31 marca, 2010

Artzin polE

W poszukiwaniu wydawnictw na półkę kolekcjonera trafilismy na polE. To już piąty numer tego artzina. Najnowszy numer trafił do dystrybucji w połowie marca. Zapytaliśmy wydawców o ich wizję wydawnictwa. Oto ona:

“Jako artzin wydawany własnym sumptem ma być zgodny z zasadą "zrób to sam". Ma być pozwalającym na nieustający proces eksperymentów kanałem bezpośredniej dwukierunkowej komunikacji. polE oparte jest na mówieniu, wydanie każdego numeru powiązane jest z jego prezentacją i opowiadaniem o nim. Kształt zina ulega zmianie zależnie od tego co jest w numerze, a indywidualne pomysły są przekształcane do wspólnej formy. Jak dotąd polE było:

zinem podróżniczo-przygodowym;
zinem końca kryzysu;
zinem późnym wieczorem;
zinem robionym trzęsącymi się rękoma;
najnowszy numer jest zinem poza porządkiem.

Zadrukowane kartki są klejone, zszywane, brudzone, zgniatane, przez co zmuszamy czytelnika do wysiłku - wymagamy podjęcia poważnej decyzji – otwieram (rozdzieram, rozklejam, rozcinam), czytam, oglądam. polE jest zinem materialnym, kinestetycznym, trójwymiarowym i społecznym. Zajmuje się sobą samo i daje się sobą zajmować innym.”

W polU swoje prace publikowali:
Paweł Brylski, Przemek Czubak, Michał Frydrych, Piotr Grabowski, Piotr Kopik, Michał Małolepszy, Marta Słomka, Wojtek Staniewski, Kasia Walentynowicz i Jacek Walesiak.

30 marca, 2010

Sztuka o Marku Rothko na scenie nowojorskiego Broadway'u



Były już filmy o Jacksonie Pollocku (niezapomniana rola Eda Harrisa), o Basqiuat’cie (w reżyserii innego malarza Juliana Schnabela), nieudana próba pokazania geniuszu Gustava Klimta (w tej roli John Malkovich), no i oczywiście słynna „Frida” (z niesamowitymi kreacjami Salmy Hayek i Ashley Judd). W tym właśnie filmie Alfred Molina zagrał partnera Fridy Kahlo, Diego Riverę.
Teraz ten aktor wciela się w postać innego słynnego malarza, Marka Rothko. Jednak nie na planie filmowym, ale na deskach nowojorskiego Broadwayu. Na nowojorskiej scenie, w teatrze Golden Theatre od ubiegłego tygodnia grany jest spektakl Johna Logana „Red”, a jego historię opisuje właśnie New York Times.
Historia opisana w spektaklu jest jedną z bardziej znanych w życiu Marka Rothko, a dotyczy zamówienia (przez architektów Miesa van der Rohe i Philipa Johnsona) prac do restauracji Four Seasons w budynku Seagram w Nowym Jorku. Rothko namalował te prace, ale nigdy ich nie sprzedał do restauracji, bo doszedł do wniosku, że nie tam jest ich miejsce. Na rok przed samobójczą śmiercią, w 1969 roku, podarował je londyńskiej Tate i tam też można je oglądać w specjalnie zaaranżowanej przestrzeni.
Ale nie tylko historia tych prac jest fascynująca. Również, a może przede wszystkim to, że na scenie, możemy oglądać pełen proces przygotowania jednego z tych obrazów „Red Or Maroon”. Oglądamy przygotowanie farb, naciąganie płótna na blejtram. A na samym końcu Alfred Molina (Mark Rothko) i angielski aktor Eddie Redmayne (grający asystenta artysty) szybkimi pociągnięciami pędzla malują obraz na scenie. Codziennie nowy. A wszystko to w znakomicie odtworzonej, jak pisze New York Times, scenografii pracowni artysty na dolnym Manhattanie, gdzie nawet muzyka gra taka, jak u Rothko. Warto też dodać, że Molina nie ma żadnej formalnej edukacji artystycznej i do tej roli szybko musiał się nauczyć malować. Redmayne z kolei skończył historię sztuki na Cambridge, ale też nie malował.
Pozostaje mi tylko tym, co wybierają się w najbliższym czasie do Nowego Jorku polecić wcześniejszą rezerwację biletów na „Red”, a tym, którzy zostają na razie Polsce, przeczytanie tekstu w „New York Times” i czekanie na prawie pewną ekranizację sztuki Johna Logana.
Na zdjęciu: Alfred Molina i Eddie Redmayne na scenie „Red” (za „New York Times”)

27 marca, 2010

Wojtek Bąkowski na płytach

Premiera najnowszego projektu Wojtka Bąkowskiego Niwea o którym pisaliśmy kilka dni temu, skłoniła mnie do zebrania wszystkich ( a może prawie wszystkich) znanych mi wydawnictw muzycznych w jakich brał udział Wojtek Bąkowski.


