeństwa do kultury. Są takie festiwale jak Narracje albo Streetwaves, których głównym założeniem jest to aby „sztuka wyszła na ulicę”. Dobrze, że coś się dzieje, ale to jeszcze lata świetlne od standardów, nawet tych warszawskich. Te festiwale wyglądają troszkę jak festyny, takie „mydło i powidło”, w którym brak pogłębionej refleksji nad czymkolwiek.







spot reklamowy z muzyką Adama Witkowskiego

Władzom miejskim niestety marzy się ciągle „gród nad Motławą”, zamiast nowoczesnego miasta, a sam Gdańsk jest obciążony trudnym do zniesienia dziedzictwem Solidarności. Wszyscy wiemy jak wygląda Rok Miłosza albo Rok Chopina - my tu mamy Eon Solidarności, takie midasowe przekleństwo – niemal wszystko, co się robi, nabiera wymiaru politycznego.
W to, że są jacyś kolekcjonerzy – szczerze wątpię. Nie mają się skąd rekrutować. Potencjalni kupcy przyjeżdżają do nas jedynie na wakacje.

A o co chodzi z tym tekstem: „Pierdole! W Gdańsku nie robię!"? Rzeczywiście nie chcesz już robić projektów w swoim mieście?

Przy okazji przyznania pewnej lokalnej nagrody, dowiedziałem się jakie poglądy i ambicje mają osoby zasiadające w jury. Pech chciał, że w jego skład weszło chyba z 15 osób, od dziennikarzy, urzędników aż po artystów. Przekrój gdańskiej inteligencji, osoby z którymi trzeba by współpracować, robiąc tu cokolwiek dalej.
Wszystko opisałem na własnym blogu, jeśli ktoś ma ochotę, może tam zerknąć i przeczytać. Nie chcę się powtarzać. Faktycznie nie mam zamiaru realizować tu już niczego, co nie jest muzyką i pedagogiką. Ta moja decyzja straciła jednak swój „dramatyczny wydźwięk” w momencie, kiedy uświadomiłem sobie, że kompletnie nic nie tracę.

A czy nie kusiło Cię, by zostawić w cholerę sztuki wizualne i na poważnie grać muzykę?

Tak o tym nie myślałem, bo sam dźwięk to dla mnie trochę za mało. Nie mam też wrażenia, abym zajmował się muzyką na „niepoważnie”. Codziennie pracuję z instrumentem, nagrywam rzeczy własne i kolegów. Jeśli jednak rozmawiamy o pieniądzach, to wiedz, że problemy z jakimi borykają się muzycy, są chyba jeszcze większe albo może raczej podobne do tych, które opisuję w tym wywiadzie. Przy czym w świecie muzyki, dotyczy to naprawdę wszystkich i to nawet bardzo uznanych nazwisk. Ludzie nie żyją ze sprzedaży płyt, co można jakoś przyrównać do nie sprzedawania dzieł sztuki przez artystów wizualnych. Nagranie płyty, to oczywiście poważne wydatki, które trzeba finansować osobiście lub ze stypendiów. Płyty się co najwyżej zwracają i są raczej dokumentacją aktywności twórców niż źródłem dochodu. Aby się utrzymać muzycy muszą grać niezliczoną ilość koncertów. Muszą zakładać nowe formacje - bo ile razy można zagrać pod tą samą nazwą w tym samym klubie? To z kolei przypomina sytuację, w której artysta wizualny chciałby utrzymywać się z honorariów za wystawy. Sam kiedyś przemierzałem Polskę wszerz i wzdłuż koncertując gdzie się da. Pochorowałem się dość poważnie od tego i niespieszno mi o ponownego zamieszkania w pociągu. Prawdą jest jednak to, że na muzyce udało mi się zarobić o wiele więcej niż na sztukach wizualnych – mówię tu o muzyce do reklam czy do teatru.

Kiedyś często grywałem też na wernisażach. Ludziom jakoś dużo szybciej przychodzi do głowy, aby zapłacić muzykowi za koncert, niż artyście za wystawę. Nie wiem, czemu tak jest.







GÓWNO - Spowiedź Umarłego | www.gownoband.pl

I to chyba dobra puenta naszej rozmowy. Zgodzisz się ze mną?

Niech będzie taka. Dzięki!

Fotografie Pisane Jerzego Lewczyńskiego w Galerii Wymiany

Wczoraj w Galerii Wymiany Józefa Robakowskiego miała premiera wystawa Fotografii pisanych Jerzego Lewczyńskiego. Wystawie towarzyszy album ze zdjęciami pokazujący ten wieloletni projekt artysty. Album będzie dostępny w najbliższą sobotę na Salonie Zimowym.
Poniżej nasza relacja z wystawy.












Wszystkie zdjęcia Jerzy Grzegorski

08 grudnia, 2011

Już w weekend w Warszawie "Salon Zimowy". Czy to zalążek polskich targów sztuki najnowszej?