Najpierw KOT. Najważniejszy i najdłużej realizowany projekt muzyczny Bąkowskiego. Wydawnictwa KOTa to dwa albumy sieciowe „Kły” i „Kwiat” . Dla niezorientowanych albumy sieciowe to takie jakie można za darmo, przy pełnej aprobacie artystów ściągnąć z Internetu. Do obydwu albumów istnieją okładki, są to reprodukcje prac Wojtka.

Pierwsze w pełni profesjonalne wydawnictwo KOTa to wspaniale wydany (ASP w Poznaniu, 2007) digipack z książeczką zawierającą zdjęcia KOTa i teksty. W tamtym okresie obok Bąkowskiego w skład KOTa wchodzili Konrad Smoleński i Piotr Bosacki.

Cała trójka jest właśnie na okładce swojego rodzaju reedycji tej płyty jaka została wydana jako dodatek do Czasu Kultury.


Wojtek Bąkowski gościnnie pojawia się na kilku płytach kompaktowych. Na płycie swojego przyjaciela i towarzysza z Penerstwa – Piotra Bosackiego. Płyta ta zawiera muzykę skomponowaną przez Bosackiego. W książeczce towarzyszącej płycie znajdują się wiersze Wojtka. Wydawcą jest ponownie ASP w Poznaniu i Czas Kultury (2007). Istnieją dwie wersje tej płyty – wersja digipackowa (z książeczką) i jako dodatek do Czasu Kultury (w kartoniku).


Kolejny gościnny występ to płyta Etama Etamskiego wydana przez Qulturap w 2008 roku. Wojtek występuje w utworze Zwiewam.
I na koniec składanka „Exploratory Music from Poland 1”. Jest tu utwór KOTa „Jestem księdzem” (KOT tym razem w trochę odmiennym składzie gdyż Smoleńskiego zastąpił Przemysław Sanecki).


Wszystkie zdjęcia ArtBazaar.

26 marca, 2010

Udany debiut pracy Jakuba Juliana Ziółkowskiego na aukcjach

Udany debiut pracy Jakuba Juliana Ziółkowskiego na aukcjach. Wczoraj na aukcji w londyńskim domu aukcyjnym Christie’s niewielki (36x30 cm) obraz Jakuba sprzedał się za 6 tysięcy funtów (26 tysięcy złotych). Estymacja tego obrazu wynosiła 3-5 tysięcy funtów. Praca pochodziła z pierwszej wystawy Ziółkowskiego w reprezentującej go Hauser&Wirth, która odbyła się jesienią 2006 roku w Londynie. Nie sprzedał się natomiast szkic Wilhelma Sasnala.


W tym roku Ziółkowski nareszcie pokaże swoje prace w Polsce. W maju we wrocławskiej BWA, a we wrześniu w warszawskiej Zachęcie. Szersza publiczność będzie miała też poznać go w przyszłym roku, ponieważ to właśnie Jakub zaprojektował plakat do przyszłorocznego Festiwalu Ludwiga van Beethovena (w tym roku, przypomnijmy, plakat jest autorstwa Marcina Maciejowskiego).
Na zdjęciu: Jakub Julian Ziółkowski, Bez tytułu, 2006.

23 marca, 2010

Spotkanie promocyjne "77 dzieł sztuki z historią" już w poniedziałek 29 marca

Zapraszamy Was już w najbliższy poniedziałek, 29 marca o godzinie 19, do Kawiarni Numery Litery (ulica Wilcza 26) w Warszawie na premierę naszej najnowszej książki "77 dzieł sztuki z historią. Opowiadania zebrane". Spotkanie poprowadzi Piotr Kosiewski, historyk i krytyk sztuki. Wśród gości oczekujemy dwójki artystów, którzy napisali historie swoich prac do książki – Karola Radziszewskiego i Krzysztofa M. Bendarskiego. Bardzo serdecznie Was zapraszamy. Jeśli ktoś jeszcze nie czytał, o czym jest nasza książka „77 dzieł sztuki z historią”, zapraszamy tutaj. Jeśli ktoś już czytał, to dodam tylko, że tym razem zajęliśmy się nie kolekcjonowaniem sztuki, ale opowieści o sztuce. Niektóre historie czyta się naprawdę z zapartym tchem. Serdecznie polecamy. Książkę będzie można kupić w przyszłym tygodniu w księgarniach w całej Polsce,

77 dzieł sztuki z historią – spotkanie promocyjne
czas: 29.03.10, g. 19.00
miejsce: Kawiarnia Numery Litery
ul. Wilcza 26, Warszawa

22 marca, 2010

Praca Jakuba Juliana Ziółkowskiego na aukcji w Christie's w Londynie

Na czwartkowej aukcji (25 marca – Contemporary Art) w londyńskim Christie’s po raz pierwszy licytowana będzie praca Jakuba Juliana Ziółkowskiego. Niewielki (wymiary 36x30 cm) obraz pochodzi z okresu wystawy tego artysty w londyńskiej galerii Hauser&Wirth w październiku 2006 roku. Jego estymacja jest stosunkowo niska – 3-5 tysięcy funtów (13-21,5 tysiąca złotych), zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że na Armory Show w Nowym Jorku prace Jakuba sprzedały się błyskawicznie za dużo wyższe ceny. Jak się sprzeda ta praca na aukcji? – zobaczymy. Na tej samej aukcji kupić też można również niewielką (21x30 cm) pracę wykonaną tuszem na papierze Wilhelma Sasnala z 2002 roku. Jej estymacja to 2-3 tysiące funtów (8,5-13 tysięcy złotych).
A wracając do Ziółkowskiego, to obecnie w Londynie można obejrzeć inną, jego niezwykłą pracę. Do 9 maja na wystawie „Library of Babel/In and Out of Place” w 176 Zabludowicz Collection
pokazywana jest słynna „Wielka bitwa pod stołem”, najbardziej chyba znany obraz artysty z Roztocza. Praca ta należy właśnie do wielkich brytyjskich kolekcjonerów Anity i Poju Zabludowicz.
Na zdjęciach: Jakub Julian Ziółkowski, Bez tytułu, 2006; Wilhelm Sasnal, Bez tytułu, 2002.

21 marca, 2010

Promocja monografii "Krzysztof M. Bednarski - Pasaż przez Sztukę"

W ubiegły poniedziałek w CSW Zamek Ujazdowski miała miejsce prezentacja najnowszej książki z serii Monografia Rzeźbiarzy Polskich – „Krzysztof M. Bednarski - Pasaż przez Sztukę” autorstwa Maryli Sitkowskiej. Książka jest wspaniale wydana i bardzo ciekawie zaprojektowana. Więcej o samej publikacji wkrótce, dziś krótka relacja z promocji książki w której Maryla Sitkowska opowiada o całym przedsięwzięciu.

17 marca, 2010

Między granicami - o wystawie Piotra Żylińskiego

Recenzje Alka Hudzika z oglądanych wystaw zyskują coraz większe grono czytelników. Zapraszamy do stałego śledzenia Artbazaar Art Diary. Dziś tekst Alka wyjątkowo u nas bo wystawa Piotra Żylińskiego w Stereo jest naprawdę znakomita a Piotr Żyliński to bardzo ciekawie zapowiadający się artysta.

Całą historię trzeba zacząć od tego, że niezbyt napięty artystycznie harmonogram warszawskiego weekendu postanowiłem zastąpić maratonem po poznańskich galeriach. Trzy godziny pociągiem z Warszawy i odnajduję inną artystyczną rzeczywistość, która z każdym krokiem, każdą wystawą wydaje się coraz ciekawsza. Może to wielkość Poznania i ilość mieszkańców sprawiają, że świat artystyczny wydaje się bardziej zorganizowany, życzliwy. Z galerii do galerii przechodzi się w podobnym składzie. Składzie, warto zaznaczyć, licznym- frekwencje na wernisażach były dla mnie bardzo miłym zaskoczeniem.

Na starcie wspomnianego maratonu stanąłem u progów Galerii Stereo. Dwa niewielkie pokoje z aneksem zostały oddane do dyspozycji poznańskiego artysty Piotra Żylińskiego. Zeszłoroczny absolwent Intermediów zabiera nas w podróż w głąb historii, romantycznych mitów, nierzeczywistości. Temat wydaje się znany i wałkowany w nieskończoność, ale jak mawia klasyk- ”znaleźć temat łatwa sprawa, trzeba jeszcze wiedzieć co z nim zrobić”.

Wystawę otwiera krótki film- artysta gra na skrzypcach, z głośników płynie Ave Maria. Nic dziwnego, że wszyscy wchodzą w wystawę z poważną miną- praca to wyciskacz łez. Ładny, miły, ułożony chłopiec gra piękny utwór, skrzypce i muzyka powodują, że widz czuje się jak na koncercie klasycznym, gdzie głośno mówić nie wypada. Dopiero przypatrując się dziełu, możemy zauważyć że grzeczny uczniak wcale na skrzypcach nie gra, a obraz markującego ruchy artysty jest podłożony pod dźwięk utworu. I tu zaczyna się zabawa. Wczuliśmy się w atmosferę, poczuliśmy rozrzewnienie, albo zażenowanie z taniego wzruszenia i w momencie uświadomienia sobie całej mistyfikacji zostajemy z tego uczucia obdarci. Widzimy jak artysta zagrał nam na nosie. Gombrowiczowsko „upupiony” chłopiec jest tu pewną symboliczną figurą. Żyliński obnaża obłudę powagi sceny, jednocześnie będąc tym, który dostarczył nam jej na początku.