W lutym 2008 roku pytaliśmy „Kiedy możemy spodziewać się pierwszych Targów Sztuki Najnowszej z prawdziwego zdarzenia w Polsce?”. Odpowiadaliśmy, że raczej nie za szybko i że jeśli pomysł targów sztuki ma w Polsce chwycić, to muszą być to targi sztuki tańszej (co przecież nie oznacza sztuki gorszej).
Czy „Salon Zimowy” (http://www.gdziejestsztuka.pl/) , który odbędzie się w najbliższy weekend w Warszawie, ma szansę stać się zalążkiem targów Sztuki Polsce? (oczywiście w perspektywie kilkuletniej) Naszym zdanie – tak. Dlaczego?
Po pierwsze, w „Salonie Zimowym” weźmie udział zdecydowana większość liczących się galerii w naszym kraju.

Po drugie, będą to targi właśnie sztuki tańszej – wyznaczono górny limit cenowy prac.

Po trzecie, galerie biorące udział w „Salonie Zimowym” podeszły bardzo poważnie do tej imprezy przygotowując naprawdę ciekawą ofertę. Będą zaskakujące debiuty, ciekawe wydawnictwa, edycje prac znanych na całym
świecie artystów – słowem naprawdę warto przyjść w weekend do „Cukrów” na ulicy Ogrodowej 31/35 w Warszawie.
Co konkretnie pokażą galerie? Pełnej oferty jeszcze nie znamy, ale chętnie przekażemy Wam „przecieki”, które zresztą częściowo można znaleźć na Facebooku oraz w mejlingu galerii.

Lokal_30 pokaże m.in. zdjęcia Zuzanny Janin, obrazy i zdjęcia Karoliny Zdunek czy kolaże Mateusza Szczypińskiego. Galeria będzie też sprzedawała książki z Serii Antropologicznej PIW z rysunkami polskich artystów m.in. Pawła Althamera, Mirosława Bałki czy Anny Molskiej.
Fundacja Galerii Foksal pokaże kolaże Anny Niesterowicz, a także zdjęcia Joanny Zielińskiej. Na stoisku FGF będzie można też kupić album Tadeusza Rolke.

Raster na Salon Zimowy przygotował nowe edycje prac Michała Budnego, Agaty Bogackiej, Oskara Dawickiego, Anety Grzeszykowsiej, Zbigniewa Libery i Michała Wasążnika. Będzie też sprzedawał swoje publikacje, na przykład „Warszawę fantastyczną” Pawła Dunin-Wąsowicza.
Galeria M2 [mkwadrat] prezentować będzie m.in. dwa cykle rysunków Grzegorza Sztwiertni: „Rojenia filadelfijskie” oraz „Papier śniadaniowy”, prace na papierze Róży Litwy, płótno Pawła Dunala czy cykl niewielkich prac na płótnie Igora Przybylskiego.

Kolonie przygotowały prace na papierze Magdy Starskiej, niewielkie obiekty i prace na papierze Kasi Przezwańskiej oraz nowe prace olejne na papierze Pawła Śliwińskiego.
BWA Warszawa planuje na Salonie Zimowym debiut młodej artystki z Wrocławia, Kamy Sokolnickiej – przede wszystkim jej bardzo ciekawe kolaże, a także niewielkie obrazy.

Fundacja Archeologii Fotografii sprzedawać będzie najnowszą książkę „Restauracja” Mikołaja Łozińskiego i Julii Staniszewskiej, prace Karoliny Breguły, Krzysztofa Pijarskiego i Tomka Szerszenia, a także reprinty Zofii Chomętowskiej i Zbigniewa Dłubaka.
Morava Books na „Salonie Zimowym” pokaże m.in. dwa najnowsze wydawnictwa – „Wazony” Roberta Maciejuka oraz „Echo Park” Agnieszki Grodzińskiej.

Starter zaprezentuje w weekend
kolaże Agnieszki Grodzińskiej, fotografie Bownika i Michała Grochowiaka, a także prace na papierze Tymka Jezierskiego i Janusza Łukowicza.
Z kolei Leto pokaże litografie Bianki Rolando, kolaże Honzy Zamojskiego i małe obiekty Maurycego Gomulickiego. Będzie też, przygotowana specjalnie na „Salon Zimowy” serigrafia Aleksandry Waliszewskiej.

I na koniec trochę o nas – na naszym stoisku, czynnym niestety tylko w sobotę, będzie można kupić oba photobooki Jerzego Lewczyńskiego (w tym również te z sygnowanymi zdjęciami przez autora) – pierwszą „Archelogię Fotografii” oraz „Fotografie pisane” wydane w tym tygodniu wspólnie z Galerią Wymiany Józefa Robakowskiego. „Salon Zimowy” będzie warszawskim debiutem tego drugiego wydawnictwa.

Będą także płyty z naszego wydawnictwa ArtBazaar Records, zarówno te z unikatowymi okładkami, jak i te z „zwykłych okładkach”. I oczywiście nasze cztery teczki z pracami młodych polskich artystów, również z najnowszą „Tribute to Fangor”.
Zostaje nam tylko zaprosić Was na Salon Zimowy – w najbliższy weekend – od 12 do 19 w „Cukrach” na ulicy Ogrodowej 31/35 w Warszawie.

Zapraszamy!

Na zdjęciach: kolaż Anny Niesterowicz, praca na płótnie Igora Przybylskiego, kolaż Kamy Sokolnickiej oraz zdjęcie Jerzego Lewczyńskiego.