Idziemy dalej- a tam kolejne zaskoczenie. Jako pierwszy w oko wpada lightbox z dziwnym pejzażem, trochę jak z romantycznych obrazów Camille Corot czy Caspara Davida Friedrich. Dopiero w drugim odruchu zauważmy, że na lightboxie coś się porusza, a w trzecim już wiemy, że patrzymy na film. Wpatrujemy się na złamaną wierzbę w pochmurny dzień gdzieś na granicy polsko niemieckiej. Robi się coraz patetyczniej, wyczuwamy już niemal namacalnie Polskość i wzruszenie, by w jednym momencie chrząknięcie artysty przerwało całą tę sielankę. To znowu psuje nam szyki, każe się zastanowić nad zależnością odbioru dzieła od pierwszego wrażenia, to co na początku wydaje się nam sielanką okazuje się nie tyle kpiną, od której stara się stronić Żyliński, ile refleksją nad oddziaływaniem dzieła, nad granicą tego co poważne i tego co zabawne. W pracy te strefy są kompletnie zmiksowane. Ten melanż pogłębiony jest jeszcze uśmiechem w stronę narodowych romantyzmów, polskiego i niemieckiego. Niejasna granica między nimi, usytuowana gdzieś za wierzbą, pryska z jednym kichnięciem artysty, który de-romantyzuje pejzaż.
Pozornie dziwnym elementem wystawy jest praca The Perfect Love, duża czarna skrzynia, która w pierwszym momencie może wydawać się pokraczną designerską ławką, za szeroką i zbyt niską, zbyt poważna i dostojna żeby na niej siadać. Srebrne uchwyty mówią nam jednak że przedmiot ten musi mieć inne zastosowanie, widzimy katafalk. Ale dla czego taki szeroki? Tu pomaga nam tytuł „The Perfect Love”, nawiązujący do pracy Felixa Gonzaleza-Torresa „The Perfect Lovers”. Dwa zegary wybijają czas identycznie co do sekundy, idylliczna miłość jest perfekcyjna w każdym detalu aż do katafalku. Ten moment, który rozpracowuje Żyliński. Katafalk jest pusty, przygotowane na dwa ciała miejsce nigdy nie spełni swojej funkcji. Śmierci doświadczamy samotni, żaden obrządek nie przewiduje podwójnej trumny, ostatecznie pozostajemy sami. Bardzo kontekstualna praca wiąże się z motywem śmierci perfekcyjnych kochanków, tak często kończących swój literacki żywot we wspólnej mogile.
Oglądając opisywane prace ciągle towarzyszy nam szum wody- jego źródło pozostaje jakby na uboczu wystawy, schowane w malutkim aneksie, który zapewnia niezwykły, bardzo osobisty, kontakt z dziełem. Praca nosi tytuł „Zepsute Korzenie”, to wideo przedstawiające wyrwane zęby w dentystycznym zlewie, opłukiwane przez wodę. Jak większość wideo Żylińskiego i to jest krótkie, kręcone z jednego ujęcia, bardziej malarskie niż filmowe. Artysta powraca do filmu, którego rolą jest poszerzanie i doprecyzowanie języka malarstwa. Sam artysta mówi o pracy w kontekście zębów jako symbolu nieszczęścia wyjętego z sennika. Mi ta praca nasuwa trochę inne skojarzenia, w zderzeniu z wystawą korzenie stają się symbolem historii sztuki, bo to ją bierze na warsztat Żyliński . Pokazuje nam sytuacje niezręczne, na granicy powagi i śmiechu. Nieufnie podchodzi do tego co zostało już w sztuce dokonane, analizuje ją przedstawiając sytuacje, które wprawiają nas w zakłopotanie, demaskuje je, paradoksalnie wprowadzając nas w jeszcze większe zakłopotanie.


Na zakończenie wideo, które pojawia się co jakiś czas na ścianie, a na nim artysta z przerażoną miną płaczliwym głosem wypowiada słowa „boję się”. Tym razem nie widać cienia żartu, wszystko jest poważne, jakby ostatnie stwierdzenie wbrew wcześniejszym pracom przekraczało granice śmiechu i powagi opowiadając się po stronie zadumy, refleksji nad tym, co możemy zobaczyć w galerii.

Wystawa Piotra Żylińskiego to tylko kilka minimalistycznych dzieł, cztery prace wideo i makieta katafalku, wszystkie wycyzelowane, wypolerowane do sedna swojego sensu, bez zbędnych detali, szczegółów. Artysta pokazuje jak niezwykle symboliczny potrafi być minimalizm we współczesnym świecie cytatów. Niewielkie prace niosą w sobie duży i czytelny ładunek znaczeń. Mnie ta forma porywa, bo jest coś fascynującego w lapidarnym języku Żylińskiego, który tak precyzyjnie trafia do odbiorcy. Pierwszy etap poznańskiego maratonu dobiegł końca. Pozostaje tylko zachęcić wszystkich do wycieczki na wystawę.

Aleksander Hudzik

16 marca, 2010

Kolekcja Susan i Michaela Hortów - edycja 2010 (w relacji Wojtka Wilczaka z Nowego Jorku)

Co roku w czasie targów Armory Michael i Susan Hortowie pokazują część swojej kolekcji entuzjastom sztuki najnowszej. Wbrew pozorom, jest to przedsięwzięcie bardzo skomplikowane. Kurator Simon Watson spędza kilka miesięcy zastanawiając się nad koncepcją nowej ekspozycji, mając do wyboru ponad 2.000 dzieł sztuki, zarówno tych starszych, jak i tych swieżo kupionych. Średnio około 95% ekspozycji zostaje co roku zmienione. Najmniej interwencji kuratora jest wsród prac w sypialni – wiszą tam ulubione dzieła Michaela i Susan. Targi Armory odbywają się na początku marca, ale już na początku stycznia w rezydencji Hortów zdejmowane są stare prace i odbywa się malowanie ścian, aby były gotowe na przyjęcie nowej wystawy. Ta jest instalowana do końca lutego. Jest to naprawdę spore zakłócenie życia rodzinnego Hortów, zważywszy, że rezydencja jest stale pełna jest członkow rodziny, włączajac dziesiątkę wnuków. Ale pasja kolekcjonerska i chęć pokazania swej kolekcji są silniejsze od niedogodności związanych z instalacją wystawy.
Prace powieszone w foyer są ważne. Są to pierwsze prace które widzą goście po wyjściu z windy jadącej bezpośrednio do apartamentu. W tym roku wisi tam siedem obrazów Matthiasa Dornfelda.

Ten srebrny pasek na lewo od obrazu Dornfelda, to praca Duńczyka Olafura Eliassona wbudowana w scianę.
Pare kroków dalej Simon umieścił dwie duże prace Thomasa Ruffa.Jedna z nich jest dosyć mocna, zważywszy że po mieszkaniu biega dziesięcioro wnuczat. Susan mówi, że nie ma problemu; dzieciom dawno już objaśniono anatomię ludzkiego ciała, także praca ich nie szokuje. Raczej nie budzi zainteresowania.
Simon Watson powiesilłRuffa obok fotorealistycznych rysunków Evana Gruzisa, niedawnego absolwenta Hunter College na Manhattanie. Chodzi o kontrapunkt pomiędzy barwną fotografią, a czarno-białym, fotorealistycznym rysunkiem. Evan jest wśród zwiedzających, młody chłopak w dredach z czarnym tuszem na dłoniach, ogromnie szczęśliwy, że Hortowie wybrali jego cztery prace do salonu. Jest też oczywiście ulubiony Andre Butzer.A czy ktoś potrafi znaleźć zdjęcie autorstwa Cindy Sherman wśród rodzinnych fotografii?
W tym roku u Hortów nie ma malarstwa polskiego. Ale są nowe nabytki z Klużu z Rumunii. Obrazy Mircei Suciu są pełne zarówno spokoju, jak i niepokoju. Nie jest to wbrew pozorom tryptyk, tylko pomysł Simona Watsona, aby połączyć tragizm obozu koncentracyjnego z obrazem żołnierza w hitlerowskim mundurze zapalającego świeczki na choince.
W tym roku w penthousie wisi dziesięć obrazów Matta Chambersa. Są wielkie, od podłogi do sufitu, ale w styczniu Hortowie mieli ich tylko siedem. Simon powiedział, że potrzebuje jeszcze trzy, by wypełnić ściany i te trzy się pojawiły. W salonie jest też seria 95 fotografii Paula McCarthy,opisujących przyjęcie, które wyrwało się spod kontroli uczestników. Na dole, przy wyjściu, w tym roku wiszą ogromne obrazy Jonathana Meese i Helmuta StallertsaWychodzimy, bo pojawiły sie ogromne tłumy i cieżko robic zdjęcia, a nawet się przecisnąć. Michael Hort miał rację, kiedy doradził, by przyjść bardzo wcześnie – 15 minut przed otwarciem. Później w apartamencie było już pewnie 500 osób. Po takich wrażeniach artystycznych nawet zwykła nowojorska ulica wygląda jak kadr z filmu „Taksówkarz”.
Do następnego roku!

Wojtek Wilczak

15 marca, 2010

Z półki kolekcjonera – „77 dzieł sztuki z historią”

Już wkrótce na półki księgarń trafi przygotowana przez nas publikacja „77 dzieł sztuki z historią”. Pomysł na tę książkę jest po części wynikiem bardzo ciepłego przyjęcia „Przewodnika Kolekcjonera Sztuki Najnowszej” a w szczególności tej części gdzie zaproszone przez nas osoby opowiadały o reprezentowanych czy też posiadanych kolekcjach i ulubionych pracach. W trakcie spotkań promocyjnych czy też w rezultacie licznych rozmów, jakie prowadzimy w ramach naszej artbazaarowej działalności usłyszeliśmy dziesiątki kolejnych, na tyle pasjonujących, iż postanowiliśmy podzielić się nimi z innymi.
„77 historii...” to tym razem efekt kolekcjonowania historii a nie obiektów sztuki.

Obiekt sztuki sam w sobie jest celem podziwu i admiracji i wydawałoby się, że nie trzeba szukać dodatkowych obszarów jego odbioru. Skończony przez artystę, oddany publiczności zaczyna „działać” i oddawać nam zaklęte w sobie pokłady emocji. I tak też się dzieje w przypadku większości dzieł sztuki. Czasami jednak pewne wydarzenia w trakcie jego powstawania czy też późniejszego życia w sferze publicznej przynoszą dodatkowe emocje poprzez które, odbiór danego działa dostaje nowego wymiaru. Czasami ten nowy wymiar jest na tyle silny że staje się równoprawnym partnerem w „dialogu” z odbiorcą.

Historie towarzyszące pracom artystycznym, nadają im nowego wymiaru. Poznajemy dzięki nim artystów, historię, ludzi, czasy i wydarzenia, jakich świadkami były dzieła sztuki. Dla miłośników sztuki często te historie są równie ważne jak same prace, one budują związki emocjonalne z oglądanymi pracami, sprawiają że być może przeciętne prace stają się perłami w kolekcji.

W książce znajdziecie różne historie, wśród nich takie jak te opowiadające o tym gdzie i kiedy artystyczna niemoc dopadła Wilhelma Sasnala? Jak i dlaczego Zuzanna Janin przygotowywała się do walki z Przemysławem Saletą? W jaki sposób Wojciech Fangor zarobił na swoje pierwsze mieszkanie? Który z klasyków polskiego malarstwa zatytułował jedną ze swoich prac Gówno trąbi na zakręcie? Wśród autorów i bohaterów opowiadań składających się na niniejszy tom m.in. Magdalena Abakanowicz, Paweł Althamer, Krzysztof Bednarski, Tymek Borowski, Piotr Bosacki, Edward Dwurnik, Wojciech Fangor, Wojciech Fibak, Tadeusz Kantor, Jarosław Modzelewski. Józef Robakowski, Wilhelm Sasnal, Konrad Smoleński, Marek Sobczyk, Andrzej Starmach, Magda Starska, Leon Tarasewicz, Iza Tarasewicz, Andrzej Wróblewski, Ryszard Woźniak, Jakub Julian Ziółkowski.

Premiera 29 marca.

Więcej informacji na temat książki można znaleźć tutaj.


„77 dzieł sztuki z historią „
P. Bazylko, K. Masiewicz
Wydawca: 40 000Malarzy i Fundacja Bęc Zmiana
cena: 36 PLN
isbn 978-83-928864-9-5
isbn 978-83-929527-7-0

12 marca, 2010

„Modernologie” Artyści współcześni badają nowoczesność i modernizm relacja z MSN

W Muzeum Sztuki Nowoczesnej trwa wystawa „Modernologie”. Pokazywaliśmy już wkład dzieci i ich zdanie na temat modernizacji warszawskiej Rotundy. Dziś czas na samą wystawę. Zapraszamy

11 marca, 2010

Niwea, Relaxy i Dawid Bowie

Dzisiaj listonosz przyniósł mi najnowszą, ale też i pierwszą płytę Niwea. Za projektem tym stoi Wojtek Bąkowski i Dawid Szczęsny. Płyta zbiera świetne recenzje (w Machinie i Przekroju) u nas na półkę trafia jako obiekt artystyczny i muzyczny.

Najpierw kwestie artystyczne – wszystkie zdjęcia stanowiące szatę graficzna wydawnictwa są autorstwa Wojtka. Tu dla mnie lekkie zaskoczenie gdyż są one bardzo minimalistyczne i zdecydowanie odbiegają od jego poprzednich produkcji artystycznych no ale to w końcu jest Niwea a nie Wojtek Bąkowski. Cały czas jak patrzę na okładkę płyty (lekko srebrzystą) to przypominają mi się moje buty z podstawówki – srebrne Relaxy i jak bym jej nie oglądał to czuje już ciepło w stopy i w … sercu. Dlaczego? Dużo to nawiązań do lat 80tych, głównie w warstwie tekstowej, chociażby słuchając Generała Hermaszewskiego. Po pierwszym przesłuchaniu to mój ulubiony utwór. Zresztą swoją treścią przypomina mi piosenkę Dawida Bowie „Space Odity” (…this is Ground Control to Major Tom…). Nie wiem czy to dobrze jak debiutancka płyta przypomina Relaxy i Dawida Bowie ale warto ją spróbować. Polecamy!

10 marca, 2010

Rzeźba Piotra Uklańskiego stanie w centrum handlowym IKEA (... w Moskwie)

Rzeźba Piotra Uklańskiego przed sklepem IKEA? Tak, to możliwe… Ale niestety nie w Polsce, tylko w Rosji.
„The Art Newspaper” podała właśnie, że IKEA właśnie planuje zamówienie wielkich rzeźb u polskiego artysty (do niedawna noszącego miano „najdroższego”) Piotra Uklańskiego, finalisty Turner Prize, Szkota Jima Lambie oraz duńskiego artysty mieszkającego w Berlinie, Jeppe Heina. Mają one stanąć w 2012 roku przed wielkim (jak pisze TAN, „wielkości portu lotniczego”) kompleksem Mega Teply Stan pod Moskwą.
Planowana jest gruntowna przebudowa tego kompleksu zakupowego, tak by odwiedzający mogli tam spędzić cały dzień. IKEA chce połączyć „kulturę, handel i rozrywkę” i te zamówione prace mają być częścią tego projektu.
Skąd wziął się pomysł? Otóż pracujący dla IKEA Simon Dance z biura architektonicznego Simon Dance Design zafascynował się wystawą wielkich rzeźb w Sudley Castle w Wielkiej Brytanii w 2007 roku. A kuratorem tego projektu była ex-dyrektor Gagosiana Mollie Dent-Brocklehurst, która teraz pracuje dla narzeczonej Romana Abramowicza, Daszy Żukowej, właścicielki moskiewskiego Garage Centre for Contemporary Culuture.
Jeppe Hein, który kiedyś był asystentem samego Olafura Eliassona, chce naprzeciwko budynku zbudować z luster labirynt o długości 300 metrów i wysokości 24 metrów. Uklański wielką rzeźbę z metalu, która będzie widoczna z 16-pasmowej autostrady okalającej centrum handlowe. A Lambie nową wersję pracy Secret Affair, która była wystawiona właśnie w Sudley w 2007 roku, a później w szkockim Edynburgu. Oprócz prac tej trójki artystów pojawi się na pewno praca rosyjskiego artysty. A być może jeszcze ktoś. Kto to będzie – poczekamy do 2012 roku.
Na zdjęciu IKEA w Mega Teplym Stanie przed przebudową oraz „edynburska” wersja pracy Jima Lambie



09 marca, 2010

Oskar Dawicki otrzymał nagrodę Arteonu za 2009 rok

Oskar Dawicki, warszawski artysta performer, twórca firmów wideo i instalacji, członek grupy Azorro, został jedenastym laureatem dorocznej nagrody poznańskiego miesięcznika „Arteon”.
„ Oskar Dawicki na polskiej scenie sztuki współczesnej działa już kilkanaście lat. W swojej twórczości odświeża formułę performance, wyrywając tę dziedzinę ze skostnienia, w jakie stopniowo popadała ona w ciągu ostatnich dekad. Oskar Dawicki uważnie komentuje i punktuje mechanizmy współczesnego świata sztuki, stawiając pytania dotyczące statusu współczesnego artysty. Należy także zauważyć jego aktywność w ramach grupy Azorro. W ostatnich dwóch latach Dawicki zrealizował wiele prac, które potwierdzają jego dojrzałość artystyczną – napisało jury (Anna Markowska, Marcin Berdyszak, Jarosław Denisiuk, Łukasz Ronduda oraz Piotr Bernatowicz [bez prawa głosu]) w uzasadnieniu wyboru Dawickiego.
Laureatami Nagrody „Arteonu” byli dotychczas Marek Sobczyk (1999), Józef Robakowski (2000), Milan Knižak (2001), Jan Berdyszak (2002), Józef Szajna (2003), Mariusz Dąbrowski (2004), Kamil Kuskowski (2005), Jarosław Kozakiewicz (2006), Rafał Jakubowicz (2007) i Basia Bańda (2008).
Do nagrody nominowano w tym roku 22 artystek i artystów: Kubę Bąkowskiego, Wojciecha Bąkowskiego, Krzysztofa Bednarskiego, Piotra Bosackiego, Olafa Brzeskiego, Marka Chlandę, Oskara Dawickiego, Wojciecha Doroszuka, Wojciecha Dudę, Romana Dziadkiewicza, Jarosława Flicińskiego, Łukasza Jastrubczaka, Annę Konik, Pawła Książka, Macieja Kuraka, Zbigniewa Liberę, Natalię LL, Jana Mioduszewskiego, Aleksandrę Ska, Zdzisława Sosnowskiego, Magdę Starską, Piotra Wysockiego i grupę Sędzia Główny.
Oskarowi bardzo serdecznie gratulujemy!
Na zdjęciu, Oskar Dawicki, Hommage to Bruce Lee (Raster), 2003

08 marca, 2010

Armory 2010 – czyli Better Safe than Sorry

Zapraszamy na już tradycyjną relację Wojtka Wilczaka z targów Armory w Nowym Jorku.

Pomimo niedawnych śnieżyc, które zasypały Nowy Jork trzydziestoma centymetrami śniegu, targi Armory 2010 odbyły się przy wiosennej pogodzie. Większość śniegu już stopniała, ludzie ubrani do figury, wiosna w powietrzu, a przy Pierze 94, gdzie pokazywana jest sztuka najnowsza, stoi półgodzinna kolejka po bilety. Jest sobota, przedostatni dzień targów.

Porządkowi nawołują ze przy Pierze 92 nie ma kolejki, ale nikt się nie rusza. Ale my idziemy, a z Pieru 92 po stalowych schodach przechodzimy do Pieru 94, zadowoleni ze zyskaliśmy pół godziny. Od razu widać, ze targi nie będą złe. Twarze wyrzeźbione w książkach Wima Bothy są całkiem ciekawe.

Robimy listę galerii, które nas interesują, i idziemy do galerii Planu B z Kluju. Są tam już kolekcjonerzy Michael i Susan Hort. Michael mówi ze jego zdaniem targi w tym roku są bardzo dobre. Galerzyści starają się znaleźć zloty środek na wybrniecie z kryzysu, i postawili na malarstwo. Dobre, solidne malarstwo. Organizatorzy targów obniżyli nieco ceny stanowisk, a galerzyści przywieźli dobra ofertę. Ceny trochę niższe niż na szczycie bańki, ale nie dramatycznie. Raczej są możliwości targowania. Mało jest wideo i rzeźby awangardowej, ale w niepewnych czasach stawia się na rzeczy pewne.

Michael Hort mówi mi ze w dniu otwarcia pierwsze kroki skierował do galerii Hauser&Wirth, gdzie wiszą cztery obrazy Jakuba Juliana Ziółkowskiego.





Niestety, były już sprzedane. Michael mówi ze szkoda, bo chętnie by je kupił mimo cen USD 17.000-45.000 za obrazy od 40x32 cm do 170x114 cm. Ma już ok 20 obrazów Ziółkowskiego kupionych po dużo niższych cenach, wiec obecne ceny go nie odstraszają, mimo ze według niego są „zwariowane”.

Hauser&Wirth sprzedał tez duży obraz Sasnala „Tokyo” za USD 100,000. Niestety, już go zdjęli, wiec zdjęcia nie ma. Ale do nabycia jest jeszcze jeden obraz Sasnala „Spanner X” (70x55 cm) za USD 55.000.


Galeria Perrotin z Paryża ma dużą prace bez tytułu Piotra Uklanskiego (185x135x50cm, tworzywo sztuczne, pigment, aluminium). Kosztuje USD 140.000, i nadal wisi.


Idziemy do osobnej sekcji Targów nazwanych Focus Berlin. Galeria Johnen powiesiła na dwóch ścianach etykiety zapałczane Roberta Kusmirowskiego w cenach od 2.500-3.000 Euro za 3 lub 4 etykiety.

W przedostatnim dniu targów sporo było jeszcze etykiet Kusmirowskiego do nabycia dla kolekcjonerów sztuki (lub filumenistów).

Parę metrowy dalej galeria carlier/gebauer postawiła na Tomka Kowalskiego. Postawiła, bo wynajęła na Armory 2010 dwa stoiska – jedno zwyczajne, a w drugim (Focus Berlin) zainstalowała solowa wystawę obrazów i obiektów Tomka. Ryzyko się opłaciło – wystawa została wyprzedana na pniu. Co jest sporym powodem do radości – targi w tym roku mimo ze jakościowo dobre, pod względem sprzedaży są tylko „takie sobie” wg mojego nieformalnego sondażu czterech czy pięciu galerzystów. Trochę lepsze, niż 2009, ale tylko trochę. Wygląda na to ze Ziółkowski i Kowalski (oraz ich galerzyści) mogą się cieszyć z Armory 2010. Tym bardziej, ze odbyły się wstępne rozmowy na temat reprezentacji Tomka Kowalskiego przez poważne galerie z Nowego Jorku i z Los Angeles.

Poniżej zdjęcia wyprzedanych obrazów i obiektów Tomka Kowalskiego: (60x40, bez tytułu, akwarele na papierze, euro 4,000), (190x160cm, bez tytułu, 16.000 euro), (widok instalacji), (olej na sklejce, 3.500 euro).




Gwoździem programu Tomka w stoisku carlier/gebauer był największy obraz (bez tytułu, 170x220 cm, olej na płótnie, sprzedany za 19.000 euro).


Obydwa duże obrazy Tomek namalował specjalnie na Armory 2010.

I to prawie wszystko, jeśli chodzi o polskich artystów na Armory 2010.

Nie sprzedał się obraz Rafała Bujnowskiego w galerii Jiri Svestka (USD 8.000).

Nie widziałem prac Elsnera, Adacha,Tokarskiego czy Budnego, artystów, których prace były pokazywane przez galerie niemieckie na poprzednich targach Armory.

Wydaje się ze kryzys powoduje darwinowska selekcje na rynku sztuki – galarzysci obstawiają na „pewne konie”. Niektórzy wygrywają, a inni – nie bardzo.

Wygrała na pewno nowojorska galeria White Cube, sprzedając ogromny obraz Damiena Hirsta „Skull with Glass of Water” (230x150cm, olej na płótnie) za 3 miliony dolarów



Publiczność zachwycały fotorealistyczne obrazy Helnweina w stoisku Friedman Benda New York (detal).


Wielkie obrazy Davida Schnella sprzedawały się dobrze za 200-300.000 USD.


Odbitki kolaży Daniela Gordona z Brooklynu tez znajdowały nabywców w galerii Claudii Graeffin za USD 5.000-7.500. Były to serie trzech odbitek (plus 1 autorska) i na każda było 20-30 chętnych...





A w stoisku Lissen Gallery Anish Kapoor pozwolił wszystkim oglądającym targi Armory zobaczyć swoje wydłużone nieco odbicie w szczerym zlocie (ale do góry nogami, co moim zdaniem doskonale odzwierciedla obecna sytuacje gospodarcza i polityczna świata...).

Anish Kapoor, złocona stal nierdzewna, 140x120x30 cm.


Na tym trochę zwariowanym tle świata sztuki naprawdę wypada się cieszyć sukcesami Ziółkowskiego i Kowalskiego.

Wyprzedać cale wystawy na Armory 2010 nie było łatwo, bo w niepewnych czasach kupujący stawiają na jakość, i selekcja jest ostra.

Targi Armory 2010 pokazały w których artystów rynek sztuki naprawdę wierzy kiedy przychodzi płacić rachunki za stoisko.

Wojtek Wilczak